30.12.15

WIGH: Najsłabsze Ogniwo

Pierwsze kilka sekund było momentem badawczym. Być może wciąż balansowałem pomiędzy jawą a snem. W kolejnych zaś panikowałem.
Czułem, jak wzrok biega mi po całym pokoju, oczy nie mogą się uspokoić, raz po raz zerkając na moje zakryte nogi. Odrzuciłem kołdrę, by w końcu przestały tak szaleć i skupiły się na jednym.
Tylko bez nerwów, spokojnie, mówiłem sam do siebie, choć niewiele to dawało. To tylko chwilowy zastój – nic się nie dzieje.
Zapewne za chwilę mieliśmy stawić się na hali, by rozpocząć przygotowania do pierwszego odcinka. Pierwszego dnia siedzieliśmy tam dłużej niż w pozostałe, ponieważ musieliśmy zapoznać się z przeciwną grupą oraz zasadami programu w praktyce. Powinienem był zerwać się z łóżka i sprawdzić, czy Hansol przypadkiem nie zaspał, wyszorować się, zanim łazienkę zajmie Mingyu – trzeba jakoś wyglądać przed kamerami, zrobić sobie herbaty, żeby potem zapomnieć jej wypić… Ale nie mogłem.
Szarpnąłem gwałtownie swoim ciałem, a nogi nadal odmawiały posłuszeństwa. Jak gdyby się zbuntowały. Od niedawna to słowo wciąż buczy w mojej głowie – znika i pojawia się w najmniej pożądanych momentach. Jeśli już miał ten bunt wystąpić, to na pewno nie w taki sposób!
Próbowałem je rozmasować, zginałem na siłę i prostowałem; kilkukrotnie. Usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi do swojego pokoju. Błagałem ich mentalnie, by nie wpadli na pomysł, by tutaj wejść i zobaczyć mnie w takim stanie. Ciężko mi się oddychało, albowiem taka sytuacja zdarzyła mi się już, ale nie trwała aż tak długo. Po rozbudzeniu się po regeneracji przez parę chwil nie czułem kończyn, lecz czucie wracało wtedy stopniowo, wraz z odzyskiwaniem pełnej świadomości. Nie potrafiłem na siłę wywołać impulsów w nogach, dlatego też zmuszony byłem zagłębić się w moją strukturę.
Opadłem na poduszkę czując, jak drżę. Nigdy wcześniej nad niczym tak gorączkowo nie rozmyślałem. Nie mogłem ryzykować oglądania siatki, ponieważ skutkowałoby to dwoma dniami do tyłu – dwoma dniami kręcenia programu. W tym czasie Wonwoo, Mingyu i Hansol mogliby spokojnie przestać istnieć. Nie mogłem się powstrzymać i jedynie leciutko musnąłem strukturę, ponieważ moi chłopcy już rozpoczęli poranne szaleństwo, zwiastujące pięćdziesiąt procent szans na spóźnienie się.
Niczego nie wywnioskowałem z pierwszego liźnięcia struktury. Sam widok zarysu niczego mi nie przedstawi. Nigdy wcześniej nie udało mi się od razu wydostać na zewnątrz – teraz żałowałem, że ostatnie wolne dni zmarnowałem na obsesyjne gonienie po klatce, zamiast szukać u siebie nowych możliwości czy ćwiczyć prędszą regenerację.
Nogi nadal nie miały zamiaru wrócić na swoje miejsce, a ktoś zapukał do drzwi. Moje oczy zapewne zwiększyły się dwukrotnie, kiedy w panice sięgnąłem po kołdrę, by ponownie się okryć. Zagranie było nieprzemyślane, ponieważ dobijający się do drzwi Wonwoo zapewne przyszedł mnie obudzić. Mogłem udawać, że już wstałem i krzyczeć, że się przebieram, choć zazwyczaj robiłem to w łazience.
– Seungcheol, śpisz jeszcze? – Wonwoo wcisnął głowę w szparę między drzwiami a framugą.
– Nie.
– Wstawaj, bo znowu się spóźnimy. A dzisiejszego dnia nam nie darują.
– Zaraz.
Idź już sobie. Idź już.
– Pierwszy raz to Hansol nas obudził – prychnął Wonwoo z niedowierzaniem.
– Co ja? – usłyszeliśmy głos najmłodszego humanoida dobiegający z kuchni.
