28.5.16

WIGH: Nasza zguba | 12/16 dzień w trzeciej dzielnicy

Sądziłem, że Jeonghan będzie próbował wybić mi z głowy ten pomysł. Nie wiem, co mnie dopadło, ponieważ chciałem go zmusić do tego, by starał się wmówić mi, bym odwołał tę decyzję. Miałem ochotę na niego nakrzyczeć, kiedy tylko pokiwał głową, wpatrując się w przestrzeń. Z zewnątrz wydawałem się oazą spokoju, zdradzał mnie jedynie rozbiegany wzrok, zaś wewnątrz wyłem ze złości.
                – Kiedy chłopcy zaczynają nagrywanie programu? – spytałem w końcu, by przerwać tę ciszę. Może jeszcze uda mi się go skłonić do tego, by spróbował zmienić moją decyzję.
                – Pojutrze idą na pierwsze spotkanie – odparł, po czym na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmieszek. – Dziwnie jest mówić „idą” zamiast „idziemy”.
                – Nie panikuj – powiedziałem spokojnie. – Pomyśl sobie, że obok siedzi ktoś, kto ma nieco większy problem.
                – Dlaczego wciąż myślisz tylko o sobie? – zdenerwował się. – Nie widzisz, że powodujesz kłopoty wszędzie, gdzie się tylko pojawisz? Dopóki cię nie poznaliśmy, wszystko toczyło się spokojnym rytmem i niczym się tak nie martwiliśmy, nawet nie myśleliśmy o tym, że któreś z nas może zostać eksterminowane.
                – Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to nieuniknione? – uniosłem brew do góry.
                – Oczywiście. Ale ty zdajesz się nie rozumieć tego, o czym mówię – powiedział powoli. Ta rozmowa brnęła w tym kierunku, którego chciałem się wystrzegać. Nie bardzo planowałem rozpoczynać kolejny drażliwy temat.
                – Będę aż do znudzenia powtarzać, że żyjecie złudzeniami.
                – To może powiesz mi, jak mamy żyć? Napiszesz nam instrukcję? Seungcheol, ty chyba pozjadałeś wszystkie rozumy i zdaje ci się, że nie jesteś humanoidem jak wszyscy wokół ciebie. Owszem, przytrafiło ci się coś ciekawego, ale to nie znaczy, że nagle stałeś się nader wyjątkowy – powiedział twardo. Odrzucił koc i wstał, biorąc pusty kubek z moich rąk. – Śpię z Jisoo, tak jak wcześniej. I nie waż się przychodzić do naszego pokoju. Pomyślę jeszcze, co z tobą zrobimy i rano ci powiem.
                – Znów uciekasz? – zarzuciłem mu.
                – Nie. Nie chcę się z tobą pokłócić – wyznał i poszedł w kierunku pokoju Jisoo.
                Niby nie powiedział mi niczego miłego, ale zrobiło mi się o wiele lepiej na sercu.

*

                Znów obudziłem się dość wcześnie. Na zewnątrz wciąż było szaro, temu też przetarłem oczy, przejechałem ręką po włosach i niechętnie zwlokłem się z łóżka. Wczoraj ciężko mi było zasnąć ze względu na to, że nie jestem mile widziany w tym domu. Postanowiłem ulotnić się po cichu i nie pokazywać się nikomu więcej na oczy.
                Serce zaczynało mi szybciej bić, kiedy tworzyłem tysiące scenariuszy możliwych do rozegrania pod bramą V. Co powiem pracownikom Lab-u? Że jestem humanoidem z dzielnicy H, który przypadkowo dostał się tutaj po nieudanej próbie eksterminacji czy może nie będę musiał mówić nic, ponieważ oni już wszystko wiedzą, tylko czekają, aż się złamię?
                Wyprasowałem ubrania, które dostałem w garderobie na Hali – zeszłego wieczoru Jeonghan pozwolił mi je wyprać, żeby nie były tak zakurzone. Spodnie nie wyschły jeszcze do końca, dlatego też musiałem wbić się w jeszcze lekko wilgotne, jeżeli nie chciałem sterczeć przed żelazkiem dłużej niż kilka minut. Czułem się bardzo niekomfortowo, ale musiałem to jakoś przetrwać. Na szczęście koszulka wyschła do końca.
                – Czekaj, czekaj – niemalże podskoczyłem, kiedy zatrzymał mnie szept Jeonghana, który znikąd pojawił się obok mnie. Zastanawiałem się, czy obudziła go moja krzątanina, ale ruszałem się znów tak głośno, by on to usłyszał. Bałem się stanąć chociażby na progu pokoju, a ciekawiło mnie w jakiej pozycji dzisiaj spał.
                – Co jest? – spytałem zaskoczony.
                Długowłosy wyglądał na nieźle rozespanego. Musiał pewnie użyć ogromnej siły wewnętrznej, by wstać z łóżka.
                – Pamiętasz, jak rozważaliśmy plan twojego powrotu do dzielnicy H? Nie lepiej spróbować tego mniej drastycznego sposobu? – zasugerował. – Nie wiadomo, czym będzie skutkować oddanie się w ręce Lab-u. Chyba chcesz jeszcze pożyć?
                – Gdyby nie pewien błąd, już dawno by mnie tutaj nie było, ale muszę wykorzystać tę szansę – uśmiechnąłem się słabo.
                – Jesteś strasznie blady – zmartwił się Jeonghan, podchodząc do mnie bliżej.
                – Jeszcze nie zauważyłeś, że odcienie naszej skóry się różnią? – porównałem nasze dłonie.
                – Sądziłem, że nabierzesz kolorów po dwóch tygodniach przebywania w naszej dzielnicy.
                – To chyba tak nie działa.
                – Zostań, dopóki chłopcy nie pójdą kręcić programu – powiedział.
                Zmarszczyłem brwi. Byłem zaskoczony, że starał się robić coś na moją korzyść.
                – Na pewno? – chciałem się upewnić. – Jihoon jest bardzo przeciwko.
                – Tyle wytrzyma – wzruszył ramionami. – Poza tym to ja tutaj rządzę.
                – Tylko ze względu na to, że jesteś najstarszy – przypomniałem mu.
                – Masz coś przeciwko? – skrzyżował ręce na piersi.
                – Oczywiście, że nie – obroniłem się.
                – Wracam spać. Nie musisz się ulatniać, twoje rzeczy nadal leżą tam, gdzie je zostawiłeś. Seungkwan miał wrzucić je do prania, ale wiesz jaki on jest – przewrócił oczami. – Chyba, że wolisz spać bez ubrań.
                – Wracaj już do łóżka – popchnąłem go, ponieważ widać było, że tylko o tym marzy. Popatrzył na mnie z wdzięcznością i wrócił do Jisoo. Zdjąłem przeklęte wilgotne spodnie i ponownie padłem na łóżko. Marzyło mi się słońce o poranku, ale o tej porze roku mogło być to tylko złudne życzenie. Czułem się źle, ponieważ wydawało mi się, że Jeonghan się nade mną lituje, a jego przyjazne nastawienie wcale nie jest prawdziwe. Postanowiłem jednak brać przykład z chłopców z V i również żyć złudzeniami. Co jeśli poprawi to mój światopogląd? A co jeśli zrujnuje jeszcze bardziej, ponieważ zawiodę się na urojonej prawdzie?

                Obudziłem się po raz drugi już o dość późnej porze. Byłem zadowolony, ponieważ minęło więcej czasu, ale mimo wszystko czułem się zmęczony. Nie wiedziałem dlaczego duża ilość snu tak na mnie wpłynęła, powinno być wręcz na odwrót. Dochodziło południe, a mój organizm chyba chociaż troszkę cieszył się z powrotu do ciepłego łóżka, po strasznej nocy spędzonej na ruinach.
                Starałem się nie wchodzić Jihoonowi w drogę, ale ten wcale nie wyglądał na poirytowanego moją obecnością. Przez cały czas wstrzymywałem oddech, kiedy przechodziłem przez lub obok pokoju, w którym przebywał, lecz w końcu przestałem, nie bardzo rozumiejąc, o co temu domowi tak naprawdę chodzi. Byłem skonfundowany bardziej niż w pierwszy dzień, kiedy obudziłem się na ruinach – wolałem się jednak nie odzywać.
                Ostatni raz poszedłem po pożywki z Seungkwanem, ponieważ jutro miałem się z całą czwórką zakraść na Halę i spróbować wymyślić sposób, aby wrócić do dzielnicy H. Nie wiedziałem, jak wygląda studio od tej strony Miasta, temu też nie mogłem przygotować planu wcześniej. Żaden z chłopców z najmłodszego pokolenia również się nie kwapił, by mi w tym pomóc – w końcu nie byłem tutaj mile widziany, musiałem radzić sobie sam.
                Włóczenie się obok Hali w każdy inny dzień również nie wchodziło w grę. Bałem się starszych, nieznanych mi humanoidów, albo co gorsza, że Lab jakimś cudem odkryje moją obecność. Doszedłem do wniosku, że pracownicy nie wiedzą, że tutaj jestem – czułem się inaczej niż zwykle, jakby mi czegoś brakowało, a tym brakiem okazała się specyficzna blokada, która była na nas nałożona. Teraz byłem stuprocentowo pewien, że nie jesteśmy tak wolni, jak się nam wydaje.

                – Gotowy? – Seokmin szturchnął mnie lekko, kiedy wszyscy zbierali się już do wyjścia. Wszyscy prócz Jeonghana, który opierał się o ścianę w przedpokoju, wbijając wzrok w podłogę i przygryzając wargę. Widziałem, że udaje, próbując sprawiać wrażenie, że wcale nie jest zły ani przerażony. Chciałem z nim zostać albo chociażby spróbować namówić go do tego, by poszedł razem z nami. Już wczoraj staraliśmy się go przekonać, ze to zwyczajny błąd, ponieważ obecnie pokolenia składają się zazwyczaj z czterech humanoidów i nawet Lab mógł się pomylić. Nie zamierzał jednak nas słuchać i upierał się przy swoim, jak to na prawdziwie uczciwego humanoida przystało.
                Szedłem z tyłu, patrząc na moje świeżo wyczyszczone buty. Seungkwan, Seokmin, Jihoon i Jisoo szli na przedzie i radośnie rozmawiali, jak gdyby wcale nie szli w miejsce, gdzie humanoidy zazwyczaj tracą życie. Może była to tylko reakcja obronna na stres?
                Nie interesowałem się, jaki program zaczynają nagrywać – byłem ciekaw, ale wolałem nie pytań. Miałem swoje sprawy do załatwienia – nie szedłem tam by się im przyglądać, ale pobiec w zupełnie inną stronę. Nagle wpadłem na pewien pomysł – zrównałem się z nimi i zaczepiłem Jisoo, który szedł z boku.
                – Czy u was również są takie ekrany ze wskaźnikami waszej popularności? – spytałem. U nas wisiały one dosyć daleko i niekiedy ledwo starczało nam przerwy, by przy nich dłużej postać. Co jeśli gdzieś niedaleko znajdowało się przejście na drugą stronę Hali, granicę dzielnicy V bądź P?
                Jisoo kiwnął głową na potwierdzenie.
                – Daleko trzeba ich szukać?
                – Nie wiem do czego one maja ci służyć, ale tak, wiszą dość daleko, niemalże na końcu korytarza, przy drzwiach do gabinetów reżyserów.
                – Wiesz, co może być dalej, za tymi ekranami? – dopytywałem. Czułem się jak geniusz, chociaż wcale nie było pewne, że to ekrany doprowadzą mnie do domu.
                – Opracowujesz plan powrotu do dzielnicy H? – wtrącił się Jihoon. Chciałem go odepchnąć, ponieważ wytrącał mnie z trybu myśliciela.
                – Chyba nic tam nie ma – Jisoo się zamyślił. – Wydaje mi się, że korytarz kończy się kilka metrów dalej.
                Zacisnąłem usta. Może poszedłem w złą stronę, ale nie mogłem się poddawać. Musiałem się przekonać na własne oczy, że jest to ślepy zaułek – będzie to jednak o wiele trudniejsze ze względu na to, że będą się tam kręcić reżyserzy, ponieważ zawsze zjawiają się oni w studio w pierwszy dzień wprowadzający.
                Zatrzymaliśmy się przed wejściem do Hali. Czułem poddenerwowanie, ponieważ miałem zamiar tam wejść niekoniecznie legalnie.
                – To niemożliwe, by nie zauważyli mnie nawet tutaj – wahałem się.
                – Od drzwi prowadzi niewielki korytarz, który rozgałęzia się w prawo i w lewo – zaczął Seungkwan.
                – Hala od waszej strony jest skonstruowana chyba dokładnie tak samo jak u nas – przerwałem mu.
                – Nie do końca, ale... Lepiej nie chowaj się w garderobach – polecił Seokmin. – Nie ma tutaj wielu miejsc, w które mógłbyś się wcisnąć w razie czego, ale najgorszym z nich jest na pewno garderoba. Zdawało mi się, że jest monitorowana.
                Kiwnąłem głową. Jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi. Teraz wydawało mi się, że cały budynek Hali jest monitorowany i nie ma opcji, bym przeszedł chociaż jeden krok niezauważony. Rozważałem powrót do ich domu i odnalezienie innego sposobu na wydostanie się stąd. Nie zdążyłem się jednak odwrócić, ponieważ zostałem pchnięty do przodu.
                – Ekrany znajdują się w korytarzu na prawo – oznajmił Jihoon. – My idziemy do salki obok garderoby po lewej, więc od razu się rozłączymy.
                Życzyli mi powodzenia, chciałem ich przytulić i podziękować im za przygarnięcie mnie do swojego domu i danie tej drugiej szansy, ale uzmysłowiłem sobie, że oni boją się mojego dotyku – dokładniej tego zainicjonowanego przeze mnie, dlatego się powstrzymałem.
                Pierwszy korytarz był pusty. Odliczałem sekundy i kroki, które dzielą nad od rozłączenia się. Teraz miałem zacząć działać na własną rękę. Rzuciłem im ostatnie spojrzenie, wziąłem głęboki oddech i odbiłem w prawo, będąc pewnym, że Lab już mnie widzi. Nigdzie nie dostrzegłem żadnej kamery – nigdy o tym nie myślałem, ale teraz wręcz byłem przeświadczony, że wiszą one w rogu każdego korytarza.
                Kiedyś postanowiłem sobie, że będę odważny. Przypomniało mi się to w odpowiednim momencie, ponieważ zwolniłem bieg, a nawet stanąłem w miejscu. Udało mi się zrobić już tyle różnych, dziwnych rzeczy, dlaczego więc nie wspiąć się szczebel wyżej i po raz kolejny pokonać Lab?
                Zazwyczaj kiedy podeszliśmy bliżej głównej bramy dzielnicy bądź drzwi do Hali, pracownicy Lab-u od razu nas upominali, ponieważ nie otrzymaliśmy specjalnego wezwania i nie mogliśmy się tam kręcić. Byłem pewien, że nie ma mnie już w aktywnej bazie danych Lab-u, ponieważ od razu by mnie złapali, kiedy tylko przekroczyłbym próg tego budynku, a tymczasem stałem sobie niedaleko gabinetów reżyserów. I to był błąd, ponieważ usłyszałem kroki. Nie miałem pewności kto to i zdecydowałem się na ruch, przed którym wystrzegał mnie Seokmin – chwyciłem klamkę garderoby – na moje nieszczęście była zamknięta. Szarpnąłem po raz drugi, jak gdyby miało to w czymś pomóc. Wstrzymałem oddech, by upewnić się, gdzie są kroki. Chyba mi się zdawało, bowiem już ich nie słyszałem.
                Hala zawsze była pusta. Lab tak organizował czas, aby żadne pokolenie nie wpadło na siebie, a pracownicy czy reżyserzy rzadko zjawiali się osobiście, jak gdyby się nas bali. Przecież to oni nas stworzyli i powinni znać na wylot. Niemalże wszystko, co działo się podczas kręcenia programów, było procesem zautomatyzowanym – wykonywały to maszyny, sztuczna inteligencja, zaprogramowana jednak na konkretne działanie. Zupełnie jak my – również byliśmy maszynami, które tworzono w określonym celu – byśmy stali się płodnymi mężczyznami, którzy pomogą światu z zewnątrz w poważnym niżu demograficznym. My byliśmy zepsuci, ale dlaczego Lab tak marnował surowiec potrzebny do stworzenia nas?
                Kiedy siadałem z moimi chłopcami w kuchni przy jednej z kolejnych, poważnych rozmów, zastanawialiśmy się, dlaczego Lab nas nie przerobił na coś innego. Mając gotową bazę, pracownicy nie musieliby zaczynać wszystkiego od nowa, a iść jeszcze dalej, przeznaczając cenny czas na badania. W końcu jednak dochodziliśmy do wniosku, że mogą ponownie wykorzystywać te humanoidy, które odpadły z programów.
                Stałem ukryty we wnęce i przyciśnięty do drzwi garderoby. Cisza stała się nagle bardzo niebezpieczna, jak gdyby zaraz miało się coś z niej wyłonić, zaskakując mnie od tyłu. Oddychałem tak delikatnie, że słyszałem szumy we własnej głowie.
                Nie mogłem stać w miejscu, musiałem zaryzykować i ruszyć do przodu. Motywowałem się myślą, że reżyserzy nigdy nie włóczą się po korytarzach – mają jakieś swoje specjalne, ukryte przejścia, albo ja już sam nie wiem, jak się gdziekolwiek przemieszczają.
                Starałem się biec bezgłośnie, raz po raz odwracając się za siebie i starając się stawiać stopy tak, by robiły jak najmniej hałasu. Było to trudne ze względu na to, że nie miałem na sobie swoich wytartych butów, a całkowicie nowe, które dostałem na hali. Czułem się, jakby od tego biegu zależała moja przyszłość.
                Kiedy tylko dostrzegłem w oddali blade światło ekranu, nie widziałem niczego poza nim, jak gdyby jego delikatna poświata otoczyła mnie całego i wołała: „Chodź do mnie!”. Tym razem ten ekran nie odgrywał najważniejszej roli, dlatego pewnie tak domagał się uwagi. Stanąłem przed nim, tępo wpatrując się we wskaźniki chłopców z V, starając się nie odwracać głowy w stronę ściany, kończącej ten korytarz. Chłopcy mieli rację – wydostać się stąd nie jest tak łatwo.
                Wróciłem się, zaglądając w każdy ślepy zaułek i nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Czułem się taki słaby. W takich sytuacjach znaczące piętno odciskała niewiedza, z jaką muszą zmagać się humanoidy – kiedy coś nie uda się nam za pierwszym razem, tracimy jakikolwiek zapał, nie potrafimy znów logicznie pomyśleć. Dlatego w programach często musimy się wygłupić, by się jakoś trzymać, bo zwyczajnie brakuje nam pomysłu lub nie mamy już sił, by użyć rozumu.
                W tym momencie wszystko wydawało się jednocześnie łatwe i trudne. Nikt mnie jeszcze nie złapał, ale brakowało mi pomysłu, co dalej. Nie potrzebowałem iść znów na ruiny, ponieważ przekopałem tamto miejsce wielokrotnie i już zacząłem wątpić. Nie chciałem dołować się jeszcze bardziej, niż musiałem.
                Zakradłem się pod pokój reżyserów. Nie miałem już niczego do stracenia. Wcisnąłem się we wnękę drzwi prowadzących do pomieszczenia o nieznanym mi przeznaczeniu i obserwowałem ogromne wejście do ich siedziby. Nie widziałem zbyt wiele, a byłem ciekaw, ponieważ nigdy nie zapuszczaliśmy się w to miejsce – będąc na Hali byliśmy kontrolowani przez Lab i nie było tak wielkiej samowolki, na jaką mogłem pozwolić sobie teraz.
                Przeciętny obserwator pomyślałby sobie, że to co robię, wcale nie jest warte tak szybkiego i mocnego bicia serca, takiej adrenaliny. Po prostu chodzę sobie po korytarzach – nie ma tutaj niczego, co mogłoby czemuś zagrażać czy być tajemnicą – tajemnica zaczynała się dopiero za drzwiami siedziby reżyserów, ale mnie to nie bardzo interesowało. Otóż przeciętny obserwator nie był w stanie zrozumieć, jaką radość czerpie każdy humanoid z najmniejszej dawki wolności czy zrozumienia. To niepojęte jak potrafimy się cieszyć, gdy ujrzymy prawdziwe niebo czy ogromny budynek. Pierwszą samodzielną noc w Mieście przesiedziałem z chłopakami na dachu, starając się ogarnąć głębię wiszącego nad nami nieba, które nie było płaskie jak ekranik tabletu, ale miało określony kształt, które wyobraziło sobie każde z nas – ja widziałem je jako ogromny klosz – może dlatego, że tak przedstawiała się również granica Miasta – nasz świat przykryty był ogromną osłoną, w wyniku czego tylko tak potrafiłem wyobrazić sobie kształt nieba.
                Za ogromnymi szklanymi drzwiami siedziby reżyserów kryła się kwintesencja naszego życia. To tam sterowano wszystkim, co dzieje się na hali, a nawet w Mieście, odkąd tylko zaczęły pojawiać się tam kamery. Byłem pewien, że służą głównie po to, by monitorować sytuację. Coś mnie ukłuło, kiedy pomyślałem sobie, że pojawienie się kamer w Mieście mogła spowodować moja sytuacja – Lab wiedział wszystko, ale nie reagował. Widział, że z kochanym Seungcheolem, numerem 95080801HU, jest coś nie tak i wypadałoby to po cichu skontrolować – czy aby nie przyszło mi do głowy nic zagrażające dotychczasowemu funkcjonowaniu Lab-u i Miasta.
                Przez jakiś czas wpatrywałem się tępo w szklane drzwi, oczekując jakiegokolwiek poruszenia, które zmusiło mnie do działania. Nic takiego się nie stało, więc leniwie się wycofałem i rozpocząłem szukania ślepego zaułka, w którym mógłbym się ukryć, póki chłopcy nie skończą spotkania. Bałem się opuszczać Halę sam, ale do powrotu motywowała mnie jedna myśl – Jeonghan, siedzący samotnie w mieszkaniu i zapewne przeżywający ostatnie wydarzenia.
                Zakradłem się do wyjścia i niezauważony opuściłem budynek. Nikt nie kręcił się wokół Hali, jeżeli akurat nie miał iść na plan. Szedłem boczną drogą, by przypadkowo kogoś nie spotkać i prędko wrócić do domu. Ogarnęło mnie uczucie, które mógłbym nazwać niepokojem, ale ono zdawało się być jego nieokreśloną odnogą – może i wejście i włóczenie się po Hali było dziecinnie proste, ale znalezienie miejsca, które pozwoliłoby chociaż na liźnięcie korytarza od strony dzielnicy H, wymagało więcej kombinowania. Nie było mowy o zwiedzaniu Studia, zwłaszcza, że chłopcy nagrywali teraz program, dlatego musiałem nieco pogłówkować.
                Przy wejściu do mieszkania wpadłem na pewien pomysł, ale ten zaraz uleciał mi z głowy, ponieważ spotkałem się z Jeonghanem, który najwyraźniej wracał ze sklepu. Wciskał nos w kołnierz kurtki, jak gdyby starał się coś ukryć, ale mnie udało się to dostrzec od razu. Zwrócił tylko wzrok w moją stronę, nie ruszając głową i chcąc ukryć za włosami swoje zaczerwienione oczy.
                – Dlaczego wróciłeś? – spytał, uciekając do kuchni. Ja zająłem się powolnym zdejmowaniem butów i kurtki.
                – Dlaczego płakałeś? – spytałem, pomimo tego, że znałem powód.
                – Spytałem pierwszy – mruknął.
                Westchnąłem, odwieszając kurtkę i wchodząc do kuchni. Jeonghan stał do mnie tyłem i robił herbatę, chcąc mieć czymś zajęte ręce. Usiadłem przy stole, obserwując go.
                – To wszystko z pozoru wydaje się być takie łatwe – wyznałem, opierając policzek na ręce i palcem drugiej ręki bawiąc się obrusem. – Kiedy z sukcesem przejdziesz pierwszy etap, zaczyna brakować ci pomysłów, co dalej. Jak gdyby tego „dalej” nie było, a ty wciąż krążyłeś w kółko z nadzieją, że uda ci się odnaleźć wyjście...
                – Czyli chcesz mi po prostu powiedzieć, że nie znalazłeś przejścia do H? – spytał kpiąco Jeonghan, najwyraźniej zirytowany moim zawiłym wyjaśnieniem. Również się zdenerwowałem, ponieważ całkowicie zepsuł budujący się nastrój.
                – Tak, nie znalazłem przejścia do H! – powiedziałem nieco mocniej, patrząc na niego z wyrzutem, głównie dlatego, że mi przerwał.
                – Nie sądziłem, że jesteś taki głupi, Seungcheol! – zareagował na mój podniesiony ton. Martwiłem się, że znów się pokłócimy, ale po chwili przestało mieć to jakikolwiek znaczenie. – Gdyby to wszystko było takie proste, jak tobie się wydaje, pojechałbym sobie na ferie do dzielnicy P!
                – Nie tak dawno temu sami mnie wspieraliście – przypomniałem mu. – To wy zaproponowaliście mi taką drogę powrotu do H. Nie rozumiesz mnie Jeonghan, ponieważ jesteś w domu, w swojej dzielnicy i w dobrze ci znanej okolicy – powiedziałem z wyrzutem. – Nie potraficie mnie tolerować, ponieważ nie należę do waszego pokolenia – i tutaj was rozumiem. Nie grozi wam jednak niepewność...
                – W takim razie wytłumacz mi, dlaczego tutaj jestem – znów mi przerwał. Od czasu mojej bójki z Jihoonem wzrosły u mnie pokłady agresji i już chciałem wstać, by go uderzyć.
                – Tutaj?
                – W domu, a nie w Studio z resztą chłopaków.
                Kiedy już niemalże na niego krzyczałem, całkowicie się zapomniałem. Przecież Jeonghan również znajdował się w nieciekawej sytuacji. Dlatego płakał, kiedy wraz z chłopakami poszliśmy na Halę, a on musiał zostać w domu. Oparł się tyłem o blat i patrzył na mnie, jak gdybym naprawdę wyrządził mu krzywdę, a ja tymczasem wolałbym wstać i odsunąć mu włosy z twarzy, żeby w końcu przestał się chować, ponieważ nie miał przed czym.
                – Nadal sądzisz, że to przeze mnie? – spytałem ostrożnie.
                – Myślałem nad tym – odparł. – Jeżeli nic się nie unormuje, kiedy wrócisz do siebie, wtedy będę miał pewne dowody na to, że to jednak nie twoja wina.
                Uniosłem brew do góry.
                – Wtedy to już chyba będzie za późno.
                Wzruszył ramionami, jak gdyby każda jego odpowiedź była dobra, właściwa czy sensowna, a on nie zamierzał przyznać się do błędów w myśleniu.
                – Lepiej późno niż wcale.
                – Wspaniały tok myślenia, Jeonghan.
                Nie wiedziałem, dlaczego tak plujemy na siebie. Nie chciałem być na niego zły, ale coś wciąż mnie do tego pchało. Musiałem się tego wyzbyć i chyba znalazłem nawet na to sposób – przypomniało mi się, o czym myślałem, zanim spotkałem długowłosego.
                Wstałem i podszedłem do blatu, by również zrobić sobie herbaty. Tak naprawdę szukałem pretekstu, by zbliżyć się do Jeonghana czy nawet go przytulić. Pomyślałem sobie, że taka forma pocieszenia jest dobra, ale czy długowłosy myślał podobnie?
                Wpierw mocno mnie odepchnął, kiedy objąłem go ramionami. Kiedy ponowiłem próbę, znów się opierał, ale już nie tak mocno. Wystarczyło być trochę bardziej stanowczym, by zamknąć go w pocieszającym uścisku. Wiedziałem, że próbuje odgonić cisnące się na oczy łzy, które były bardzo zaraźliwe, ponieważ również poczułem mrowienie pod powiekami. Wcisnąłem nos w jego włosy i próbowałem sobie wyobrazić, jak wygląda uczucie, którym Mingyu darzy Wonwoo. Czy my również jesteśmy do tego zdolni? Nie wiedziałem, ponieważ nie znałem pierwowzoru, z którego mógłbym brać przykład, doszukiwać się cech wspólnych.

                Do wieczora starałem się wychodzić z pokoju Jeonghana jak najmniej, tylko w najpilniejszych momentach. Chłopcy z V jak gdyby domyślali się, że nie jest potrzebne mi ich towarzystwo, ponieważ ani razu nie przyszli tutaj nawet zaglądnąć. Długowłosy znów spał u Jisoo, a ja późnym wieczorem podglądałem ich, jak siedzieli na łóżku, a Jeonghan płakał mu w ramię. Nic nie potrafiłem poradzić na moją tendencję do kucania pod czyimiś drzwiami. Czułem lekką zazdrość, ponieważ ja dogłębnie znałem źródło załamania długowłosego, a mimo tego on nie chciał przy mnie robić tego, co przy Jisoo. Owszem, byłem mu bardziej obcy, ale w tej kwestii rozumiałem go lepiej. Co zrobi, jeżeli w trakcie kręcenia programu straci Jisoo, zanim ja zdążę wrócić do H? Nie życzyłem mu tego, ale byłem ciekaw, o mało co nie tracąc równowagi i nie wpadając na drzwi do ich pokoju.
                Zanim wpadłem na Jeonghana, wracając z Hali, wymyśliłem, że może czas przejść na nieco trudniejszy poziom? O ile wejście do budynku było łatwe, od teraz trzeba było się bardziej wysilić. Wracając do domu chłopców z V, miałem w głowie przebłyski szklanych drzwi, prowadzących do pokoju reżyserów, ale nijak nie potrafiłem skojarzyć ich z moimi potrzebami. Chwilę później zacząłem rozważać pewną opcję – pracownicy Lab-u muszą się jakoś przemieszczać, a skoro nie widzimy ich na korytarzach, muszą mieć inne przejścia, łączące każde miejsce na Hali. Jeśli to był poziom średni, by dostać się do jednego z nich i tak wrócić do domu, to już mogłem kandydować na męża Jihoona.
                Poszedłem z chłopakami na Halę kolejnego ranka, znów wlekąc się kilka kroków za nimi. Nie chciałem im przeszkadzać, a od razu zająć się swoimi sprawami. Dzisiaj będzie o wiele trudniej, ponieważ reżyserzy nie będą zajęci chłopakami w salce spotkań, a będą kontrolować kamery i przebieg programu, siedząc w ich gabinetach. A tam właśnie chcę przejść, o ile w ogóle uda mi się tam dostać.

                 Po chwili byłem już w domu chłopaków z V, przyciśnięty do ściany i z trudem rozwiązujący buty, próbując powstrzymać łzy. Kiedy wcześniej stałem tak blisko szklanych drzwi, że miałem je już na wyciągnięcie ręki, stchórzyłem, widząc czyjś ruch – pewnie wyimaginowany, ale i tak zawróciłem i pomknąłem jak strzała przed siebie, nie zwalniając nawet na ulicy. Nie rozumiałem swojego strachu, który zdawał się jednak kumulować we mnie przez ostatni czas przebywania w dzielnicy V i dopiero dzisiaj znalazł ujście. Sądziłem, że podobny napad mnie już nie spotka, ale najwyraźniej się przeliczyłem.
                Starałem się unikać Jeonghana, by go jeszcze bardziej nie zdołować tym, jak żałośnie wyglądam. Mogłem jedynie motywować się myślami, że kiedyś się uda. Nie czułem, bym miał ograniczony czas, mogłem próbować póki Lab nie odkryje, co zamierzam zrobić. Musiałem się zmobilizować, by jutro pójść tam ponownie i tym razem nie stchórzyć.
                – Seungcheol – usłyszałem swoje imię, kiedy szedłem wieczorem do łazienki. Tym razem zaczepił mnie sam Jisoo. Nie miałem już ochoty na rozmowy.
                Seungkwan i Seokmin próbowali ze mną porozmawiać na temat Hali przez pół dnia, a ja starałem wpoić im, że wszystko w porządku, że pracuję nad tym i dopiero badam teren. Przy wszystkich wspomniałem nawet, że wiem już, jak się za to wszystko zabrać, wspominając o przejściu przez siedzibę reżyserów. Nie bardzo wierzyli, że uda mi się to zrobić, ale nie potępiali mojego pomysłu.
                – Co się stało? – spytałem, odwracając się powoli ku niemu.
                – JA zajmuję łazienkę! – Seungkwan przecisnął się obok mnie i zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Nie miałem nic więcej do gadania i mogłem tylko pójść za Jisoo, który zachęcił mnie do tego ruchem głowy.
                Ubraliśmy buty i kurtki i wyszliśmy na wieczorny spacer. Byłem już trochę zmęczony i nie bardzo miałem na to ochotę, ale przynajmniej mogłem popatrzeć na rozgwieżdżone niebo. Przez ostatnie tygodnie pokrywała je gruba warstwa chmur, a widoczne dzisiaj niewielkie punkciki zwiastowały poprawę pogody.
                Uczyliśmy się kiedyś o porach roku, ale ta wiedza zaczęła stopniowo u nas zanikać, ze względu na to, że w Mieście nie mogliśmy zobaczyć tak dogłębnych różnic. Podczas gdy u nas zmieniała się jedynie temperatura czy wygląd nieba, na zewnątrz murów rządziły rośliny i natura, które również podpowiadały, że nadszedł czas na piękniejszą porę roku. Mogliśmy to sobie jedynie wyobrażać, patrząc na zdjęcia w Lab-ie.
                – O co chodzi, Jisoo? – spytałem, patrząc na chłopaka. W jego oczach odbijały się strumienie świateł latarni oraz okien domów innych pokoleń humanoidów.
                – O Jeonghana – odparł lakonicznie.
                – Rozmawiałem już z nim o tym, co się dzieje – powiedziałem, przygryzając lekko wargę. Długowłosy pewnie panikował wczoraj wieczór i Jisoo postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.  Powinien zachować spokój, niezależnie od tego, co sobie wymyślił.
                – On się boi, ponieważ żadne z nas niczego podobnego nie doświadczyło i nie wie, czego ma się spodziewać. Nasze życie jest jedną wielką rutyną i kiedy coś ją przerywa, w naszej głowie wszystko zaczyna przypominać haos.
                – Pytaliście może inne humanoidy o taką sytuację? – zasugerowałem.
                Jisoo uniósł brew do góry – chyba nie rozważali takiej opcji, a dla mnie i dla moich chłopców to była podstawa! Może rzeczywiście sądzili, że są tak bardzo samowystarczalni – nie wiedziałem, czy humanoidy z dzielnicy V myślą dokładnie tak samo jak my, ale najwyraźniej nie liczą na współpracę od strony starszych.
                – Kiedy dostajemy wezwanie, Mingyu i Hansol – dwa humanoidy z mojego pokolenia – zawsze biegną do kogoś starszego i o wszystko dokładnie wypytują, dlatego idziemy na Halę ze znacznie mniejszym strachem i mniej więcej wiemy, co może nas spotkać w Studio. Programy się powtarzają, Lab zmienia jedynie uczestników.
                Jisoo kiwnął z uznaniem głową. Wyglądał na lekko skonfundowanego, domyślałem się, że przygotował sobie scenariusz, w którym chce mnie zbesztać za doprowadzenie Jeonghana do takiego stanu. Przyjąłbym to z pokorą, nawet jeśli to nie była wcale moja wina, ponieważ widziałem, że troszczy się o niego. Długowłosy zdawał się mu ufać bezgranicznie i widzieć w nim swoją podporę.
                Nie doszło do żadnej kłótni – kłócić to się mogłem o każdej porze z Jihoonem – ale Jisoo spodobał się nasz zwyczaj z bieganiem po mieście i wypytywaniem innych humanoidów. Byłem bardzo zdziwiony, że żadne z nich nie wpadło na to wcześniej, a młodszemu spodobała się wizja głębszych więzi z każdym z pokoleń z dzielnicy H. Otóż tak naprawdę nie ma między nami ciaśniejszych więzi niż między pokoleniami z V – my po prostu umieliśmy wykorzystywać bezkarność takich działań – nikt nie mógł nas potępić za kilka pytań. 

*

                – Wciąż nic? – spytał mnie Jihoon, kiedy minąłem się z nim w przedpokoju, ponieważ obiecałem Seungkwanowi pójść z nim po pożywki. Tego dnia znów stchórzyłem, jednak w sercu czułem większy niepokój aniżeli strach. Coś było nie tak – rozbolała mnie wtedy głowa i nogi, temu też z trudem doczłapałem do domu chłopców najmłodszego pokolenia z V, zamiast przygotowywać się do pokonania niby krótkiego, ale ogromnego dystansu dzielącego mnie od szklanych drzwi do przejścia pracowników Lab-u.
                – Wciąż nic.
                Jihoon chwycił mnie za ramię, chcąc mnie zatrzymać. Przez moment patrzyliśmy na siebie, nie mówiąc nic. Jego twarz nie wyrażała żadnej głębszej emocji.
                – Seungcheol hyung – zaczął.
                – Tak?
                – Naprawdę szukasz sposobu, by dostać się do siedziby reżyserów czy zwyczajnie się z nami bawisz?
                Tłumaczenie się było najgorszą opcją do wyboru, ale najbardziej adekwatną, ponieważ nie zamierzałem kłamać. Nie miałem ku temu powodu.
                – Zostaw Jeonghana w spokoju i zajmij się tym swoim problemem. Wytęp go albo przestań rozsiewać go gdzie tylko się pojawisz. Jeonghan ma cię dosyć – powiedział szorstko.
                – Aha, teraz ty będziesz mówić w jego imieniu? – wypomniałem mu naszą pierwszą kłótnię. – Jihoon, posłuchaj – wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić i ustabilizować myśli. – Rozumiem, że nie tolerujesz mojej obecności tutaj. Czuję się tutaj niechciany, dlatego naprawdę staram się o powrót do dzielnicy H – nie widzę powodów, bym musiał kłamać. Nie jestem szpiegiem Lab-u. Szpieg zadziałałby o wiele szybciej, ja nie jestem kompetentny – powiedziałem półżartem. – To wszystko nie jest jednak tak proste, jak mi się wydawało. Proszę, daj mi czas...
                Jihoon patrzył na mnie, analizując moje słowa. Dojrzałem za ścianą fragment ciała Seungkwana, wykonującego gest dłonią, żebyśmy dokończyli, kiedy tylko dostrzegł, ze go zauważyłem.
                – Dlaczego tak bardzo chcesz mi dokuczyć czy być ze mną skłócony? – spytałem po chwili. – Nie lepiej pozostać w neutralnych stosunkach?
                Jihoon przeczesał dłonią włosy, przejeżdżając powoli językiem po dziąsłach i zapewne szukając odpowiedzi.
                – Jak mam cię ignorować, kiedy ty ciągle robisz coś niewłaściwego? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Uniosłem obie brwi do góry.
                – Niewłaściwego...? – nie rozumiałem, co ma na myśli. Czy niewłaściwym było samo moje dalsze istnienie? To nie ja wybrałem sobie przerwę zimową w dzielnicy V.
                – Spójrz na Jeonghana.
                – Rozmawiałem już z tobą o tym. I z Jisoo. A nawet z samym Jeonghanem. Jest mi gotów wybaczyć coś, czemu nie jestem winien, ale to już pewne pocieszenie. Prócz tego zaproponowałem Jisoo coś, dzięki czemu nie będziecie się nudzić.
                – Co takiego?
                Widziałem lekką ciekawość w jego oczach, dzięki czemu mogłem uznać, że dzisiaj to ja triumfowałem.
                 – Spytaj Jisoo. Idę do sklepu z Seungkwanem, nie mam czasu.
                Wyminąłem go, by zgarnąć najmłodszego chłopaka i zacząć ubierać buty. Nie potrafiłem jednak przed sobą ukryć, że chętnie porozmawiałbym jeszcze z Jihoonem, by dogłębnie wypytać go o jego powody nienawiści do mnie.

*

                Oddychałem z trudem, przyciśnięty do ściany od wewnętrznej strony siedziby reżyserów. To zdecydowanie nie był dom chłopców z V.
                Próbowałem nabrać powietrza, tupiąc z nerwów nogą i rozglądając się po pomieszczeniu z przymrużonymi oczami i lekko otwartymi ustami. Czułem się, jak gdyby ktoś mocno zaciskał sznur na mojej szyi, nie pozwalając na dalszy krok. Rozbolała mnie głowa i nogi, dokładnie tak, jak zeszłego dnia. To nie mógł być przypadek.
                Pokój, w którym się znajdowałem, był pusty, jeśli miałbym mówić o obecności jakiegokolwiek pracownika Lab-u. Stało tutaj jednak kilkanaście metalowych szafek, gdzie każda szufladka zamykana była kodem. Nie było nawet mowy o tym, bym mógł zajrzeć, co w nich jest. Udało mi się przejść przez szklane drzwi, udało mi się..., powtarzałem to jak mantrę.
                Po dłuższym namyśle zacząłem jednak rozważać opcję, że to wcale nie są szafki. Przed oczami zaczęły formować się białe plamy, między którymi dostrzegałem swoje połączenia, opanowane przez dobrze znaną mi siłę. Jak to określił Jeonghan, moje zimne, błękitne połączenia przeplatały się z szarymi nitkami, które wnikając w ich strukturę powoli przejmowały kontrolę nad tym, co robię.
                Odetchnąłem głęboko, kiedy niewidzialny sznur w końcu popuścił, nie pozwalając jednak na ani chwilę pozornego uczucia wolności. Nie potrafiłem kontrolować struktury odpowiedzialnej za czucie w nogach, nie mogłem też jasno pomyśleć, ponieważ szara nitka tkwiąca w połączeniach w mojej siatce intelektualnej zaraz przerywała myśl.
                Podobne stadium, jednak nieco łagodniejsze, przechodzimy za każdym razem, gdy zaczynamy kręcić program. Związane jest to z kontrolą, jaką sprawuje nad nami Lab, byśmy nie wymyślili niczego głupiego czy chociażby nie uciekli z planu. Wiele humanoidów nie potrafi dostrzec jednak szarych niteczek, wkradających się do ich umysłu, ponieważ nie posiadają umiejętności patrzenia w swoją siatkę intelektualną. Wszystko przechodzi również bez uczucia duszenia czy słabości, ponieważ Lab przejmuje nad nami władzę stopniowo – na mnie jednak zastosował ten środek stosunkowo szybko, a w połączeniu z moją umiejętnością patrzenia w głąb struktury, znacznie spotęgował ból i dyskomfort.
                Lab doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robię. Prawdopodobnie wiedział nawet, co planuję i obserwował moje poczynania. Widział, że jestem zdolny się przełamać, dlatego też ciekawił mnie jego stosunek do mnie i dlaczego zareagował tak delikatnie. Mógł eksterminować mnie w tym samym miejscu, w którym stałem i byłoby po kłopocie. Jestem w końcu bezużyteczny.
                Całą siłą resztek woli, które nie zostały przejęte przez szare niteczki, poruszyłem lekko prawą nogą. Skoro udało mi się wymusić ten jeden ruch, teraz mogło być już tylko lepiej. Wszystko wokół mnie zdawało się być niemalże całkowicie zamazane, jednak ja doskonale wiedziałem, w którą stronę iść, by dotrzeć do ciemnej plamy korytarza, prowadzącego w inną część Hali, wprost do innej części Miasta.
                Nie zatrzymywałem się, nawet całkowicie otumaniony kontrolą Lab-u. Czułem się jakbym stąpał na pograniczu jawy i snu, niepotrafiący jednak wybrać właściwej strony. Potrząsnąłem lekko głową, próbując pozbyć się niechcianego uczucia. Pomyślałem sobie, że jedynym ratunkiem jest ucieczka do własnego wnętrza, gdzie czułem się o wiele bezpieczniej, widząc swoje starannie uporządkowane myśli, odpowiedzialne za każde z błękitnych połączeń.

                – Tutaj jest nasza zguba – usłyszałem mętny głos, zanim nie utonąłem, a czyjeś silne dłonie nie chwyciły moich ramion, uniemożliwiając mi ruch.


~~~

W końcu udało mi się domęczyć ten cholerny rozdział i jest, po miesiącu! Rozdział nr 13, pechowa liczba, więc Cheol również ma pecha. Nie wiem dlaczego tak bardzo lubię dręczyć moje postaci. To już zwyczajne przyzwyczajenie. A, i nie umiem pisać uroczych love stories, dlatego wychodzi z tego takie coś jak powyżej. Przykro mi, że nie potrafię zafundować im jakichś nieco pozytywniejszych doświadczeń. 

2 komentarze:

  1. Woah...mega *.* mam nadzieje ze kolejny rozdzial bedzie szybciej~
    Ps. Wroc do nas na rp szybko, co? <3

    OdpowiedzUsuń