Temperatura
w miejscu, w którym się znajdowałem, była niesamowicie przyjemna. Nie czując
ani odrobiny wiatru muskającego moją skórę, wywnioskowałem, że znajduję się w
jakimś pomieszczeniu. Widziałem wyraźnie wszystkie połączenia w swojej
strukturze, które stopniowo zaczynały nabierać swojej zwyczajowo błękitnej barwy.
Odzyskując powoli czucie w mięśniach twarzy, rozlewające się później po całym
ciele, uzmysłowiłem sobie, że leżę na twardej i płaskiej powierzchni. Jeszcze
chwilę temu w ogóle nie zdawałem sobie sprawy ze swojego położenia. Chora łydka
zaczęła dawać się we znaki.
Czułem
się, jak gdybym wrócił do upragnionej przeszłości. Otoczył mnie
charakterystyczny, chemiczny zapach Lab-u, który czułem tak wyraźnie dlatego,
że minęło już dość czasu, odkąd wypuszczono nas do Miasta i nasz węch stał się
na niego wrażliwszy. Pamiętałem go również ze względu na to, że dane mi było
odwiedzić Lab stosunkowo niedawno, gdy pracownicy odkryli moją małą rebelię w
postaci nieprzyjmowania pożywek.
Przez
moment zdawało mi się również, że znów jestem w pierwszej fazie naszego cyklu
rozwojowego, gdzie dopiero uczymy się kontroli nad swoim ciałem. Wspomnienia
zapisane w połączeniach struktury i siatki intelektualnej bombardowały mnie
niczym pociski.
Spróbowałem
zacisnąć luźno leżącą dłoń w pięść – westchnąłem cicho, ponieważ byłem zbyt
słaby, by zrobić nawet to. Zacząłem skupiać się wyłącznie na wdechach i
wydechach, bo tylko to w tamtym momencie byłem w stanie robić. Drugi raz w
Lab-ie, odkąd moje pokolenie zostało wypuszczone do Miasta, nie zwiastował
niczego dobrego.
Uchyliłem
lekko powieki, jednak prędko z powrotem je zamknąłem, ponieważ jedyne co
zdołałem ujrzeć to zamazany obraz. Mruganie, by go wyostrzyć, w niczym by nie
pomogło – musiałem po prostu zaczekać, aż w pełni odzyskam wszystkie zmysły.
Kiedy
uczyliśmy się kontroli nad swoimi ciałami, stopniowo zaczęliśmy odróżniać ciszę
od dźwięku, a później każdy pojedynczy odgłos. W pewnym momencie udało mi się
pokonać głuszę dźwięczącą w moich uszach i zacząłem wsłuchiwać się w
narastający odgłos kroków, czyjeś słowa i ruch.
Kiedyś
z moimi chłopcami zastanawiałem się, jak to jest, kiedy zostajesz wyłączony na
zawsze, gdy odpadniesz z programu. To niepojęte, że w ciągu ułamka sekundy
tracisz wszystko, co pozwala ci na kontakt ze światem zewnętrznym. Przynajmniej
tak się nam wydawało. Dzisiaj obudziłem się po tym drugi raz i byłem jeszcze
bardziej przerażony niż za pierwszym razem. Moje błękitne połączenia w siatce
intelektualnej zdawały się być bardziej wiotkie i osłabione niż zwykły być.
Najwyraźniej takie nieustanne resetowanie źle wpływa na ciało humanoida. Ale
dlaczego wciąż wszystko pamiętam? Dlaczego wciąż istnieję, potrafię myśleć,
odzyskiwać czucie?
Leżałem
w bezruchu, udając, że wciąż nie odzyskałem świadomości. Nie było możliwe, by
zostać w takim stanie na dłuższy czas, ponieważ pracownicy Lab-u potrafili
monitorować nawet najmniejszą zmianę w naszym sztucznym organizmie.
