To był głos,
którego nie znałem.
Stał w
miejscu, bądź poruszał się tak wolno, że nie byłem w stanie tego zarejestrować,
ponieważ był zbyt daleko.
Widziałem
jedynie blade światło, które usiłowało przebić się przez jedną, niedomkniętą
powiekę. Druga była całkowicie sklejona i czułem, jak domaga się uwagi. Głos,
którego nie znałem przybrał na sile, a mój nastrój w mig się zmienił – chciałem
wstać i kazać przymknąć się osobie, która najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z
mojego położenia.
W dzielnicy H
nikt nie śpiewał. Przynajmniej tak, na otwartej przestrzeni. Jeśli do muzyki
można było zaliczyć Mingyu i stukanie łyżeczkami o mój świętej pamięci kubek,
to była jej jedyna forma. W tym momencie zrozumiałem, jak dzielnica H była
smutna. W Lab-ie od czasu do czasu coś puszczali i od razu robiło się
przyjemniej – tamte dni można było jednak zliczyć na palcach.
To nie mogła
być nasza dzielnica. Nigdy nie widziałem, ani nie słyszałem, by ktoś otwarcie
śpiewał u nas na ulicy. To wciąż jednak było Miasto – czułem charakterystyczny
pył i kurz na dłoni, w której pojawiły się pierwsze, znajome impulsy. Buzowały
one szaleńczo, tak jak wtedy, gdy struktura przywracała mi czucie w nogach. Nie
było specyficznego zapach Lab-u, temu też nie było mowy o powrocie do naszego
bezpiecznego, sterylnego zakątka.
Czucie w nogach. Brakowało go, a głos
nadal śpiewał. Impulsy przeniosły się w inne miejsca, a w ogóle nie powinno
być. Przecież przestałem istnieć – czy to było przed chwilą, wczoraj, miesiąc
temu, nie powinno mnie tutaj być. Co
to za błąd? Czy jest tutaj także Minki?
Nie słyszałem
już śpiewu. Leżałem bezwładnie, czekając na dalszy rozwój wydarzeń i próbując
wyłapać niewyraźny dźwięk z oddali. Struktura wracała na swoje miejsce, co
pozwoliło mi zarejestrować, że coś ciężkiego zgniata mi jedną nogę, a coś kolejnego
wrzyna się w plecy.
– Oh my gosh! – usłyszałem nad sobą czyjś
przerażony, zduszony okrzyk. Otworzyłem gwałtownie jedno oko, a drugie, wciąż
mocno sklejone, nie zdołało się nawet poruszyć.
Osoba, której głosu nie znałem,
podniosła się z ziemi, uprzednio rzucając mi krótkie:
– Nie ruszaj
się stąd!
Kątem oka
dojrzałem podejrzane, latające, czarne pudełko – to definitywnie była kamera. Z
jednego programu przeniesiono mnie do drugiego i nakazano grać razem z kupą
gruzu. Co jeśli sam się nią stałem?
Czyżbym trafił
do dzielnicy P? Tylko taką jeszcze znałem, a w strefie H nigdzie nie mogłem
doszukać się podobnej sterty gruzu. Dach budynku, pod którym o mało nie
straciłem życia, już dawno został naprawiony i posprzątany.
Nieznajomy
chłopak wrócił do mnie po chwili, kiedy ja siłowałem się ze sklejoną powieką.
Musiałem wyglądać naprawdę żałośnie.
– Zabiorę cię
stąd, kiedy tylko kamery odjadą – oznajmił spokojnie, co rusz oglądając się za
ramię.
Poprawił
któryś z fragmentów mojej garderoby, jak gdyby w geście chęci opieki nade mną,
po czym znów pobiegł w swoja stronę. Usłyszałem, jak mówi coś do kamery,
prezenter mu odpowiada i dziękuje za nakręcony materiał i pozwala mu odejść.
Instynktownie poczułem, jak chłopak wzdycha z ulgą – na otwartych
przestrzeniach pewna część twojej wolnej woli jest blokowana, być przypadkiem
nie zechciał uciec z planu i zniszczyć odcinek. Kłódka w strukturze jest
usuwana dopiero po ostatnim cięciu.
Gruchot
kamieni przy mojej ręce zwiastował powrót chłopaka.
– Jak się
nazywasz? – spytał mnie.
– Seung...
Seungcheol?
– Dobra,
Seungcheol – dasz radę wstać? Musimy cię stąd prędko ewakuować. Skąd jesteś?
– A gdzie w
ogóle jestem? – spytałem rozeźlony, próbując rozetrzeć sklejone oko, ponieważ
dawało mi się we znaki.
– To jest
dzielnica V – odpowiedział.
Uniosłem brwi
do góry – czyli istniało coś jeszcze poza strefą H i P. Chciałem pomyśleć nad
tym, czy tam, daleko, jest coś jeszcze i czy Miasto jest tylko jedno?
– A ty jak się
nazywasz?
– Seungkwan.
Ale teraz to ja jestem od zadawania pytań! – oburzył się, pomagając mi się
podnieść. Wszystko mnie bolało i o braku czucia mogłem tylko pomarzyć. – Nie
masz oznakowanej koszulki, więc nie mogę się domyślić skąd jesteś.
Racja – nadal
miałem na sobie to ubranie, które dostaliśmy w garderobie tuż przed kręceniem
„Najsłabszego Ogniwa”.
– Jestem z
dzielnicy H. Kręciliśmy program. Miało mnie tutaj nie być. Ile tutaj leżałem?
– Skąd mam
wiedzieć? Teraz cię znalazłem i dobrze, że się nie ruszałeś, ponieważ
nagrywaliśmy. Nie wiem, co by ci zrobili, kiedy znaleźliby obcego.
– To wszystko
jest bez sensu – chwyciłem się za głowę, próbując wstać. Seungkwan chyba nie
potrafił mnie chwycić, ponieważ o mało co się nie przewróciłem.
– Nasze
mieszkanie jest dosyć daleko stąd – westchnął. – Jesteśmy prawie na granicy Miasta.
Nie mogę cie zabrać do byle kogo, nie wiem, co ci mogą zrobić.
– Jeśli
leżałem tutaj dość długo, to od dość
długiego czasu nie brałem pożywki. Myślę, że powinny mi pomóc – wymyśliłem.
Spojrzałem na swoje dłonie – nie potrafiłem policzyć swoich palców, a brak
jedzenia powodował u mnie zanik umiejętności zapamiętywania cyfr. Doświadczyłem
tego między innymi podczas testu
bystrości w „Najsłabszym Ogniwie”.
– Postaram się
coś szybko przynieść! – oznajmił żywiołowo. – Jakieś konkretne życzenia?
– Zdaję się na
twoją łaskę.
Zanim
Seungkwan pobiegł do sklepu, pomógł mi przetransportować moje wciąż nie w pełni
sprawne ciało w bezpieczniejsze miejsce. Usiałem za ścianą zniszczonego
budynku, obserwując piękne pobojowisko pełne gruzu i starych dachówek.
Zastanawiałem się, co tutaj mogło się stać – może zamierzano wybudować nowe
mieszkania?
Seungkwan
wyglądał na młodszego, temu domyślałem się, że może pochodzić z tego pokolenia,
co ja. On również nie miał na sobie oznakowanej koszulki, zapewne przebrał się
na potrzeby programu, który aktualnie kręcił – czyżby to było show muzyczne? To
on śpiewał i mówił to kamery, więc
nie było mowy o pomyłce!
Udało mu się
bardzo szybko wrócić, a ja zdążyłem oczyścić moje sklejone oko.
– Zaraz wracam
– rzucił mi paczuszki i pieczołowicie otrzepał każdy skrawek ubrania. – Nie
wiem, co mi zrobią, jeżeli wybrudzę te ubrania przed oddaniem.
Kiwnąłem głową
na znak zgody. Wszystko, co miałem na sobie, wręcz krzyczało z żałości, uwalone
w szarym pyle i pogniecione. Dopiero teraz zauważyłem, że coś leje się z mojej
prawej łydki i ładniej skleja nogawkę i utwardza kurz.
Zignorowałem
ranę – potrzeba mi było pożywki, by móc sprawniej funkcjonować. Wrzuciłem je w
siebie niemalże wszystkie naraz; Seungkwan mi nie żałował. Dopiero wtedy
zająłem się łydką, która w mig zaczęła mnie palić, gdy tylko o niej pomyślałem.
Nigdy wcześniej nie musiałem zmagać się u siebie z taką raną – jedynie kilka
razy się o coś uderzyłem, ale moja struktura prędko sobie radziła ze
stłuczeniem. Materiał spodni również ucierpiał – w rozerwanym miejscu dojrzałem
niewielką, ale poważnie wyglądającą ranę szarpaną, jak gdyby gruz zmienił się w
dzikie zwierzę i zaczął mną targać.
Podwinąłem
nogawkę, nie będąc pewnym, co mam z tym zrobić – przezroczysta substancja,
wylewająca się z niej, zaczynała zastygać. W początkowej fazie naszego rozwoju
podawano nam barwnik, by śmieszny glut, którym zostaliśmy wypełnieni, bardziej
przypominał krew. Nie dostaliśmy go, odkąd zamieszkaliśmy w Mieście, temu też
nasze ciało zdążyło się z niego oczyścić – przez pierwsze dni woda w toalecie
była nieustannie ciemnoczerwona.
Martwiłem się,
że Seungkwan już nie wróci – będzie wolał zająć się swoimi bezpiecznymi
sprawami i nie przejmuje się obcym chłopakiem, który może narobić mu kłopotów.
Moje obawy się jednak nie sprawdziły – wrócił w swojej oznakowanej koszulce z
różowymi oznakowaniami. Przypomniałem sobie, że mój pasek popularności, na
który patrzeliśmy z Vernonem, również był w tym samym kolorze – czy te dwa
szczegóły były ze sobą powiązane?
– I jak? –
zagaił. – Jest ci lepiej?
– Wydaje mi
się, że tak.
I rzeczywiście
było. Mogłem już iść o własnych siłach, Seungkwan jedynie służył jako mała
asekuracja, w razie w. Zupełnie jak moi chłopcy w drodze na halę... Czy
wszystko z nimi w porządku, czy ktoś jeszcze ucierpiał? Nie ma możliwości, aby
myśleli sobie, że jeszcze wrócę. Co z Wonwoo i Mingyu? Kto będzie chował się z
Hansolem w łazience, odkąd tamta dwójka przeszła do sedna?
– Co się mogło
stać? – spytałem.
Seungkwan
spojrzał na mnie ostrożnie, nie rozumiejąc pytania.
– Odpadłem z
programu, a według zasad było to równoznaczne z unicestwieniem. Na zawsze.
Trzeba zrobić miejsce na nowe pokolenie.
– Może źle
zrozumieliście zasady?
– Jestem
chory, ale jeszcze rozumiem, co sie do mnie mówi.
O, to było
idealne określenie. Chory. Bezpieczne
i nie brzmiące tak przerażająco jak uszkodzony,
zepsuty.
– Może temu,
że jesteś chory, ulitowano się nad tobą – wzruszył ramionami.
To ja
spojrzałem na niego z politowaniem. Zachowywał się tak niewinnie.
– Myślisz, że
kogoś w Lab-ie obchodzi humanoid niespełniający swojej roli? To jakiś ogromny
błąd.
– Nie cieszysz
się, że masz takie szczęście?
– Byłem
przygotowany na coś zupełnie innego. Teraz niestety nie mam pojęcia, co mam robić.
– Wezmę cię do
siebie. A potem wspólnie wymyślimy, jak odesłać cię z powrotem do dzielnicy H.
My nigdy nie nagrywaliśmy z nikim stamtąd, ale musi być ktoś, kto wie, gdzie
leży twoja strefa i jak się tam dostać.
– Mieszkasz z
kimś jeszcze?
– Jest nas
pięciu – odparł, jednak jego mina wyrażała zaskoczenie, jak gdybym spytał o coś
zbyt oczywistego. Zanim jeszcze wprowadziliśmy się do Miasta, a Hansol i Mingyu
dopiero zaczynali swoją reportersko-kolekcjonerską karierę, dowiedzieli się o
jednym humanoidzie mieszkającym samotnie. Był on ze starszego pokolenia, które
niestety straciło swój żywot, a on nie zamierzał bratać się z nikim innym.
Więzi, łączące poszczególne pokolenia, były tak silne, że bardzo nie lubiliśmy
większych interakcji z innymi.
Pokiwałem
głową z uznaniem – w takim razie ich mieszkanie musiało być dość duże.
– Zaraz
wyjdziemy na główną drogę – oznajmił Seungkwan. – Nie wiem, czy lepiej cię
kryć, czy udawać, że jesteś normalnym mieszkańcem.
– Może po
prostu spróbujmy jak najszybciej dostać się do twojego mieszkania?
– Jeśli tak u
ciebie wygląda „jak najszybciej”, to
ja już nie wiem, co by było, gdybyśmy udawali, że jesteś normalnym mieszkańcem
dzielnicy V, który wyszedł na spacerek – jęczał Seungkwan, kiedy ja po prostu
rozglądałem się po budynkach i innych humanoidach. Byłem zafascynowany tym, co
jest dla niego oczywiste – wycieczki po Mieście nie były czymś danym nam
naturalnie.
Strefa V
zdawała mi się być miejscem o wiele ładniejszym niż nasza dzielnica. Może to
tylko złudzenie? Tutaj też był kurz i pył, który w mig osiadł na butach Seungkwana
– może było go jedynie trochę mniej. Budynki we właściwej części wyglądały na
ładniejsze i nowsze, niż te u nas, ale w strefie H na próżno szukać takiego
gruzowiska, na którym się obudziłem.
– Chodź,
dziwnie na ciebie patrzą – chłopak pociągnął mnie za rękę i skręciliśmy w jedną
z bocznych ulic, która najwyraźniej była częścią osiedla.
– Nie poznasz
mnie z sąsiadami?
– Na żarty ci
się zebrało. Pamiętaj, że to ty jesteś intruzem!
Mieszkali w
jednopiętrowym domku, ściśniętym pomiędzy dwoma kolejnymi, wysokimi budynkami,
które przypominały moje mieszkanie. Dojrzałem kogoś za ładną firanką i ten ktoś
zatrzymał się na moment, by na nas zerknąć.
– Twoi
współlokatorzy nie będą mieć nic przeciwko... – syknąłem, kiedy przepadłem
przez próg i zabolała mnie rana na łydce. Seungkwan od razu skontrolował moją
nogę, a ktoś otworzył drzwi i zalała mnie fala pytań:
– Czemu nic
nie mówiłeś?
– Seungkwan,
kto to jest?
– Ktoś ty?
– Kwannie,
czyżby to ktoś z nowego pokolenia?
– Już
skończyłeś nagrywać odcinek?
– Myślałem, że
poszedł do sklepu.
– I widzisz,
co kupił.
Zostałem
wprowadzony do środka i brutalnie posadzony na kanapie. Wszyscy usadowoli się
naokoło mnie.
– Jeonghan,
zajmij się tym – nakazał Seungkwan, pokazując mu chorą łydkę.
– Czemu ja?
– Bo ty umiesz
– dorzucił ktoś inny.
Czułem się
przytłoczony nadmiarem obcych twarzy i koszulek z różowymi elementami. Moje
oczy musiały być bardzo szeroko otwarte.
– Najpierw
trzeba mu dać nowe ubranie i to wyprać. Co ty żeś robił? – spytał mnie
najniższy z całej piątki.
– Skąd go
wytrzasnąłeś, Seungkwan?
– Znalazłem.
– Co? Nie ma
oznakowania.
– Bo to nie
jest moje ubranie – odezwałem się w końcu. – Byłem na planie programu.
– Jeonghan,
weź go do siebie – wydajecie się być tacy sami, coś na niego będzie na pewno
pasować...
Pomimo
krótkiego protestu, chłopak pozwolił mi podążyć za sobą i na moment opuścić
rozochoconą gromadkę. Przypominali mi oni trochę Hansola i Mingyu, kiedy mieli
nadzwyczaj dobry humor, czyli prawie ciągle.
Nigdy
wcześniej nie widziałem nikogo z dłuższymi włosami – pierwszą taką osobą był
Jeonghan, który spiął je w małego kucyka. Podążałem za nim wzrokiem, wciąż
kulejąc. Chłopak zaprowadził mnie do łazienki, która była większa niż nasza –
powoli zaczynałem zazdrościć im tego domku.
– Jak masz na
imię? – spytał, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Był naprawdę ładny i to
musiałem przyznać.
– Seungcheol.
Jestem z dzielnicy H – uprzedziłem go, ponieważ wiedziałem, że chce o to
spytać.
Jeonghan
pozwolił mi usiąść na taborecie, stojącym w rogu pomieszczenia. Rozglądałem się
ukradkiem po łazience, ponieważ wyglądała ona o wiele przyjaźniej niż nasza.
– Zdejmij to
brudne ubranie i rzuć na podłogę, wypierzemy ci je. Zaraz ci przyniosę coś
nowego i spróbuję zrobić coś z tą nogą.
Zanim
przymknął drzwi słyszałem, jak Seungkwan żywiołowo opowiada pozostałej trójce o
mnie. Nie wiedziałem, czy mam już się rozbierać, czy poczekać, aż coś mi
przyniesie, dlatego powoli zdjąłem koszulę i zacząłem udawane oględziny chorej
łydki.
Jeonghan
wrócił po chwili i wręczył mi nową koszulkę i spodnie, kładąc na umywalce małą torebeczkę,
w której dojrzałem bandaże.
– Znalazłem jedną,
nieoznakowaną koszulkę, którą Jisoo przypadkowo
zwinął z garderoby – uśmiechnął się i wyszedł z łazienki.
Prędko się umyłem,
nie do końca wiedząc, czego mogę dotknąć a czego nie i zająłem się dokładnym oczyszczeniem
rany z pyłu. Starałem się jej nie naruszyć i chyba mi się udało. Czułem się, jak
gdyby cała piątka stała pod drzwiami i podsłuchiwała czy podglądała, co robię. Najwyraźniej
mój żywot oczekuje ode mnie nieustannego wywiadu i odpowiedzi na pytania, których
nie chcę ujawniać, bądź nie chce mi się o nich mówić. Byłem pewien, że kiedy wyjdę
z łazienki, zaleje mnie ich fala.
Powolutku na nowo
podwijałem nogawkę, czekając na Jeonghana, który obwieścił swoje przybycie delikatnym
pukaniem.
– Mogę wejść?
– Tak.
Równie dobrze mógłbym
sam zająć się bandażowaniem, ale skoro już długowłosy się zaoferował, nie zamierzałem
mu przeszkadzać. Ładnie obwinął mi nogę i od razu poczułem się pewniej.
– Jakim cudem sie
tutaj znalazłeś? – spytał, podnosząc wzrok.
– Sam nie wiem.
Kręciliśmy program i miałem zostać unicestwiony. Wystąpił jakiś błąd, albo... sam
już nie wiem. Takiego czegoś nie było w żadnym scenariuszu. Mogę opowiedzieć przy
wszystkich? Nie mam zamiaru każdemu indywidualnie opowiadać mojej historii...
Jeonghan od razu
sie zgodził i, tak jak przypuszczałem, rozpoczął sie wywiad. Wpierw pozwoliłem sobie
ich poznać – Seungkwana i Jeonghana miałem już za sobą; najniższy z nich nazywał
się Jihoon, ten z charakterystycznym uśmiechem Seokmin, a ten, na którym wisiał
Jeonghan i który pożyczył sobie koszulkę
z garderoby to Jisoo. Dostałem nawet herbaty i zacząłem im opowiadać, skąd wziąłem
się w trzeciej dzielnicy, o której wcześniej nawet nie miałem pojęcia. Historia
wydawała się niemalże absurdalna i miałem niesamowite szczęście, że wciąż oddycham,
widzę i myślę. Martwiłem się o moich chłopców – chciałbym, aby bezpiecznie wrócili
z kręcenia programu. Nie byłem pewien, czy szykują więcej odcinków, ale wspierałem
ich mentalnie i prosiłem, by bezpiecznie wrócili do domu.
– Potrzebujesz
czegoś jeszcze? – spytał w pewnym Seokmin, kiedy wszyscy zamilkli.
– Chciałbym po
prostu... się przespać. To wciąż dla mnie szok i nie mam pojęcia, co robić temu...
Chciałbym spać. Mogę, prawda?
Oh my gosh! Diva Boo in da house! Haha az sie wyszczerzylam widzac ze zaczelo sie od Seungkwana :D uwielbiam tego czlowieka xD (mimo ze Jihoon jest moim mezem xD )
OdpowiedzUsuńBoo ♥♥
Usuń