Kiedy
się obudziłem, liczyłem na to, że zaraz po przebudzeniu zobaczę swój sufit czy
podparcie mojej rozkładanej kanapy. Coś tutaj jednak nie grało. Moje ciało w mig
przestało odczuwać charakterystyczne wgniecenia własnego łóżka; pojawiły się
obce fałdki, obcy materiał i nieznany zapach. Gwałtownie otworzyłem oczy a
słuch naraz mi się wyostrzył.
Rozkojarzony
i oderwany od rzeczywistości gapiłem się w soczyście brzoskwiniową ścianę przed
sobą, próbując zrozumieć gdzie jestem, co robię i co się dzieje. Dojrzałem ruch
w sąsiednim pomieszczeniu, które okazało się być kuchnią. Ale luksus. Nasza
kuchnia była połączona razem z miejscem spotkań.
Leżałem
w bezruchu, ponieważ póki myślano, że nadal śpię, nie będą mnie ruszać, dopóty
sam nie wymyślę scenariusza na dzisiejszy dzień. Komuś jednak udało dostrzec
się moje delikatne ruszenie powieką. Poczułem, jak kanapa po stronie moich nóg
gwałtownie się ugina.
–
Hyung wstałeś? – usłyszałem. Wahałem się z odpowiedzią, ale udawanie snu w moim
przypadku było niemożliwe, zwłaszcza, jeśli ktoś wisiał nade mną.
–
Mhm – mruknąłem, powoli otwierając oczy.
–
A już sądziłem, że się wyłączył na zawsze – to optymistyczne spostrzeżenie
dobiegło z kuchni. Udało mi się rozpoznać po głosie, że był to ten najniższy
członek pokolenia zamieszkującego ten dom.
Na
kanapie siedział Seokmin, który już wciskał mi w ręce kubek z czymś pachnącym.
Nigdy nie piłem takiej herbaty. Udało mi się jako tako podnieść z zajętymi
rękami, rozkopując koc i przy okazji sprawdzając, czy moje nogi przypadkiem
znów nie postanowiły gdzieś sobie pomaszerować, tam, daleko, gdzie moja
struktura i siatka już nie sięgają.
Łydka
potwornie mnie zapiekła, aż o mało co nie rozlałem zawartości kubka. Wziąłem
łyk i odłożyłem go powoli na stolik. Seokmin popatrzył na mnie z troską, a
Jihoon przystanął przy tej brzoskwiniowej ścianie z pożywką w ręku, by mnie
poobserwować.
–
Boli cię? – Seokmin odgarnął koc, by odsłonić moje nogi. – Nie rozumiem,
powinno ci to już przejść...
Poruszenie w
salonie zwabiło również Seungkwana i Jeonghana, którzy w mig stanęli przy
kanapie. Źle się czułem będąc tak osaczonym, zwłaszcza, jeśli wszystkie pary
oczu wlepione były we mnie.
Podwinąłem
nogawkę, a Seokmin pomógł mi rozwiązać bandaż, który z jednej strony był twardy
i zaschnięty, a z drugiej całkowicie przemoknięty. Tak się zestresowałem, że
prawie straciłem czucie w chorej łydce.
– Dlaczego
wciąż się nie zagoiło? – spanikował Seungkwan. Pobiegł do kuchni, jednak od
razu wrócił się do salonu. – Hyung, co zrobiłeś z apteczką? – zwrócił się do
Jeonghana.
– Chyba
została w łazience – odparł długowłosy.
Sytuacja z
moją łydką nie prezentowała się lepiej niż wczoraj. Zazwyczaj takie rany goiły
się do godziny, maksymalnie wytrzymywały półtorej, póki struktura się nimi
porządnie nie zajęła. Coś rzeczywiście było nie tak.
Obtarłem ją
bandażem, czekając na Seungkwana, który wrócił ze świeżym opatrunkiem. Albo
rana była tak poważna, że potrzebowałem czegoś więcej, albo wcale nie minęło
dużo czasu, podczas gdy ja czułem się trochę tak, jak gdyby połowa mojej siatki
intelektualnej dryfowała w innym świecie.
– Ile spałem?
– spytałem chłopców.
– Koło doby –
odpowiedział Jihoon.
Prawie szczęka
mi opadła.
W tym czasie
rana zdążyłaby się zagoić kilkanaście razy. Bezsilnie patrzyłem, jak Seungkwan
próbuje ładnie obwinąć mi łydkę, a Jeonghan go od tego odciąga mówiąc, że
najpierw powinienem to obmyć.
Czułem się jak
ostatnia ofiara losu. Nie dość, że wpadłem Seungkwanowi na plan, to
pasożytowałem na gościnności obcej mi generacji i nieznanej dotąd dzielnicy V.
Seokmin pomógł mi dokuśtykać do łazienki, chociaż sam też dałbym radę i nie
czułbym tego gorąca zażenowania na policzkach.
Starałem się
omijać ranę, ponieważ strumień wody jedynie pogarszał sprawę. Oblewałem udo z
drugiej strony, pozwalając jedynie spokojnym stróżkom spływać na chorą łydkę.
Zawiązałem świeży bandaż i założyłem z powrotem ubrania Jeonghana – tych, które
dostałem w garderobie na hali, nie było już w łazience, pewnie więc chłopcy
zdążyli zrobić już pranie.
Ubrania
rzeczywiście się już suszyły. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, temu też
spytałem chłopców, czy mogę posiedzieć i pomyśleć. Wyśmiewali mnie, że pytam o
takie głupoty, przy okazji dostałem kilka pożywek, dowiedziałem się, że Jisoo
zaraz wróci z nagrywania swojego odcinka, Seungkwan zaczął śpiewać i dostało mu
się od Jihoona, a Seokmin zaoferował mi swój pokój, bym pomyślał w ciszy.
Ostatecznie Jeonghan i Seungkwan zostali zwerbowani na wycieczkę do sklepu,
przy okazji mogli odebrać Jisoo z planu, jeżeli uda im się go znaleźć.
Usiadłem na kanapie
w salonie pokolenia z V; pijąc zimną już herbatę próbowałem posegregować tysiące
myśli, które naraz przyfrunęły do mojej głowy. Musiałem wyłowić te jedną,
jedyną, od której wszystko zacznie sie układać w logiczną całość, taki kodon
START. Bardzo ciężko było go wyłapać,
dlatego też nie dziwiłem się, kiedy Seokmin zatrzymał się na moment, gdy szedł
do kuchni – zapewne wyglądałem, jakbym umarł na siedząco z szeroko otwartymi
oczami.
Moje nogi
bolały mnie ze zmęczenia, nawet jeśli ostatnio nie wykonywałem żadnego wysiłku
fizycznego. Miałem ochotę je odciąć, ponieważ były tak uciążliwe. Położyłem się
na kanapie twarzą do oparcia i zakryłem kocem aż po samą głowę, by mieć chociaż
troszeczkę prywatności, możliwości utrzymania w sekrecie czegokolwiek, o czym
teraz pomyślę, kiedy mrugnę czy kiedy przymknę oczy.
Seungkwan,
Seokmin i reszta zachowywali się tak, jak gdybym był ich starym kolegą, który
przyszedł w odwiedziny. Owszem, kiedy byli razem, widać było, że czują się trochę
niezręcznie z powodu obecności obcego humanoida na ich terenie, ale ładnie
tuszowali to nadmierną ciekawością czy opiekuńczością. Powoli traciłem do tego
cierpliwość, a nie spędziłem z nimi nawet kilkunastu godzin, pomijając moją
dobę snu.
Kiedy w końcu
uda mi się wykurować z szoku jak i wyleczyć łydkę, bardziej na trzeźwo pomyślę,
co dalej.Odpadłem z programu. Powinienem już nie kontaktować. Może nasza
eksterminacja to zwyczajny blef, a wszyscy, którzy do tej pory przegrali,
zostali przetransportowani do innych dzielnic, czy nawet Miast? Czy istnieją
inne Miasta?
Życie
humanoida stworzonego w Labie to sieć nieustannych pytań. Ludzie mają łatwo,
ponieważ każdy z przyjemnością im je na nie odpowie, mogą uczyć się na własnym
doświadczeniu, nie będąc ograniczonym grubym murem czy ingerencją w siatkę
intelektualną. Humanoid chodzi w kółko i się głowi, ponieważ nie otrzymał
wiedzy na temat nurtującego go zagadnienia. To niszczy go od środka, póki nie
uda mu się zapomnieć. Wątpię jednak, czy uda mi się zapomnieć o tym, co ja
tutaj robię.
