18.12.15

Midnight Romeo [2/2] {Jeongcheol, Jihan}


~*~*~*~

Jeonghan nie potrafił ukryć przed sobą, że oczekiwał kolejnej lekcji z panem Choi. Ten zaś bardzo lubił go zaskakiwać i wciąż nie ułożył sobie stałego grafika – odwiedzał dom państwa Yoon kiedy tylko udało mu się znaleźć wolny wieczór, tudzież nigdy nie zjawiał się w określone dni. Długowłosemu przeszkadzało to w rozplanowaniu nauki oraz ewentualnym przygotowaniu się i prócz tego wiecznie chodził niecierpliwy.
Rozpoczął się ostatni tydzień przerwy zimowej. Za siedem dni powróci szkolna rzeczywistość, od której wszyscy uczniowie zdążyli się pięknie odizolować; powróci ona ze zdwojoną siłą poprzez zakończenie drugiego semestru i nowy rok szkolny na wiosnę. Jeonghan zdołał się otworzyć na nowo dzięki rozmowom z Jisoo – jego przyjaciel miał rację – musiał dużo z kimś rozmawiać i chyba miał wtedy na myśli siebie, ponieważ długowłosy nie sądził, że ten pomyślał sobie, że ten znalazł nowego przyjaciela.
Potrzeba mu było jeszcze trochę czasu. W nocy zdecydował, że zdążył się już pogodzić z decyzją rodziców. Tyle razy ich zawiódł, zdenerwował i zasmucił, że wolał w końcu się poddać i zakopać ten topór wojenny. Musieli jedynie jeszcze troszeczkę poczekać.
Żałował, że ostatnim razem tak prędko nieświadomie pozbył się Seungcheola. Mógł jeszcze mówić, godzina już przestała decydować o jego blokadzie. Książę północy sam wybrał, że zbierze się do domu bardzo wcześnie. Jeonghan nie zamierzał go zatrzymywać – wystarczyło, że sam wpraszał się do jego domu i brudził mu podłogę w pokoju obłoconymi butami. Dzień po jego ostatniej wizycie długowłosy postanowił odnaleźć miejsce, przez które przemyka się starszy. Z góry założył, że nie przechodzi przez główną bramkę, ponieważ nie przeszedłby niezauważony, nawet jeśli nie mieli psa.
 Nie było to trudne zadanie, albowiem tuż przy niższej części murku zrobiła się dosyć rozległa kałuża. Gdyby pani Chung wybrała się do ogrodu, nie zwróciłaby uwagi na pojedynczy ślad na trawie – Jeonghan dojrzał go od razu ze względu na to, że wiedział, do kogo należy. Zastanawiał się, kiedy Seungcheol skoczy tak felernie, że zmoczy sobie przynajmniej pół nogawki. Spróbował odtworzyć jego trasę do balkonu i określić mniej więcej, jak wspina się na górę. Nie wydawało się to skomplikowane, zwłaszcza, że balkon nie był zawieszony zbyt wysoko.

Co takiego widział w nim Seungcheol?
Zaczęło się od obustronnej chęci uwolnienia się od krępującej kolacji. Jeonghan nie zamierzał wchodzić z nim w jakiekolwiek głębsze relacje, póki ten nie ubzdurał sobie infantylnej historyjki. Jeśli chodziło zaś o tajemnicę, którą teoretycznie miał skrywać Jeonghan, długowłosy prędzej powiedziałby, że to właśnie Seungcheol coś ukrywa. Jeżeli mają wyjść na prostą, on również musi mu powiedzieć, dlaczego zaczął nawiedzać go o północy. Musieli też nieco przyspieszyć – ich spotkania nie trwały dłużej niż kilkanaście minut, a wina leżała po obu stronach.
W trakcie kolejnej lekcji, gdzie Jeonghan ledwo nadążał za panem Choi, ten niespodziewanie zapytał go o swojego syna.
– Pamiętasz może mojego syna, Seungcheola? Był z nami na pierwszej kolacji.
Długowłosy kiwnął głową. Jakże mógłby zapomnieć.
–  Kiedy jadę do ciebie na lekcje, Seungcheol zawsze chce się zabrać ze mną i nie chce mi powiedzieć, gdzie tak naprawdę idzie.
Jeonghan uniósł lekko jedną brew do góry, wykazując zainteresowanie.
– Wysiada tutaj niedaleko. Masz tutaj jakąś koleżankę w twoim wieku? – pytanie nie było zaskakujące. – Nie żebym chciał śledzić każdy jego ruch, jest już prawie dorosły. Już kiedyś tak zresztą robił. Jeździł do dziewczyny, której nigdy nie poznałem, i wracał w nocy, zawsze o tej samej porze. Twierdził, że odnalazł swoją zaginioną kuzynkę od strony mamy, o której w życiu nie słyszałem.
Jeonghan nadął lekko usta – czyli Seungcheol miał już kilka historii za sobą. Czyżby tak bardzo nudziło mu się podczas przerw?
– Nigdy go tutaj nie widziałem – skłamał.
– Jest ciemno o tej porze i nie wydaje mi się, żebyś kiedykolwiek się za nim rozglądał… No cóż – wzruszył ramionami. – Pewnie za chwilę się dowiem, że odnalazł zaginionego brata od strony mojej prababci. Skończyłeś już zadanie? Wiesz co znaczy to słowo?
Prędzej żonę, która okaże się być chłopakiem, westchnął Jeonghan, racząc się swoimi sarkastycznymi myślami i nachylając się nad kartką.

Dziesięć minut przed północą długowłosy wlekł się do swojego pokoju z dwoma kubkami zapełnionymi parującą herbatą. Nie wiedział, jaką lubi Seungcheol, słodką czy nie, mocną czy słabą, zieloną czy czarną – musiał zadowolić się taką, jaką zwykle pije Jeonghan. Włosy nadal mu schły, dlatego zamierzał mu jedynie przekręcić klamkę. Za każdym razem, kiedy wychodził na zimno z mokrą głową bał się, że następnego dnia będzie umierał. Już raz udało mu się poważnie zachorować i nie zamierzał tego powtarzać.
Przeczesał włosy, by nie wyglądały aż tak źle i zerknął na zegarek, który wskazywał trzy minuty przed północą. Co jest? Czyżby Seungcheol uznał, że nie ma sensu wlec się pod dom Yoonów? Nadal nie wiedział, gdzie mieszka państwo Choi a miał wiele okazji, by o to spytać.
Zaryzykował, ubrał sweter i wyszedł ostrożnie na balkon. Zauważył ruch i cichy szelest liści – to był właśnie czarnowłosy. Jeonghan podszedł do barierki, by obserwować jak starszy pokonuje trasę do jego pokoju. Wstrzymał oddech, gdy Seungcheol przypadkowo zahaczył o ogromną donicę, która przewracając się zaczepiła o drewnianą skrzynkę i obie przewróciły się na kamienie, wywołując niemały rumor. Długowłosy mimowolnie wstrzymał oddech, patrząc jak czarnowłosy skacze jak opętany, prędko pokonując barierkę i siadając przy ścianie w cieniu.
Na korytarzu zapaliło się światło, więc Jeonghan niewiele myśląc popchnął doniczkę, licho zawieszoną na jego barierce. Po raz kolejny musiał wymyśleć głupie usprawiedliwienie – o ile wcześniej powód rozrzuconych poduszek wydawał mu się nonsensowny, to, co teraz wymyślił powoli wkraczało na wyżyny absurdu. Już wiedział, że za chwilkę będzie ubierał buty i szedł wszystko sprzątać.
Ujrzał swojego ojca, który wyszedł na zewnątrz by skontrolować sytuację.
– Co ty wyprawiasz, Jeong? – oburzył się, wskazując na rozrzucone doniczki. Dorzucił zdrobnienie, więc było źle, ale długowłosy był tego w pełni świadom. Pod balkonem utworzyło się istne pobojowisko. Jeśli teraz zacznie padać deszcz, w ich idealnym ogródku utworzy się kolejna, czarna, błotnista kałuża.
– Spadła mi doniczka – wytłumaczył. To nie był czas na udawanie niemowy. Zrezygnował ze swojego poprzedniego pomysłu, gdzie zamierzał pozamieniać miejscami naczynia na kwiaty.
– Nie dobijaj mnie, Han – pan Yoon przetarł twarz ręką. – Jak ci mogła spaść? Co ty z nimi robiłeś? Dobrze się czujesz? Nie znam nikogo, kto o północy postanowiłby przesadzać kwiatki.
– Urwała się…
– Jasne. Za karę bierzesz wiadro i wszystko dokładnie sprzątasz. Nie chcę mieć bagna przed domem.
Jeonghan przewrócił oczami i spojrzał na Seungcheola, którego mina mówiła sama za siebie: „Daj mi pożyć choć jeden dzień”. Długowłosy odczekał, aż ojciec wróci do sypialni, po czym kiwnął na starszego, by zdjął buty i wszedł do środka. Nie zamierzał jeszcze dzisiaj myć u siebie podłogi, zwłaszcza, że robił to niedawno.
– Weź sobie herbatę, ja zaraz wracam – wskazał mu jeden z kubków stojących na biurku. – I nie idź za mną. Policzymy się za chwilkę.
– Pomógłbym ci z tym, księżniczko… Przepraszam.
– Sam jesteś księżniczką – odburknął. Nie uśmiechało mu się zbierać gliny o północy i to jeszcze z mokrymi włosami!
– Ja jestem księciem północy – upomniał się, biorąc łyk herbaty i oglądając ją przez szklankę pod światło.
– Podziękuję za takiego księcia.
Pozbieranie gliny nie zajęło mu dużo czasu. O wiele więcej zaś wzięło mu poszukiwanie jakiegokolwiek wiaderka, do którego wrzuciłby to wszystko, razem z pękniętą doniczką. Nad ranem zajmie się tym jego ojciec lub pani Chung. Tata na sto procent okrzyczy go, że nie przyłożył się do roboty i będzie po sobie poprawiał, wydłubując każdą grudkę ziemi z zżółkniętego trawnika.
Kiedy wrócił do pokoju, było już o wiele za dużo po północy, przez co wierzenia Seungcheola z pewnością nie gwarantowały rozmowy z nim. A on już był prawie wyleczony.
Seungcheol zdążył wypić już swoją herbatę. Siedział na łóżku i oglądał polaroidy, które Jeonghan zrobił na ostatnim spacerze z Jisoo. Wcześniej zapomniał je pochować do swojej szafki na skarby. Czarnowłosy udał, że niczym się nie interesował.
Długowłosy zdjął sweter i rzucił go na oparcie krzesła. Tuż za sobą wyczuł obecność Seungcheola.
– Wyjawisz mi swoją tajemnicę, czy już jest za późno?
Młodszy domyślił się, że ten leciutko przechylił głowę w stronę zegarka, wskazującego dwadzieścia minut po północy.
– Nigdy nie było za późno i nigdy nie będzie – oznajmił Jeonghan. – Wyleczyłem się.
– Czyli jednak byłeś chory? – zagaił.
– Nie łap mnie za słówka… Nie byłem.
– W takim razie jak mogłeś wyzdrowieć? Z czego?
Długowłosy obrócił się, stając ze starszym twarzą w twarz. Byli mniej więcej tego samego wzrostu.
– W zamian za wyjawienie mojej tajemnicy chciałbym, abyś ty wyjawił mi swoją.
– Baśnie zazwyczaj koncentrują się wyłącznie na księżniczkach. Książęta występują jedynie jako wspominki. Służymy jedynie po to, by wybawić naszą damę. Historia powinna skupić się na tobie.
– Chciałbym odejść od schematów.
– A ja nie.
– Będziemy się tak wygadywać?
– Ja będę trzymał się swojego zdania.
Oboje coraz intensywniej wbijali w siebie wzrok, walcząc na spojrzenia. Seungcheol wydawał się przegrywać.
– Twój tata wspominał mi dzisiaj o twoich wcześniejszych wypadach o północy. Nie pierwszy raz bawisz się w Romeo.
– Pierwszy raz, uwierz mi.
– Słyszałem ciekawą historię o odkrywaniu kuzynek od strony mamy.
– Nie denerwuj mnie, błagam cię – Seungcheol przegrał walkę i ściągnął Jeonghana na dół, trzymając go za ramiona, by ten usiadł na krześle. – To trochę żenująca historia. Nie zamierzam zdradzać ci szczegółów. Tata się ze mnie śmiał. I to naprawdę była moja daleka kuzynka – narysowaliśmy nawet drzewo genealogiczne – usiadł na podłodze, plecami opierając się o nogi młodszego. – Nie mówiłeś swoim rodzicom o mnie, prawda?
– Nie.
– Ach, zapomniałem – nie odzywasz się do nich. Ale skoro już się wyleczyłeś…
– Wkrótce zacznę.
– Teraz ty. Ja już zdradziłem ci swoją tajemnicę.
– Och, doprawdy? Tyle to już dowiedziałem się sam, o wiele wcześniej – oburzył się Jeonghan, biorąc z biurka kartkę i składając z niej żabkę origami. Umiał jeszcze łódkę i to był kres jego umiejętności.
Seungcheol nie odzywał się przez moment, zapewne analizując swoje myśli u ładnie je segregując myśląc jednocześnie, co odpowiedzieć.
– Podczas kolacji tak mnie naszło, by cię trochę ponękać. Uwielbiam wychodzić z domu o później porze, a jeszcze lepiej, kiedy mam jakiś powód. Naprawdę nie podoba ci się moja koncepcja baśni?
– Liczyłem na coś bardziej szalonego – westchnął zawiedziony Jeonghan, kładąc mu małą, papierową żabkę na głowę.
– Tak?
Starszy wstał gwałtownie, zrzucając prezent od młodszego na ziemię. Kiedy ten chciał się po niego schylić poczuł, jak traci grunt pod nogami.
– Odstaw mnie! – nakazał mu, chwytając się kurczowo jego szyi.
Seungcheol zrzucił go na łóżko i pochylił się nad nim, całując go lekko w policzek. Jeonghan ledwo to poczuł i nim się obejrzał, ten już przymykał za sobą drzwi balkonowe, wpuszczając zimno do pokoju.
– Czas na mnie – pożegnał się tymi słowami.
Długowłosy spojrzał na zegarek – dochodziła pierwsza w nocy. Na rano był umówiony z Jisoo – zapowiadali ładną pogodę, dlatego mieli wyciągnąć rowery i wybrać się do jego babci na obrzeża Seulu. Jeonghanowi jakoś nie bardzo podobał się pomysł odwiedzania członków rodziny Hong o dalszych korzeniach aniżeli jego rodzice, ale skoro mu obiecał, nie zamierzał łamać przysięgi.
Wciąż będąc zszokowanym podszedł do okna, by przekręcić klamkę. Przygryzł wargę i wyszedł na zewnątrz, szukając w mroku włosów czarnych jak niezachmurzone niebo. Dzisiejszej nocy sierpowaty księżyc był słabo widoczny, zakryty przez deszczowe chmury.
Seungcheol nie został jeszcze chwilki dłużej, aby wysłuchać tajemnicy Jeonghana – a przecież tylko dlatego tutaj przychodził; by dopełnić swoją baśń. Może przestraszył się reakcji młodszego? Rzeczywiście, ten miał ochotę coś kopnąć albo uderzyć, ale opanował swoje nerwy, zgasił światło i wskoczył do łóżka, zakrywając się kołdrą po sam nos.