– Szykujemy na ciebie plan! – odparł radośnie Mingyu. Zapewnie siedział razem z Hansolem w kuchni.
– Za chwilę wstanę – zamierzałem się go jak najszybciej pozbyć, aby jak najprędzej zająć się wymyślaniem nowych rozwiązań co do mojego problemu z nogami.
– Coś się stało? Boisz się nowego programu? – zaczął wypytywać mnie Mingyu, a ja myślałem, że za moment wybuchnę. – Nie zapowiadał się tak straszliwie. W końcu nie będziemy musieli wieszać się na lianach i głupio szczerzyć. Tutaj liczy się intelekt, którego nam nie brakuje. No, może jedynie Hansolowi – ostatnie zdanie specjalnie wypowiedział nieco głośniej.
– Chyba się stąd wyprowadzę! – usłyszeliśmy z kuchni.
– Mnie by to pasowało – rzekł Mingyu.
Podczas gdy oni stroili sobie żarty, ja nawet nie potrafiłem się leciutko uśmiechnąć. Obiecałem, ze nie będę miał przed nimi żadnych sekretów. Nie miałem ukrywać przed nimi żadnego swojego problemu. Oni byli jedynymi, którzy byli w stanie mu pomóc, jeżeli ja sam nie dawałem sobie z czymś rady.
– Wonwoo – zacząłem po cichu.
– Co jest? – ponownie wcisnął głowę miedzy szparę w drzwiach.
– Spałeś dzisiaj z Mingyu?
To nie pytanie na teraz!
Wonwoo wyraźnie się zawahał, a nawet zachłysnął powietrzem.
– A… Co to ma do rzeczy?
Niepotrzebnie je zadałem, ponieważ doskonale znałem dopowiedź. Wolałem jednak usłyszeć to z jego ust – dałoby mi to większą satysfakcję.
– Jeśli mi odpowiesz, to ja też ci coś powiem.
– Nie mamy czasu… Chłopcy już są gotowi i…
– Tak albo nie. Nie każę ci wygłaszać żadnej mowy.
– Tak – odparł prędko i cicho. – Teraz ty.
– Nie mogę się ruszyć – odparłem bez ogródek, odrzucając kołdrę. Wonwoo patrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu.
Podniosłem się na łokciach. Musiał zaczaić, że nie jestem w stanie ruszyć nogami. Wszedł do pokoju i podszedł do mojego łóżka.
– Nie możesz wstać? Słabo ci?
– Nie. Po prostu nie czuję nóg – wskazałem na nie głową czując, jak w oczach zbierają mi się łzy, a gardło zaczyna mnie piec.
Wonwoo przysiadł na łóżku, z zamiarem dotknięcia ich; w pewnym momencie się zawahał.
– Czy to konsekwencja niebrania pożywek?
– Nie wiem! – pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, kiedy podniosłem się do siadu i próbowałem je rozetrzeć. – Chciałem skontrolować swoją strukturę, ale uziemiłoby mnie to przynajmniej na dwa dni.
Twarz Mingyu zbledła, kiedy rzuciłem mu pojedyncze spojrzenie. Całą siłę włożyłem w chęć poruszenia chociażby stopą – bez rezultatu.
– Min… – zaczął Wonwoo, pomagając mi w rozcieraniu nóg. Chciał zawołać chłopaków, kiedy przerwałem mu okrzykiem bólu. Od razu odskoczył widząc, co mi się stało. Zupełnie, jakby przypadkiem to on mnie uszkodził.
Sam wezwałem tutaj chłopaków, czując palący gorąc rozlewający się od ud po palce. Czułem się, jak gdyby wypływała ze mnie maź, brudząca prześcieradło. Skupiałem się tylko i wyłącznie na bólu, ignorując głosy chłopaków. Nigdy nie chciałem, żeby zobaczyli mnie w takim stanie – moje łzy moczyły wszystko, co napotkały na swojej drodze, zupełnie niekontrolowane. Ktoś obtarł je chusteczką i odgarnął grzywkę z mojego gorącego czoła. Szczęka bolała mnie dwa razy mocniej niż wtedy, kiedy myślałem, że znajduję się na skraju rozpaczy.
Z powrotem opadłem na poduszkę, bardzo głęboko oddychając, aż rozbolały mnie płuca. Leciutko poruszyłem lewą stopą, później prawą. Uśmiechnąłem się żałośnie, zamykając oczy, żeby nie widzieć wiszących nade mną Wonwoo, Mingyu i Hansola.
– Spóźnimy się na kręcenie – oznajmił najmłodszy.
– Ty chyba nie widzisz, że Cheol ma problem – skarcił go Mingyu. – Słyszysz nas? – tutaj zapewne zwrócił się do mnie.
– Tak – sapnąłem. Moje ciało stopniowo się regulowało.
– Co to było…? – spytał cicho Wonwoo. – Nigdy wcześniej nic podobnego ci się nie stało.
– Nie wiem – szepnąłem. Potrzebowałem chwili spokoju i ciemności. Dobrze, że żadne z nich nie rozsunęło żaluzji – to było ostatnie, czego mi było trzeba.
– Może to przez te pożywki – zasugerował Hansol.
– Właśnie go już o to pytałem – odparł Wonwoo.
Uchyliłem lekko powieki, by kontrolować sytuację, ponieważ nie lubiłem polegać tylko i wyłącznie na słuchu.
– Cheol, dalej cię boli?
– Jeszcze trochę. Ale już wszystko czuję. Wszystko jest na miejscu.
Spróbowałem się podnieść i zrzuciłem nogi na podłogę. Przed oczami pojawiły mi się białe plamy, a chłopcy stanęli jako asekuracja. Wstałem bez problemu, jedynie chwyciłem się za głowę i ścisnąłem powieki, by pozbyć się zawrotów głowy.
– To było straszne – wyznałem.
– Wiemy. Dasz radę iść?
– Tak. Musimy iść na halę. Poradzę sobie, skoro dzisiaj nie biegamy jak chorzy.
– Musimy tylko tam podbiec, żeby nas nie wypatroszyli za spóźnienie.
– Hansol jak zwykle pocieszny.
– Nie mam zamiaru was zabawiać, skoro chcecie się mnie stąd pozbyć!
– Sam zaproponowałeś wyprowadzkę.
Nie słuchałem ich przekomarzanek, tylko skierowałem się prosto do łazienki. Moje ciało zachowywało się, jakbym odzyskał dolne kończyny po bardzo długim czasie przerwy. Zatrzasnąłem drzwi i spojrzałem w lustro. Trwało to ułamek sekundy, ponieważ wyglądałem jak swój własny cień. Zrobiłem to jednak ponownie i krzywo się do siebie uśmiechnąłem. Wiedziałem, że ja jeszcze wygram tę walkę.

Chłopcy przez całą drogę pytali mnie, czy dam radę dojść na halę i czy nic mi nie jest. Byłem im wdzięczny za tę troskę, ale wszystko już wróciło do normy. Czułem się tak, jak chociażby wczoraj, jeżeli chodzi o moją kondycję fizyczną.
Mój stan z dzisiejszego poranka odszedł w niepamięć, kiedy tylko wkroczyliśmy na halę. Nakazano nam udać się do garderoby, gdzie czekały na nas gotowe zestawy ubrań. Wcześniej tylko raz siedzieliśmy w tym pomieszczeniu oraz nosiliśmy inne ciuchy niż te oznaczone koszulki. Nowy ubiór wywołał u nas dreszcz ekscytacji – mógłbym przysiąc, że wyglądaliśmy wręcz perfekcyjnie. Żadne z nich na szczęście nie wspomniało o tym, że być możliwe pożegnamy się dziś z którymś z nas. Na zawsze.
Naszą konkurencją była starsza od nas, słabo znana nam grupka, mieszkająca w dość oddalonej części dzielnicy H. Rzadko tam chodziliśmy, temu też nieczęsto ich spotykaliśmy. Ich wiek był oczywisty, bowiem póki co nie ma tutaj nikogo młodszego od nas. Bardzo chciałbym spotkać nowe, młodsze pokolenie, choć nie wiadomo, czy będzie mi to dane, zważając na moją kondycję fizyczną i możliwość zniknięcia podczas kręcenia „Najsłabszego Ogniwa”.
Ukradkiem obserwowałem Mingyu i Wonwoo – zainteresowanie nimi zwiększyło się, odkąd rano usłyszałem odpowiedź starszego. Wiadomo, zmusiłem go do tego wyznania, ale przyniosło mi to pewną satysfakcję. Kiedy siedzieliśmy w garderobie, czekając na drugą grupę i sącząc ciepły napój – ni to podgrzany sok, ni herbatę – z plastikowych kubków, kontrolowałem każdy ich ruch. Nie działo się jednak nic, co by mnie jakkolwiek ucieszyło. Usiedli nawet zbyt daleko od siebie. Hansol popchnął mnie, kiedy nie zwracałem uwagi na jego prośby o przesunięcie sie i o mało co nie wylałem na siebie zawartości kubka.
Druga drużyna jedynie się z nami przywitała i nie wychodziła ze swojej garderoby, póki nie ogłoszono, że za kilka minut rozpoczynamy emisję programu. Nie zamierzali się nam przedstawiać, jak gdybyśmy doskonale się znali. Ja nawet nie bardzo kojarzyłem ich imiona. Wszyscy w dzielnicy H się znali, chociażby z widzenia i my właśnie widywaliśmy ich jedynie, kiedy przechodziliśmy obok  któregoś przedstawiciela.
Transmisja będzie się odbywać na żywo, temu też nie będzie tam czasu na chwile zawahania czy nieprzemyślane odpowiedzi. Czułem, jak każdemu z nas trzęsą się ręce czy nogi, choć żadne z nas nie zamierzało tego okazywać. Mingyu i Hansol nerwowo wyglądali poza drzwi garderoby, jak gdyby chcieli złapać kogoś z przeciwnej drużyny i rozpocząć miłą pogawędkę na temat nieładnej pogody. Siedziałem i gapiłem się w lustro, uważnie oglądając swoją twarz i próbując nie odlecieć – zrobiło mi się słabo, zwłaszcza, że myślałem o porannej akcji. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, choć pewnie Lab już o wszystkim wie.

Tuż przed wejściem przypięto nam plakietki z imionami. Nie robiono tego w każdym programie, a to był nasz drugi raz – po raz pierwszy mieliśmy je na piersi po wypuszczeniu nas z Lab-u, gdzie widzowie mieli dopiero nas poznać. „Najsłabsze Ogniwo” było nieco poważniejszym programem, gdzie musieliśmy wykazać się własną wiedzą, którą otrzymaliśmy przed przeprowadzką do Miasta. Każde z nas było na zupełnie innym poziomie, który przydzielony został zupełnie losowo. Nikt wcześniej nie przygotowywał nas do takiego typu programu – ani do żadnego innego typu. Naszym dzisiejszym zadaniem było pokazać publiczności, że z nas, odrzutków, też może być jakiś pożytek i potrafimy się nie tylko wygłupiać, ale i walczyć o przetrwanie przy pomocy samych naszych wiadomości.
Stanęliśmy za specjalnie przygotowanymi stołami, otoczonymi grafenowymi ekranami, które sprawiły, że nowe pomieszczenie zdało się być o wiele mniejsze. Nikt nie przypuszczałby, że ostatnim razem odgrywaliśmy tutaj scenki w amazońskiej puszczy, a ja zbłaźniłem się jako nieudaczny TarzanCheol. Spojrzałem na sąsiedni stół, mrużąc oczy i odczytując imiona z plakietek starszej drużyny: Aaron, Jonghyun, Minhyun i Minki. Byłem pewien, że kogoś im brakuje, a jako że zapewne brali udział w większej ilości programów, któryś z nich mógł zostać unicestwiony.
Mieliśmy się ułożyć w kolejności od najstarszego do najmłodszego, temu też ja i Hansol staliśmy na skrajach. Ostrzeżono nas, abyśmy nie rozmawiali ze sobą w trakcie kręcenia. Kamery już wjechały i usłyszeliśmy głos prezentera, który jak zwykle nie nagrywał z nami. Reżyser pojawiał się bardzo rzadko, a my widzieliśmy go tylko dwa razy – przy pierwszym programie oraz kiedy usłyszeliśmy o „Najsłabszym Ogniwie”.
Przywitaliśmy się z widzami, pouśmiechaliśmy trochę. Czułem, jak moje nogi słabną, choć stałem przy tym stole dopiero kilka minut. Wonwoo trącił mnie lekko udem, próbując dodać mi otuchy.
– Dziś przedstawiamy państwu dwie młode grupy – skupiłem się na głosie prezentera, który uprzednio lekko ignorowałem. – Czy to nie idealny moment, by ocenić ich bystrość i prędkość reakcji? Sześć, siedem, zero, cztery, jeden, dwa, zero, zero, S, T.
Kamera z prędkością światła nasunęła się na najmłodszego humanoida z przeciwnej grupy. Odpowiedział on kolejnym ciągiem cyfr, a ja nie potrafiłem skojarzyć, o co chodzi w tym wyzwaniu, póki kolejna kamera nie nakierowała się na mnie. Otworzyłem usta, nie będąc pewnym, co powiedzieć. Zawsze jednak lepiej spróbować strzelić, być może nie ma tutaj żadnej filozofii, szyfru, a to zadanie ma jedynie nas zmylić.
– Osiem, pięć... – zacząłem niepewnie i usłyszałem jęk zawodu prezentera. Świetlisty blat stołu wyłączył kilkanaście żaróweczek w miejscu, gdzie opierałem rękę. Moi chłopcy spojrzeli na mnie zszokowani, kiedy tylko kamery odwróciły się do przeciwnej drużyny.
– Dziewięć, pięć, zero, sześć, zero, osiem, zero, dwa, H, U.
Kiedy usłyszałem kolejną kombinację, dopiero zaczęło mi świtać, o co chodzi w tym dziwnym wyzwaniu. U nas spytano jeszcze Mingyu i wtedy byłem już pewien, że miałem podać swój numer, którym często posługiwaliśmy się w Lab-ie – mój wyglądał następująco: 95080801HU. Wstydziłem się za siebie, albowiem chłopcy, którzy mieli więcej czasu, by zapomnieć o wydarzeniach ze swoich początków w sterylnym laboratorium, prędzej załapali o co chodziło prezenterowi. Zaskoczył mnie, jak i ja zaskoczyłem samego siebie. Nigdy nie miałem problemów z szybką reakcją.
Pytania zadawano poszczególnym członkom każdej grupy. Mnie na razie pominięto. Zagadnienia dotyczyły głównie tego, czego nauczyliśmy się w Lab-ie jak i przeróżnych spraw codziennych. Hansola spytano nawet o przepis na zupę i udało mu się wszystko ładnie zmyślić! Wydało mi się to absurdalne, ponieważ humanoidy nigdy nie gotowały. Nam do przeżycia wystarczały jedynie specjalnie przygotowane, gotowe pożywki. W końcu i musiano dotrzeć do mojej części łańcucha. Zapytano mnie o zachowanie wobec zdenerwowanej dziewczyny, przypominając mi, żebym pamiętał o czymś szczególnym.
– Nigdy nie spotkałem kobiety – zacząłem i przerwałem na moment, widząc wzrok przeciwnej drużyny, nakazującej iść mi z odpowiedzą w innym kierunku niż zamierzałem. Tylko jakim? – Dlatego też nie wiem, jak miałbym się zachować... To są pytania nie na miejscu, zwłaszcza, że żadne z nas nigdy wcześniej nie miało styczności...
– Seungcheol – przerwał mi prezenter. Jego głos był bardzo chłodny. – Twój brak elokwencji sprawia, że twoje ogniwo słabnie.
                Przyłożyłem chłodną dłoń do czoła. Kolejne, nieprzemyślane zagranie i kolejne, zgaszone żaróweczki. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje – zupełnie jakby moja ukochana struktura odłączyła się od siatki intelektualnej i myślała po swojemu, nie tak, jak trzeba.
                – Nadszedł czas, by każde z was indywidualnie wybrało, które z was zasługuje na miano najsłabszego ogniwa – oznajmił prezenter.
                Na wysokości naszych dłoni wyrosły niewielkie ekrany, na których pojawiły się ikonki z naszymi imionami i wizerunkami. Nienawidziłem takich momentów, dlatego też zmrużyłam oczy i udając, że patrzę na ekran, losowo wybrałem czyjeś imię. Ikonki w mig zniknęły, temu też nie dowiedziałem się, na kogo zagłosowałem.
                Ogłoszono krótką przerwę, po której miało nastąpić wyeliminowanie pierwszego, najsłabszego ogniwa. Wszyscy wyszliśmy z sali. Chcieliśmy porozmawiać z drugą grupą, jednak Aarona, Jonghyuna, Minhyuna i Minkiego skierowano do innego wyjścia, jak gdyby chciano zabronić nam kontaktu z nimi, póki nie skończymy kręcenia.
                – Cheol, co się dzieje? – zaczął Hansol, kiedy wszyscy czterej stanęliśmy pod ścianą.
                Otworzyłem usta, nie będąc pewnym, co mam im odpowiedzieć, tak jak wtedy, kiedy zaskoczono nas pytaniem o numerek. Wiedziałem zaś, czego mogę spodziewać się po przerwie – usłyszę swoje imię i ostatnim, co zobaczę, będą znikające żaróweczki pod moimi dłońmi, opartymi na blacie stołu.
                Machnąłem ręką na Hansola. Nie chciało mi się z nimi rozmawiać.
                – Źle się czujesz? – spytał mnie Mingyu. – Brałeś dzisiaj pożywki?
                Pokiwałem przecząco głową – nie miałem czasu. Czyżby to była moja kara?
                Chłopcy zauważyli przerażenie malujące się na mojej twarzy i już o nic więcej nie pytali. Zastanawiałem się, na kogo zagłosowali – czy któreś z nich poszło za głosem prawdy i wybrało mnie? Hansol pociągnął mnie za rękę, byśmy pobiegli zobaczyć, jak prezentuje się nasz poziom w oczach widzów – w ciemnym korytarzyku, oddzielającym poszczególne części hali, wmontowano w ścianę niewielkie ekraniki wskazujące na poziom popularności indywidualnie dla każdego z nas.
                – Dlaczego mam różowy wskaźnik? – zasmuciłem się, wydymając usta. Chciałem rozluźnić atmosferę. Hansol zaczął sobie ze mnie żartować tylko dlatego, że sam miał żółty.
                Poziom każdego z nas nie prezentował się najgorzej – byliśmy mniej więcej na tym samym poziomie. Oczywiście ja od razu zauważyłem, że mnie brakuje kilkunastu kresek, by dogonić resztę – Hansol jak zwykle objął prowadzenie.
                – Gdzie Mingyu i Wonwoo? – spytałem. Oni zazwyczaj biegli razem z nami, by zobaczyć swoje wskaźniki. Hansol wzruszył ramionami.
                – Zaraz się skończy przerwa i sobie nie zobaczą.
                Wróciliśmy do garderoby, a najmłodszy humanoid postanowił dokończyć swoją herbatę, która zdołała już ostygnąć. Tam również nie było pozostałej dwójki.
                – Idę sobie odsapnąć – oznajmiłem. Hansol zgodził się na to, informując mnie dłuższym przymknięciem oczu na znak zgody. Moi chłopcy wiedzieli, że podczas kręcenia programu lubiłem udawać się w odosobnione miejsce, które wybrałem sobie już na samym początku. Była to tak zwana droga bez wyjścia, krótki korytarzyk zakończony ścianą – nic specjalnego, ale przynajmniej nikt tam nie chodził, nie było tam niczego, co rozpraszałoby moją uwagę... Oprócz naszej zaginionej dwójki, która upodobała sobie moje lokum.
                Przycisnąłem plecy do ściany, obserwując ich kątem oka. Mingyu i Wonwoo siedzieli w kącie mojego ślepego zaułka. Młodszy szeptał coś do drugiego i w ten sposób widziałem tylko tył jego głowy. Serce zabiło mi mocniej, kiedy wplótł dłonie w jego bujną czuprynę i pocałował starszego.
                Nie byłem pewien, czy kiedyś już to robili, ale mina Wonwoo wyrażała lekkie zagubienie, zaś Mingyu robił to w taki sposób, jak gdyby od tego zależała jego egzystencja. Widać było, że jednak oboje tego chcą. Najwyższy z naszej grupy zawsze wykazywał takie dziwaczne skłonności – zastanawiałem się, co on jeszcze robi w Mieście – może naprawdę źle dokonali tych testów?
                Cieplej mi się zrobiło, kiedy wgapiałem się w ich języki. Wonwoo w końcu przymknął oczy, wciąż jednak nie będąc pewnym, co zrobić ze swoimi rękami – jak gdyby bał się zniszczyć fryzurę Mingyu, który zaś niemalże tarmosił tego włosy.
                – Chore – podskoczyłem, kiedy w końcu zauważyłem, że tuż obok mnie kuca Hansol i również obserwuje tamtą dwójkę. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, a ten ledwo powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem.
                – Myślisz, że z Mingyu jest coś nie tak? – szepnąłem do niego.
                – Raczej z obojgiem.
                – Ja nie żartuję.
                – Ja też.
                – Z tobą się nie da normalnie porozmawiać! – oburzyłem się i wstałem powoli, przemykając z powrotem do naszej garderoby. Jeżeli mielibyśmy się zacząć wygadywać z Hansolem, zakochana dwójka od razu wyczułaby, że jest podglądana. Czyżby martwili się o to, że któreś z nich nie przetrwa dzisiejszego dnia, skoro zdecydowali się na ten krok? Uśmiechnąłem się krzywo do siebie – to im raczej nie grozi.

                Ja i Hansol spojrzeliśmy porozumiewawczo na siebie, kiedy spotkaliśmy się z Mingyu i Wonwoo pod koniec przerwy. Za moment mieliśmy z powrotem wejść do studia.
                – Seungcheol – zaczął Mingyu. – Jeszcze nie zajarzyłeś, że tutaj chodzi o to, aby mówić to, co oni chcą?
– To nie jest nasz pierwszy dzień w Mieście.
– Źle się czuję – oznajmiłem. I rzeczywiście tak było. Czułem się oderwany od rzeczywistości.
– Żadne z nas na ciebie nie zagłosowało – oznajmił Hansol.
– To byłoby dziwne, gdybyście chcieli zlikwidować swojego – uśmiechnąłem się krzywo.
– A ty na kogo zagłosowałeś?
– Nie wiem. Przycisnąłem na oślep – przyznałem się.
– Czyli równie dobrze mogło wypaść na któregoś z nas – zauważył Wonwoo, a ja wzruszyłem ramieniem.
– Mogłem zagłosować na samego siebie.
– Nie możesz odpaść – oznajmił stanowczo Hansol. – Jesteś naszym tatą.
Sam śmiał się trochę z tego stwierdzenia, jednak spojrzałem na nich ciepło – uwielbiałem ich, wychowywaliśmy się razem od naszych pierwszych chwil. Jednak nie mogłem pozwolić na to, by któreś z nich zostało unicestwione – już dano doszedłem do wniosku, że już czas na mnie. Jestem pierwszą próbką z nowego pokolenia, temu też mam prawo być słabszym.
Grupowy przytulas był ostatnim, czego mi było trzeba. Przymknąłem oczy, kiedy wpuszczano nas na Halę.
– Przestań myśleć, że jesteś już niczego nie wart – Mingyu kopnął mnie mocno, zanim jeszcze weszliśmy w strefę zakazu odzywania się.
Starsza grupa stanęła przy stoliku w tym samym czasie. Po cichu liczyłem zgaśnięte żaróweczki, kiedy prezenter witał wszystkich po przerwie. Dopiero kiedy oznajmił, że czas na wyniki głosowania, podniosłem wzrok.
Przeciwna nam grupa była wredna – otrzymałem od nich cztery głosy. Na szczęście przy ślepym wyborze nie trafiłem na nikogo z naszej grupy. Byłem przygotowany na najgorsze, jednak nie stało się nic, prócz zniknięcia światła z kolejnych żarówek. Aaron, Jonghyun, Minhyun i Minki spojrzeli na mnie jak na największego wroga.
Nienawidziłem niczego tak odwlekać, ponieważ z czasem dochodziły mnie coraz większe obawy i strach. W tamtej chwili byłem przygotowany i zmarnowano mi szansę. „Najsłabsze Ogniwo” zdawało się nie mieć stałej konstrukcji – albo to my uważnie nie posłuchaliśmy zasad, albo było źle wyreżyserowane, bądź też chodzi tutaj o to, by nas zaskoczyć.
Kamera, sunąca w powietrzu w naszą stronę, miała w sobie wbudowane niewielkie diody, które układały się w podobne wykresy jak te na ekranach, wykazujących poziom zainteresowania każdym z nas. Zauważyłem je dopiero, kiedy operator postanowił zając się zbliżeniami na każdego z nich. Nie były ukryte, temu też musiały one na coś wskazywać.
Prezenter oznajmił, że do końca pierwszej rundy pozostało jedynie jedno zagadnienie. Gra w synonimy początkowo wydawała się być prosta, póki nie wyczerpywał się zasób słów. Znów odpowiadaliśmy naprzemiennie – raz my, raz starsza grupa. W ciągu dwóch kolejek, ten, kto się pomylił bądź dobrał złe słowo, tracił swoje żarówki. Sam siebie zaskakiwałem widząc, jak dobrze mi idzie. W pierwszej kolejce punkty stracił Jonghyun, w drugiej zaś nasz Hansol. Trzecia kolejka była tą decydującą – rozstrzygała, kto zostanie tytułowym, najsłabszym ogniwem.
Skupiłem wszystkie swoje połączenia w siatce, byleby tylko dobrze odpowiedzieć. Zmarnowano na mnie szansę, temu też postanowiłem choć trochę jeszcze powalczyć. Zauważyłem, że dioda na kamerze, w tej konkurencji, zaświeca się co trzy lub odpowiedzi – miała się zapalić albo po mojej, albo po następnej. Moje słowo było poprawne, zapaliła się przy Minkim, którego wyraz nie był zawarty w kluczu.
– Jesteś najsłabszym ogniwem, Minki – oznajmił spokojnie prezenter, a z przerażonych oczu chłopaka w mig zniknął blask. On sam wpadł w zapadnię w podłodze.
Spanikowany spojrzałem pod nogi – dopiero teraz dostrzegłem granice klapy, które były bardzo dobrze zamaskowane. Ciałem humanoida, który odparł z gry, niewiele się przejmowano. Kto wie, ile jeszcze ich tam leży, zakopanych pod budynkiem hali. Spojrzałem na chłopców, których miny wyrażały jednocześnie przerażenie jak i zaskoczenie. Musieli się jednak prędko opanować, gdyż gra toczyła się dalej.
Przeciwna drużyna raz po raz posyłała mi pełne jadu spojrzenia. To pode mną powinna się pierwsze ugiąć zapadnia, sam to nawet wiedziałem. Dziwiłem się, jaka ta gra jest niesprawiedliwa. Nie zdziwiłbym się, jeżeli miałaby na celu jedynie zajęcie czasu antenowego, podczas którego wybiłaby nas wszystkich. Nie wiedziałem, czy ktoś jeszcze zauważył diody na fruwających kamerach, które były wyznacznikami, na kogo wypadnie kolejka. Z każdym kolejnym zadaniem żaróweczki zapalały się w innej kombinacji.
Pod koniec rundy drugiej już ledwo mogłem wystać przy stoliku. Nogi zaczynały na nowo odłączać się od mojej struktury i traciłem czucie poniżej pasa – powróciło zagubione uczucie z poranka. Byłem pewien, że karta, którą pozostawiłem w mieszkaniu, już zaczęła nawet migać ze złości, że nie zarejestrowałem dziennej dawki pożywki.
W kolejnym zadaniu oczekiwano od nas większego wysiłku umysłowego i pozwolono nam filozofować na temat narzuconego hasła: coś sztucznego. Wpierw pomyślałem o sztucznych kwiatach, które raz dopatrzyłem w Lab-ie, jednak prędko uprzytomniłem sobie, że jest jednak coś o wiele ciekawszego – my, humanoidy.
My jesteśmy sztuczni – odparłem, kiedy nadeszła moja kolej. Nie zdążyłem zarejestrować, co ile odpowiedzi zapala się dioda, a nie byłem pierwszy w kolejce. – Dano nam ciało i umysł na wzór czegoś, co już istnieje. Nawet jeśli wyglądamy lub zachowujemy się podobnie oraz mamy swoje przeznaczenie, my i tak wiemy, że to nie jest naturalne – spojrzałem na moich chłopców – ich wzrok mówił mi, że nie jest to oczekiwana wypowiedź. Nie przerywałem jednak – raz kozie śmierć, zaraz i tak padłbym na podłogę i wył z bólu. – Mieliśmy być pożyteczni, dlaczego więc zamknięto nas w Mieście? Może nadajemy się do innych rzeczy, które w ogóle nie są związane z naszym pierwotnym przeznaczeniem. Najwyraźniej krąży przekonanie, że to, co sztuczne, jest straszne i nie do okiełznania...
– Jesteś najsłabszym ogniwem, Seungcheol.

Ostatni raz spojrzałem w kamerę, zanim moje oczy ogarnął mrok, a struktura na zawsze odłączyła się od siatki intelektualnej. Chłopcy gwałtownie się poruszyli.


1 komentarz:

  1. Wow wow wow...
    Mialam isc spac ale cos mnie tknelo i zajrzalam tu...jak zawsze odcinek genialny...scena z Wonwoo i Mingyu urocza nawet <3 ahh juz chce nastepne:p

    OdpowiedzUsuń