–
Jeonghannie, Jeonghannie...
–
Czego.
Od
wczoraj męczyłem długowłosego, nieustannie skacząc obok niego i wzywając go zdrobnieniem
imienia, kiedy tylko na moment zostaliśmy sami czy razem wybraliśmy się po
pożywki. Po powrocie ze sklepu oznajmił, że już nigdy więcej z nim nie idę,
skoro tak bardzo chcę mu truć nieustannie o tym samym – o ponownym wspólnym
zajrzeniu w głąb struktury.
Usiadłem
przy stole w kuchni i obserwowałem, jak Jeonghan myje kubki. Chyba zaczynałem
go irytować nieustannym wgapianiem się w jego ręce, ponieważ jego ruchy stały
się ostrzejsze. W końcu odwrócił się w moją stronę i rzucił ścierkę na blat.
–
Ostatni raz proszę cię, abyś dał mi spokój – powiedział spokojnie.
Spojrzałem
mu w oczy i przez moment walczyliśmy na spojrzenia.
–
Czego się boisz? – spytałem po chwili. Odwrócił wzrok, udając, że wcale nie
trafiłem w samo sedno. Ostatni raz przetarł ręce o spodnie i wyszedł z kuchni.
Westchnąłem
głęboko, opierając się o ścianę. Miałem już po prostu dosyć zachowania co
poniektórych z najmłodszego pokolenia w dzielnicy V. Sądziłem, że chwile tutaj
będą ekscytujące – rzeczywiście, pierwsze momenty były nader ciekawe, póki
powoli nie przywykłem do kolorowych domów i takiej samej codzienności jak w
dzielnicy H. Może jedno cały czas mi się podobało – śpiewanie piosenek. Tutaj
ktoś często to śpiewał, co było niemożliwe do usłyszenia w H. Siadałem i
słuchałem, ponieważ po części było mi to obce.
Skoro
Jeonghan nie chciał ze mną eksperymentować dobrowolnie, musiałem dobrać się do
niego siłą. Teoretycznie byliśmy wspólnikami, a nasz układ nie polegał tylko i
wyłącznie na tym, że to ja będę się jego słuchał, a on mnie już nie. To ja
byłem głównym koordynatorem.
Wpadłem na
bardzo wredny pomysł, który był jednak bardzo trudny do wykonania. Zamierzałem
zakraść się do pokoju Jisoo w nocy, kiedy Jeonghan będzie spał i nie będzie
miał jak protestować. Uwielbiał spać, dlatego nie powinien się obudzić, kiedy
przycupnę zaraz obok niego. Największym problemem był jednak Jisoo, który
pewnie zbudzi się, kiedy tylko dotknę klamki, by obronić swojego przyjaciela.
Momentami
zazdrościłem im tej szczególnej więzi, co było wręcz niewłaściwe, bo to ja
wkopałem się między nich i nie powinienem psuć żadnych tutejszych relacji.
Wyraźnie czułem jednak odrzucenie, które pojawiało się za każdym razem, kiedy
dłużej przebywało się wśród osobników danego pokolenia. Ja miałem swoich
chłopców, oni mieli siebie i nie było mowy o zmieszaniu się. Oni byli wodą, my
byliśmy olejem.
Tak bardzo
napaliłem się na nocne odwiedziny w łóżku Jeonghana, że sam zasnąłem.
Siedziałem jak na szpilkach, aż w końcu zmógł mnie sen i nie zauważyłem nawet,
kiedy padłem na poduszkę. Do tego zapomniałem się przebrać i umyć, temu
zobaczyłem, że wszystko ładnie mi się pomięło, kiedy zbudziłem się z rana.
Nie było
jeszcze bardzo jasno, w sumie pogoda o tej porze roku pozostawiała po sobie
niedobór słońca. Zdawało mi się, że coś jest nie tak, ponieważ czułem się
podejrzanie wyspany. Przetarłem twarz dłońmi i po cichu wyszedłem na korytarz,
starając się uciszyć burczenie w brzuchu, ściągając mięśnie.
Coś było nie
tak, ponieważ niedawno minęła czwarta rano. Zasłony w całym domu były skrzętnie
zasunięte, a Seungkwan nie atakował Jihoona poranną rozśpiewką. Była jeszcze
szansa, że mój plan się powiedzie.