*

– Nadal jesteś na mnie zły? – zapytał Jisoo, trącając Jeonghana w bok. Długowłosy o mało co nie stracił równowagi, wjeżdżając w głęboką kałużę, która nie zdążyła jeszcze zniknąć po wczorajszej ulewie.
– Skądże.
– Cieszę się. Popatrz.
Zatrzymali się, a Jisoo wręczył mu ostatni zrobiony polaroid. Przedstawiał Jeonghana wsiadającego na rower tuż pod zimującą różą pnącą przy płocie jego babci.
– Ładne kolory, nie? – zauważył.
Długowłosy kiwnął głową.
– Możesz sobie wziąć.
– W porządku. Mamy ostatni wkład – poinformował, zaglądając do wnętrza aparatu. Teraz nie ruszał się bez niego z domu. Uznał, że polaroid wystarczająco odpoczął, kiedy przeżywali z Jeonghanem ciche dni. Jakoś wtedy nie miał ochot, by wychodzić na takie artystyczne spacery.
– Razem? – spytał starszy.
– Razem – potwierdził, wyciągając ręce do przodu. – Gotowy?
– Mhm.
Kiedy błysnęło białe światło, Jeonghan zbliżył usta do twarzy Jisoo i polizał go po policzku. Zdjęcie zostało zrobione ale nie wiadomo, czy się nie prześwietliło. Długowłosy w mig pożałował swojego czynu i mrugając lekko, spojrzał na skonfundowaną twarz przyjaciela.
– Przepraszam.
Pierwszą myślą było zrobienie tego, na co pokusił się Seungcheol zeszłego wieczoru, ale odruch postanowił się zwielokrotnić i zaskoczyć młodszego czymś takim. Nie odzywali się do siebie, zerkając tylko raz po raz po sobie. Jisoo chwycił wysuwające się zdjęcie. Jeonghan zaczął błagać w myślach aparat, by przypadkowo je prześwietlił.
– Fu – młodszy przetarł policzek, patrząc znacząco na długowłosego, w którym zaczynało wrzeć z zażenowania. – Zrobiło się nam trochę… homosiowato.
Jeonghan zdołał jedynie otworzyć usta – nie powiedział jednak niczego, bowiem w głowie miał jedną wielką pustkę. Zdumiało go jednak, co poczuł wewnątrz siebie; pewną iskierkę nadziei – to nie był ten rodzaj blokady, który wypracował sobie sam, a zwyczajne, ludzkie zakłopotanie.
Wsiedli z powrotem na rowery i ruszyli w dalszą drogę. Jisoo jechał trzymając w ręce wywołujący się polaroid. Kiedy tylko dojadą w okolice domu młodszego, ten zdąży się już cały pojawić.
Pomimo wewnętrznych próśb Jeonghana, zdjęcie wyszło tak jak należy. Aparat uchwycił dokładnie ten moment, w którym starszy polizał Jisoo.
– Mogę je zabrać? – spytał bez głębszego namysłu długowłosy. Nie liczyło się już, co jego przyjaciel mógł sobie o nim pomyśleć – i tak zrobił już wystarczająco, by ten sądził o nim nienajlepiej.
– Jeśli chcesz.

Nie miał odwagi, by dłużej oglądać polaroid przy Jisoo. Przyjrzał mu się dokładniej, kiedy tylko dojechał do swojego domu. Schował rower, wcisnął zdjęcie do kieszeni spodni i przytrzymując je dłonią, by przypadkiem gdzieś nie wypadło, pomknął do swojego pokoju. Rodzice nie zdołali go przed wyjściem upomnieć w sprawie wczorajszego wypadku z doniczką, temu też sądził, że o północy ładnie rozprawił się z rozwaloną ziemią.
Wchodząc do pokoju, zauważył na dywanie samotną, papierową żabkę, którą zrobił Seungcheolowi. Podniósł ją i wrzucił do swojego pudełka na skarby, w którym między innymi trzymał polaroidy.

*

W ostatni dzień przerwy zimowej, kiedy upewniał się, że ma ukończone wszystkie prace semestralne i zamierzał zabrać się za wypełnianie malutkiego albumu, który znalazł w sklepie z wszelkimi śmieciami, zjawił się pan Choi. Jeonghan bardzo się cieszył, że ten właśnie tak postanowił urozmaicić mu  dzień przed rozpoczęciem szkoły. Prócz tego lekcja języka chińskiego była zapowiedzią odwiedzin Seungcheola.
– Pochwaliłem cię przed rodzicami, że zrobiłeś duże postępy, odkąd lekko przymusiłem cię do powtórki – zdradził mu pan Choi.
– Chyba się już pogodziłem z ich decyzją – odparł Jeonghan, kreśląc margines ołówkiem i tworząc tornada.
– Zaczyna się szkoła, temu też będę przychodził nieco rzadziej – ja muszę nadrobić zaległości w firmie, zaś ty musisz uczyć się jeszcze innych przedmiotów.
– Czy Seungcheol jechał dzisiaj z panem?
– Jechał, jechał – westchnął, ale na jego twarzy dało się wyczytać raczej pozytywne emocje niż niezadowolenie czy złość na niezrozumiałe zachowanie syna.
Jeonghan uśmiechnął się do siebie.
– Coś się stało?
– Nie, nie…

Kiedy tylko usłyszał niecierpliwe stukanie w szybę, podniósł się, rozsunął lekko zasłony i wpuścił czarnowłosego do środka.
– Twój tata chyba mnie widział – oznajmił na wstępie.
– Jak to…?
– Wyszedł na zewnątrz akurat kiedy zeskoczyłem z murku. Schowałem się za drzewem, nie szedł mnie szukać ani gonić, dlatego proszę, by myślał, że mu się zdawało – zdjął buty i wszedł do środka. – Mam coś dla ciebie – mam nadzieję, że lubisz słodkości.
– Niekoniecznie, ale…
– Aha.
Niezręcznie było mu wręczać pudełko z dwoma kawałkami ciasta słysząc, że Jeonghan nie za bardzo za nim przepada.
– Ale od czasu do czasu zjem – dokończył długowłosy.
– Moja mama upiekła. Nie wiem, co ją tak wzięło. Najprawdopodobniej mój brat ją ubłagał, ponieważ kiedy nie zje czegoś słodkiego przez dwa dni, rozpoczyna się jego powolny proces umierania.
– Wygląda bardzo ładnie – oznajmił długowłosy, otwierając pudełko. – Ale żeby tak jeść na noc…
– Cóż, spotykamy się tylko o tej godzinie…
– Jeong, czy tata mówił ci, żebyś zobaczył czy ktoś nie… Nie wiedziałam, że przyjaźnisz się z Seungcheolem.
Chłopak usłyszał głos swojej mamy, stającej w drzwiach. Drzwi miał jedynie przymknięte, temu też nie usłyszał, jak rusza klamką.
– Ja… Tak, przyjaźnię się z nim.
– Nie mówiłeś mi, że będzie u nas na noc. W ogóle nie wiedziałam, że on tutaj jest – zmarszczyła czoło, spoglądając przelotnie na czarnowłosego i krzyżując ręce na piersi.
– To mnie musiał widzieć pan Yoon – przyznał się Seungcheol.
– Założyliśmy się, czy uda mu się zeskoczyć z balkonu i wejść z powrotem – wymyślił w naprędce Jeonghan.
– Zdaje mi się, że to nie pierwszy raz urządziliście sobie taki zakład – powiedziała podejrzanym tonem. – Porozmawiamy jutro. Bądźcie cicho, jeżeli Seungcheol ma zamiar zostać do jutra. Wydaje mi się jednak, że ty również zaczynasz szkołę – zwróciła się ku drugiemu chłopakowi.
– Nie, idę dopiero pojutrze.
– Dobranoc.
Pani Yoon zignorowała ostatnie słowa Seungcheola i zamknęła drzwi, wracając do swojej sypialni.
 – To nie miało się tak potoczyć – westchnął starszy. – Nie przewidywałem tego w naszej historii.
– Prędzej czy później domyśliliby się, że coś jest nie tak.
– Jakie zawody we wspinaniu się na balkon? – Seungcheol zaczął żartować sobie z głupiego pomysłu Jeonghana. – Skoro wygrałem zakład, będziesz musiał coś zrobić dla mnie.
– Wyjawię ci moją tajemnicę – zaproponował długowłosy.
– Zakład nie wlicza się w naszą baśń. Nie wykiwasz mnie, księżniczko – pokiwał mu palcem przed nosem. – Zajdź najpierw po jakieś łyżeczki, bo to ciasto zaczyna mnie powoli kusić. Skradaj się tak jak ja pod twój balkon.
Jeonghan spojrzał na niego z politowaniem, ale posłusznie wykonał prośbę. Oboje usiedli na łóżku, zajmując się swoimi kawałkami. Seungcheol opowiedział mu o szkole, do której chodzi czy o pracy ojca i jego kontaktach w Chinach, próbując poprawić spojrzenie młodszego na kraj, w którym wkrótce miał zamieszkać. Długowłosy w ciągu tej przerwy zimowej zdołał już wybrać się do biblioteki i pooglądać albumy związane z Państwem Środka i nie myśleć już o nim tak sceptycznie. Wolał widzieć przed sobą nową wizję przyszłości.
– Chyba zapomniałem zgasić światła w kuchni – oznajmił w pewnym momencie. – Zaraz wracam.
Zwykł już zostawiać Seungcheola samego w swoim pokoju, ale ten w ciągu kilku wizyt najwyraźniej zdążył się już poczuć jak u siebie. Długowłosy zastał go siedzącego na podłodze i opierającego się na łóżko z pudełkiem jego polaroidów na kolanach. Przez wizytę pana Choi zdołał jedynie je wyciągnąć z szafki i poukładać w kolejności, w jakiej chciał je umieścić w albumie. Czarnowłosy nie mógł wiedzieć, że zostały one już odpowiednio posegregowane i praca Jeonghana poszła na marne.
– Kto to? – spytał, wskazując na Jisoo. Z nikim innym nie robił przecież zdjęć.
– Mój przyjaciel – odpowiedział, siadając obok niego na podłodze.
– Też tak mogę? – zażartował, pokazując mu ostatnio zrobione zdjęcie.
Długowłosy w mig popadł w skrajność i wziął mu pudełko z kolan. Czarnowłosy miał dziś nadzwyczaj dobry humor!
– Oddaj mi to – nakazał, wyrywając mu z rąk resztę polaroidów. Otworzył szafkę i wrzucił je tam wszystkie, próbując nie trzasnąć drzwiczkami.
– Spokojnie… Trzeba było mi powiedzieć, żebym tego nie ruszał…
– Sam sobie je wziąłeś!
– Leżały koło łóżka, nie wiedziałem, że są prywatne…
– Wszystko, co jest w tym pokoju, jest prywatne. Nie pozwoliłem ci niczego ruszać, niczym się bawić…
– Coś czuję, że z naszej baśni nici – mruknął Seungcheol, zakrywając mu usta dłonią. – Jest już dawno po północy, a ty wciąż kłapiesz.
– Nie ma żadnej naszej baśni – syknął Jeonghan, akcentując każde słowo. – Powinieneś już znikać. Chciałbym się na jutro wyspać, wcześnie rano mamy apel.
– Nie przenocujesz mnie? – podniósł głowę do góry, wiążąc buty.
– Nie.
– Ale jesteś wrednym gospodarzem…
– Nie denerwuj mnie…
– Dobrze, już sobie idę. Śpij dobrze, księżniczko.
– Nie jestem twoją księżniczką.
– Owszem, jesteś. Już zdążyłeś się wplątać w baśń – Seungcheol przytrzymał butem drzwi balkonowe, by ten przypadkiem nie przytrzasnął mu nosa.
– Mnie udało się wyleczyć. Pomyślisz o sobie? – odgryzł się. – Zastanów się przez noc, czy wszystko co robisz jest właściwe. I czy ludzie, których nękasz na pewno się z tego cieszą.
– Przepraszam – spojrzał na młodszego błagalnym wzrokiem, po czym chwycił go jedną ręką za kark i pocałował krótko w usta.
Po raz kolejny opuścił go w nieodpowiednim momencie. A jako że znów nie usłyszał tajemnicy długowłosego, wróci tutaj po raz kolejny. Jeonghan przetarł usta ręką i usiadł przy szafce na ziemi, wyjmując pudełko z polaroidami i pusty album. Seungcheol specjalnie wszystko przeciągał, aby tylko móc odwiedzać go jak najczęściej. Dlaczego nie mógł przyjść w każdy inny dzień, kiedy Jeonghan nie miał lekcji z panem Choi? Zapewne wyglądałby na mniej zmęczonego. Prócz tego nadal nie zdradził mu swojego adresu – długowłosy zaczął snuć domysły, że mieszka poza Seulem i nie ma sił tłuc się do niego autobusem, tylko woli wozić się wygodnie z ojczulkiem.
Nie miał ochoty kłaść się spać. Chciał pozornie odwlec chwilę, kiedy tylko przyłoży głowę do poduszki i znów będzie musiał się podnosić, temu też dość długo oglądał każde zdjęcie z osobna.

*

– Co robiłeś w nocy, że taki niewyspany? – szturchnął go Jisoo, kiedy wpadli na siebie przy wyjściu z sali, na której odbywał się apel. Stali w rzędach ustawieni alfabetycznie, przez co też nie mogli porozmawiać wcześniej.
– Aa tam… – mruknął pociągnięty przez przyjaciela w stronę korytarza, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja. – Powiem ci coś. Po szkole.
Tej nocy Jeonghan zdecydował się opowiedzieć Jisoo i tajemniczych spotkaniach z Seungcheolem. Już niekoniecznie tak tajemniczych. Bał się powrotu do domu, bowiem jego rodzice zaczną zadawać krępujące pytania. Zapewne to on wyjdzie na tym źle, jak za każdym razem, kiedy coś się wydarzy.
– Możesz mi teraz powiedzieć.
– Nie chcę tutaj.
– To coś poważnego…?
– Powiedzmy.
Jisoo nie wiercił mu dziury w brzuchu. Nie miał tendencji do wyciągania informacji na siłę. Wiedział, że jeśli Jeonghan zechce mu coś powiedzieć, wkrótce to zrobi.
W drodze powrotnej do domu długowłosy opowiedział mu o wydarzeniach podczas przerwy zimowej i o kolacji, od której wszystko się zaczęło. Zdawało mu się, że przedstawił tam Seungcheola jako szaleńca, który ubzdurał sobie, że znajduje się w swojej własnej bajce. Jisoo nie śmiał się, kiedy jego przyjaciel wspomniał mu o księżniczce i księciu północy. Wyjawił mu wszystkie szczegóły, pomijając pierwszy pocałunek w policzek i kolejny w usta. To nie było mu potrzebne do szczęścia zwłaszcza po tym, jak starszy zachował się podczas ich wypadu na rowery.
– Kiedy masz kolejną lekcję z panem Choi? – spytał Jisoo, gdy ten skończył już mówić.
– Nie wiem. Zazwyczaj przychodził bez zapowiedzi, nie miał stałego systemu, ze względu na pracę.
– Nie dzwonił nawet do twoich rodziców?
– Nie, ponieważ te lekcje nie były ich interesem, nawet jeśli za nie płacili, a ja całą przerwę przesiedziałem w domu, więc byłem ciągle dostępny.
– Nie pomyślałeś o tym, że o wiele łatwiej byłoby ci, gdybyście ustalili pewien grafik? Nie dość, że wiedziałbyś, na który dzień masz się przygotować, jednocześnie wiedziałbyś, kiedy znów nawiedzi cię Seungcheol.
– Chyba podobały mi się te chwile zaskoczenia.
– Czyli jego wizyty nie były aż tak przerażające?
– Nie…
– Szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej – zadumał się Jisoo. – Chciałbym go poznać. Mogę kiedyś do ciebie przyjść?
– Nie! – odparł z prędkością światła.
Jisoo uniósł jedną brew do góry.
– Znaczy się… Nie wiem, kiedy ma zamiar przyjść po raz kolejny. I czy w ogóle jeszcze przyjdzie.
– Chyba się mnie nie wstydzisz.
– Skąd.
Wstydził się jedynie, kiedy Seungcheol zaczął oglądać jego polaroidy i natrafił na najnowsze zdjęcie. Jisoo najwyraźniej nic sobie z tego nie robił i bardzo mu za to dziękował.
– Zauważyłeś, że przestałeś się zwieszać? I że już nic cię nie blokuje? – młodszy zmienił temat, kiedy zauważył, że Jeonghan nie czuje się komfortowo, rozmawiając o synu państwa Choi.
– Tak… – westchnął zadowolony. – Nie sądziłem, że kiedyś mi się to uda. Myślałem, że zostanę niemową na wieki wieków.
– To byłoby raczej nie możliwe.
– Skąd wiesz?
– Nie próbuj tego już nigdy więcej.
– Nie zamierzam. Ale planuję przeprosić rodziców.
– Teraz czy w najbliższej przyszłości?
Teraz.

