30.1.16

WIGH: Zagubiony w rzeczywistości | 2 dzień w trzeciej dzielnicy

                Kiedy się obudziłem, liczyłem na to, że zaraz po przebudzeniu zobaczę swój sufit czy podparcie mojej rozkładanej kanapy. Coś tutaj jednak nie grało. Moje ciało w mig przestało odczuwać charakterystyczne wgniecenia własnego łóżka; pojawiły się obce fałdki, obcy materiał i nieznany zapach. Gwałtownie otworzyłem oczy a słuch naraz mi się wyostrzył.
                Rozkojarzony i oderwany od rzeczywistości gapiłem się w soczyście brzoskwiniową ścianę przed sobą, próbując zrozumieć gdzie jestem, co robię i co się dzieje. Dojrzałem ruch w sąsiednim pomieszczeniu, które okazało się być kuchnią. Ale luksus. Nasza kuchnia była połączona razem z miejscem spotkań.
                Leżałem w bezruchu, ponieważ póki myślano, że nadal śpię, nie będą mnie ruszać, dopóty sam nie wymyślę scenariusza na dzisiejszy dzień. Komuś jednak udało dostrzec się moje delikatne ruszenie powieką. Poczułem, jak kanapa po stronie moich nóg gwałtownie się ugina.
                – Hyung wstałeś? – usłyszałem. Wahałem się z odpowiedzią, ale udawanie snu w moim przypadku było niemożliwe, zwłaszcza, jeśli ktoś wisiał nade mną.
                – Mhm – mruknąłem, powoli otwierając oczy.
                – A już sądziłem, że się wyłączył na zawsze – to optymistyczne spostrzeżenie dobiegło z kuchni. Udało mi się rozpoznać po głosie, że był to ten najniższy członek pokolenia zamieszkującego ten dom.
                Na kanapie siedział Seokmin, który już wciskał mi w ręce kubek z czymś pachnącym. Nigdy nie piłem takiej herbaty. Udało mi się jako tako podnieść z zajętymi rękami, rozkopując koc i przy okazji sprawdzając, czy moje nogi przypadkiem znów nie postanowiły gdzieś sobie pomaszerować, tam, daleko, gdzie moja struktura i siatka już nie sięgają.
                Łydka potwornie mnie zapiekła, aż o mało co nie rozlałem zawartości kubka. Wziąłem łyk i odłożyłem go powoli na stolik. Seokmin popatrzył na mnie z troską, a Jihoon przystanął przy tej brzoskwiniowej ścianie z pożywką w ręku, by mnie poobserwować.
                – Boli cię? – Seokmin odgarnął koc, by odsłonić moje nogi. – Nie rozumiem, powinno ci to już przejść...
Poruszenie w salonie zwabiło również Seungkwana i Jeonghana, którzy w mig stanęli przy kanapie. Źle się czułem będąc tak osaczonym, zwłaszcza, jeśli wszystkie pary oczu wlepione były we mnie.
Podwinąłem nogawkę, a Seokmin pomógł mi rozwiązać bandaż, który z jednej strony był twardy i zaschnięty, a z drugiej całkowicie przemoknięty. Tak się zestresowałem, że prawie straciłem czucie w chorej łydce.
– Dlaczego wciąż się nie zagoiło? – spanikował Seungkwan. Pobiegł do kuchni, jednak od razu wrócił się do salonu. – Hyung, co zrobiłeś z apteczką? – zwrócił się do Jeonghana.
– Chyba została w łazience – odparł długowłosy.
Sytuacja z moją łydką nie prezentowała się lepiej niż wczoraj. Zazwyczaj takie rany goiły się do godziny, maksymalnie wytrzymywały półtorej, póki struktura się nimi porządnie nie zajęła. Coś rzeczywiście było nie tak.
Obtarłem ją bandażem, czekając na Seungkwana, który wrócił ze świeżym opatrunkiem. Albo rana była tak poważna, że potrzebowałem czegoś więcej, albo wcale nie minęło dużo czasu, podczas gdy ja czułem się trochę tak, jak gdyby połowa mojej siatki intelektualnej dryfowała w innym świecie.
– Ile spałem? – spytałem chłopców.
– Koło doby – odpowiedział Jihoon.
Prawie szczęka mi opadła.
W tym czasie rana zdążyłaby się zagoić kilkanaście razy. Bezsilnie patrzyłem, jak Seungkwan próbuje ładnie obwinąć mi łydkę, a Jeonghan go od tego odciąga mówiąc, że najpierw powinienem to obmyć.
Czułem się jak ostatnia ofiara losu. Nie dość, że wpadłem Seungkwanowi na plan, to pasożytowałem na gościnności obcej mi generacji i nieznanej dotąd dzielnicy V. Seokmin pomógł mi dokuśtykać do łazienki, chociaż sam też dałbym radę i nie czułbym tego gorąca zażenowania na policzkach.
Starałem się omijać ranę, ponieważ strumień wody jedynie pogarszał sprawę. Oblewałem udo z drugiej strony, pozwalając jedynie spokojnym stróżkom spływać na chorą łydkę. Zawiązałem świeży bandaż i założyłem z powrotem ubrania Jeonghana – tych, które dostałem w garderobie na hali, nie było już w łazience, pewnie więc chłopcy zdążyli zrobić już pranie.