Z łydki
stopniowo znikał ból, aż po pewnym czasie zaczynało mi go brakować. Bandaż
wciąż był lekko przesiąknięty, jednak zaczynał już twardnieć, co świadczyło o
powolnym zasklepianiu rany. Regeneracje podchodziły pod zadania pracowników
Lab-u, temu też wymyśliłem sobie, że pod tamto miejsce już nie podlegam. Oni
się już mną nie przejmują, temu ja też nie powinienem i mogę odważnie myśleć
czy robić co tylko zechcę. Byłem wolny.
Nowo poznana
grupka z V była zupełnie inna niż moi chłopcy. Mingyu i Hansol lubili się
czasem pobić, ot tak, dla rozrywki – tutaj każdy siedział bądź rozmawiał w
spokoju, jedynie Seungkwan i Seokmin pośpiewywali co nieco. Przysnąłem jeszcze
na moment, po czym znów zostałem przez nich zaatakowany – pytali jedynie o
dzielnicę H. Okazało się, że życie tutaj ani trochę się nie różni od tego, do
czego przywykłem. Obiecali mi, ze któreś z nich weźmie mnie na wycieczkę
krajoznawczo-turystyczną po tej części Miasta, kiedy tylko moja noga poczuje
się lepiej.
Byłem
zaskoczony, kiedy Jeonghan zaoferował mi swój pokój na czas pobytu tutaj, a sam
przeniesie się do Jisoo. Protestowałem, że kanapa w salonie w zupełności mi
wystarczy. Nie miałem przy sobie żadnych swoich rzeczy, czułem się wręcz
ogołocony. Moje ubrania z garderoby na hali zdążyły już wyschnąć, więc
wyprasowałem je i prędko się przebrałem.
Chłopcy
rzeczywiście zachowywali się, jak gdybym sprawił im niespodziankę i przyjechał
na kilka dni. A ja miałem w głowie pustkę i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić,
co czeka mnie dalej i ile jeszcze pociągnę.
– Seungcheol
hyung – zaczął Jeonghan, kiedy oboje siedzieliśmy w jego pokoju, ponieważ ten
starał się zrobić trochę miejsca dla mnie, przenosząc niektóre rzeczy do Jisoo.
– Jak myślisz, czy Lab wie, że jesteś tutaj?
– Nie wydaje
mi się, żebym był od ciebie starszy, temu też chyba nie musisz mówić do mnie
hyung – zauważyłem.
– Skąd wiesz?
– Kto był
pierwszym z waszego pokolenia?
– No... Ja.
Coś mnie
tknęło, kiedy to usłyszałem. Musiałem dowiedzieć się więcej.
– Jaki jest
twój numer?
– Na co ci mój
numer? – spytał. Długowłosy chciał chyba, aby zabrzmiało to jak pytanie
retoryczne, ponieważ zaraz po tym, z załadowanymi rękoma, poszedł na chwilkę do
Jisoo.
Wpatrywałem
się w niego uporczywie, a ten zachowywał się, jak gdyby w ciągu tych kilkunastu
sekund zdążył już zapomnieć, o czym wcześniej mówiliśmy.
– Proszę cię,
powiedz mi.
– Ale co?
– Twój numer.
– Nie
rozumiem, co to ma do rzeczy.
– Jeśli
zaczyna się na dziewięćdziesiąt pięć, to będziesz w stanie mi pomóc.
– Będziesz
mógł wrócić do dzielnicy H? – usiadł obok mnie na łóżku, kilkukrotnie składając
na kolanach tę samą koszulkę.
– Nie, ale...
Mam do wykonania pewien projekt i możesz być pierwszym, który zostanie
wtajemniczony.
– Nie
zamierzam bawić się w rebelianta.
– Powiesz mi
ten numer czy nie? – zirytowałem się. Jeonghan strasznie grał na zwłokę, a ja
nie miałem pojęcia, co mu to da. – To raczej projekt badawczy aniżeli
jakiekolwiek powstanie. O czym ty myślałeś?
– Nie zamierzam zgadzać się na nic, dopóki mi
wszystkiego nie wyjaśnisz.
– Chciałbym ci
wyjaśnić, ale ty nie chcesz podać mi swojego numeru, a to jest najważniejsze.
– Powiedziałem
ci, że jestem pierwszym z tego pokolenia.
– Potrzebuję
twojego numeru. Proszę.
Spojrzeliśmy
na siebie – ja wręcz błagałem go wzrokiem, a on najwidoczniej bił się z
myślami. Nic się przecież nie stanie, kiedy powie mi kilka cyferek! To nie jest
żadna tajna informacja. To nie jest szyfr do bramy H lub V czy zamkniętych
pomieszczeń w Lab-ie. To niemalże to samo, co nasze imię czy kolor pasków na
koszulce.
W końcu udało
mi się go złamać samą walką na spojrzenia. 95100401HU i wszystko wyjaśnione –
jego numer był bardzo podobny do mojego. Nie miałem jeszcze na tyle odwagi, by
spytać go o umiejętność zaglądania w głąb swojej struktury, temu też
pokuśtykałem do salonu i spytałem, czy któreś z nich nie zechce oprowadzić mnie
po Mieście. Skończyło się na tym, że zostałem zamknięty w pokoju, ze względu na
chorą nogę. Marudziłem pod drzwiami, kiedy Seokmin i Jihoon robili sobie ze mnie
żarty, aż w końcu odpuściłem, przyznając im rację, że powinienem łydce dać
spokój, póki nie zaczai, jak samoistnie się regenerować.
Przez jakiś
czas przyciskałem ucho do drzwi, by podsłuchać rozmowę całej piątki. Zdawało mi
się, że słyszałem tam moje imię i za każdym razem przyspieszało mi bicie serca.
Byłem niemalże stuprocentowo pewien, że mówią o mnie, jedynie nie chcą, żebym
cokolwiek podsłuchał, temu też zamknęli mnie tutaj dla żartu. Nie ważne, jak się zachowywali, byłem tutaj obcy. Równie
dobrze mógłbym coś im zrobić, ale żaden humanoid nie jest zwyczajnie złośliwy
bądź zły, temu w pewnym stopniu mi zaufali i nie zgłosili jako obce ciało.
Wywabić jakiegoś pracownika Lab-u było dość łatwo – wystarczyło zbyt długo
przebywać pod bramą prowadzącą do Miasta, a już któryś z nich wychodził, aby
cię upomnieć. W dzielnicy H dość łatwo było ich znaleźć na dachach starych
budynków, które starali się odnowić.
Siedziałem na
łóżku Jeonghana, czekałem, aż otworzą drzwi i śmiałem się do siebie, ponieważ
Lab nie wiedział, że tutaj jestem. Kolejny błąd w ich perfekcyjnym systemie.
Wcześniej nie chciałem odejść od drzwi, ponieważ martwiłem się, że umknie mi
jakaś informacja, nawet jeśli niczego do tej pory nie udało mi się wyraźnie
usłyszeć. Zawiązałem ciasno opatrunek, ponieważ bandaż ciągle zjeżdżał mi z
nogi – przydałoby się go przeprać, ponieważ już ładnie stwardniał, ale bałem
się go całkowicie zdejmować, gdyż naruszyłbym ranę, z której znów zaczynałoby
się lać. Nigdy nie było wiadomo, czy opatrunek nie przepuszcza, ponieważ nasza krew była przezroczysta, ze względu na
to, że tylko w Lab-ie podawano nam barwniki.
Rozglądałem
się nieobecnym wzrokiem po pokoju Jeonghana. Był bardzo ładny. Wcześniej
wydawało mi się, że to mój pokój jest przytulny, póki nie zobaczyłem tego
cudnego domku w części mieszkaniowej dzielnicy V. Całe mieszkanie utrzymane
było w ciepłych barwach, gdzieniegdzie dostrzec można było drewniane elementy.
Zacząłem sobie wyobrażać, że do tej pory mieszkałem wraz z moimi chłopakami w
kuchni, że całe nasze mieszkanie było kuchnią bądź łazienką, bo było takie
chłodne. A tutaj nawet te pomieszczenia emanowały ciepłem. Nie rozumiałem piękna
tego miejsca, wystarczyło, że wyjrzałem za okno, a już dostrzegłem drastyczne
różnice. Zaczęło mnie zastanawiać, jak wygląda dzielnica P, której
najprawdopodobniej nigdy nie będzie dane mi obejrzeć. Odstawałem, ponieważ moja
zszarzała skóra nie pasowała do skóry chłopców z V. Zapewne skrycie patrzyli na
mnie z obrzydzeniem, nawet jeśli powstaliśmy i wychowywaliśmy się w tym samym
miejscu, w Lab-ie, jedliśmy to samo i byliśmy odrzutkami.
Na biurku
leżała niewielka kupka papierów – chciałem wymyślić swoje własne origami, tak
jak Hansol, jednak bałem się go dotknąć, ponieważ nie byłem na swoim, a
Jeonghan mógł chcieć go do czegoś wykorzystać. Spytam go, kiedy tylko mnie
wypuszczą. O ile będą chcieli mnie wypuścić; mogą się mnie bać lub samej
interwencji Lab-u. Niektórzy przestali cieszyć się z jakichkolwiek ingerencji,
ponieważ zazwyczaj kończyło się to źle.
To Jisoo
przekręcił klucz, kiedy leżałem na łóżku na prawym boku i wpatrywałem się tępo
w ścianę przed sobą. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłem powoli głowę.
– Wszystko w
porządku? – spytał.
Kiwnąłem
nieznacznie głową.
– Jak noga?
– Chyba
dobrze.
Jeszcze chwilkę
temu chciałem, żeby ktoś do mnie zaglądnął, zagadał, pomartwił się. Od wieczora
przed kręceniem „Najsłabszego Ogniwa” zrozumiałem, że czasami potrzebuję bycia
w centrum uwagi. Jednak nie teraz, kiedy już się uspokoiłem i wyciszyłem. W
domu, w dzielnicy H, nigdy nie miałem tak ogromnej dawki spokoju, ponieważ ktoś
ciągle wpadał do mojego pokoju, wciskał mi hektolitry herbaty, prosił o
powróżenie jako Majtkowa Wyrocznia czy wył, że ktoś mu dokucza i chyba się
wyprowadzi. Bałem się, czy ten dom wytrzyma, kiedy zabrakło taty, albo czy
Hansol poradzi sobie sam z zakochaną dwójeczką.
– Przyjdź do
kuchni, jeśli chcesz – zaproponował Jisoo. – Seungkwan zrobił wszystkim herbatę
i zostawiliśmy kilka pożywek dla ciebie. Ile bierzesz?
– Trzy.
Jisoo wahał
się przez chwilę, stojąc bez słowa w drzwiach. W końcu jednak odważył się
ponownie odezwać.
–
Przepraszamy, że zamknęliśmy cię tutaj na klucz...
– Nic się nie
stało. Rozumiem.
– Najpierw
było to tak dla żartu, ale sytuacja zrobiła się poważniejsza i... Nie
chcieliśmy, żebyś słyszał, o czym rozmawiamy.
– Wystarczyło
powiedzieć, żebym zajął się sobą, albo, że macie kilka prywatnych spraw do
omówienia. Nie jestem żadnym szpiegiem ani chorym na umyśle.
Jisoo przeprosił
jeszcze kilka razy, a ja ochoczo wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz. Przystanąłem
przed wejściem do salonu słysząc radosną, beztroską rozmowę chłopaków. Nie chciałem
niszczyć tej atmosfery już i tak wystarczająco dużo zrobiłem samą swoją obecnością.
Wcale nie musieli mnie do siebie przyjmować. W podzięce powinienem jak najmniej
uprzykrzać im życie. Póki nie wymyślę, jak się stąd ulotnić, nie mogę niszczyć ich
codzienności.
---
Coraz krótsze te rozdziały, ale... Zrobiłam mapkę Miasta na Asian Fanfics :') Na razie jestem zbyt leniwa, żeby przerobić ją na polski i mieć na blogu.
Ahh...akurat dodalas rozdzial jak mialam studniowke :D nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu ;p mam nadzieje ze coa fajnego sie wydarzy~
OdpowiedzUsuń