Zakradłem się
pod pokój Jisoo. Zdawało mi się, że podłoga skrzypi dwa razy głośniej niż
zwykle, a ja oddycham jak po szalonym biegu. Na szczęście nie musiałem mocować
się z klamką, ponieważ drzwi były uchylone – Jisoo i Jeonghan zawsze zamykali
je na noc i najwyraźniej różnica ciśnienia w pomieszczeniach otworzyła je w
nocy.
Zdawało mi
się, że minął kawał czasu, zanim w końcu dotarłem do łóżka Jisoo od strony
Jeonghana. Wyglądał śmiesznie, kiedy spał z lekko uchylonymi ustami – kiedy się
regenerował, jego twarz była całkowicie zastygła. Miał śmiesznie wykręconą lewą
rękę, temu też zacząłem się zastanawiać, jak ja go za nią chwycę. Może by się
nie obudził, ponieważ zwykle spał jak kamień, ale nie zamierzałem ryzykować.
Czy zwykły dotyk wystarczy?
Spojrzałem na
Jisoo, który był zupełnym przeciwieństwem długowłosego. Nie wymyślał śmiesznych
póz, a jego dłoń spokojnie spoczywała na kołdrze. Zastanawiałem się, dlaczego
Jeonghan nie mógł ułożyć się w takiej pozycji. Usiadłem na podłodze, nie
spuszczając oka ze śpiącej dwójki. Położyłem głowę na skraju łóżka, by nie
runąć na ziemię, kiedy tylko zajrzę w swoją strukturę i stracę przytomność na
pewien czas.
Przez moment
rozważałem taką opcję, by usiąść z drugiej strony i spróbować, czy z Jisoo
zadziała to tak samo. Wahałem się, ponieważ tym razem Jeonghan nie inicjował
zaglądania w strukturę i mogło to nie wypalić. Musiałem jednak zaryzykować, dla
dobra eskperymentu.
Zamknąłem oczy
i starałem się skupić, lekko dotykając jego wykręconej ręki. Nawet się nie
poruszył, temu położyłem na niej całą swoją dłoń. Po cichu przywoływałem do
siebie wszystkie moje połączenia, starając się odnaleźć również bordową plamę
należącą do Jeonghana. Była dość daleko i jedyne co musiałem zrobić, starać się
pokonać w myślach dzielący nas dystans. Byłem zszokowany z jaką łatwością mogę
wejść do czyjegoś umysłu, zwłaszcza, że drugi humanoid nie jest tego świadomy.
Wzdrygnąłem
się, słysząc dźwięk tłuczonego szkła gdzieś w tle. Od razu otworzyłem oczy,
przez ułamek sekundy nie wiedząc co się ze mną dzieje i dlaczego jestem w
pokoju Jisoo. Usłyszałem cichy szelest kołdry po drugiej stronie, dlatego
skuliłem się za materacem, by młodszy humanoid mnie nie zauważył. Podniósł
lekko głowę, patrząc nieprzytomnym wzrokiem na uchylone drzwi i kładąc się z
powrotem, cicho mrucząc. Zachowywał się zupełnie jak kot, chociaż żaden
humanoid zamknięty w Mieście nigdy nie widział żywego kota. Przysunął się do
Jeonghana, tuląc lekko głowę do niego. Cieszyłem się, że nie rozejrzał się
wokół, ponieważ od razu by mnie dostrzegł.
Ciekawiło
mnie, kto rozbijał szklanki w kuchni o czwartej nad ranem, ale nie mogłem
rezygnować z planu dla tekiej błahostki. Postanowiłem spróbować ponownie. Kiedy
tylko oddech Jisoo się unormował, przestałem wstrzymywać swój. Bałem się, że od
razu mnie wyczuje, ale najwyraźniej był zbyt rozespany.
Położyłem
głowę na materacu i ponownie dotknąłem ręki Jeonghana. Czułem się zmęczony samą
próbą wejścia w strukturę, ale nie zamierzałem się poddawać. Tym razem było
nieco trudniej, ale w końcu udało mi się przywitać z moimi błękitnymi
połączeniami. Balansując na granicy jawy i snu, coś przeszkodziło mi po raz
kolejny, dotykając mojego ramienia. Przestraszyłem się i na wpół ślepy
zamachnąłem się na podkradacza, chwytając go najprawdopodobniej za rękę.
Moja siatka
oszalała. Po raz kolejny trasa do głowy innej osoby została przerwana, co nie
było zbyt dobre dla jej kondycji. Zabolała mnie głowa, kiedy bordowa plama
połączeń Jeonghana nagle zmieniła się w biel a później w fiolet. Fiolet nie
łączył się z moim błękitem tak płynnie jak bordowy, dlatego od razu mnie
odrzucił, co poczułem jako rytmiczne pulsowanie w mojej głowie i chorej łydce,
a myśli płynące w stronę obcego koloru naraz zaczęły się wycofywać. Byłem zbyt
zszokowany, by rozszyfrować słowa znajdujące się na fioletowych połączeniach i
gwałtownie otworzyłem oczy.
Miałem przed
sobą bardzo niewyraźny obraz i zbierało mi się na wymioty, ponieważ strasznie
kręciło mi się w głowie. Dobrze, że siedziałem na podłodze i udało mi się
oprzeć na łóżko, ponieważ zaraz runąłbym na ziemię. Słyszałem czyjś
przyspieszony oddech, ktoś inny dotykał mojego ramienia, kolejny głos zaś mówił
moje imię. Przytknąłem dłoń do ust i
pochyliłem głowę, ponieważ zaczynałem się czuć naprawdę źle. Zamknąłem oczy,
ponieważ rozmazany obraz tylko potęgował ten problem.
– Seungcheol –
po raz kolejny usłyszałem swoje imię. Rozpoznałem głos Jihoona – tylko tego brakowało.
Podniosłem
leniwie wzrok, nie odtykając ust.
– Wynoś się
stąd – rozkazał.
– Jihoon –
syknął Jeonghan, jak gdyby próbował sprawić, że niski humanoid cofnie swoje
słowa.
– Wynoś się z
naszego domu i nie waż się tutaj wracać – powtórzył. – Nie mam już wątpliwości,
że jesteś szpiegiem, skoro zdecydowałeś się atakować Jeonghana bez jego wiedzy,
o czwartej nad ranem!
– Skąd
wiedziałeś, że on tutaj będzie? – spytał długowłosy.
Miałem gulę w
gardle i nie potrafiłem się odezwać. Jeszcze bym wyrzygał z siebie resztki
herbaty na stopy Jihoona i nie mógłbym liczyć na spokojną śmierć.
– Seungkwan
rozwalił szklankę, obudził mnie, a wy zwykle nie zostawiacie otwartych drzwi do
waszego pokoju, dlatego zdało mi się to podejrzane – wyjaśnił prędko.
– Przepraszam
Jeonghan – udało mi się wydusić, nawet jeśli siedziałem tyłem do długowłosego.
– Odejdź –
nakazał Jihoon. – Nie zmienię swojej decyzji i każdy w tym domu powinien się ze
mną zgodzić.
– Zrobiłem to,
ponieważ Jeonghan nie chciał zgodzić się zrobić tego dobrowolnie.
– Co ci to da, kiedy będziesz właził komuś do
głowy? – spytał długowłosy. Również wyczułem w jego głosie lekką irytację,
spowodowaną tym, że zrobiłem coś wbrew jego woli.
– Czułeś coś?
– spytał Jisoo. Zapomniałem, że on również tutaj jest i chciałem na niego
nakrzyczeć, by sobie poszedł, bo on nie jest w ogóle związany z tą sprawą.
– Nie wiem –
odpowiedział Jeonghan.
– Kiedy
chwycił mnie za rękę, wlazł również we mnie – oznajmił Jihoon. – Chciałeś
załatwić dwóch za jednym razem? Pewnie chciałeś zafundować nam niekończącą się
regenerację – prychnął. – Dlaczego Lab uczepił się akurat nas? Nie mamy nic do
ukrycia.
– Nie chciałem
wejść do ciebie. Dodatkowo coś od razu mnie wyrzuciło. Możecie zaczekać, aż
przestanie mi się kręcić w głowie? Wszystko wyjaśnię...
– Wiele razy
już próbowałeś i ani razu nie wymyśliłeś niczego racjonalnego. Daj nam żyć jak
kolejnemu, zwyczajnemu pokoleniu humanoidów. Znajdź sobie inne ofiary.
Nasza kłótnia
przywołała również Seokmina i Seungkwana, który rozbijając szklankę doprowadził
do tego, że koło piątej nad ranem stanąłem przed drzwiami ich domu, trzęsąc
się, zaskoczony nagłą zmianą temperatury. Jihoon pozostał nieuległy, reszta
również zaczęła się z nim zgadzać, skoro posunąłem się do czegoś wbrew ich
woli. Nie rozumiałem ich strachu. Wiedziałem jednak, że wyzbyłem się go dzięki
temu, że żyję po raz drugi i w mojej
głowie pojawiła się myśl, że od teraz wszytko mi wolno. To ja żyłem
złudzeniami, sunąc powoli po głównej ulicy o piątej nad ranem. Jihoon pożyczył
mi, abym wrócił na ruiny i ponownie ułożył się na stercie gruzu, może czas się
cofnie.
Poszedłem tam,
znalazłem stary budynek, z którego pozostało więcej, niż jedna ściana i
usadowiłem się, jak najwygodniej było tylko można. Byłem zdruzgotany, dlatego
nie było mowy o spaniu. Rozważałem nawet oddanie się w ręce Lab-u, ale
przypomniałem sobie, że miałem być silny,
przestać tchórzyć. Dam najmłodszemu pokoleniu V nadzieję, że już ani razu mnie
nie zobaczą, po czym wrócę i spróbuję ich przekonać, że myślą zupełnie na opak.
Zamierzałem wprowadzić rewolucję, jeżeli chodzi o filozofię humanoidów.
Ostatecznie
zwymiotowałem na tyłach budynku, przysnąłem na moment i doczekawszy się
przyzwoitej pory, wybrałem się do sklepu po pożywki. Postanowiłem dać
najmłodszemu pokoleniu dzień wytchnienia, po czym po raz kolejny ich
zaatakować. Mógłbym nawet zrobić im na złość, czatując pod ich okienkiem w
oczekiwaniu na powiadomienie od Lab-u. Wydrukowałbym je i wyrzucił, narażając
ich na gniew pracowników, kiedy nie stawiliby się na hali o wyznaczonej porze.
Nie mogłem jednak próbować się mścić, kiedy nawet jeszcze nie spróbowałem
wrócić bez ultimatum.
Przebywając
niemalże dwa tygodnie w domu najmłodszych chłopców z V, uprzytomniłem sobie, że
zaraziłem się śpiewem. Mruczałem coś pod nosem, tworząc piosenki bez ładu i
składu i z niewielkim sensem, po raz kolejny przekupując każdy zakamarek ruin i
włócząc się po rzadko uczęszczanych ulicach.
Kiedy zbliżał
się wieczór, przeraziła mnie prędkość zanikania światła i to, jak bardzo
zrobiło się ciemno, kiedy dotarłem do ruin z kolejnym kocem, który ukradłem
komuś z balkonu. W przyszłości oddam, obiecuję. Musiałem jakoś przetrwać noc.
Pierwszy koc udało mi się dorwać w sklepie i najwyraźniej dobry los nade mną
czuwał, pozwalając mi odnaleźć takie skarby. Lub to po prostu zwykły fart,
ponieważ odwiedziłem sklep z samego rana jako pierwszy i miałem wszystko na
wyłączność. Kiedy znikało słońce, zaczynało się robić bardzo chłodno. Dzisiaj
zrobiło się chłodniej i zimniej niż zwykle. Wiedziałem, co to oznacza.
Sprzątanie.
Nie miałem
szans przetrwać na ruinach, ponieważ było to miejsce, którym maszyna zajmie się
najdokładniej. Wkrótce pewnie zaczną budowę nowych budynków, skoro zostawili
tutaj takie pobojowisko. Rano nic już tutaj nie zostanie i jeżeli się nie
pospieszę, mnie również może już nie być.
Zrobiło się
bardzo cicho i powietrze zdawało się cofać, kiedy pierwszy, ogromny reflektor
omiótł moją sylwetkę. Zgarnąłem oba koce i pomknąłem z powrotem w górę głównej
ulicy, kierując się w stronę jedynego domu, który znałem. Maszyna miała dużo
roboty na ruinach, temu też liczyłem na to, że uda mi się prędko uciec, nie
będąc zauważonym. Tym razem nie pojawiła się ta pozytywna adrenalina, jak wtedy, kiedy uciekałem przed maszyną z
Vernonem. W tym momencie towarzyszyło mi bardziej rozpaczliwe uczucie, ponieważ
nie miałem się gdzie schować. Pomimo tego, że wyzbyłem się pozornego strachu,
nadal pozostawały we mnie elementy, które wgrywano humanoidom zaraz po
przejściu testów płodności. Zaprogramowano nas na posłuszeństwo, a przez
posłuszeństwo rozumiano wykonywanie zaleceń Lab-u, jakimi był między innymi
rozkazy pozostania w swoich mieszkaniach podczas czyszczenia.