Wyczułem
ruch obok siebie, tak jak oni wyczuli, że już się obudziłem. Czułem się, jak
gdybym wybudził się zregenerowany po zaglądaniu do swojej struktury, tylko
nieco bardziej przerażony świadomością mojego położenia. Nie znam innego
humanoida, który ponownie doświadczył leżenia na stole w jednym z pomieszczeń
tylko dla pracowników Lab-u.
–
Otwórz oczy – usłyszałem i posłusznie wykonałem polecenie. Obraz nadal był
zamazany, ale nie mogłem sprzeciwiać się kobiecie, która się mną zajmowała.
Widziałem
ją jako rozmazaną biało-brązową plamę, do której dołączyła kolejna,
biało-czarna plama. I jeszcze jedna. Kiedy zostałem stworzony, tak wyglądał
każdy początek nowego dnia i nie byłem tym zaskoczony, ale teraz byłem wręcz
przerażony.
–
Spróbuj poruszyć ręką – usłyszałem ten sam głos.
Poruszyłem
lekko palcami i dłonią, którą wcześniej próbowałem zacisnąć w pięść. Teraz
przyszło mi to o wiele łatwiej.
Nie
robili ze mną nic więcej, dlatego posłusznie leżałem w bezruchu i czekałem na
dalsze rozkazy. Tyle humanoidów z Miasta pragnęło powrotu do Lab-u. Niemalże
wszyscy tęsknili za jasnymi poleceniami i wyraźnie poukładanym przez siły
wyższe cyklem dnia.
Kiedy
zamglony wzrok w końcu wrócił do swojego zwyczajowego stanu, rozejrzałem się
powoli po pomieszczeniu, w którym leżałem. Pokój był jasny i sterylny jak
każdy, które znałem w Lab-ie. Zarówno po swoich obu stronach jak i przed sobą widziałem
inne leżące humanoidy. Żaden z nich się nie poruszał, ale niektóre z nich miały
otwarte oczy. Czułem się zbyt obco, leżąc na sali z najnowszymi, nieskażonymi
modelami i samemu będąc już po pewnych przejściach.
Odwróciłem
głowę na bok, napotykając inne zamglone spojrzenie. W tym momencie żałowałem,
że mój wzrok zdążył się już wyostrzyć. Nigdy nie miałem do czynienia z innym
humanoidem, który dopiero został przebudzony. Na samym początku swojego
istnienia nie ma się nawet pojęcia, że istnieje coś poza tobą i twoimi
połączeniami, dlatego chłopak leżący obok mnie mógł się we mnie bezkarnie
wpatrywać, a i tak nie zrozumiałby kim jestem czy czym jestem.
Pracownicy
Lab-u zajmowali się pierwszym i drugim rzędem, ja leżałem w ostatnim i
zaczynała zbierać się we mnie niewyjaśniona złość. Dlaczego leżałem wśród
nowych modeli? Może i byłem umyty, przebrany i zdolny do wtapania się w ten
tłum, ale czuć było ode mnie tę obcość. Pracownicy Lab-u zerkali na mnie
ukradkiem, jak gdybym zaraz miał zerwać się ze stołu i wyrządzić tutaj niemałą
rewolucję. Nie miałem w planach nawet ruszyć się o centymetr, ponieważ nie
otrzymałem takiego polecenia.
Spokój
panujący na sali zakłóciła obecność kobiety, której rysy twarzy kojarzyłem.
Zwykło się ją nazywać opiekunką opiekunek,
ponieważ nie wchodziła w relacje z humanoidami a zajmowała się kontrolą
pracowników Lab-u, głównie właśnie naszymi opiekunkami.
Mówiła
coś niespokojnym i podniesionym tonem, po czym skierowała się do mojego stołu,
próbując zachować profesjonalizm i powagę. Za nią podążyło kilku innych
pracowników, którzy stworzyli wokół mnie mały wianuszek. Wciąż się nie
poruszyłem, czekając na kolejne polecenie i udając, że jestem spokojny.