Wprawdzie rodzice nie pomogli mu z jego problemem – sami nawet nie wiedzieli, że przez coś podobnego przechodził. Wszystko jednak było jego winą i los odpłacał się pięknym za nadobne – przez ostatnie pół roku zachowywał się wręcz szczeniacko wobec nich mimo tego, co dla niego robili. Widział, że zawsze chcieli dla niego jak najlepiej, a przeprowadzka do Chin nie była zwyczajnym kaprysem. Oboje chcieli tam wyjechać, nie przymusowo, Jeonghan zdołał się pogodzić z ich decyzją – nic nie stało na drodze pokojowego rozejmu. Wystarczyło trafić na odpowiedni moment, by zacząć ten temat. Nie mogło się jednak odbyć bez ułożenia scenariuszy rozmów.
Państwo Yoon chodzili ponerwowani od ponad tygodnia, albowiem Minjeong ani razu nie pojawiła się w domu podczas przerwy świątecznej. Również i długowłosy odczuł tę pustkę. Obiecała przyjechać zaraz po powrocie z Daegu, później zaś zadzwoniła, że da radę zjawić się dopiero w ostatnim tygodniu ferii… Oficjalnie nie stawiła się w domu ani na kilka godzin. Rodzice Jeonghana martwili się, że stracili kolejne dziecko. Owszem, trzymali za córkę kciuki, robili dla niej niemalże wszystko, byleby tylko trafiła na najlepsze studia. Ona to odpowiednio wykorzystywała, ale zapominała o tym, co powinno być dla niej równie ważne.

Kiedy Jeonghan wrócił do domu, czekał na niego obiad przygotowany przez panią Chung. Uwielbiał tę rutynę, powracającą wraz ze szkolnymi dniami. Podziękował jej i zabrał się za jedzenie. Wkrótce potem zjawili się jego rodzice, bez słowa siadając przy stole.
Długowłosy uznał, że to jeszcze nie jest odpowiedni czas, temu też siedział cicho.
– Dlaczego nie mówiłeś nam, że jest u ciebie Seungcheol? – zaczął jego ojciec.
Jeonghan beznamiętnie wzruszył ramionami.
– Dlaczego bawiliście się w jakąś głupią grę? – spytała jego matka. – Nie dość, że Seungcheol przeskakiwał przez mur, to jeszcze wspinał się po balkonie. To po pierwsze niebezpiecznie, a po drugie do wchodzenia do domu służą te oto drzwi – wskazała na drzwi wejściowe.
– Kiedy przyjdzie następnym razem, niech zachowuje się jak człowiek – polecił pan Yoon.
– Przepraszam – odparł cicho. Planował, żeby nie zaczynać teraz, ale nie było innej opcji.
– Nie masz za co przepraszać, po prostu…
– Nie o to mi chodzi – przerwał swojej mamie, bawiąc się łyżką. Odważył się podnieść wzrok i spojrzeć na rodziców. – Chciałem przeprosić za to, jak się zachowywałem przez ostatnie miesiące. Nie odzywałem się, ignorowałem was…
Jego rodzice spojrzeli na siebie zaskoczeni – ich syn w końcu się do nich odezwał!
– Jeong, nie łudź się, ale to i tak nie wpłynie na naszą decyzję dotyczącą wyjazdu – powiedział stanowczo ojciec Jeonghana. – Nie jesteś dorosły i nie zamierzamy pozwolić ci zostać w Seulu, nawet jeśli się już wyleczyłeś.
Nic takiego nie mówiłem. Nawet nie poruszyłem tego tematu.
– Przez taką ilość czasu stosowałeś przeróżne sztuczki, żebyśmy tylko zmienili zdanie. Ta niestety również na nas nie zadziała.
– Chyba jednak pospieszyłem się z tymi przeprosinami – zadeklarował, dojadł prędko zupę i zebrał się do siebie.
Tego było już za wiele. Im wcale na nim nie zależało. Albo chcieli go jeszcze bardziej dobić, albo naprawdę byli tak głupi, ze niczego nie rozumieli. Bardzo chciał się komuś wyżalić. Albo żeby przypadkiem zjawił się tutaj Seungcheol. Jednak od ostatniej wizyty nie minęła nawet doba, a on nie miał pojęcia, gdzie czarnowłosy mieszka. Chciałby go przeprosić za swój wczorajszy wybuch – on by to od razu zrozumiał. Zdradziłby mu swój sekret, po czym ich baśń stałaby się kompletna. Ale czy wtedy starszy chłopak nie uznałby, że ostatni rozdział w jego bajce został zamknięty? Nie każda historia musi zakończyć się słowami „I żyli długo i szczęśliwie”. Jeonghan nie wiedział, jak zakończyła się sytuacja z pseudo-kuzynką Seungcheola – czy nadal utrzymuje z nią kontakt, czy zupełnie o niej zapomniał, odkąd poznał właśnie jego? Czarnowłosy mógł być pisarzem adorującym nieszczęśliwe rozwiązania. Jeonghan wciąż jednak miał w sercu nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Może próbować odwlekać go tyle, ile zdoła.

Kolejnego dnia zwierzył się Jisoo, naskakując na swoich rodziców z każdej możliwej strony. Przyjaciel polecił mu odczekać trochę czasu i spróbować ponownie. Być może ci nadal byli rozeźleni sytuacją z Minjeong. Jedyne co stawało Jeonghanowi na drodze to przeświadczenie, że on się już nie liczy. Już dawno pogodził się z tym, że to jego siostra jest tą najukochańszą, ale tym razem miarka się przebrała. Skoro on nie był tak ważny, dlaczego na siłę ciągnęli go ze sobą do Chin? Naturalna kolej rzeczy mówiła, że chętniej zostawiliby go w Seulu, opłacili akademik i ewentualnie przysyłali co pewien czas pieniądze, tak jak robili to w przypadku Minjeong.
Nie powtórzył najnowszego materiału, przez co przez kolejną lekcję z panem Choi był bardzo zdenerwowany. Poprosił jednak, by ustalili dni, w jakich będą się spotykać. Jeonghan usprawiedliwił się próbami zagospodarowania nauki, co oczywiście było kłamstwem. Musiał jednak wiedzieć, kiedy zjawi się jego książę, jeśli nie uda mu się wyciągnąć od niego adresu czy chociażby numeru telefonu. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Pan Choi zgodził się na lekcje we wtorki i piątki i obiecał dzwonić, kiedy ewentualnie mu coś wypadnie. Jeonghan pożegnał go z uśmiechem na twarzy i rozpoczął przygotowania do wizyty Seungcheola. Za to, co zrobili mu rodzice zamierzał kontynuować ich tajne spotkania na balkonie. Nie przebierał się w stare ubranie po domu, jedynie rozpuścił włosy i poszedł przygotować im herbaty. Ukradł pani Chung dwie torebki aromatycznej, zielonej herbaty, którą zdobyła na straganie. Z początku wydawało mu się, że pachnie okropnie, ale kiedy tylko jej spróbował, od razu się zakochał.
Za dziesięć dwunasta usiadł pod oknem balkonowym i czekał. Ścisnął mocno kubek w ręce, kiedy usłyszał, jak ktoś otwiera drzwi do jego pokoju. Była to pani Jerim.
– Tata cię woła. Wyjdź do ogrodu.
Już się cieszył, że to nic związanego z jego rodzicami, kiedy najwyraźniej jego ojciec złapał Seungcheola przy zeskakiwaniu z murku.
Założył prędko buty, zarzucił na ramiona kurtkę i pognał w miejsce błotnistej kałuży, która do tej pory zdążyła już zniknąć. Rzeczywiście, jego tata rozmawiał z czarnowłosym.
– Jeong, mówiłem ci, żebyś poinformował Seungcheola jak poprawnie się wchodzi do czyjegoś domu – pan Yoon zwrócił się w stronę swojego syna, który kipiał ze złości na sam jego widok.
– Nie widziałem się z nim od ostatniego razu – powiedział z przekąsem.
– Poza tym jest to nasz… zwyczaj, proszę pana.
– To jest mój dom i mnie się ten zwyczaj nie podoba. Jeżeli chcesz tutaj przychodzić, proszę cię, dzwoń na dzwonek i wchodź frontowymi drzwiami.
– Oczywiście, panie Yoon.
Długowłosy zabrał starszego do swojego pokoju. Czarnowłosy jedynie raz widział ich dom od tej strony, kiedy przyszedł tu z rodzicami po raz pierwszy.
– Wszystko się sypie – zaśmiał się Seungcheol, kiedy tylko Jeonghan zamknął za nimi drzwi.
Wybrałeś sobie złą księżniczkę do twojej bajki.
– Wydaje mi się, że w kanonie baśni występują również antagonistyczni rodzice – skwitował.
– Chciałbyś uwzględnić ich u siebie? – długowłosy stanął przed nim, niebezpiecznie zmniejszając dystans. Seungcheolowi zabłyszczały oczy.
– Nie mam wyboru.
Czarnowłosy zniżył się ku niemu, a Jeonghan prędko mu umknął, biorąc z biurka herbatę, którą przygotował dla niego i podając mu.
– Dzięki. Zmarzłem trochę. Już nie jesteś zły za tę księżniczkę?
– Nie. Przeszło mi. To był niekontrolowany wybuch…
– Gdybym wiedział, nie ruszałbym tych zdjęć.
To już jest nie ważne… Ale i tak chcę cię za to przeprosić.
– Nie ma sprawy. Już nie będę dotykał żadnych twoich rzeczy – oświadczył, biorąc ogromny łyk herbaty, która zdążyła już przestygnąć przez ten czas oczekiwania.
– Zdenerwowałem się, kiedy wyjąłeś to zdjęcie, na którym… Liżę Jisoo.
– Jisoo to twój przyjaciel?
– Tak. Nie wiedziałem, co możesz sobie o mnie pomyśleć.
– A miałem sobie coś pomyśleć?
Jeonghan wzruszył ramionami, siadając na łóżku. Chwilkę później Seungcheol dołączył do niego i zbliżył się delikatnie, by pocałować go w kącik ust. Pachniał zieloną herbatą.
– Aby zakończyć pisać moją baśń, do pełni szczęścia potrzeba mi jeszcze tylko twojej tajemnicy.
– Czyli to już koniec?
– Tak.
– Chodzi mi o to, że masz zamiar zacząć tworzyć nową historię?
Seungcheol spojrzał na niego nie rozumiejąc, o co może mu chodzić.
– Mógłbyś określić się jaśniej?
– Masz zamiar znaleźć sobie inną księżniczkę?
Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie i jednocześnie bardzo tajemniczo, przez co Jeonghan zinterpretował to jako negatywny znak.
– Nie. W mojej baśni, tak jak w każdej innej, książę północy ma tylko jedną księżniczkę.
Jeonghan pozwolił mu się pocałować. Nie było mu najwygodniej, bowiem opierał się na łokciach, a głowa zdawała mu się być bardzo ciężka. Skoncentrował się jedynie na ustach Seungcheola i ich specyficznym smaku. Wyrzucił gdzieś w dal uczucie, że jest to niewłaściwe. Był skupiony tylko w jednym miejscu. Gdzieś w zakamarkach umysłu mignęła mu twarz Jisoo, przez co odleciał na kilka sekund, zapominając o Seungcheolu, który był bliżej niego niż zwykle.
– Coś się stało? – spytał dokładnie tak samo, jak przy ich pierwszym spotkaniu.
– Nie. Skądże. Cieszę się, że nie zamierzasz tworzyć nowej historii.
– Wiesz, że jeszcze nie skończyliśmy. Nie wykręcisz się.
– Moja tajemnica również nie jest spektakularna, tak jak twoja – zaczął, a starszy dźgnął go łokciem w bok.
Jeonghan opowiedział mu o tym, jak się czuł, kiedy po raz pierwszy usłyszał, że naprawdę przeprowadzają się do Chin, że nie ma możliwości, aby został w Seulu i o wszelkich jego próbach przekonania rodziców. Ostatecznie zdecydował się na bunt w postaci ignorancji i nieustannego trzymania buzi na kłódkę, co poskutkowało niewielkim problemem, który głęboko zakorzenił się w jego psychice. Przestał odzywać się do ludzi, bardzo mało mówił, a jeżeli już musiał, sprawiało mu to trudność. Seungcheol doświadczył tego na pierwszej kolacji i podczas ich pierwszych spotkań na balkonie. Lekarstwem okazały się lekcje języka chińskiego z panem Choi, pisanie baśni przez Seungcheola, a przede wszystkim pogodzenie się z Jisoo. Jeonghan dopiero teraz docenił, co tak naprawdę dawał mu jego przyjaciel.
– Co będzie, kiedy wyjedziesz? – starszy chłopak jako pierwszy zadał mu to pytanie, pomijając jego własne rozważania.
– Nie wiem. Oczywiście, będę tutaj wracał.
– Czyli właśnie wtedy skończy się nasza historia.
Jeonghan spojrzał na niego przelotnie, podpierając się rękami do tyłu.
– Przenocujesz mnie? – spytał ostrożnie Seungcheol.
– W domu nie będą się martwić, że nie wróciłeś na noc?
– Nie – pokręcił przecząco głową. – Wrócę rano.
– Jak chcesz. Tylko mam małe łóżko…
– Mogę spać na ziemi.
– Śpijmy razem na ziemi – poprosił Jeonghan. Jego mysl wydawała mu się ekscytująca. – Mam dużo pochowanej, nieużywanej pościeli. Rozłożymy na podłodze, będzie trochę twardo i poumieramy…
– Poradzimy sobie.
Długowłosy wyciągnął trzy pościele i zrzucił z łóżka swoje poduszki. Już czuł tę niewygodę, z którą będzie musiał zmagać się całą noc. Podłoga wydawała mu się o wiele twardsza niż zwykle.
Ułożyli wszystko tak, jak chcieli, Seungcheol zdjął spodnie i ułożył się od strony okna, bawiąc się pojedynczym kosmykiem włosów Jeonghana, który był padnięty i przysypiał ledwo podciągając na siebie kołdrę. Światło księżyca oświetlało mu lewą część twarzy.
– Umrę – szepnął.
– Czemu tak mówisz?
– Rano odpadnie mi kręgosłup. Nie jestem przyzwyczajony.
– Dasz radę.
Czarnowłosy chwycił go lekko za palce dłoni. Pierwsze jedynie udawał, że niespecjalnie ich dotyka, po czym również wtulił twarz w poduszkę.

Z samego rana Jeonghan obudził się podzielony na kilkadziesiąt kawałków. Styczniowe słońce raziło go po oczach, przez co zmuszony był przesunąć się w inną stronę. Chyba zapomniał w nocy zasunąć zasłon… Tyle, że on nawet nie otwierał okna balkonowego.
Podniósł się, przecierając oczy i rozciągając się. Rozejrzał się wokół siebie, przez moment nie rozumiejąc, co robi na ziemi. Wgapiał się w głębię swojej szyby, dopiero po chwili orientując się, że powinien był być z nim Seungcheol. Jego ubrania, kurtka i buty zniknęły – czyżby wstał wcześniej i zebrał się bez pożegnania?
Oburzony długowłosy wstał i podszedł do okna – przylepiona do niego kawałkiem taśmy dość duża kartka nie dała się nie zauważyć. Jeonghan odkleił ją, patrząc na nagłówek: „Teraz ty napisz naszą historię”. Starszy chłopak stworzył kod, gdzie pod poszczególnymi liczbami zapisanymi w języku chińskim kryły się znaki koreańskie. Skoro jego tata niemalże perfekcyjnie mówił po chińsku, musiał nauczyć go chociażby podstaw, temu też Seungcheol stworzył mu małą powtórkę.
Zanim jednak Jeonghan mógł zabrać się za rozszyfrowywanie kodu, musiał ukoić ból pleców, ciągnąc za sobą kołdrę i poduszkę i rzucając się do łóżka. Oczy nadal się mu kleiły, temu też zdołał przepisać tylko kilka znaków i usnął ponownie.

*

– Ustaliłem z panem Choi, że będziemy spotykać się we wtorki i piątki. Już czuję się lepiej – pochwalił się Jisoo, zaraz kiedy spotkali się w szkole.
– A nie mówiłem – przyjaciel spojrzał na niego z wyższością. – Dziś po szkole znów muszę iść do babci. Zaczęły się wymieniać razem z mamą jedzeniową korespondencją i konkurując, która zrobi coś bardziej pomysłowego.
– Mogę iść z tobą, jeśli chcesz – zaproponował Jeonghan, chociaż nie bardzo miał ochotę łazić gdzieś po szkole. Od niedawna regularnie padał śnieg i jedynym plusem było, że nie musiał już tak często czyścić butów od błota.
– Super. Dam ci trochę spróbować, bo dzisiaj rozpoczęły wojnę na ciasta.

Po szkole, tak jak obiecał Jisoo, poszli do jego babci, przesłać kawałek ciasta upieczonego przez jego mamę. Młodszy dał jeden Jeonghanowi – kiedy ten otworzył pudełko zobaczył, że wypiek wyglądał bardzo podobnie do tego, które przyniósł mu niegdyś Seungcheol. Czyżby czarnowłosy oraz jego przyjaciel okazali się zaginionymi braćmi, a mama Jisoo byłaby jednocześnie mamą starszego chłopaka? Śmiał się sam do siebie, bowiem zdążył już poznać panią Choi, zarówno jak i panią Hong i zdecydowanie były to dwie różne osoby. Być może panowała moda na te ciasta, a jako że on nie gonił za słodyczami, był nieco zacofany.

*

We wtorek, tuż przed kolejną lekcją z panem Choi, Jeonghan przypomniał sobie o zaszyfrowanej wiadomości od Seungcheola. Nadal jej nie odczytał. Po nocy z czarnowłosym, z piątku na sobotę, rozszyfrował kilka znaków, po czym zrzucił ją za łóżko i poszedł dalej spać.
Wygrzebał ją przed wizytą pana Choi i wcisnął ją za lampkę na szafce, by ewentualnie rozszyfrować ją zaraz po wyjściu taty Seungcheola. Jeżeli czarnowłosy miał się dzisiaj zjawić, wolał nadrobić zaległości, aby ten nie był zły. Jeżeli udawałby, że przeczytał kartkę, prędko wyszłoby na jaw, że kłamie.

Ni hao, Jeonghan – przywitał się jak zwykle pan Choi. Chłopak odpowiedział mu tym samym.
Ojciec Seungcheola zamienił kilka słów z jego rodzicami, po czym jak za każdym razem poszedł za długowłosym do jego pokoju. Poćwiczyli znaki, z którymi Jeonghan miał największą trudność i nauczyli się kilka nowych słów, kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi.
– Umawiałeś się dzisiaj z kimś? – spytał pan Choi. – Poza tym twój tata powiedział mi, że spotykasz się z Seungcheolem.
– Od czasu do czasu – odparł długowłosy, próbując ominąć temat.
– Może to on?
– Nie wiem – chłopak wzruszył ramionami.
Po chwili w pokoju pojawiła się głowa pani Chung.
– Jeonghan, Jisoo do ciebie – oznajmiła prędko i znów zniknęła za drzwiami.
Chłopak uniósł brwi do góry, lekko zaskoczony, bowiem nie umawiał się ze swoim przyjacielem. Wczoraj poszedł z nim do jego babci i nawet powiedział mu, że we wtorki ma lekcje.
– Myślę, że na dzisiaj już wystarczy. Nie będę cię męczył, skoro twój kolega przyszedł.
Jeonghan kiwnął głową, pomógł pozbierać się panu Choi i odprowadził go do drzwi, po drodze zgarniając zadowolonego Jisoo. W tym właśnie momencie zrozumiał, dlaczego jego przyjaciel wpadł bez zapowiedzi akurat w ten dzień – kiedyś wspominał mu, że chce poznać Seungcheola, ale Jeonghan mu tego zabronił. Młodszy chłopak domyślił się, że dzisiaj wypada wizyta czarnowłosego, analizując opowieść starszego o jego dziwnej znajomości.
– Mam ci zrobić coś niedobrego? – zapytał długowłosy, zamykając drzwi do swojego pokoju.
– Dlaczego?
– Sam wiesz.
– Och, muszę nauczyć się nie zdradzać swoich myśli i zamiarów mimiką twarzy.
– To i tak by nic nie dało.
– Mam coś dobrego – pokazał mu reklamówkę, siadając na łóżku i wyjmując z niej drewniane pudełko.
– Znowu ciasto?
– Nie. To już nie są pozostałości po wojnie.
Jisoo przyniósł ze sobą małe pierożki. Jeonghan przypomniał sobie, że często je jadł u państwa Hong.
– Są różne, więc nie wiem, na co trafisz.
Długowłosy ucieszył się z poczęstunku i wyłowił jednego palcami. Bardzo je lubił.
– Co to? – spytał Jisoo, chwytając wolną ręką kartkę wciśniętą pod lampkę.
Jeonghan zawiesił się na moment uświadamiając sobie, że szyfr od Seungcheola nadal na niego czekał.
– Zadanie z chińskiego.
– Naprawdę? Wydawało mi się, że skoro już tyle się go uczysz, nie robisz już takich zadań.
– Zaszyfrowana wiadomość od Seungcheola – poprawił się starszy, przewracając oczami.
– Czemu jeszcze jej nie odczytałeś?
– Mam czas.
– Jeśli dzisiaj przyjdzie i zobaczy, że nadal to jest puste, zezłości się na ciebie.
– Na oczy go nie widziałeś, a już wiesz, jak się zachowa – Jeonghan spojrzał na niego spode łba.
– Daj mi ołówek.
– I tak tego nie rozwiążesz – długowłosy wcisnął w siebie kolejne pierogi, kpiąc sobie z poczynań przyjaciela.
Jisoo sam sięgnął po długopis leżący na szafce i przez moment wpatrywał się w kartkę.
– Co to za liczba? – wskazał mu jeden z chińskich znaków.
– Jedenaście.
Uzupełnił wszystkie jedenastki i spytał o kolejną cyfrę. Tym sposobem rozszyfrowali wszystkie słowa.
– To jakiś adres – oznajmił Jisoo.
– Zdążyłem się domyślić. Tylko nie wiem, gdzie leży taka ulica – wziął mu kartkę z rąk.
– Ja też. Masz jakąś mapę?
– Nie.
– Ja mam coś w domu. Wezmę ją do szkoły, a ty nie zapomnij tej kartki. Dlaczego zaszyfrował ci adres?
– Żeby nikt inny go nie przeczytał? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Wydaje mi się, że twoi rodzice mniej więcej rozumieją chiński, skoro chcą tam wyjechać.
– Mieszkali w Chinach przez jakiś czas, zanim się urodziłem.
– Widzisz. W takim razie dlaczego sami cię nie pouczą, tylko wynajmują ci nauczycieli?
– Oni są bardzo kiepskimi nauczycielami. Sami nie rozumieją, co się do nich mówi – Jeonghan przypomniał sobie sytuację podczas ich ostatniego, wspólnego obiadu.
– To znaczy?
– Opowiadałem ci. Kiedy próbowałem ich przeprosić.
Jisoo zauważył, że długowłosemu od razu zrzedła mina. Odgarnął mu włosy z twarzy i objął lekko ramieniem. Siedzieli w ciszy.

Jeonghanowi nie udało się wygonić Jisoo, zanim wybiła północ, temu też pogodził się z tym, że pozna tę dwójkę ze sobą. Seungcheol jednak się nie zjawił. Długowłosy nie rozumiał, co się mogło stać – czyżby zamierzał go zaskoczyć i zjawić się w inny wieczór? Albo też zaszyfrowany adres był ich nowym miejscem spotkań?
Chłopak pomyślał sobie, że gdyby rzeczywiście tak było, Seungcheol zawarłby w swojej wiadomości datę i godzinę spotkania. Chyba, że też myślał, że Jeonghan domyśli się, że miał wybrać się tam po lekcji z panem Choi, przed północą. Żałował, że nie spytał jego taty, czy jego syn jechał razem z nim. Karał się w myślach za to, że nie zajął się szyfrem nieco wcześniej.

*

Ostatnie dwa tygodnie przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego były bardzo pracowite. Klasa Jeonghana otrzymała ostatnie zadania na zaliczenie. Długowłosy nie widział się z Seungcheolem od ich ostatniej, wspólnej nocy. Jisoo zapomniał wziąć ze sobą mapę, co odwlekło się na tyle, że starszy chłopak postanowił dać sobie z tym spokój. Pomyślał, że jeżeli czarnowłosemu zależałoby, przyszedłby do niego po raz kolejny, i to przez balkon.
Jeden tydzień miał wolny od lekcji chińskiego, bowiem pan Choi nie dał rady przychodzić do państwa Yoon, zajęty sprawami swojej firmy. Jeonghan zdążył pogodzić się z tym, że Seungcheol okłamał go i najwyraźniej zaczął pisać nową baśń. Miał wystarczająco dużo czasu, by znaleźć nową, potencjalną ofiarę. Jisoo nie przypominał mu o nim i zdążyli wykończyć kolejną paczkę pustych polaroidów, wybierając się poza miasto na brzeg rzeki Han, niedaleko Hanam.

*

Seungcheol zjawił się tydzień później, obwieszczając swoje przybycie pukaniem w okno balkonowe Jeonghana.
Długowłosy położył się już spać, zwłaszcza, że tego dnia nie miał lekcji z panem Choi i nie spodziewał się wizyty czarnowłosego. Przestał już się łudzić.
Podniósł głowę i spojrzał na przerwę między dwoma poszczególnymi częściami zasłony. Odrzucił kołdrę i wstał, by otworzyć drzwi, w międzyczasie przeczesując palcami włosy i przejeżdżając dłonią po twarzy. Serce mu zabiło mocniej, kiedy dostrzegł znajomą twarz.
– Cześć, Jeonghan – przywitał się Seungcheol, jak gdyby nic. Wszedł do środka nie zdejmując butów i naniósł mu trochę śniegu, który w mig zaczął się roztapiać.
Długowłosy patrzył na niego, jakby co najmniej założył na siebie królewskie szaty.
– Sądziłem, że teraz ty przyjdziesz po mnie – starszy spojrzał na niego. Miał na głowie czapkę, temu też Jeonghan nie mógł zobaczyć blasku księżyca przebijającego się przez jego włosy. – Dałem ci nawet swój adres. A nawet jeśli go nie rozszyfrowałeś powiedziałem ci, gdzie chodzę do szkoły…
– W Seulu nie ma nawet takiej ulicy – burknął młodszy, podchodząc do szafki i wyjmując z niej pomiętą, złożoną kartkę.
Seungcheol podszedł do okna, by cokolwiek na niej zobaczyć. Przygryzł lekko wargę.
– Pomyliły mi się liczby i wyszło z tego nie wiadomo co – uśmiechnął się kwaśno. – Ale sądziłem, że będziesz mnie szukał zwłaszcza, że nie pojawiałem się u ciebie przez tyle czasu.
Jeonghan odwrócił wzrok. Nie chciał przyznawać się przed nim, że po kilku dniach mu przeszło i zignorował myśli, nakazujące mu sprawdzić, co stało się z czarnowłosym. Po długiej przerwie z Jisoo czuł się tak, jakby na nowo odnalazł swoją bratnią duszę i musiał opowiedzieć mu wszyściusieńko od początku.
– Trochę ściska mnie tutaj – pokazał na swoją klatkę piersiową. – Że tobie najwyraźniej nie zależy. A sam pytałeś mnie, czy przypadkiem nie zamierzam pisać nowej baśni – chyba teraz ty przejąłeś pałeczkę pisarza rozpoczynającego nowe dzieło. Masz tego swojego Jisoo…
– Co ma do tego Jisoo? – oburzył się Jeonghan. Seungcheol jak gdyby czytał mu w myślach!
– Masz z nim bardzo dużo zdjęć i…
– To już nie można sobie robić zdjęć z przyjacielem? Mam obsesję na punkcie jego polaroidu – wytłumaczył się.
– Chodzi mi o to, na którym go liżesz.
– I co z tego? Jesteś zazdrosny? – zasugerował.
– Może odrobinę.
– Wygłupialiśmy się.
– Mógłbym oczekiwać czegoś podobnego? – spytał Seungcheol
– Nie – odparł bez namysłu. Pozwolił się mu przecież pocałować, ale nie wyobrażał sobie, by mógł to zrobić tak, jak w przypadku Jisoo.
– Dlaczego…? – mruknął niezadowolony chłopak. Zbliżył się na tyle do niego, by długowłosy poczuł na swoim policzku dotknięcie jego chłodnego nosa, ten jednak odepchnął go lekko.
– Jest już po północy. Księżniczka przestaje mówić – ostrzegł Jeonghan. – Książę północy już poznał jej tajemnicę. Klątwa jest nieuleczalna.
– Rozumiem – rzekł beznamiętnie Seungcheol.
Poprawił czapkę i otworzył okno, by wyjść na balkon i zeskoczyć z barierki. Jeonghan obserwował, jak pokonuje murek i znika w czerni nocy.
Znów wszystko zepsuł. Słyszał, jak wewnętrzny głos krzyczy na niego, oskarżając go o znieczulicę.

Ale przyzwyczaił się już. To nie był pierwszy raz.

2 komentarze: