13.3.16

WIGH: Żyjąc złudzeniami | 9 dzień w trzeciej dzielnicy

– Co się stało, hyung?
– Dlaczego tyle spaliście?
– Co zrobiłeś Jeonghanowi hyungowi?
Zalała mnie lawina pytań. Starałem się je ignorować, ponieważ pierwsze musiałem zająć się własnymi potrzebami. Nie miałem ochoty czekać, aż woda na herbatę się zagotuje, temu też sięgnąłem po najbliższy kubek stojący na blacie. Prawdopodobnie był wcześniej przez kogoś używany, ale teraz był to mój najmniejszy problem. Podstawiłem go pod kran i nalałem sobie trochę wody, wypijając ją niemalże jednym haustem. Czułem jak moje wszystkie połączenia w strukturze wypełniają sie podejrzaną euforią, jak gdybym wprowadził ją razem z wodą.
Zaśmiałem się do siebie, zupełnie zapominając, ze nie jestem sam i mogło to być nader dziwaczne. Jak gdybym oszalał. A rzeczywiście oszalałem.
– Udało mi się wejść w strukturę Jeonghana – powiedziałem, a zabrzmiało to bardziej tak, jak gdybym się pochwalił. – Muszę się przewietrzyć – oznajmiłem, spoglądając w górę, jak gdybym wpadł na jakiś znakomity pomysł.
Wyszedłem z kuchni i porwałem kurtkę Jeonghana – miałem nadzieję, że się nie obrazi, w końcu przystanął na mój układ dotyczący eksperymentu, temu też wydawało się, że możemy mieć wszystko wspólne.
Pójdę z nim, jakby co – usłyszałem za sobą głos Jihoona.
Jeszcze tylko jego brakowało.
Na mojej twarzy pojawił się jednak fałszywy uśmiech. Kiedy tylko wyszliśmy z domu, poszedłem w stronę głównej ulicy. Mocny uścisk Jihoona zaciągnął mnie jednak w przeciwną stronę. Nie protestowałem i pozwoliłem mu bawić się w porywacza. Obudziłem się dopiero wtedy, kiedy ten mały agresor porządnie przywalił mi pięścią. Gdybym był w pełni trzeźwy, a moje ciało nieotumanione jeszcze niedawnym dryfowaniem po dwóch strukturach, na pewno bym się aż tak nie zachwiał. Jihoon wyglądał na zadowolonego, kiedy musiałem podeprzeć się o ścianę nieznajomego budynku. Moje dłonie aż zaświeciły swoją bladością, kiedy styknęły się z pomarańczową ścianą.
Wszystko w porządku? – spytałem z przekąsem, choć sytuacja bardziej wymagała tego, aby on mnie o to zapytał.
– Nie. Oddaj kurtkę. Nie jest twoja.
– Czyli dostało mi się za to, że na chwilkę pożyczyłem sobie kurtkę? – prychnąłem.
– Przejrzyj na oczy. Chyba wciąż jesteś w transie, hyung. Chcesz wykończyć każdego z nas po kolei.
Spojrzałem na niego jak na szaleńca. Tyle, że to ja nim tutaj byłem, z dziwnym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy, zagubieniem w oczach i na chwiejnych nogach. Jihoon jedynie patrzył na mnie z nienawiścią w oczach, która niwelowała nawet jego defekt wzrostu.
– Jasne. I do tego chcę wysadzić całą dzielnicę V. Humanoidy są uczciwe. To wgrano nam na samym początku – zdjąłem kurtkę i rzuciłem w jego stronę. Przeszły mnie dreszcze, ponieważ nadal byłem przesiąknięty ciepłem łóżka i kołdry długowłosego.
– Co zrobiłeś Jeonghanowi hyungowi?
– Czy Jeonghan opowiadał wam o możliwości zaglądania w swoją strukturę? – postanowiłem zacząć od początku.
– Pytałem cię o coś.
– Odpowiedz pierwszy, bo nie wiem, czy mnie zrozumiesz.
Jihoon ładniej złożył kurtkę Jeonghana, wyraźnie się wahając. Nie rozumiałem dlaczego całe jego pokolenie miało problem z odpowiedzią na pytania, które raczej drastycznie nie zmienią jego życia – pierwsze Jeonghan i jego numer, a teraz on.
Skrzyżowałem ręce na piersi, by wyglądać nieco groźniej a jednocześnie próbując pozbyć się natarczywych dreszczy. Ostatnio robiło się coraz chłodniej.
– Coś wspominał – mruknął.
– Regeneracja, czyli taki długi sen, jest właśnie tym efektem ubocznym, spowodowanym natłokiem informacji, które już w sobie posiadamy. Jeonghan zgodził się przeprowadzić ze mną eksperyment, który ma celu potwierdzenie tezy, że każdy najstarszy humanoid z danego pokolenia ma taką umiejętność – i w jego przypadku się to sprawdziło – wytłumaczyłem jak najspokojniej w danej chwili potrafiłem. Miałem ogromną ochotę oddać Jihoonowi i poważnie rozważałem tę decyzję.
– Co miałeś na myśli mówiąc, że udało ci się wejść w jego strukturę?
– Mingyu, humanoid z mojego pokolenia, spytał mnie kiedyś, czy jest to możliwe. Przypadkowo udało mi się udowodnić, że rzeczywiście jest – przykucnąłem na moment, ponieważ powróciły zawroty głowy. W tym momencie wyglądałem na bardzo chorego i rzeczywiście miałem ochotę zwymiotować na buty Jihoona.
– W takim razie dlaczego nie obudził się razem z tobą? – humanoid szukał tylko okazji, by po raz kolejny dowieść, że wcale nie jestem niewinny i chcę ich zniszczyć.
– Może potrzebuje więcej czasu? – zasugerowałem. – Ja czasami potrzebuję dwóch dni, a skoro Jeonghan nie zrobił tego ani razu odkąd przeprowadziliście się do Miasta, nie jest przyzwyczajony.
– Coś mi tutaj śmierdzi. I to bardzo nieładnie – zmarszczył nos. – Żadne z nas nigdy o niczym podobnym nie słyszało.
– Jeonghan wam o tym nie opowiadał, ponieważ nie miał ku temu dobrej okazji, skoro nawet nie próbował wejść w swoją strukturę.
– A może zaczekasz, aż on się obudzi i sam wszystko wytłumaczy? Proszę cię, nie mów za niego ponieważ doskonale wiesz, że jakoś trudno mi uwierzyć we wszystkie twoje słowa.
Jihoon kopnął mnie lekko nogą, przez co, wciąż kucając, straciłem równowagę. Tym razem naprawdę się zdenerwowałem, prędko się podniosłem i oddałem mu, nie zważając na to, że mógł być ode mnie słabszy. A nie był – jego pierwszy cios był naprawdę mocny. U każdego w przypływie gniewu siła wzrastała kilkukrotnie.
Rzucił kurtkę Jeonghana na pobocze i dość dotkliwie kopnął mnie w chorą łydkę – doskonale przecież znał mój najczulszy punkt – i ponownie uderzył w twarz, kiedy byłem omamiony poprzednim bólem. Próbowałem go szarpnąć za ramię, by mieć nad nim przewagę, ale wciąż mi umykał, więc zaatakowałem go podobnie jak on mnie, uderzając parę razy pod rząd. Skóra w niektórych miejscach nieładnie się zaczerwieniła, a nawet lekko uszkodziła – Jihoon nie mógł mieć z tym jednak żadnego problemu, u zdrowego modelu wszystko się za chwilkę zagoi.
Chwyciłem go i z całej siły cisnąłem na ścianę irytująco pomarańczowego budynku, jednocześnie chwytając jego nadgarstki.
– Złość piękności szkodzi – zażartowałem. – A poza tym za chwilkę przyjdzie Lab na kontrolę by zobaczyć, co tak rozjuszyło ich humanoida. Daj mi znać, kiedy poczujesz blokadę w siatce intelektualnej – zajdę do waszego okienka po karteczkę z wezwaniem o stawienie się pod bramą V.
– Doświadczony – odparł z przekąsem, próbując się wyrwać. Nie zamierzałem go jednak puszczać, póki jego i mój oddech się nie uspokoją. – Przecież Lab dał nam wolną wolę i może ją blokować jedynie wtedy, kiedy nagrywamy program, by przypadkowo nie zepsuć ich scenariusza.
– Oj Jihoon, ty wciąż żyjesz złudzeniami – przewróciłem oczami. Drugi humanoid chyba mnie zignorował, jak gdyby wciąż unikał prawdy ode mnie. A mogłem mieć znacznie więcej doświadczenia, ponieważ sam pchałem się, by sforsować pewne ograniczenia.
– Co takiego narobiłeś?
– Przestałem brać pożywki – pochwaliłem się.
– A sam przed chwilą mówiłeś, jakie to humanoidy są uczciwe...
– To był eksperyment i zakończył się tym, że o mało co nie przestałem istnieć. Teoretycznie mnie już nie ma na tym świecie.
– Czyli nie wszystkie humanoidy są takie grzeczne, jakby się zdawało? – spytał, a zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
– Niektórzy mają pewne defekty.
Skoro Jihoon miał skrępowane ręce, udało mu się mnie jedynie porządnie kopnąć w brzuch. Znudziło mi się trzymanie go przy rażącej ciepłem ścianie, więc mu oddałem tak, by się cofnął na kilka kroków.
– Na przykład ty masz w sobie pewne pokłady agresji – zauważyłem. – A humanoidy zostały stworzone tak, by być do siebie nastawione po przyjacielsku. Ja ciągle coś kombinuję i działam wbrew zasadom Lab-u. Jesteśmy niemalże tacy sami, może zawrzemy sojusz?
– Jeszcze czego.
Dopiero kiedy niewielkie uszkodzenia Jihoona zaczęły się goić, powoli wracaliśmy do domu. Żadne z nich nie mogło się dowiedzieć, że coś między nami zaszło. Po tej niewielkiej bójce nie czułem się ani wygranym ani przegranym, ale z pewnością było mi lepiej. Jihoon musiał jednak uważać – jeżeli zechce powtarzać to częściej, Lab zaraz się zainteresuje. Nie żebym się o niego martwił, ale kiedy tylko zerkną w jego siatkę czy strukturę, jednocześnie ja będę miał problem.
– Dzięki za ponowne rozwalenie mi łydki – mruknąłem do niego. Znów mnie bolała, ale na szczęście nie na tyle, bym znów kulał.
– Ależ proszę. Ja tobie chcę podziękować za uszkodzoną twarz.
Uszkodziłbym mu ją ponownie, ponieważ zdążyła się już zregenerować. Mały, wredny, wściekły, głupi szczęściarz.

*

Jisoo najpierw się zdenerwował, kiedy układałem na śpiącym Jeonghanie moje malutkie wyroby origami, ale kiedy dołączył się do mnie Seungkwan, dał nam spokój. Obserwując długowłosego, zauważyłem, że podczas regeneracji w ogóle się nie poruszył. Ciekawiło mnie, czy nadal dryfuje wśród swoich połączeń i jak widział moje zniknięcie. Zamierzałem być przy nim ciągle, przeprowadzając obserwacje.
Spokojnie i w miarę zrozumiale opowiedziałem chłopakom o naszym eksperymencie. Nie rzucali się tak bardzo jak Jihoon, ale również mieli trochę za złe, że uszkodziłem Jeonghana. A wcale tak nie było – testowałem to przecież na sobie. Patrzyli na mnie spode łba, dlatego ja też podejrzanie zerkałem na Seungkwana, który chyba postanowił mi uwierzyć, skoro przyszedł do mnie i pomagał mi w ozdabianiu Jeonghana. Mieli cudowną książką origami, którą przypadkowo wynieśli z Lab-u – nie mam pojęcia, jak im się to udało. Nie wierzyłem im, że są tacy sprytni – czasami w sklepie można było trafić na coś tak atrakcyjnego, ale w dzielnicach mieszkało dość dużo humanoidów i ciężko było zdobyć to dla siebie. Gdybym ja przyniósł coś takiego chłopcom, Vernon i Mingyu mogliby w końcu spróbować zaprzestać swoich rutynowych bójek. Momentami doprowadzały mnie do szału.

Jeonghan zbudził się pod wieczór, zrzucając wszystkie origami, które miał poustawiane na twarzy. Gdybym umiał składać kwiatki, moglibyśmy mu stworzyć coś w rodzaju nagrobku, zbudowanego z pościeli. Akurat piłem wtedy herbatę i zamarłem z kubkiem przy ustach, kiedy długowłosy zawiesił na mnie wzrok, po czym i tak zacisnął powieki, by uspokoić rozszalałą siatkę. W tym momencie modliłem się jedynie o to, by żaden Jisoo, Seokmin, Seungwan albo Jihoon nie przyszli na inspekcję.
Tak samo jak ja miałem w zwyczaju, poderwał się z łóżka i oparł jedną ręką o ścianę, by drugą zakryć oczy i próbować pozbyć się zawrotów głowy.
– Wszystko w porządku? – spytałem.
– Tak, tak – odparł cicho i uspokoił mnie gestem dłoni.
– Udało się nam – uśmiechnąłem się bardziej do siebie.
– To nie było planowane.
– Nie, ale... Musimy zrobić to ponownie. Przestraszyłem się i uciekłem.
– Ile spałem? – zignorował mnie.
– Około dwóch dni. Ale słyszałeś mnie? Musimy to powtórzyć.
– Byle nie zbyt szybko – ugasił mój zapał. – Nie dam rady się skupić, a co dopiero wejść. To był dla mnie niemały szok. Poza tym u ciebie jest tak chłodno – widziałem z daleka twoje błękitne połączenia.
– Wlazłem do ciebie naprawdę przypadkowo – tłumaczyłem się, choć Jeonghan o nic mnie nie obwiniał. – Czułeś coś?
– Nic. Ale widziałem twoje przepływające myśli.
– Ja twoje również.
– Przyniósłbyś mi coś do picia? – spytał, z powrotem siadając na łóżku i przecierając twarz dłońmi. Podałem mu swój kubek – był prawie pełny. Jeonghan spojrzał sceptyczne wpierw na niego a potem na mnie, ale go przyjął i wypił wszystko do dna.
– Zauważyłeś, że zrobiliśmy coś o czym nikt do tej pory nie miał pojęcia? – zapytałem poważnie, jednak zaraz na moją twarz wpełzł uśmiech i oboje trochę się pośmialiśmy. Jeonghan na szczęście nie zachowywał się jak szaleniec, tak jak ja, kiedy się obudziłem z regeneracji.

Kiedy długowłosy wyszedł z pokoju, starałem się jak najrzadziej pokazywać w kuchni czy salonie. Jeonghan opowiedział im wszystko i wmówił im, że naprawdę zgodził się na taki eksperyment i nic mu nie zrobiłem. Jedynie Jihoon sądził, że udało mi się go omamić i sprawić, że będzie mówił co tylko mu rozkażę. Podsłuchałem ich rozmowę pod pokojem niskiego humanoida, ostatnio bardzo dobrze mi szło zakradanie się pod uchylone drzwi.
Czasami wybierałem się na krótkie, samotne spacery po dzielnicy V. Póki najmłodsze pokolenie miało wolne od nagrywania nie musiałem się zbytnio martwić, że ktoś spyta mnie, dlaczego z nimi mnie nie ma, ale mimo to starałem się unikać tutejszych mieszkańców. Poszedłem nawet na ruiny, gdzie znalazł mnie Seungkwan. Obejrzałem każdy centymetr tamtego miejsca by odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim cudem się tutaj znalazłem. Spędziłem tam niemalże dwa dni, ponieważ Jeonghan nie chciał powtórzyć naszego eksperymentu, a ja nie zamierzałem na niego naciskać. Bezsensownym wydawało mi się zaś wchodzenie w głąb struktury samemu, odkąd odkryłem coś takiego.
Najmłodsi chłopcy z V przestali się mną tak interesować, skoro przebywałem wśród nich już niemal dwa tygodnie. Stałem się zwyczajnym, nudnym dodatkiem. Niekiedy siedziałem przy brzoskwiniowej ścianie i liczyłem na to, że przesiąknę jej kolorem, ponieważ nie mogłem się włóczyć i nawet nie miałem już na co czekać. Plany odnalezienia wszystkich pierwszych humanoidów z poszczególnych pokoleń były bezużyteczne na obcym terenie – Jeonghan nie zamierzał się angażować w to tak bardzo jak ja. Musiałem wrócić do siebie i działać na ziemi, którą doskonale znam.
Przebywając nielegalnie w innej dzielnicy, żyjąc w wiecznym strachu, że ktoś wyda mnie Lab-owi, zauważyłem, jakie nasze życie jest nudne. Żyjemy tylko i wyłącznie programami, a złudne wyczekiwanie na wolne dni potęguje tylko niecierpliwość i niepewność, czy aby sobie o nas nie zapomnieli. W Lab-ie powgrywali nam mnóstwo bezużytecznych informacji dotyczących nowych zainteresowań, którymi moglibyśmy się zająć, jeżeli spełnialibyśmy właściwą rolę – jeżeli bylibyśmy sprawni do wykonywania tego, do czego nas stworzono – bycia płodnymi, choć sztucznie wytworzonymi mężczyznami, którzy pomogą gromadzie kobiet, otaczającej mury Miasta. Skoro jest ich tyle, dlaczego nie było nam dane poznać chociaż jednej? Pracownicy Lab-u się nie liczą, ponieważ wszyscy wyglądają niemalże identycznie w tych swoich sterylnie białych wdziankach.
Dziwny, pozornie szczęśliwy traf dał mi zasmakować czegoś innego, a skoro już spróbowałem, zachciało mi się jeszcze więcej. Lab nieświadomie nas torturował, wpierw podarowując nam setki informacji, które mogą się nam przydać, po czym zamykając nas w świecie, który nie odpowie nam na mnożące się pytania czy nie pozwoli zobaczyć tego obrazu, który pozostał nam w głowie podczas wgrywania różnych elementów wiedzy. Zupełnie jak gdyby nie potrafił zrobić tego dopiero później, kiedy okaże się, że której z nas jest płodne i zdolne do wykonania swojego przeznaczenia.

*

Jihoon jak gdyby czytał mi w myślach i pewnego dnia, kiedy wróciłem ze spacerku po pożywki, na który wybrałem się z Seungkwanem, oznajmił, że wie już, jak mogę wrócić do dzielnicy H.
Zebraliśmy się całą szóstką w salonie, zupełnie tak jak ja i moi chłopcy przy stole w kuchni, kiedy ostatnim razem wymyślaliśmy, na czym będzie polegać „Najsłabsze ogniwo”.
– W Mieście jest tylko jedna Hala – sprostował. Kiwnęliśmy zgodnie głowami. Wiele humanoidów rozważało taką opcję, że wszystkie programy nagrywane przez pokolenia z poszczególnych dzielnic spotykały się w tym jednym miejscu. – Seyngcheol hyung – zwrócił się do mnie. – Musisz spróbować jak najdokładniej opisać, jak ty widzisz Halę. Jeżeli pokryje się to z naszymi opisami, będziemy stuprocentowo pewni, że Hala jest tylko jedna.
– Może na samym początku powiedz nam, czy kiedykolwiek nagrywaliście z którymś pokoleniem z obcej dzielnicy? – zaproponował Jeonghan. – Słyszałem, że Lab mówi wtedy, że zabierają nas w miejsce, gdzie nagrywa przeciwna drużyna.
– Przed „Najsłabszym ogniwem” nagrywaliśmy z najmłodszym pokoleniem z dzielnicy P. Poza tym nic więcej – przygryzłem wargę. – I do tego to oni przyjeżdżali do nas – dodałem.
– Czyli jest dobrze, ponieważ będziemy mieć pełny obraz Hali widzianej tylko i wyłącznie oczami mieszkańca dzielnicy H – Jihoon skrzyżował palce, kładąc ręce na stole.
Piłem herbatę bardzo małymi łyczkami, bojąc się odstawić kubek, by nie pokazać im, jak drastycznie zmienił się wyraz mojej twarzy, kiedy to usłyszałem – Jihoon bez zawahania powiedział, że jestem z dzielnicy H? Czyżby w końcu przejrzał na oczy? Dodatkowo jego ton był nader spokojny, czyżby idealnie grał na potrzeby sytuacji? W końcu opracowywaliśmy plan, jak się mnie stąd pozbyć.
Starałem się jak najdokładniej opisać Halę, próbując nie pominąć żadnych istotnych szczegółów. Jihoon pytał nawet o rozmieszczenie grafenowych ekranów w studio czy ilość ślepych uliczek, które teraz kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z uroczą scenką Mingyu i Wonwoo. Jisoo przyniósł mi nawet długopis i znalazł prawie pustą stronę w gazecie, byśmy mogli sobie wszyscy to rozrysować. Większość moich wspomnień pokrywała się z tym, co mówili chłopcy z V. Hala była tylko jedna – oto wrota, prowadzące zarówno do mojego domu jak i innych miejsc, które nie będzie dane nam poznać.
Aby wrócić do dzielnicy H, musiałem niepostrzeżenie przemknąć przez właściwy korytarz Hali, po drodze nie wpadając na żadną kamerę czy zabezpieczenie. Niemożliwe. Najmłodsze pokolenie z V miało jeszcze dwa dni wolnego – po tym czasie będą oczekiwać kolejnego oświadczenia.

Oto nasz jedyny plan a także jedyna możliwość.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taak...wiecej Jihoona...blagam...kocham tego czlowieka...maly skurwiel 💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój Fanfic jest świetny! <3 Codziennie wchodzę i sprawdzam czy jest nowy rozdział, proszę nie poddawaj się w polskiej wersji, bo jest to naprawdę perełka w morzu polskich FF! <3 Mam nadzieję, że nie zapomnisz o nas, bo czekamy na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń