24.8.16

WIGH: Powrót do przeszłości

                Temperatura w miejscu, w którym się znajdowałem, była niesamowicie przyjemna. Nie czując ani odrobiny wiatru muskającego moją skórę, wywnioskowałem, że znajduję się w jakimś pomieszczeniu. Widziałem wyraźnie wszystkie połączenia w swojej strukturze, które stopniowo zaczynały nabierać swojej zwyczajowo błękitnej barwy. Odzyskując powoli czucie w mięśniach twarzy, rozlewające się później po całym ciele, uzmysłowiłem sobie, że leżę na twardej i płaskiej powierzchni. Jeszcze chwilę temu w ogóle nie zdawałem sobie sprawy ze swojego położenia. Chora łydka zaczęła dawać się we znaki.
                Czułem się, jak gdybym wrócił do upragnionej przeszłości. Otoczył mnie charakterystyczny, chemiczny zapach Lab-u, który czułem tak wyraźnie dlatego, że minęło już dość czasu, odkąd wypuszczono nas do Miasta i nasz węch stał się na niego wrażliwszy. Pamiętałem go również ze względu na to, że dane mi było odwiedzić Lab stosunkowo niedawno, gdy pracownicy odkryli moją małą rebelię w postaci nieprzyjmowania pożywek.
                Przez moment zdawało mi się również, że znów jestem w pierwszej fazie naszego cyklu rozwojowego, gdzie dopiero uczymy się kontroli nad swoim ciałem. Wspomnienia zapisane w połączeniach struktury i siatki intelektualnej bombardowały mnie niczym pociski.
                Spróbowałem zacisnąć luźno leżącą dłoń w pięść – westchnąłem cicho, ponieważ byłem zbyt słaby, by zrobić nawet to. Zacząłem skupiać się wyłącznie na wdechach i wydechach, bo tylko to w tamtym momencie byłem w stanie robić. Drugi raz w Lab-ie, odkąd moje pokolenie zostało wypuszczone do Miasta, nie zwiastował niczego dobrego.
                Uchyliłem lekko powieki, jednak prędko z powrotem je zamknąłem, ponieważ jedyne co zdołałem ujrzeć to zamazany obraz. Mruganie, by go wyostrzyć, w niczym by nie pomogło – musiałem po prostu zaczekać, aż w pełni odzyskam wszystkie zmysły.
                Kiedy uczyliśmy się kontroli nad swoimi ciałami, stopniowo zaczęliśmy odróżniać ciszę od dźwięku, a później każdy pojedynczy odgłos. W pewnym momencie udało mi się pokonać głuszę dźwięczącą w moich uszach i zacząłem wsłuchiwać się w narastający odgłos kroków, czyjeś słowa i ruch.
                Kiedyś z moimi chłopcami zastanawiałem się, jak to jest, kiedy zostajesz wyłączony na zawsze, gdy odpadniesz z programu. To niepojęte, że w ciągu ułamka sekundy tracisz wszystko, co pozwala ci na kontakt ze światem zewnętrznym. Przynajmniej tak się nam wydawało. Dzisiaj obudziłem się po tym drugi raz i byłem jeszcze bardziej przerażony niż za pierwszym razem. Moje błękitne połączenia w siatce intelektualnej zdawały się być bardziej wiotkie i osłabione niż zwykły być. Najwyraźniej takie nieustanne resetowanie źle wpływa na ciało humanoida. Ale dlaczego wciąż wszystko pamiętam? Dlaczego wciąż istnieję, potrafię myśleć, odzyskiwać czucie?
                Leżałem w bezruchu, udając, że wciąż nie odzyskałem świadomości. Nie było możliwe, by zostać w takim stanie na dłuższy czas, ponieważ pracownicy Lab-u potrafili monitorować nawet najmniejszą zmianę w naszym sztucznym organizmie.
                Wyczułem ruch obok siebie, tak jak oni wyczuli, że już się obudziłem. Czułem się, jak gdybym wybudził się zregenerowany po zaglądaniu do swojej struktury, tylko nieco bardziej przerażony świadomością mojego położenia. Nie znam innego humanoida, który ponownie doświadczył leżenia na stole w jednym z pomieszczeń tylko dla pracowników Lab-u.
                – Otwórz oczy – usłyszałem i posłusznie wykonałem polecenie. Obraz nadal był zamazany, ale nie mogłem sprzeciwiać się kobiecie, która się mną zajmowała.
                Widziałem ją jako rozmazaną biało-brązową plamę, do której dołączyła kolejna, biało-czarna plama. I jeszcze jedna. Kiedy zostałem stworzony, tak wyglądał każdy początek nowego dnia i nie byłem tym zaskoczony, ale teraz byłem wręcz przerażony.
                – Spróbuj poruszyć ręką – usłyszałem ten sam głos.
                Poruszyłem lekko palcami i dłonią, którą wcześniej próbowałem zacisnąć w pięść. Teraz przyszło mi to o wiele łatwiej.
                Nie robili ze mną nic więcej, dlatego posłusznie leżałem w bezruchu i czekałem na dalsze rozkazy. Tyle humanoidów z Miasta pragnęło powrotu do Lab-u. Niemalże wszyscy tęsknili za jasnymi poleceniami i wyraźnie poukładanym przez siły wyższe cyklem dnia.
                Kiedy zamglony wzrok w końcu wrócił do swojego zwyczajowego stanu, rozejrzałem się powoli po pomieszczeniu, w którym leżałem. Pokój był jasny i sterylny jak każdy, które znałem w Lab-ie. Zarówno po swoich obu stronach jak i przed sobą widziałem inne leżące humanoidy. Żaden z nich się nie poruszał, ale niektóre z nich miały otwarte oczy. Czułem się zbyt obco, leżąc na sali z najnowszymi, nieskażonymi modelami i samemu będąc już po pewnych przejściach.
                Odwróciłem głowę na bok, napotykając inne zamglone spojrzenie. W tym momencie żałowałem, że mój wzrok zdążył się już wyostrzyć. Nigdy nie miałem do czynienia z innym humanoidem, który dopiero został przebudzony. Na samym początku swojego istnienia nie ma się nawet pojęcia, że istnieje coś poza tobą i twoimi połączeniami, dlatego chłopak leżący obok mnie mógł się we mnie bezkarnie wpatrywać, a i tak nie zrozumiałby kim jestem czy czym jestem.
                Pracownicy Lab-u zajmowali się pierwszym i drugim rzędem, ja leżałem w ostatnim i zaczynała zbierać się we mnie niewyjaśniona złość. Dlaczego leżałem wśród nowych modeli? Może i byłem umyty, przebrany i zdolny do wtapania się w ten tłum, ale czuć było ode mnie tę obcość. Pracownicy Lab-u zerkali na mnie ukradkiem, jak gdybym zaraz miał zerwać się ze stołu i wyrządzić tutaj niemałą rewolucję. Nie miałem w planach nawet ruszyć się o centymetr, ponieważ nie otrzymałem takiego polecenia.
                Spokój panujący na sali zakłóciła obecność kobiety, której rysy twarzy kojarzyłem. Zwykło się ją nazywać opiekunką opiekunek, ponieważ nie wchodziła w relacje z humanoidami a zajmowała się kontrolą pracowników Lab-u, głównie właśnie naszymi opiekunkami.
                Mówiła coś niespokojnym i podniesionym tonem, po czym skierowała się do mojego stołu, próbując zachować profesjonalizm i powagę. Za nią podążyło kilku innych pracowników, którzy stworzyli wokół mnie mały wianuszek. Wciąż się nie poruszyłem, czekając na kolejne polecenie i udając, że jestem spokojny.
                – Odzyskałeś już czucie we wszystkich kończynach? – zapytała. W odpowiedzi kiwnąłem głowę. – A mówić potrafisz?
                – Tak – wychrypiałem. Moje gardło zdawało się być zaciśnięte i ani śniło się rozluźnić.
                – Niech spróbuje wstać – poleciła inna kobieta.
                Poruszyłem prawą nogą i zwiesiłem ją ze stołu, podobnie z lewą, która zdawała się być jeszcze zdrętwiała. Aż się zdziwiłem, że nie próbowali wymienić tej uszkodzonej części. Najwyraźniej jeszcze nie ingerowali we mnie bądź wcale nie zamierzali tego robić, ponieważ minęła idealna okazja, by to zrobić – gdyby chcieli, zajęliby się tym, kiedy byłem nieprzytomny.
                Opiekunka opiekunek chyba poszła po rozum do głowy, że nie powinno mnie tutaj być. Pracownicy Lab-u pomogli mi wstać ze stołu i złapać równowagę. Zastanawiałem się, ile tam leżałem, ale nie wypadało pytać. Tutaj powinienem się odzywać tylko wtedy, kiedy to konieczne. Doszedłem do wniosku, że gdybym był nieprzytomny przez dość dłuższy czas, zapewne zmuszaliby mnie, bym się obudził. Zachowywali się nader zwyczajnie, jak gdybym wcale nie złamał zasad i systemu panującego w Mieście. Może wyobrażałem sobie zbyt wiele.
                Wyprowadzono mnie z pomieszczenia. Nie kojarzyłem miejsca, w którym się obecnie znajdowałem, najprawdopodobniej po moim stworzeniu zostałem prędko przeniesiony z części dla pracowników Lab-u do części w której uczyły się humanoidy. Posłusznie kroczyłem na przód, wbijając wzrok w plecy opiekunki opiekunek. Swędziała mnie skóra, dokładnie tak jak za pierwszym razem, kiedy umyto mnie, gdy zostałem wezwany do Lab-u, ale nie miałem odwagi się podrapać. Trochę ściągało mnie w łydce, ale z każdym krokiem dziwne uczucie zdawało się stopniowo zanikać i stawać bardziej znośne.
                Przeszliśmy oszklonym korytarzem, z którego widać było całą stołówkę. Wspomnienia wywołały uścisk w żołądku, kiedy to beztrosko spędzaliśmy czas na nauce, jeszcze nie w pełni świadomi tego, co nas czeka. Młode humanoidy zdawały się nie zwracać na nas uwagi – sięgając pamięcią wstecz, ja również nie interesowałem się, co dzieje się poza pokojami przeznaczonymi dla mojego pokolenia.
                – Przez cały czas śledziliśmy twoje poczynania – usłyszałem głos opiekunki opiekunek, kiedy dźwięk zamykanych drzwi wybudził mnie z transu wywołanym sentymentalnymi wspomnieniami. Zostawiono nas samych, a ja doznałem deja vu – zdawało mi się, że jestem w tym samym pomieszczeniu, w którym skarcono mnie za niestosowanie się do zasad, czyli niebranie pożywek.  – Z racji tego, że wasze i starsze pokolenie z dzielnicy H było otwierającymi nową serię programów „Najsłabsze ogniwo”, byłeś świadkiem błędu systemowego.
Ciągle patrzyłem w oczy kobiety. Zerwanie tego kontaktu świadczyło uszkodzonej siatce intelektualnej. Byliśmy zaprogramowani tak, by w trakcie rozmowy nie przerywać kontaktu wzrokowego z pracownikami Lab-u. Z humanoidami działało to bardzo różnie, lecz zazwyczaj impuls zwracał nas ku sobie.
– Wykasowano cię z bazy danych, jednak podczas archiwizowania odcinka jak i kontroli scenografii wykryto pewien błąd. Scenerię do „Najsłabszego ogniwa” wybudowano w tym miejscu Studia, w którym łączą się wadliwe połączenia i zamiast trafić do właściwego , trafiłeś na przenośnik, którym transportowane są gruzy jak i materiały budowlane potrzebne do unowocześniania dzielnic.
Kiwałem głową na znak, że rozumiem. W rzeczywistości nie miałem pojęcia o tym, jak funkcjonuje Miasto i Lab poza tym, co jest pokazywane humanoidom. Spróbowałem sobie to jednak wyobrazić. Chciałem dobrze wypaść na oczach kobiety.  Chciałem również zapytać, czy któryś z moich chłopców również został „najsłabszym ogniwem”, ale nie wypadało. Każdy humanoid miał myśleć o sobie i o swoim dobru. Poszczególne pokolenia miała tylko łączyć specyficzna więź, która zapewniała nad nimi lepszą kontrolę i zapobiegała konfliktom. Moja najwyraźniej rozrosła się do niekontrolowanych wymiarów, ponieważ dużo myślałem również o dobru moich chłopców.
– Po kilku dniach od zakończenia nagrywania odcinka wykryto, że coś poszło nie tak. Nie zanotowano ciebie w kontroli wyeliminowanych uczestników. Udało się odzyskać część twoich danych, między innymi lokalizację, dzięki czemu wykryto ten pojedynczy błąd. Dziwnie na mnie patrzysz, chcesz o coś zapytać?
Nie zareagowałem od razu, ponieważ byłem skupiony na tym, co mówi. Nie sądziłem, że będzie w stanie wykryć, że coś chodzi po mojej głowie – w końcu na co dzień nie pracuje z humanoidami. Pomimo iż miałem kilka pytań, zaprzeczyłem. Kobieta zdawała się być niezadowolona z mojego rozkojarzenia. Nie potrafiłem jednak nad tym zapanować, będąc świeżo po przebudzeniu.
Opiekunka opiekunek patrzyła jeszcze na mnie przez moment, po czym sama zadała mi pytanie.
– Co zrobiłeś, kiedy się obudziłeś?
                – Oceniłem stan mojej łydki.
                Kobieta nadal na mnie patrzyła, oczekując uzupełnienia odpowiedzi. Powiedziałem więc także o Seungkwanie, który mnie znalazł oraz jak jego pokolenie przyjęło mnie do siebie. Dopiero wtedy nieznacznie kiwnęła głową.
                – Byłeś i nadal jesteś eksperymentem. Pewnie czułeś się swobodnie, wyzwolony spod kontroli Lab-u. Byłeś jednak pod ciągłą kontrolą, ponieważ znalazło się nieliczne grono, któremu spodobał się pomysł z obserwacją ciebie, by sprawdzić, jak poradzisz sobie z życiem na własną rękę. Jesteś bardzo posłuszny, dlatego ani razu nie interweniowaliśmy. Na Hali zostałeś złapany przez pracowników, którzy nie wiedzieli o eksperymencie, a jedyne zostało im wspomniane o zaginięciu humanoida z numerem 95080801HU.
                Nie powiedziała nic więcej. Najwyraźniej czuła się nieswojo, przebywając w jednym pomieszczeniu sam na sam z niesfornym humanoidem. Zabrano mnie do pustego pokoju w części mieszkalnej humanoidów – stały tutaj cztery idealnie zaścielone łóżka, zapewnie oczekujące nowych lokatorów, którzy przeniosą się z salki, w której się obudziłem. Nie chciałem psuć idealnie ułożonej pościeli, dlatego zająłem miejsce na jednym z krzeseł przy małym stoliczku i wziąłem pożywki, które mi przyniesiono.
                Nie wiadomo ile czasu spędziłem na tym krześle, bezmyślnie wpatrując się w swoje przerażająco czyste buty. Nie wiedziałem nawet, jaka jest pora dnia. Opiekunka opiekunek nie powiedziała nawet, jak będzie wyglądać mój dalszy los. Nie potrafiłem się domyśleć, nic sensownego nie przychodziło mi na myśl nawet wtedy, kiedy zaprowadzono – mogę powiedzieć, że eskortowano, bo towarzyszyło mi kilkunastu pracowników – do ogromnej bramy z wielką literą H. Wciąż byłem otumaniony sterylnością Lab-u i poczułem się jak całkowicie niedoświadczony humanoid, który wciąż nie może uwierzyć, że istnieje coś poza miejscem, w którym został stworzony i że będzie zmuszony je opuścić.
                Dzisiaj zafundowano mi dzień rodem z naszej przeszłości. Dzień, o którym marzy każdy humanoid zmagający się z urokami życia w Mieście. Widząc bramę prowadzącą do dzielnicy H w moich oczach zaczęły się zbierać łzy. Coś, co drzemie w każdym humanoidzie, nagle się zbudziło i zaczęło się domagać, bym nawet się do niej nie zbliżał. Dawano mi niesamowitą szansę, ale ja chciałem wykorzystać ją w inny sposób. Nadal istnieję, lecz chciałbym istnieć tutaj, w Lab-ie. Na zawsze zapomnieć o wszechobecnym kurzu, zalegającym na butach i o okienku, wypluwającym kartki papieru z informacją o czyszczeniu czy o kolejnym programie, w którym twoje pokolenie weźmie udział. Nie było mi to dane, ponieważ nie udało mi się posiąść tego szczęśliwego numerka, który zagwarantowałby mojemu sztucznemu ciału płodność. Obwinianie się o to, że nigdy nie sprosta się oczekiwaniom Lab-u było naturalną częścią egzystencji każdego humanoida.
                Nie potraciłem się ruszyć, nawet próby myślenia tylko i wyłącznie o plusach powrotu do Miasta, jakim było między innymi ponowne spotkanie z moimi chłopcami, nie działały tak jakbym chciał. Mogło ich już nie być. Mogłem być sam jeden, doświadczony lecz odrzucony, samotnie snujący się po ciemnych uliczkach. Poczułem impuls, który popchnął mnie do przodu. Pojawił się wbrew mojej woli – to Lab zadziałał, nie mając ochoty na zabawę z moimi wewnętrznymi pragnieniami i wymysłami. To nie my tu decydujemy, jak będzie wyglądać nasza dalsza egzystencja.
                Uderzył mnie chłód i szarość mojej dzielnicy H, która niesamowicie kontrastowała ze wspomnieniami z dzielnicy V. Westchnąłem, robiąc kolejne kilka kroków w przód. Pomimo tego, że należałem do tego miejsca, poczułem się obco, jak gdybym wkraczał tutaj nie po raz pierwszy, ale któryś z pierwszych razów na pewno. Nie widziałem przed sobą żadnego humanoida, zresztą nie było wolno się nam tutaj kręcić, więc sam siebie zaskakiwałem, dziwiąc się taką oczywistością.
                Obróciłem się za siebie, patrząc z utęsknieniem jak brama się zamyka. Byłem zagubiony jak podczas naszych pierwszych odwiedzin Miasta, choć wtedy nie mieliśmy się jeszcze gdzie podziać, a teraz miałem już mieszkanie, do którego mogłem się udać. Machinalnie szedłem przed siebie, drogami, które doskonale znałem, uważnie stawiając stopy, by przypadkiem nie wybrudzić czymś nowych butów.
                Rozglądałem się dookoła, jak gdyby sprawdzając, czy w ciągu tych dwóch czy trzech tygodni nie zaszła w dzielnicy H jakaś zmiana. Próbowałem przedłużyć czas, w jakim dotrę do naszego mieszkania, ponieważ byłem pewien obaw – co jeśli któregoś z moich chłopców już nie ma? Zatrzymałem się na moment, by się uspokoić. Widząc kilka humanoidów wychodzących z uliczki prowadzącej do drzwi większości mieszkań starszych pokoleń, schowałem się za rogiem budynku. Przesiąkłem już zachowaniem, którego wyuczyłem się w dzielnicy V – dmuchać na zimne i unikać wszystkich tamtejszych humanoidów, by nie udało im się rozpoznać, że nie jesteś stamtąd.
                Oparłem się o ścianę, wzdychając ciężko. Uprzytomniłem sobie, jakim paranoikiem się stałem. Przymknąłem na moment oczy i przypomniałem sobie Jeonghana, kolor jego połączeń w strukturze i nasze pierwsze wspólne wejście w głąb siatki intelektualnej. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, jaki byłem wtedy szczęśliwy, że moje przypuszczenia okazały się słuszne. Chciałem odkryć więcej możliwości, które zagwarantowane były tylko dla najstarszych członków każdego pokolenia. Czułem skrytą w nas moc, jednak musiałem o niej zapomnieć, ponieważ ciążyło na mnie piętno eksperymentu.
                Sądziłem, że zostałem całkowicie zapomniany przez Lab i mogę robić i myśleć co tylko mi się żywnie podoba. Byłem zupełnie na odwrót, a teraz, kiedy miałem świadomość, że moja wolność została ograniczona do minimum, musiałem się pilnować. Nie miałem pojęcia, czy Lab zna możliwości najstarszych humanoidów, czyli wchodzenie w głąb siatki intelektualnej. Być może byłem jeszcze zbyt młody, by wiedzieć o podobnych wyczynach z przeszłości. Teraz wszystko stało się trudniejsze, ponieważ musiałem umiejętnie tuszować wszelkie próby mojego eksperymentu – Lab-owi mógłby się on nie spodobać, a powinienem być dozgonnie wdzięczny i cieszyć się tą niesamowitą szansą – wciąż istniałem ja, Seungcheol, numer 95080801HU. Nie dostałem się do szybu, którym przenoszone są eksterminowane humanoidy, nagięto dla mnie zasady... Co się za tym kryło?
                Drżącą dłonią nacisnąłem na klamkę drzwi prowadzących do budynku, w którym mieściło sie nasze mieszkanie. Ciemne okienko, które drukowało wszelakie informacje, i które nie raz doprowadziło mnie do szału, znajdowało się w swoim stałym miejscu. Znów zbyt wiele sobie wyobrażałem.
                Wszedłem na klatkę schodową, cicho zamykając za sobą drzwi, które uwielbiały trzaskać przy każdym najmniejszym podmuchu wiatru. Skierowałem się po stopniach w górę, zastanawiając się co zastanę po wejściu do naszej kuchni, aka pokoju spotkań. W głowie zdążyłem ułożyć już kilka scenariuszy.

                Powitał mnie widok szerokich pleców Mingyu, odwróconego w kierunku blatu i najwyraźniej przygotowującego herbatę, sądząc po odgłosach gotującej się wody w czajniku. Sięgnął po niego ręką, kątem oka patrząc, kto wrócił do domu. Zamarł, ledwo dotykając jego rączki i patrząc na mnie, jak gdyby zapomniał o istnieniu słów. Bezgłośnie podszedł do mnie, przez moment się wahając, lecz po chwili zamykając mnie w mocnym uścisku. Spróbowałem ukryć twarz w jego ramieniu, a moje gardło nieprzyjemnie się zacisnęło, kiedy poczułem charakterystyczny zapach Mingyu, przesiąknięty zapachem naszego cudownego mieszkania.