– Co się
stało, hyung?
– Dlaczego
tyle spaliście?
– Co zrobiłeś
Jeonghanowi hyungowi?
Zalała mnie
lawina pytań. Starałem się je ignorować, ponieważ pierwsze musiałem zająć się
własnymi potrzebami. Nie miałem ochoty czekać, aż woda na herbatę się zagotuje,
temu też sięgnąłem po najbliższy kubek stojący na blacie. Prawdopodobnie był
wcześniej przez kogoś używany, ale teraz był to mój najmniejszy problem.
Podstawiłem go pod kran i nalałem sobie trochę wody, wypijając ją niemalże
jednym haustem. Czułem jak moje wszystkie połączenia w strukturze wypełniają
sie podejrzaną euforią, jak gdybym wprowadził ją razem z wodą.
Zaśmiałem się
do siebie, zupełnie zapominając, ze nie jestem sam i mogło to być nader
dziwaczne. Jak gdybym oszalał. A rzeczywiście oszalałem.
– Udało mi się
wejść w strukturę Jeonghana – powiedziałem, a zabrzmiało to bardziej tak, jak
gdybym się pochwalił. – Muszę się przewietrzyć – oznajmiłem, spoglądając w górę,
jak gdybym wpadł na jakiś znakomity pomysł.
Wyszedłem z
kuchni i porwałem kurtkę Jeonghana – miałem nadzieję, że się nie obrazi, w
końcu przystanął na mój układ dotyczący eksperymentu, temu też wydawało się, że
możemy mieć wszystko wspólne.
– Pójdę z nim, jakby co – usłyszałem za sobą głos Jihoona.
Jeszcze tylko jego brakowało.
Na mojej
twarzy pojawił się jednak fałszywy uśmiech. Kiedy tylko wyszliśmy z domu,
poszedłem w stronę głównej ulicy. Mocny uścisk Jihoona zaciągnął mnie jednak w
przeciwną stronę. Nie protestowałem i pozwoliłem mu bawić się w porywacza.
Obudziłem się dopiero wtedy, kiedy ten mały agresor porządnie przywalił mi
pięścią. Gdybym był w pełni trzeźwy, a moje ciało nieotumanione jeszcze
niedawnym dryfowaniem po dwóch strukturach, na pewno bym się aż tak nie
zachwiał. Jihoon wyglądał na zadowolonego, kiedy musiałem podeprzeć się o
ścianę nieznajomego budynku. Moje dłonie aż zaświeciły swoją bladością, kiedy
styknęły się z pomarańczową ścianą.
– Wszystko w porządku? – spytałem z przekąsem, choć
sytuacja bardziej wymagała tego, aby on mnie o to zapytał.
– Nie. Oddaj
kurtkę. Nie jest twoja.
– Czyli
dostało mi się za to, że na chwilkę pożyczyłem sobie kurtkę? – prychnąłem.
– Przejrzyj na
oczy. Chyba wciąż jesteś w transie, hyung. Chcesz wykończyć każdego z nas po
kolei.
Spojrzałem na
niego jak na szaleńca. Tyle, że to ja nim tutaj byłem, z dziwnym uśmieszkiem
przyklejonym do twarzy, zagubieniem w oczach i na chwiejnych nogach. Jihoon
jedynie patrzył na mnie z nienawiścią w oczach, która niwelowała nawet jego
defekt wzrostu.
– Jasne. I do
tego chcę wysadzić całą dzielnicę V. Humanoidy są uczciwe. To wgrano nam na samym
początku – zdjąłem kurtkę i rzuciłem w jego stronę. Przeszły mnie dreszcze,
ponieważ nadal byłem przesiąknięty ciepłem łóżka i kołdry długowłosego.
– Co zrobiłeś
Jeonghanowi hyungowi?
– Czy Jeonghan
opowiadał wam o możliwości zaglądania w swoją strukturę? – postanowiłem zacząć
od początku.
– Pytałem cię
o coś.
– Odpowiedz
pierwszy, bo nie wiem, czy mnie zrozumiesz.
Jihoon ładniej
złożył kurtkę Jeonghana, wyraźnie się wahając. Nie rozumiałem dlaczego całe
jego pokolenie miało problem z odpowiedzią na pytania, które raczej drastycznie
nie zmienią jego życia – pierwsze Jeonghan i jego numer, a teraz on.
Skrzyżowałem
ręce na piersi, by wyglądać nieco groźniej a jednocześnie próbując pozbyć się
natarczywych dreszczy. Ostatnio robiło się coraz chłodniej.
– Coś
wspominał – mruknął.
– Regeneracja,
czyli taki długi sen, jest właśnie tym efektem ubocznym, spowodowanym natłokiem
informacji, które już w sobie posiadamy. Jeonghan zgodził się przeprowadzić ze
mną eksperyment, który ma celu potwierdzenie tezy, że każdy najstarszy humanoid
z danego pokolenia ma taką umiejętność – i w jego przypadku się to sprawdziło –
wytłumaczyłem jak najspokojniej w danej chwili potrafiłem. Miałem ogromną
ochotę oddać Jihoonowi i poważnie rozważałem tę decyzję.
– Co miałeś na
myśli mówiąc, że udało ci się wejść w jego strukturę?
– Mingyu,
humanoid z mojego pokolenia, spytał mnie kiedyś, czy jest to możliwe.
Przypadkowo udało mi się udowodnić, że rzeczywiście jest – przykucnąłem na
moment, ponieważ powróciły zawroty głowy. W tym momencie wyglądałem na bardzo
chorego i rzeczywiście miałem ochotę zwymiotować na buty Jihoona.
– W takim
razie dlaczego nie obudził się razem z tobą? – humanoid szukał tylko okazji, by
po raz kolejny dowieść, że wcale nie jestem niewinny i chcę ich zniszczyć.
– Może
potrzebuje więcej czasu? – zasugerowałem. – Ja czasami potrzebuję dwóch dni, a
skoro Jeonghan nie zrobił tego ani razu odkąd przeprowadziliście się do Miasta,
nie jest przyzwyczajony.
– Coś mi tutaj
śmierdzi. I to bardzo nieładnie – zmarszczył nos. – Żadne z nas nigdy o niczym
podobnym nie słyszało.
– Jeonghan wam
o tym nie opowiadał, ponieważ nie miał ku temu dobrej okazji, skoro nawet nie
próbował wejść w swoją strukturę.
– A może
zaczekasz, aż on się obudzi i sam wszystko wytłumaczy? Proszę cię, nie mów za
niego ponieważ doskonale wiesz, że jakoś trudno mi uwierzyć we wszystkie twoje
słowa.
Jihoon kopnął
mnie lekko nogą, przez co, wciąż kucając, straciłem równowagę. Tym razem
naprawdę się zdenerwowałem, prędko się podniosłem i oddałem mu, nie zważając na
to, że mógł być ode mnie słabszy. A nie był – jego pierwszy cios był naprawdę
mocny. U każdego w przypływie gniewu siła wzrastała kilkukrotnie.
Rzucił kurtkę
Jeonghana na pobocze i dość dotkliwie kopnął mnie w chorą łydkę – doskonale
przecież znał mój najczulszy punkt – i ponownie uderzył w twarz, kiedy byłem
omamiony poprzednim bólem. Próbowałem go szarpnąć za ramię, by mieć nad nim
przewagę, ale wciąż mi umykał, więc zaatakowałem go podobnie jak on mnie,
uderzając parę razy pod rząd. Skóra w niektórych miejscach nieładnie się
zaczerwieniła, a nawet lekko uszkodziła – Jihoon nie mógł mieć z tym jednak
żadnego problemu, u zdrowego modelu wszystko się za chwilkę zagoi.
Chwyciłem go i
z całej siły cisnąłem na ścianę irytująco pomarańczowego budynku, jednocześnie
chwytając jego nadgarstki.
– Złość
piękności szkodzi – zażartowałem. – A poza tym za chwilkę przyjdzie Lab na
kontrolę by zobaczyć, co tak rozjuszyło ich humanoida. Daj mi znać, kiedy
poczujesz blokadę w siatce intelektualnej – zajdę do waszego okienka po
karteczkę z wezwaniem o stawienie się pod bramą V.
– Doświadczony
– odparł z przekąsem, próbując się wyrwać. Nie zamierzałem go jednak puszczać,
póki jego i mój oddech się nie uspokoją. – Przecież Lab dał nam wolną wolę i
może ją blokować jedynie wtedy, kiedy nagrywamy program, by przypadkowo nie
zepsuć ich scenariusza.
– Oj Jihoon,
ty wciąż żyjesz złudzeniami – przewróciłem oczami. Drugi humanoid chyba mnie
zignorował, jak gdyby wciąż unikał prawdy ode mnie. A mogłem mieć znacznie
więcej doświadczenia, ponieważ sam pchałem się, by sforsować pewne
ograniczenia.
– Co takiego
narobiłeś?
– Przestałem
brać pożywki – pochwaliłem się.
– A sam przed
chwilą mówiłeś, jakie to humanoidy są uczciwe...
– To był
eksperyment i zakończył się tym, że o mało co nie przestałem istnieć.