–
Odzyskałeś już czucie we wszystkich kończynach? – zapytała. W odpowiedzi
kiwnąłem głowę. – A mówić potrafisz?
–
Tak – wychrypiałem. Moje gardło zdawało się być zaciśnięte i ani śniło się
rozluźnić.
–
Niech spróbuje wstać – poleciła inna kobieta.
Poruszyłem
prawą nogą i zwiesiłem ją ze stołu, podobnie z lewą, która zdawała się być
jeszcze zdrętwiała. Aż się zdziwiłem, że nie próbowali wymienić tej uszkodzonej
części. Najwyraźniej jeszcze nie ingerowali we mnie bądź wcale nie zamierzali
tego robić, ponieważ minęła idealna okazja, by to zrobić – gdyby chcieli,
zajęliby się tym, kiedy byłem nieprzytomny.
Opiekunka
opiekunek chyba poszła po rozum do głowy, że nie powinno mnie tutaj być.
Pracownicy Lab-u pomogli mi wstać ze stołu i złapać równowagę. Zastanawiałem
się, ile tam leżałem, ale nie wypadało pytać. Tutaj powinienem się odzywać
tylko wtedy, kiedy to konieczne. Doszedłem do wniosku, że gdybym był
nieprzytomny przez dość dłuższy czas, zapewne zmuszaliby mnie, bym się obudził.
Zachowywali się nader zwyczajnie, jak gdybym wcale nie złamał zasad i systemu
panującego w Mieście. Może wyobrażałem sobie zbyt wiele.
Wyprowadzono
mnie z pomieszczenia. Nie kojarzyłem miejsca, w którym się obecnie znajdowałem,
najprawdopodobniej po moim stworzeniu zostałem prędko przeniesiony z części dla
pracowników Lab-u do części w której uczyły się humanoidy. Posłusznie kroczyłem
na przód, wbijając wzrok w plecy opiekunki opiekunek. Swędziała mnie skóra,
dokładnie tak jak za pierwszym razem, kiedy umyto mnie, gdy zostałem wezwany do
Lab-u, ale nie miałem odwagi się podrapać. Trochę ściągało mnie w łydce, ale z
każdym krokiem dziwne uczucie zdawało się stopniowo zanikać i stawać bardziej
znośne.
Przeszliśmy
oszklonym korytarzem, z którego widać było całą stołówkę. Wspomnienia wywołały
uścisk w żołądku, kiedy to beztrosko spędzaliśmy czas na nauce, jeszcze nie w
pełni świadomi tego, co nas czeka. Młode humanoidy zdawały się nie zwracać na
nas uwagi – sięgając pamięcią wstecz, ja również nie interesowałem się, co
dzieje się poza pokojami przeznaczonymi dla mojego pokolenia.
–
Przez cały czas śledziliśmy twoje poczynania – usłyszałem głos opiekunki opiekunek,
kiedy dźwięk zamykanych drzwi wybudził mnie z transu wywołanym sentymentalnymi
wspomnieniami. Zostawiono nas samych, a ja doznałem deja vu – zdawało mi się,
że jestem w tym samym pomieszczeniu, w którym skarcono mnie za niestosowanie
się do zasad, czyli niebranie pożywek. –
Z racji tego, że wasze i starsze pokolenie z dzielnicy H było otwierającymi
nową serię programów „Najsłabsze ogniwo”,
byłeś świadkiem błędu systemowego.
Ciągle
patrzyłem w oczy kobiety. Zerwanie tego kontaktu świadczyło uszkodzonej siatce
intelektualnej. Byliśmy zaprogramowani tak, by w trakcie rozmowy nie przerywać
kontaktu wzrokowego z pracownikami Lab-u. Z humanoidami działało to bardzo
różnie, lecz zazwyczaj impuls zwracał nas ku sobie.
– Wykasowano
cię z bazy danych, jednak podczas archiwizowania odcinka jak i kontroli
scenografii wykryto pewien błąd. Scenerię do „Najsłabszego ogniwa” wybudowano w tym miejscu Studia, w którym
łączą się wadliwe połączenia i zamiast trafić do właściwego , trafiłeś na
przenośnik, którym transportowane są gruzy jak i materiały budowlane potrzebne
do unowocześniania dzielnic.
Kiwałem głową
na znak, że rozumiem. W rzeczywistości nie miałem pojęcia o tym, jak
funkcjonuje Miasto i Lab poza tym, co jest pokazywane humanoidom. Spróbowałem
sobie to jednak wyobrazić. Chciałem dobrze wypaść na oczach kobiety. Chciałem również zapytać, czy któryś z moich
chłopców również został „najsłabszym ogniwem”, ale nie wypadało. Każdy humanoid
miał myśleć o sobie i o swoim dobru. Poszczególne pokolenia miała tylko łączyć
specyficzna więź, która zapewniała nad nimi lepszą kontrolę i zapobiegała
konfliktom. Moja najwyraźniej rozrosła się do niekontrolowanych wymiarów,
ponieważ dużo myślałem również o dobru moich chłopców.
– Po kilku
dniach od zakończenia nagrywania odcinka wykryto, że coś poszło nie tak. Nie
zanotowano ciebie w kontroli wyeliminowanych uczestników. Udało się odzyskać
część twoich danych, między innymi lokalizację, dzięki czemu wykryto ten
pojedynczy błąd. Dziwnie na mnie patrzysz, chcesz o coś zapytać?
Nie
zareagowałem od razu, ponieważ byłem skupiony na tym, co mówi. Nie sądziłem, że
będzie w stanie wykryć, że coś chodzi po mojej głowie – w końcu na co dzień nie
pracuje z humanoidami. Pomimo iż miałem kilka pytań, zaprzeczyłem. Kobieta
zdawała się być niezadowolona z mojego rozkojarzenia. Nie potrafiłem jednak nad
tym zapanować, będąc świeżo po przebudzeniu.
Opiekunka
opiekunek patrzyła jeszcze na mnie przez moment, po czym sama zadała mi
pytanie.
– Co zrobiłeś,
kiedy się obudziłeś?
–
Oceniłem stan mojej łydki.
Kobieta
nadal na mnie patrzyła, oczekując uzupełnienia odpowiedzi. Powiedziałem więc
także o Seungkwanie, który mnie znalazł oraz jak jego pokolenie przyjęło mnie
do siebie. Dopiero wtedy nieznacznie kiwnęła głową.
–
Byłeś i nadal jesteś eksperymentem. Pewnie czułeś się swobodnie, wyzwolony spod
kontroli Lab-u. Byłeś jednak pod ciągłą kontrolą, ponieważ znalazło się
nieliczne grono, któremu spodobał się pomysł z obserwacją ciebie, by sprawdzić,
jak poradzisz sobie z życiem na własną rękę. Jesteś bardzo posłuszny, dlatego
ani razu nie interweniowaliśmy. Na Hali zostałeś złapany przez pracowników,
którzy nie wiedzieli o eksperymencie, a jedyne zostało im wspomniane o
zaginięciu humanoida z numerem 95080801HU.
Nie
powiedziała nic więcej. Najwyraźniej czuła się nieswojo, przebywając w jednym
pomieszczeniu sam na sam z niesfornym humanoidem. Zabrano mnie do pustego
pokoju w części mieszkalnej humanoidów – stały tutaj cztery idealnie zaścielone
łóżka, zapewnie oczekujące nowych lokatorów, którzy przeniosą się z salki, w
której się obudziłem. Nie chciałem psuć idealnie ułożonej pościeli, dlatego
zająłem miejsce na jednym z krzeseł przy małym stoliczku i wziąłem pożywki,
które mi przyniesiono.
Nie
wiadomo ile czasu spędziłem na tym krześle, bezmyślnie wpatrując się w swoje
przerażająco czyste buty. Nie wiedziałem nawet, jaka jest pora dnia. Opiekunka
opiekunek nie powiedziała nawet, jak będzie wyglądać mój dalszy los. Nie
potrafiłem się domyśleć, nic sensownego nie przychodziło mi na myśl nawet
wtedy, kiedy zaprowadzono – mogę powiedzieć, że eskortowano, bo towarzyszyło mi
kilkunastu pracowników – do ogromnej bramy z wielką literą H. Wciąż byłem
otumaniony sterylnością Lab-u i poczułem się jak całkowicie niedoświadczony
humanoid, który wciąż nie może uwierzyć, że istnieje coś poza miejscem, w
którym został stworzony i że będzie zmuszony je opuścić.
Dzisiaj
zafundowano mi dzień rodem z naszej przeszłości. Dzień, o którym marzy każdy
humanoid zmagający się z urokami życia w Mieście. Widząc bramę prowadzącą do dzielnicy
H w moich oczach zaczęły się zbierać łzy. Coś, co drzemie w każdym humanoidzie,
nagle się zbudziło i zaczęło się domagać, bym nawet się do niej nie zbliżał.
Dawano mi niesamowitą szansę, ale ja chciałem wykorzystać ją w inny sposób.
Nadal istnieję, lecz chciałbym istnieć tutaj, w Lab-ie. Na zawsze zapomnieć o
wszechobecnym kurzu, zalegającym na butach i o okienku, wypluwającym kartki
papieru z informacją o czyszczeniu czy o kolejnym programie, w którym twoje
pokolenie weźmie udział. Nie było mi to dane, ponieważ nie udało mi się posiąść
tego szczęśliwego numerka, który zagwarantowałby mojemu sztucznemu ciału
płodność. Obwinianie się o to, że nigdy nie sprosta się oczekiwaniom Lab-u było
naturalną częścią egzystencji każdego humanoida.
Nie
potraciłem się ruszyć, nawet próby myślenia tylko i wyłącznie o plusach powrotu
do Miasta, jakim było między innymi ponowne spotkanie z moimi chłopcami, nie
działały tak jakbym chciał. Mogło ich już nie być. Mogłem być sam jeden,
doświadczony lecz odrzucony, samotnie snujący się po ciemnych uliczkach. Poczułem
impuls, który popchnął mnie do przodu. Pojawił się wbrew mojej woli – to Lab
zadziałał, nie mając ochoty na zabawę z moimi wewnętrznymi pragnieniami i
wymysłami. To nie my tu decydujemy, jak będzie wyglądać nasza dalsza
egzystencja.
Uderzył
mnie chłód i szarość mojej dzielnicy H, która niesamowicie kontrastowała ze
wspomnieniami z dzielnicy V. Westchnąłem, robiąc kolejne kilka kroków w przód.
Pomimo tego, że należałem do tego miejsca, poczułem się obco, jak gdybym
wkraczał tutaj nie po raz pierwszy, ale któryś z pierwszych razów na pewno. Nie
widziałem przed sobą żadnego humanoida, zresztą nie było wolno się nam tutaj
kręcić, więc sam siebie zaskakiwałem, dziwiąc się taką oczywistością.
Obróciłem
się za siebie, patrząc z utęsknieniem jak brama się zamyka. Byłem zagubiony jak
podczas naszych pierwszych odwiedzin Miasta, choć wtedy nie mieliśmy się
jeszcze gdzie podziać, a teraz miałem już mieszkanie, do którego mogłem się
udać. Machinalnie szedłem przed siebie, drogami, które doskonale znałem,
uważnie stawiając stopy, by przypadkiem nie wybrudzić czymś nowych butów.
Rozglądałem
się dookoła, jak gdyby sprawdzając, czy w ciągu tych dwóch czy trzech tygodni
nie zaszła w dzielnicy H jakaś zmiana. Próbowałem przedłużyć czas, w jakim
dotrę do naszego mieszkania, ponieważ byłem pewien obaw – co jeśli któregoś z
moich chłopców już nie ma? Zatrzymałem się na moment, by się uspokoić. Widząc
kilka humanoidów wychodzących z uliczki prowadzącej do drzwi większości
mieszkań starszych pokoleń, schowałem się za rogiem budynku. Przesiąkłem już
zachowaniem, którego wyuczyłem się w dzielnicy V – dmuchać na zimne i unikać
wszystkich tamtejszych humanoidów, by nie udało im się rozpoznać, że nie jesteś
stamtąd.
Oparłem
się o ścianę, wzdychając ciężko. Uprzytomniłem sobie, jakim paranoikiem się
stałem. Przymknąłem na moment oczy i przypomniałem sobie Jeonghana, kolor jego
połączeń w strukturze i nasze pierwsze wspólne wejście w głąb siatki
intelektualnej. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, jaki byłem wtedy szczęśliwy, że
moje przypuszczenia okazały się słuszne. Chciałem odkryć więcej możliwości,
które zagwarantowane były tylko dla najstarszych członków każdego pokolenia.
Czułem skrytą w nas moc, jednak musiałem o niej zapomnieć, ponieważ ciążyło na
mnie piętno eksperymentu.
Sądziłem,
że zostałem całkowicie zapomniany przez Lab i mogę robić i myśleć co tylko mi
się żywnie podoba. Byłem zupełnie na odwrót, a teraz, kiedy miałem świadomość,
że moja wolność została ograniczona do minimum, musiałem się pilnować. Nie
miałem pojęcia, czy Lab zna możliwości najstarszych humanoidów, czyli
wchodzenie w głąb siatki intelektualnej. Być może byłem jeszcze zbyt młody, by
wiedzieć o podobnych wyczynach z przeszłości. Teraz wszystko stało się
trudniejsze, ponieważ musiałem umiejętnie tuszować wszelkie próby mojego eksperymentu – Lab-owi mógłby się
on nie spodobać, a powinienem być dozgonnie wdzięczny i cieszyć się tą
niesamowitą szansą – wciąż istniałem ja, Seungcheol, numer 95080801HU. Nie
dostałem się do szybu, którym przenoszone są eksterminowane humanoidy, nagięto
dla mnie zasady... Co się za tym kryło?
Drżącą
dłonią nacisnąłem na klamkę drzwi prowadzących do budynku, w którym mieściło
sie nasze mieszkanie. Ciemne okienko, które drukowało wszelakie informacje, i które
nie raz doprowadziło mnie do szału, znajdowało się w swoim stałym miejscu. Znów
zbyt wiele sobie wyobrażałem.
Wszedłem
na klatkę schodową, cicho zamykając za sobą drzwi, które uwielbiały trzaskać przy
każdym najmniejszym podmuchu wiatru. Skierowałem się po stopniach w górę, zastanawiając
się co zastanę po wejściu do naszej kuchni, aka pokoju spotkań. W głowie zdążyłem
ułożyć już kilka scenariuszy.
Powitał
mnie widok szerokich pleców Mingyu, odwróconego w kierunku blatu i najwyraźniej
przygotowującego herbatę, sądząc po odgłosach gotującej się wody w czajniku. Sięgnął
po niego ręką, kątem oka patrząc, kto wrócił do domu. Zamarł, ledwo dotykając jego
rączki i patrząc na mnie, jak gdyby zapomniał o istnieniu słów. Bezgłośnie podszedł
do mnie, przez moment się wahając, lecz po chwili zamykając mnie w mocnym uścisku.
Spróbowałem ukryć twarz w jego ramieniu, a moje gardło nieprzyjemnie się zacisnęło,
kiedy poczułem charakterystyczny zapach Mingyu, przesiąknięty zapachem naszego cudownego
mieszkania.
Ojeju cudowne opowiadanie <3 nie ma dalszego ciągu? :c
OdpowiedzUsuńBoooo...whyy to jest takie genialne?? :<<<<
OdpowiedzUsuń