Zapukałem do
drzwi. W kuchni paliło się światło i zobaczyłem w niej Seungkwana. Zastukałem w
szybę. Wzdrygnął się i spojrzał na mnie. Zamierzał wstać i otworzyć mi drzwi,
ale najwyraźniej ktoś go zawołał, ponieważ odwrócił głowę i poruszył ustami.
Usiadł z powrotem, a ja zapukałem po raz kolejny. Przytknął palec do ust,
marszcząc brwi. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi, najwyraźniej pukanie w
szybę było dla nich irytujące.
Rozejrzałem
się wokół, szukając szpary między domami, w którą mógłbym się wcisnąć i
przeczekać czyszczenie. Wtem usłyszałem, że ktoś mnie woła i nie był to nikt inny
jak Seungkwan, stojący w drzwiach. Ochoczo wbiegłem po schodkach, w mig
zostając otulonym przyjemnym ciepłem domu.
– Dzięki –
sapnąłem, przytulając go lekko. Seungkwan wzdrygnął się i prędko się ode mnie
oddalił i starał się zachowywać tak, bym nie zauważył, że coś jest nie tak. Był
jednak kiepskim aktorem i wyczuł, że wiem.
– Nie wiedziałem, że dzisiaj jest czyszczenie
– starałem się nie zaczynać tematu związanego z ich lękami wobec mnie. To nie
działało tak, że poprzez zwykły dotyk mogłem namieszać w ich głowach czy zepsuć
ich cały mechanizm, doprowadzając do śmierci.
– Miałem cię
nie wpuszczać, ale postanowiłem pozwolić ci chociaż przeczekać – wzruszył
ramionami. – Usiądź tutaj i się nie ruszaj. Albo chodź do kuchni... Lepiej nie
– wahał się.
Usiadłem więc
w przedpokoju, nie mając zamiaru im zawadzać. W końcu nie byłem tutaj mile
widziany. Rzuciłem jeden koc na podłogę, usiadłem na nim i oparłem się o
ścianę, drugim zaś się przykrywając. Było mi trochę zimno.
– Mógłbym coś
do picia? – spytałem. – Nie piłem nic odkąd...
Seungkwan
uciszył mnie gestem dłoni, ponieważ został wezwany przez kogoś do pokoju.
Rozumiałem, że znów będzie chodzić o to, że mnie wpuścił. Podkuliłem nogi,
starając się podsłuchać co nieco rozmowy – zamknęli jednak drzwi i niczego nie
słyszałem.
Po pewnym
czasie przyszedł do mnie Jeonghan. Nie ukrywałem, że byłem zdziwiony widząc go.
Nie wyglądał na zdenerwowanego a zdawało mi się, że powinien być wściekły za
to, że wpychałem się do jego głowy bez uprzedzenia.
Usiadł obok
mnie, na wolnej części koca i ukradł mi trochę mojej przykrywki. Patrzyłem na
niego ze zmarszczonymi brwiami i zaciekawieniem w oczach. Długowłosy westchnął,
spoglądając na mnie, podnosząc się i gasząc światło w przedpokoju. Oświetlała
nas jedynie świetlista smuga z kuchni, a zaraz przez okno przebił się ogromny
reflektor maszyny sprzątającej. Ten to miał wyczucie.
– Przepraszam
– powiedziałem cicho, patrząc za okno.
Jeonghan
prychnął cicho pod nosem. Czułem się bardzo niezręcznie, ponieważ wolałbym,
gdyby mi cokolwiek odpowiedział, a nie tylko wydawał z siebie dziwne dźwięki.
– Widziałeś
coś? – zapytał po chwili, kiedy kolejne migniecie reflektora oświetliło jego
twarz. Jego włosy były w nieładzie, zapewne drzemał albo chociażby leżał.
Zastanawiałem się, czy już wrócił do swojego pokoju.
– Gdzie?
– Na moich
połączeniach.
– Nie. Nie
zdążyłem.
– To dobrze –
odwrócił głowę.
– Masz coś do
ukrycia? – spytałem, jak gdybym był jego najlepszym przyjacielem i miałby być
ze mną stuprocentowo szczery.
– Co? Nie. Tylko
to dość nieprzyjemne, mieć świadomość, że ktoś wlazł ci do siatki a ty
zwyczajnie spałeś i nie byłeś niczego świadom. Śniło mi się coś i nagle mój sen
został przerwany, najwyraźniej wtedy mnie dotknąłeś.
– Ale to nie
tak, że poprzez zwyczajny dotyk mogę wam namieszać w głowach... – próbowałem
się usprawiedliwić, ponieważ wyglądało na to, że cała piątka twierdziła, że
tyle wystarczy, bym ich nawet zabił.
– Wiem, wiem –
uspokoił nie gestem dłoni. – Reszta zaczęła tak twierdzić, ponieważ zrobiłeś to
bez mojej wiedzy. I również udało ci się wejść w siatkę Jihoona.
– Nie udało mi
się – poprawiłem go. – Widziałem jej zarys, ponieważ zaskoczył mnie, kiedy
skupiałem się na tym, aby wejść w swoją i twoją i nagle zmieniłem obiekt
połączenia. Siatka intelektualna Jihoona od razu mnie odrzuciła, temu też
czułem się tak, jakbym miał zwymiotować. Zazwyczaj po wyjściu z głębi struktury
jedynie kręci ci się w głowie.
– Myślisz, że
stało się tak dlatego, że wcześniej udało się nam połączyć tylko dlatego, że
oboje tego chcieliśmy i zrobiliśmy to w równym czasie? – zainsynuował.
Uchyliłem
lekko usta, jednak nic nie powiedziałem, rozważając jego myśl. Była bardzo
sensowna.
– Jesteś
genialny, Jeonghan – odparłem w końcu. – To rzeczywiście ma sens.
Uśmiechnął
się, słysząc pochwałę z moich ust.
Przez pewien
czas siedzieliśmy w ciszy. Mimo tego, że długowłosy oświadczył, że się mnie nie
boi, nadal trzymał się na bezpieczną odległość.
– Nie ufasz
mi? – odważyłem się zapytać.
– Nie wiem –
wzruszył lekko ramionami. – Jihoon nie potrafi ci zaufać, ponieważ została mu
wszczepiona taka cecha. Jest podejrzliwy wobec wszystkiego, co nie tyczy się
nas, najmłodszego pokolenia. A skoro jesteś tym
z zewnątrz, to tym bardziej. Kiedyś taki nie był. Lab-owi nie podobał się
jego charakter, więc co nieco mu pozmieniali. Pozwolił ci jednak zostać do
rana, do końca czyszczenia. Nie wyniosłem się jeszcze z pokoju Jisoo, dlatego
mogę udostępnić ci moje łóżko. Gdzie spałeś zeszłej nocy?
– Na ruinach –
odparłem niepewnie. – Musiałem uciekać, ponieważ maszyna sprzątająca zajmuje
się dzisiaj wszelakim gruzem tam pozostawionym. Czy ciebie i Jisoo coś łączy? –
postanowiłem na siłę nawiązać do tego tematu, nawet jeśli Jeonghan tylko raz o
nim wspomniał.
– Co masz na
myśli...?
– Jeden z
moich chłopaków... Mingyu – ten, który spytał mnie, czy jest możliwość wejścia
w czyjąś strukturę – czuje, delikatnie mówiąc, głębszą więź z innym humanoidem
z naszego pokolenia – Wonwoo. Mingyu przechodził dodatkowe testy płodności i
wydaje mi się, że jego struktura jest bardzo zbliżona ku temu, czego oczekują
pracownicy Lab-u. On spokojnie mógłby żyć za murami, ponieważ... się zakochał.
A ty i Jisoo... Również jesteście blisko, zupełnie jak oni...
– Żadne z nas
nie przechodziło dodatkowych testów, więc jestem pewien, że nic takiego się z
nami nie dzieje. Owszem, bardzo chciałbym zobaczyć Seul, świat za murami,
ale... Nie. Seungcheol. Strasznie wymyślasz... – spojrzał na mnie z
politowaniem.
Marzyłem o
tym, by zakochać się tak jak Mingyu. Co by się stało, gdybym spróbował? W Lab-ie pozwalano przyswajać
nam wiedzę na ten temat, dlatego nie byłem aż
tak zielony.
– Dlaczego do
mnie przyszedłeś? – zmieniłem temat. Tamten niestety wydawał się bardzo
drażliwy.
– Przyszło
powiadomienie o nowym programie. Dziwnym trafem nie zostałem w nim uwzględniony,
to znaczy wyraźnie w nim zaznaczono, że ja nie biorę w nim udziału.
Zdenerwowałem się, ponieważ poczułem się gorszy, inny.
– Co robi reszta?
– Rozmawiają o
nowym programie. Seungkwan zaskoczył mnie tym, że cię tutaj wpuścił, a jako że
teraz sam jestem tym dziwnym,
poszedłem do swoich.
– Dzięki –
prychnąłem z ironią w zamian za nazwanie mnie tym dziwnym.
– Chcesz coś
pić? – spytał, ignorując moje niezadowolenie.
– Tak, pewnie.
Nie piłem nic odkąd Jihoon mnie wyrzucił.
Jeonghan
rzucił na mnie swoją część koca i wstał, by przygotować nam obojgu herbaty.
– Zastanawiam
się, dlaczego wykluczono mnie z kolejnego programu. Boję się tego tak, jak oni
boją się ciebie.
– Naprawdę
jestem taki straszny?
– Nie, ale
potrafisz coś, czego oni nie potrafią. A wszystkie humanoidy są teoretycznie równe. Czy moja kolejna
teoria znów będzie taka trafna?
– Jaka teoria?
– zaciekawiłem się.
– Tylko się
nie obraź.
– Postaram
się.
– Nie staraj
się tylko po prostu się nie denerwuj – powiedział twardo, podając mi kubek. –
Seungkwan rozbił ten, w którym zwykle piłeś, więc masz inny – dodał, potęgując
napięcie.
– W porządku,
mów o tej teorii.
– Wykluczyli z
programu akurat mnie. A to ja zdecydowałem się na przeprowadzanie eksperymentu
z obcym humanoidem. To trochę podejrzane, prawda?
– Chyba nie
sądzisz, że to naprawdę moja wina? – oburzyłem się.
– Miałeś się
nie denerwować. To tylko teoria.
– Tylko
dlaczego na moją niekorzyść?
– Na moją
również. Martwię się, że Lab zorientował się, że coś tutaj nie gra i zamierza
sobie ze mną porozmawiać.
– Sądzisz, że
pracownicy tak bardzo interesują się siatką intelektualną każdego z nas? W
Mieście żyje mnóstwo humanoidów, nie ma mowy, aby obserwowali każdego z osobna.
– My
zrobiliśmy coś, o czym wcześniej nie mieliśmy pojęcia.
– Skąd masz
pewność, czy byliśmy pierwsi? Może starsze pokolenia humanoidów odkryły to już
dawno temu?
Każde z nas
mocno trzymało się swoich racji. Byłem pewien, że to co mówię ja, jest bardziej
pewne, ponieważ jestem bardziej doświadczony. Może tylko w tym, jak to jest być
szczęściarzem i otrzymać drugie życie – albo też pechowcem? W końcu muszę
zmagać się z jeszcze większą ilością niedopowiedzeń niż inny humanoid.
Zapragnąłem zostać stworzony jako jeden z młodszych modeli naszego pokolenia –
wtedy nie miałbym podobnych zmartwień i nigdy nie doszłoby do tego, ze
powodowałbym kłopoty możliwością wchodzenia w głąb siatki.
Jeonghan
przygryzł wargę, biorąc mały łyk herbaty. Chyba również uzmysłowił sobie, że
żadne z nas nie wygra tej sprzeczki.
– Jihoon też
się martwi, że zostanie wykluczony, z racji tego, że w niego również wszedłeś.
– Nie wszedłem
w niego. Dobra, może stanąłem w drzwiach do jego siatki – poprawiłem się,
widząc wzrok długowłosego. – Ale w niego nie wlazłem. Nie ma się czego bać.
– Jest.
Dostanę wezwanie do Lab-u. Co ci zrobili, kiedy zostałeś wezwany za brak
korzystania z pożywek?
– Teoretycznie
nic – wróciłem myślami do tamtego dnia, gdy ponownie pozwolono mi na zobaczenie
sterylnych ścian. – Sądziłem, że poczuję się lepiej, widząc miejsce, w którym
sie wychowaliśmy i które tak kochaliśmy. Wyszorowali mnie i zacząłem czuć się
wręcz... Obco. Ta radość od razu znikła. Czułem tylko sztuczność. Już nie
przynależałem do tamtego miejsca.
Jeonghan chyba
spodziewał się zupełnie innej odpowiedzi, ponieważ jego twarz wyrażała jednocześnie
zawód jak i lekki szok. Zapewne sądził, że bardzo się cieszyłem z odwiedzin w
Lab-ie. Otóż nie.
– Chcesz tam
wrócić? – zagadnąłem.
– Każdy
humanoid z Miasta chce tam wrócić – odparł bez wyrazu. – Chociaż ja już nie
bardzo po tym, co mi powiedziałeś. Chyba już przesiąkliśmy Miastem i nie ma
takiej możliwości, byśmy Lab znów mogli nazywać domem. Chyba musieliby wymienić
nam całą siatkę intelektualną i wyczyścić nawet od środka, byśmy wpasowali się
w tę biel.
– Jednak w
czymś się zgadzamy – uśmiechnąłem się lekko. Poprawiłem koc, starając się nie
wylać herbaty. Jeonghan okazał się bardzo dobrodusznym humanoidem i potrzymał
mi kubek, bym mógł się wygodniej ułożyć.
Maszyna
sprzątająca już dawno odjechała dalej, dlatego przedpokój znów tonął w mroku,
oświetlany jedynie bladym światłem z kuchni.
– Trochę tutaj
niewygodnie – mruknął długowłosy. – Kiedy tylko skończą debatować, pójdziesz do
mojego pokoju.
– Muszę się
przebrać – westchnąłem. Całe moje ubranie pokrywał kurz i pył, który zebrałem
podczas pobytu na ruinach. – Albo chociaż przeprać.
– Szkoda, że
musisz rano iść. Czuję, że w końcu poznałem kogoś, z kim mogę porozmawiać na
tematy, które wydawały mi się zakazane.
Może zakazane to zbyt mocne słowo,
ale pierwszy raz zdarzyło mi się, by poruszać je gdzieś poza moją głową –
wyznał. Zwilżyłem usta językiem, kiwając lekko głową. – Gdzie się jutro
podziejesz?
– Nie wiem.
Jestem bezsilny jak każdy humanoid, który został wyrwany ze środowiska, do
którego się przyzwyczaił. Rozważałem oddanie się w ręce Lab-u.
~.~.~
Niech będzie, że nie opuszczam polskiego bloga, z okazji jutrzejszego showcasu 17 :'))
Mam kilka nowych fanfików, które równie dobrze mogłabym opublikować również tutaj, ale jednoczesne pisane w dwóch językach jest trochę męczące. Zazwyczaj poprawiam tekst przy tłumaczeniu na angielski i nie mam ochoty czytać go ponownie po polsku... Może kiedy uporam się z poprawieniem wszystkich dotychczas opublikowanych tekstów angielskich, opublikuję tutaj zaległe rzeczy. Na razie jednak muszę się przygotowywać do comebacku a potem ochłonąć :'))
Ten rozdział również nie był sprawdzany, bo jestem zajęta odliczaniem milisekund do 11 rano.
Tak! Dziekuje za ten rozdzial 💖💖💖💖 kocham to opowiadanie dlatego byloby mi na prawde smutno jakbys go porzucila...mam nadzieje ze juz nie przyjdzie ci do glowy cos takiego bo wiedz ze sa osoby ktore tego bloga uwielbiaja 💖💖💖
OdpowiedzUsuńChciałam je porzucić tylko w wersji polskiej, ale skoro już zaczęłam je tutaj publikować, wypada to dokończyć!
UsuńWiem ze o polska wersje chodzi, wiem ;p a jestem ci baaaardzo wdzieczna ze jednak zostajesz zeby dokonczyc~
UsuńNie powiem, wzruszyłam się! Opowiadanie jest naprawdę na wysokim poziomie i wciąga! <3 Czekam na to co wydarzy się dalej i z chęcią przeczytam pozostałe tłumaczenia twojej twórczości :D Powodzenia i weny~
OdpowiedzUsuńDziękuję ♥♥
UsuńWszystko mam już gotowe, tylko nie mam kiedy tego przejrzeć i wstawić ://
Właśnie zauważyłam zapowiedzi! <3 Jejuuu, czekam na każdy z tych ff! *-* W miarę możliwości wstawiaj rozdziały i nie zapominaj o nas! Dziękuję, że dla nas piszesz <3
Usuń