Teoretycznie mnie już nie ma na tym świecie.
– Czyli nie
wszystkie humanoidy są takie grzeczne, jakby się zdawało? – spytał, a
zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
– Niektórzy
mają pewne defekty.
Skoro Jihoon
miał skrępowane ręce, udało mu się mnie jedynie porządnie kopnąć w brzuch.
Znudziło mi się trzymanie go przy rażącej ciepłem ścianie, więc mu oddałem tak,
by się cofnął na kilka kroków.
– Na przykład
ty masz w sobie pewne pokłady agresji – zauważyłem. – A humanoidy zostały
stworzone tak, by być do siebie nastawione po przyjacielsku. Ja ciągle coś
kombinuję i działam wbrew zasadom Lab-u. Jesteśmy niemalże tacy sami, może
zawrzemy sojusz?
– Jeszcze
czego.
Dopiero kiedy
niewielkie uszkodzenia Jihoona zaczęły się goić, powoli wracaliśmy do domu.
Żadne z nich nie mogło się dowiedzieć, że coś między nami zaszło. Po tej
niewielkiej bójce nie czułem się ani wygranym ani przegranym, ale z pewnością
było mi lepiej. Jihoon musiał jednak uważać – jeżeli zechce powtarzać to
częściej, Lab zaraz się zainteresuje. Nie żebym się o niego martwił, ale kiedy
tylko zerkną w jego siatkę czy strukturę, jednocześnie ja będę miał problem.
– Dzięki za
ponowne rozwalenie mi łydki – mruknąłem do niego. Znów mnie bolała, ale na
szczęście nie na tyle, bym znów kulał.
– Ależ proszę.
Ja tobie chcę podziękować za uszkodzoną twarz.
Uszkodziłbym
mu ją ponownie, ponieważ zdążyła się już zregenerować. Mały, wredny, wściekły,
głupi szczęściarz.
*
Jisoo najpierw
się zdenerwował, kiedy układałem na śpiącym Jeonghanie moje malutkie wyroby
origami, ale kiedy dołączył się do mnie Seungkwan, dał nam spokój. Obserwując
długowłosego, zauważyłem, że podczas regeneracji w ogóle się nie poruszył.
Ciekawiło mnie, czy nadal dryfuje wśród swoich połączeń i jak widział moje
zniknięcie. Zamierzałem być przy nim ciągle, przeprowadzając obserwacje.
Spokojnie i w
miarę zrozumiale opowiedziałem chłopakom o naszym eksperymencie. Nie rzucali
się tak bardzo jak Jihoon, ale również mieli trochę za złe, że uszkodziłem Jeonghana. A wcale tak nie było
– testowałem to przecież na sobie.
Patrzyli na mnie spode łba, dlatego ja też podejrzanie zerkałem na Seungkwana,
który chyba postanowił mi uwierzyć, skoro przyszedł do mnie i pomagał mi w
ozdabianiu Jeonghana. Mieli cudowną książką origami, którą przypadkowo wynieśli
z Lab-u – nie mam pojęcia, jak im się to udało. Nie wierzyłem im, że są tacy
sprytni – czasami w sklepie można było trafić na coś tak atrakcyjnego, ale w
dzielnicach mieszkało dość dużo humanoidów i ciężko było zdobyć to dla siebie. Gdybym
ja przyniósł coś takiego chłopcom, Vernon i Mingyu mogliby w końcu spróbować
zaprzestać swoich rutynowych bójek. Momentami doprowadzały mnie do szału.
Jeonghan
zbudził się pod wieczór, zrzucając wszystkie origami, które miał poustawiane na
twarzy. Gdybym umiał składać kwiatki, moglibyśmy mu stworzyć coś w rodzaju nagrobku,
zbudowanego z pościeli. Akurat piłem wtedy herbatę i zamarłem z kubkiem przy
ustach, kiedy długowłosy zawiesił na mnie wzrok, po czym i tak zacisnął
powieki, by uspokoić rozszalałą siatkę. W tym momencie modliłem się jedynie o
to, by żaden Jisoo, Seokmin, Seungwan albo Jihoon nie przyszli na inspekcję.
Tak samo jak
ja miałem w zwyczaju, poderwał się z łóżka i oparł jedną ręką o ścianę, by
drugą zakryć oczy i próbować pozbyć się zawrotów głowy.
– Wszystko w
porządku? – spytałem.
– Tak, tak –
odparł cicho i uspokoił mnie gestem dłoni.
– Udało się
nam – uśmiechnąłem się bardziej do siebie.
– To nie było
planowane.
– Nie, ale...