Ubrania rzeczywiście się już suszyły. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, temu też spytałem chłopców, czy mogę posiedzieć i pomyśleć. Wyśmiewali mnie, że pytam o takie głupoty, przy okazji dostałem kilka pożywek, dowiedziałem się, że Jisoo zaraz wróci z nagrywania swojego odcinka, Seungkwan zaczął śpiewać i dostało mu się od Jihoona, a Seokmin zaoferował mi swój pokój, bym pomyślał w ciszy. Ostatecznie Jeonghan i Seungkwan zostali zwerbowani na wycieczkę do sklepu, przy okazji mogli odebrać Jisoo z planu, jeżeli uda im się go znaleźć.
Usiadłem na kanapie w salonie pokolenia z V; pijąc zimną już herbatę próbowałem posegregować tysiące myśli, które naraz przyfrunęły do mojej głowy. Musiałem wyłowić te jedną, jedyną, od której wszystko zacznie sie układać w logiczną całość, taki kodon START.  Bardzo ciężko było go wyłapać, dlatego też nie dziwiłem się, kiedy Seokmin zatrzymał się na moment, gdy szedł do kuchni – zapewne wyglądałem, jakbym umarł na siedząco z szeroko otwartymi oczami.
Moje nogi bolały mnie ze zmęczenia, nawet jeśli ostatnio nie wykonywałem żadnego wysiłku fizycznego. Miałem ochotę je odciąć, ponieważ były tak uciążliwe. Położyłem się na kanapie twarzą do oparcia i zakryłem kocem aż po samą głowę, by mieć chociaż troszeczkę prywatności, możliwości utrzymania w sekrecie czegokolwiek, o czym teraz pomyślę, kiedy mrugnę czy kiedy przymknę oczy.
Seungkwan, Seokmin i reszta zachowywali się tak, jak gdybym był ich starym kolegą, który przyszedł w odwiedziny. Owszem, kiedy byli razem, widać było, że czują się trochę niezręcznie z powodu obecności obcego humanoida na ich terenie, ale ładnie tuszowali to nadmierną ciekawością czy opiekuńczością. Powoli traciłem do tego cierpliwość, a nie spędziłem z nimi nawet kilkunastu godzin, pomijając moją dobę snu.
Kiedy w końcu uda mi się wykurować z szoku jak i wyleczyć łydkę, bardziej na trzeźwo pomyślę, co dalej.Odpadłem z programu. Powinienem już nie kontaktować. Może nasza eksterminacja to zwyczajny blef, a wszyscy, którzy do tej pory przegrali, zostali przetransportowani do innych dzielnic, czy nawet Miast? Czy istnieją inne Miasta?
Życie humanoida stworzonego w Labie to sieć nieustannych pytań. Ludzie mają łatwo, ponieważ każdy z przyjemnością im je na nie odpowie, mogą uczyć się na własnym doświadczeniu, nie będąc ograniczonym grubym murem czy ingerencją w siatkę intelektualną. Humanoid chodzi w kółko i się głowi, ponieważ nie otrzymał wiedzy na temat nurtującego go zagadnienia. To niszczy go od środka, póki nie uda mu się zapomnieć. Wątpię jednak, czy uda mi się zapomnieć o tym, co ja tutaj robię.
Z łydki stopniowo znikał ból, aż po pewnym czasie zaczynało mi go brakować. Bandaż wciąż był lekko przesiąknięty, jednak zaczynał już twardnieć, co świadczyło o powolnym zasklepianiu rany. Regeneracje podchodziły pod zadania pracowników Lab-u, temu też wymyśliłem sobie, że pod tamto miejsce już nie podlegam. Oni się już mną nie przejmują, temu ja też nie powinienem i mogę odważnie myśleć czy robić co tylko zechcę. Byłem wolny.
Nowo poznana grupka z V była zupełnie inna niż moi chłopcy. Mingyu i Hansol lubili się czasem pobić, ot tak, dla rozrywki – tutaj każdy siedział bądź rozmawiał w spokoju, jedynie Seungkwan i Seokmin pośpiewywali co nieco. Przysnąłem jeszcze na moment, po czym znów zostałem przez nich zaatakowany – pytali jedynie o dzielnicę H. Okazało się, że życie tutaj ani trochę się nie różni od tego, do czego przywykłem. Obiecali mi, ze któreś z nich weźmie mnie na wycieczkę krajoznawczo-turystyczną po tej części Miasta, kiedy tylko moja noga poczuje się lepiej.
Byłem zaskoczony, kiedy Jeonghan zaoferował mi swój pokój na czas pobytu tutaj, a sam przeniesie się do Jisoo. Protestowałem, że kanapa w salonie w zupełności mi wystarczy. Nie miałem przy sobie żadnych swoich rzeczy, czułem się wręcz ogołocony. Moje ubrania z garderoby na hali zdążyły już wyschnąć, więc wyprasowałem je i prędko się przebrałem.
Chłopcy rzeczywiście zachowywali się, jak gdybym sprawił im niespodziankę i przyjechał na kilka dni. A ja miałem w głowie pustkę i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, co czeka mnie dalej i ile jeszcze pociągnę.

– Seungcheol hyung – zaczął Jeonghan, kiedy oboje siedzieliśmy w jego pokoju, ponieważ ten starał się zrobić trochę miejsca dla mnie, przenosząc niektóre rzeczy do Jisoo. – Jak myślisz, czy Lab wie, że jesteś tutaj?
– Nie wydaje mi się, żebym był od ciebie starszy, temu też chyba nie musisz mówić do mnie hyung – zauważyłem.
– Skąd wiesz?
– Kto był pierwszym z waszego pokolenia?
– No... Ja.
Coś mnie tknęło, kiedy to usłyszałem. Musiałem dowiedzieć się więcej.
– Jaki jest twój numer?
– Na co ci mój numer? – spytał. Długowłosy chciał chyba, aby zabrzmiało to jak pytanie retoryczne, ponieważ zaraz po tym, z załadowanymi rękoma, poszedł na chwilkę do Jisoo.
Wpatrywałem się w niego uporczywie, a ten zachowywał się, jak gdyby w ciągu tych kilkunastu sekund zdążył już zapomnieć, o czym wcześniej mówiliśmy.
– Proszę cię, powiedz mi.
– Ale co?
– Twój numer.
– Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
– Jeśli zaczyna się na dziewięćdziesiąt pięć, to będziesz w stanie mi pomóc.
– Będziesz mógł wrócić do dzielnicy H? – usiadł obok mnie na łóżku, kilkukrotnie składając na kolanach tę samą koszulkę.
– Nie, ale... Mam do wykonania pewien projekt i możesz być pierwszym, który zostanie wtajemniczony.
– Nie zamierzam bawić się w rebelianta.
– Powiesz mi ten numer czy nie? – zirytowałem się. Jeonghan strasznie grał na zwłokę, a ja nie miałem pojęcia, co mu to da. – To raczej projekt badawczy aniżeli jakiekolwiek powstanie. O czym ty myślałeś?
 – Nie zamierzam zgadzać się na nic, dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz.
– Chciałbym ci wyjaśnić, ale ty nie chcesz podać mi swojego numeru, a to jest najważniejsze.
– Powiedziałem ci, że jestem pierwszym z tego pokolenia.
– Potrzebuję twojego numeru. Proszę.
Spojrzeliśmy na siebie – ja wręcz błagałem go wzrokiem, a on najwidoczniej bił się z myślami. Nic się przecież nie stanie, kiedy powie mi kilka cyferek! To nie jest żadna tajna informacja. To nie jest szyfr do bramy H lub V czy zamkniętych pomieszczeń w Lab-ie. To niemalże to samo, co nasze imię czy kolor pasków na koszulce.
W końcu udało mi się go złamać samą walką na spojrzenia. 95100401HU i wszystko wyjaśnione – jego numer był bardzo podobny do mojego. Nie miałem jeszcze na tyle odwagi, by spytać go o umiejętność zaglądania w głąb swojej struktury, temu też pokuśtykałem do salonu i spytałem, czy któreś z nich nie zechce oprowadzić mnie po Mieście. Skończyło się na tym, że zostałem zamknięty w pokoju, ze względu na chorą nogę. Marudziłem pod drzwiami, kiedy Seokmin i Jihoon robili sobie ze mnie żarty, aż w końcu odpuściłem, przyznając im rację, że powinienem łydce dać spokój, póki nie zaczai, jak samoistnie się regenerować.
Przez jakiś czas przyciskałem ucho do drzwi, by podsłuchać rozmowę całej piątki. Zdawało mi się, że słyszałem tam moje imię i za każdym razem przyspieszało mi bicie serca. Byłem niemalże stuprocentowo pewien, że mówią o mnie, jedynie nie chcą, żebym cokolwiek podsłuchał, temu też zamknęli mnie tutaj dla żartu. Nie ważne, jak się zachowywali, byłem tutaj obcy. Równie dobrze mógłbym coś im zrobić, ale żaden humanoid nie jest zwyczajnie złośliwy bądź zły, temu w pewnym stopniu mi zaufali i nie zgłosili jako obce ciało. Wywabić jakiegoś pracownika Lab-u było dość łatwo – wystarczyło zbyt długo przebywać pod bramą prowadzącą do Miasta, a już któryś z nich wychodził, aby cię upomnieć. W dzielnicy H dość łatwo było ich znaleźć na dachach starych budynków, które starali się odnowić.
Siedziałem na łóżku Jeonghana, czekałem, aż otworzą drzwi i śmiałem się do siebie, ponieważ Lab nie wiedział, że tutaj jestem. Kolejny błąd w ich perfekcyjnym systemie. Wcześniej nie chciałem odejść od drzwi, ponieważ martwiłem się, że umknie mi jakaś informacja, nawet jeśli niczego do tej pory nie udało mi się wyraźnie usłyszeć. Zawiązałem ciasno opatrunek, ponieważ bandaż ciągle zjeżdżał mi z nogi – przydałoby się go przeprać, ponieważ już ładnie stwardniał, ale bałem się go całkowicie zdejmować, gdyż naruszyłbym ranę, z której znów zaczynałoby się lać. Nigdy nie było wiadomo, czy opatrunek nie przepuszcza, ponieważ nasza krew była przezroczysta, ze względu na to, że tylko w Lab-ie podawano nam barwniki.
Rozglądałem się nieobecnym wzrokiem po pokoju Jeonghana. Był bardzo ładny. Wcześniej wydawało mi się, że to mój pokój jest przytulny, póki nie zobaczyłem tego cudnego domku w części mieszkaniowej dzielnicy V. Całe mieszkanie utrzymane było w ciepłych barwach, gdzieniegdzie dostrzec można było drewniane elementy. Zacząłem sobie wyobrażać, że do tej pory mieszkałem wraz z moimi chłopakami w kuchni, że całe nasze mieszkanie było kuchnią bądź łazienką, bo było takie chłodne. A tutaj nawet te pomieszczenia emanowały ciepłem. Nie rozumiałem piękna tego miejsca, wystarczyło, że wyjrzałem za okno, a już dostrzegłem drastyczne różnice. Zaczęło mnie zastanawiać, jak wygląda dzielnica P, której najprawdopodobniej nigdy nie będzie dane mi obejrzeć. Odstawałem, ponieważ moja zszarzała skóra nie pasowała do skóry chłopców z V. Zapewne skrycie patrzyli na mnie z obrzydzeniem, nawet jeśli powstaliśmy i wychowywaliśmy się w tym samym miejscu, w Lab-ie, jedliśmy to samo i byliśmy odrzutkami.
Na biurku leżała niewielka kupka papierów – chciałem wymyślić swoje własne origami, tak jak Hansol, jednak bałem się go dotknąć, ponieważ nie byłem na swoim, a Jeonghan mógł chcieć go do czegoś wykorzystać. Spytam go, kiedy tylko mnie wypuszczą. O ile będą chcieli mnie wypuścić; mogą się mnie bać lub samej interwencji Lab-u. Niektórzy przestali cieszyć się z jakichkolwiek ingerencji, ponieważ zazwyczaj kończyło się to źle.

To Jisoo przekręcił klucz, kiedy leżałem na łóżku na prawym boku i wpatrywałem się tępo w ścianę przed sobą. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłem powoli głowę.
– Wszystko w porządku? – spytał.
Kiwnąłem nieznacznie głową.
– Jak noga?
– Chyba dobrze.
Jeszcze chwilkę temu chciałem, żeby ktoś do mnie zaglądnął, zagadał, pomartwił się. Od wieczora przed kręceniem „Najsłabszego Ogniwa” zrozumiałem, że czasami potrzebuję bycia w centrum uwagi. Jednak nie teraz, kiedy już się uspokoiłem i wyciszyłem. W domu, w dzielnicy H, nigdy nie miałem tak ogromnej dawki spokoju, ponieważ ktoś ciągle wpadał do mojego pokoju, wciskał mi hektolitry herbaty, prosił o powróżenie jako Majtkowa Wyrocznia czy wył, że ktoś mu dokucza i chyba się wyprowadzi. Bałem się, czy ten dom wytrzyma, kiedy zabrakło taty, albo czy Hansol poradzi sobie sam z zakochaną dwójeczką.
– Przyjdź do kuchni, jeśli chcesz – zaproponował Jisoo. – Seungkwan zrobił wszystkim herbatę i zostawiliśmy kilka pożywek dla ciebie. Ile bierzesz?
– Trzy.
Jisoo wahał się przez chwilę, stojąc bez słowa w drzwiach. W końcu jednak odważył się ponownie odezwać.
– Przepraszamy, że zamknęliśmy cię tutaj na klucz...
– Nic się nie stało. Rozumiem.
– Najpierw było to tak dla żartu, ale sytuacja zrobiła się poważniejsza i... Nie chcieliśmy, żebyś słyszał, o czym rozmawiamy.
– Wystarczyło powiedzieć, żebym zajął się sobą, albo, że macie kilka prywatnych spraw do omówienia. Nie jestem żadnym szpiegiem ani chorym na umyśle.

Jisoo przeprosił jeszcze kilka razy, a ja ochoczo wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz. Przystanąłem przed wejściem do salonu słysząc radosną, beztroską rozmowę chłopaków. Nie chciałem niszczyć tej atmosfery już i tak wystarczająco dużo zrobiłem samą swoją obecnością. Wcale nie musieli mnie do siebie przyjmować. W podzięce powinienem jak najmniej uprzykrzać im życie. Póki nie wymyślę, jak się stąd ulotnić, nie mogę niszczyć ich codzienności.


---

Coraz krótsze te rozdziały, ale... Zrobiłam mapkę Miasta na Asian Fanfics :') Na razie jestem zbyt leniwa, żeby przerobić ją na polski i mieć na blogu.


1 komentarz:

  1. Ahh...akurat dodalas rozdzial jak mialam studniowke :D nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu ;p mam nadzieje ze coa fajnego sie wydarzy~

    OdpowiedzUsuń