Musimy zrobić to ponownie. Przestraszyłem się i uciekłem.
– Ile spałem?
– zignorował mnie.
– Około dwóch
dni. Ale słyszałeś mnie? Musimy to powtórzyć.
– Byle nie
zbyt szybko – ugasił mój zapał. – Nie dam rady się skupić, a co dopiero wejść.
To był dla mnie niemały szok. Poza tym u ciebie jest tak chłodno – widziałem z
daleka twoje błękitne połączenia.
– Wlazłem do
ciebie naprawdę przypadkowo – tłumaczyłem się, choć Jeonghan o nic mnie nie
obwiniał. – Czułeś coś?
– Nic. Ale
widziałem twoje przepływające myśli.
– Ja twoje
również.
– Przyniósłbyś
mi coś do picia? – spytał, z powrotem siadając na łóżku i przecierając twarz
dłońmi. Podałem mu swój kubek – był prawie pełny. Jeonghan spojrzał sceptyczne
wpierw na niego a potem na mnie, ale go przyjął i wypił wszystko do dna.
– Zauważyłeś,
że zrobiliśmy coś o czym nikt do tej pory nie miał pojęcia? – zapytałem
poważnie, jednak zaraz na moją twarz wpełzł uśmiech i oboje trochę się
pośmialiśmy. Jeonghan na szczęście nie zachowywał się jak szaleniec, tak jak
ja, kiedy się obudziłem z regeneracji.
Kiedy
długowłosy wyszedł z pokoju, starałem się jak najrzadziej pokazywać w kuchni
czy salonie. Jeonghan opowiedział im wszystko i wmówił im, że naprawdę zgodził
się na taki eksperyment i nic mu nie zrobiłem. Jedynie Jihoon sądził, że udało
mi się go omamić i sprawić, że będzie mówił co tylko mu rozkażę. Podsłuchałem
ich rozmowę pod pokojem niskiego humanoida, ostatnio bardzo dobrze mi szło
zakradanie się pod uchylone drzwi.
Czasami
wybierałem się na krótkie, samotne spacery po dzielnicy V. Póki najmłodsze
pokolenie miało wolne od nagrywania nie musiałem się zbytnio martwić, że ktoś
spyta mnie, dlaczego z nimi mnie nie ma, ale mimo to starałem się unikać
tutejszych mieszkańców. Poszedłem nawet na ruiny, gdzie znalazł mnie Seungkwan.
Obejrzałem każdy centymetr tamtego miejsca by odpowiedzieć sobie na pytanie,
jakim cudem się tutaj znalazłem. Spędziłem tam niemalże dwa dni, ponieważ
Jeonghan nie chciał powtórzyć naszego eksperymentu, a ja nie zamierzałem na
niego naciskać. Bezsensownym wydawało mi się zaś wchodzenie w głąb struktury
samemu, odkąd odkryłem coś takiego.
Najmłodsi
chłopcy z V przestali się mną tak interesować, skoro przebywałem wśród nich już
niemal dwa tygodnie. Stałem się zwyczajnym, nudnym dodatkiem. Niekiedy
siedziałem przy brzoskwiniowej ścianie i liczyłem na to, że przesiąknę jej
kolorem, ponieważ nie mogłem się włóczyć i nawet nie miałem już na co czekać.
Plany odnalezienia wszystkich pierwszych humanoidów z poszczególnych pokoleń
były bezużyteczne na obcym terenie – Jeonghan nie zamierzał się angażować w to
tak bardzo jak ja. Musiałem wrócić do siebie i działać na ziemi, którą
doskonale znam.
Przebywając
nielegalnie w innej dzielnicy, żyjąc w wiecznym strachu, że ktoś wyda mnie
Lab-owi, zauważyłem, jakie nasze życie jest nudne. Żyjemy tylko i wyłącznie
programami, a złudne wyczekiwanie na wolne dni potęguje tylko niecierpliwość i
niepewność, czy aby sobie o nas nie zapomnieli. W Lab-ie powgrywali nam mnóstwo
bezużytecznych informacji dotyczących nowych zainteresowań, którymi moglibyśmy
się zająć, jeżeli spełnialibyśmy właściwą rolę – jeżeli bylibyśmy sprawni do
wykonywania tego, do czego nas stworzono – bycia płodnymi, choć sztucznie
wytworzonymi mężczyznami, którzy pomogą gromadzie kobiet, otaczającej mury
Miasta. Skoro jest ich tyle, dlaczego nie było nam dane poznać chociaż jednej?
Pracownicy Lab-u się nie liczą, ponieważ wszyscy wyglądają niemalże identycznie
w tych swoich sterylnie białych wdziankach.
Dziwny,
pozornie szczęśliwy traf dał mi zasmakować czegoś innego, a skoro już
spróbowałem, zachciało mi się jeszcze więcej. Lab nieświadomie nas torturował,
wpierw podarowując nam setki informacji, które mogą się nam przydać, po czym zamykając nas w świecie, który nie
odpowie nam na mnożące się pytania czy nie pozwoli zobaczyć tego obrazu, który
pozostał nam w głowie podczas wgrywania różnych elementów wiedzy. Zupełnie jak
gdyby nie potrafił zrobić tego dopiero później, kiedy okaże się, że której z
nas jest płodne i zdolne do wykonania swojego przeznaczenia.
*
Jihoon jak
gdyby czytał mi w myślach i pewnego dnia, kiedy wróciłem ze spacerku po
pożywki, na który wybrałem się z Seungkwanem, oznajmił, że wie już, jak mogę
wrócić do dzielnicy H.
Zebraliśmy się
całą szóstką w salonie, zupełnie tak jak ja i moi chłopcy przy stole w kuchni,
kiedy ostatnim razem wymyślaliśmy, na czym będzie polegać „Najsłabsze ogniwo”.
– W Mieście
jest tylko jedna Hala – sprostował. Kiwnęliśmy zgodnie głowami. Wiele
humanoidów rozważało taką opcję, że wszystkie programy nagrywane przez
pokolenia z poszczególnych dzielnic spotykały się w tym jednym miejscu. –
Seyngcheol hyung – zwrócił się do mnie. – Musisz spróbować jak najdokładniej
opisać, jak ty widzisz Halę. Jeżeli pokryje się to z naszymi opisami, będziemy stuprocentowo
pewni, że Hala jest tylko jedna.
– Może na samym
początku powiedz nam, czy kiedykolwiek nagrywaliście z którymś pokoleniem z obcej
dzielnicy? – zaproponował Jeonghan. – Słyszałem, że Lab mówi wtedy, że zabierają
nas w miejsce, gdzie nagrywa przeciwna drużyna.
– Przed „Najsłabszym
ogniwem” nagrywaliśmy z najmłodszym pokoleniem z dzielnicy P. Poza tym nic więcej
– przygryzłem wargę. – I do tego to oni przyjeżdżali do nas – dodałem.
– Czyli jest dobrze,
ponieważ będziemy mieć pełny obraz Hali widzianej tylko i wyłącznie oczami mieszkańca
dzielnicy H – Jihoon skrzyżował palce, kładąc ręce na stole.
Piłem herbatę bardzo
małymi łyczkami, bojąc się odstawić kubek, by nie pokazać im, jak drastycznie zmienił
się wyraz mojej twarzy, kiedy to usłyszałem – Jihoon bez zawahania powiedział, że
jestem z dzielnicy H? Czyżby w końcu przejrzał na oczy? Dodatkowo jego ton był nader
spokojny, czyżby idealnie grał na potrzeby sytuacji? W końcu opracowywaliśmy plan,
jak się mnie stąd pozbyć.
Starałem się jak
najdokładniej opisać Halę, próbując nie pominąć żadnych istotnych szczegółów. Jihoon
pytał nawet o rozmieszczenie grafenowych ekranów w studio czy ilość ślepych uliczek,
które teraz kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z uroczą scenką Mingyu i Wonwoo.
Jisoo przyniósł mi nawet długopis i znalazł prawie pustą stronę w gazecie, byśmy
mogli sobie wszyscy to rozrysować. Większość moich wspomnień pokrywała się z tym,
co mówili chłopcy z V. Hala była tylko jedna – oto wrota, prowadzące zarówno do
mojego domu jak i innych miejsc, które nie będzie dane nam poznać.
Aby wrócić do dzielnicy
H, musiałem niepostrzeżenie przemknąć przez właściwy korytarz Hali, po drodze nie
wpadając na żadną kamerę czy zabezpieczenie. Niemożliwe. Najmłodsze pokolenie z
V miało jeszcze dwa dni wolnego – po tym czasie będą oczekiwać kolejnego oświadczenia.
Oto nasz jedyny
plan a także jedyna możliwość.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTaak...wiecej Jihoona...blagam...kocham tego czlowieka...maly skurwiel 💖
OdpowiedzUsuńTwój Fanfic jest świetny! <3 Codziennie wchodzę i sprawdzam czy jest nowy rozdział, proszę nie poddawaj się w polskiej wersji, bo jest to naprawdę perełka w morzu polskich FF! <3 Mam nadzieję, że nie zapomnisz o nas, bo czekamy na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuń