– Hannie,
ubierz się chociaż ładniej. Tylko o tyle cię proszę.
Kiedy
ktokolwiek w tym domu zdrabniał jego imię, wiadome było, że żarty się
skończyły. Prośby, choć brzmiały niewinnie i potencjalny gość mógłby wziąć je
za milutkie zachęty, były rozkazami i należało wykonać je niezwłocznie.
Jego mama od
rana krzątała się po kuchni, wraz z gosposią – panią Chung Jerim, którą
Jeonghan często widywał zadumaną, odkąd oznajmili jej, że wyprowadzają się z
Seulu na stałe. Nie pracowała dla rodziny Yoon na tyle długo, by móc się do
niej zbyt mocno przywiązać, ale z pewnością przyzwyczaiła się już do tego domu.
Jego rodzice obiecali jej, że jeśli znajdą się nowi nabywcy tego domu, którym
będzie potrzebna gosposia, załatwią pani Chung pierwszeństwo w kandydowaniu na
tę posadę.
Jeonghan
starał się od rana jak najrzadziej pojawiać się w kuchni, ponieważ nie chciał,
by mama zagoniła go do roboty. Nie zamierzał pokroić ani jednego ogórka ani
nawet postawić makaronu. Przez swoje zachowanie chciał im uświadomić, że po
trzech miesiącach wciąż nie przeszły mu złości.
Bał się
otworzyć drzwi od swojego pokoju, ponieważ zapachy od razu by się tutaj
przedostały. Od rana nie jadł niemalże nic, a w brzuchu zaburczało mu od razu,
kiedy tylko przebiegł do łazienki, próbując nie oddychać. Plan się nie powiódł,
a Jeonghan poczuł, że już dłużej nie wytrzyma na głodzie. Właśnie wtedy, kiedy
przemknął przez salon, jego mama poprosiła go, aby się jakoś stosownie ubrał.
Kiedy rodzice
wysyłali go na lekcje chińskiego nie zastanawiał się, dlaczego musi uczyć się akurat tego języka. Wymyślił więc sobie,
że skoro Chiny są bardzo duże, tamten język jest bardzo ważny. Od niedawna ta
teoria przestała mu pasować, a mimo to pokornie chodził na lekcje, choć język
nie szedł mu znakomicie. Trzy miesiące temu rodzice oznajmili mu, że wraz z
nimi przeprowadza się do Chin i musi nauczyć się języka chociażby na poziomie
komunikatywnym. Jako że Jeonghan z natury był małomówny, odkąd usłyszał tę
informację, w ogóle przestał się odzywać. Powstrzymywanie się od wypowiedzenia
jakiegokolwiek słowa, zaniechanie naturalnych odruchów, było bardzo trudne i
uporczywe, ale silna mobilizacja bardzo mu w tym pomogła. Przez te trzy
miesiące zostawiał im coraz dłuższe i agresywniejsze liściki, w których
informował ich, że nie ma zamiaru wyjeżdżać do Chin. Sam nie znał konkretnego
powodu, dlaczego jest aż tak przeciwny przeprowadzce – być może nie zdawał
sobie sprawy, jak bardzo przywiązał się do Seulu. Jego rok młodsza siostra[1],
Minjeong[2],
z łatwością dostała się tutaj do bardzo dobrego liceum, dlatego rodzice
opłacili jej mieszkanie na najbliższe miesiące i pozwolili zostać w Korei,
ignorując nieme prośby starszego syna. Jeonghan nie przykładał tak ogromnej wagi
do nauki, dlatego też nie otrzymał takiego przywileju. Prócz tego uważali, że
dobrym pomysłem jest posiadanie tutaj przedstawiciela rodziny Yoon – ich córka
często miała podobne zdanie oraz z radością zgadzała się na ich pomysły, co
pomogłoby im zwiększyć szanse na lepsze kontakty zagraniczne, kiedy już
pozostaną w Chinach na stałe.
Rodzice
Jeonghana od zawsze faworyzowali jego młodszą siostrę – on nie miał nic do
gadania. Wziął to do siebie w sensie bardzo dosłownym i temu też sugerowano mu
lekarza. Jeonghan nie zamierzał się do
niego zgłosić, nawet po ogromnej kłótni z rodzicami, podczas której zdołał
wypowiedzieć tylko jedno słowo.
Pewnego dnia,
podczas nieobecności ojca, zdążył zapisać im pół ściany w sypialni informując
ich w tym rozległym, powtarzającym się raz po raz liście, że zostaje w Seulu
wraz z siostrą. Albo wszyscy wybijają
sobie z głowy Chiny, a on odzyskuje głos. Skończyło się na tym, że dzisiaj
miała się odbyć kolacja, na którą zaproszono jego nowego nauczyciela języka
chińskiego. Rodzina Yoon miała zamiar im zaimponować, dlatego też nakazali pani
Chung posprzątać wszystko dwa raz dokładniej niż zwykle i poustawiać na widoku
ich najcenniejsze rzeczy. Jeonghan już niestety wiedział, że tutaj nie chodzi
już o samą naukę języka – po tym, co wyprawiał, rodzice zdolni byliby wysłać go
tam samego i nakazać mu się ustatkować. Nie był zielony w temacie języka
chińskiego i samych Chin – coś w końcu musiał zapamiętać z tamtych dodatkowych
zajęć, ale uwalnianie wiedzy szło mu opornie.
– Jeonghan,
masz zamiar się przygotować?
Chłopak prędko
odrzucił trzymana książkę, zaskoczony nagłym wtargnięciem ojca do jego pokoju.
Za oknem robiło się już ciemno, a to oznaczało tylko jedno.
– Jeong!
Długowłosy
gwałtownie wstał z łóżka i otworzył szafę, prędko wyciągając z niej losową
koszulę i jako tako wyprasowane spodnie. Nieważne, jak ładnie by cokolwiek
złożył, to i tak postanowi się pomiąć w pozycji zastanej.
– Bardzo
dobrze – pochwalił go ojciec, wychodząc z pokoju.
Jeonghan
prędko się przebrał nie zważając na to, czy obie części garderoby pasują do
siebie. Wygrzebał rzadko noszone buty, które ukrywał na dnie szafy, ponieważ
nie były zbyt wygodne. Miał jedną, ulubioną parę, w której chodził na okrągło.
– Nie
wytrzymam – usłyszał pełen nerwów jęk ojca, kiedy tylko przyszedł do salonu.
Nie rozumiał, o co mu znów chodziło. Kiedy jego siostry nie było w domu,
rodzice uwielbiali mu urządzać awantury o wszystko, nie ważne jak błahy był
powód. – Widziałeś się w lustrze?
Jeonghan
spuścił wzrok, uważnie lustrując wzrokiem swój ubiór. Co było nie tak?
Uświadomił
sobie, że koszula była lekko wymięta. Troszeńkę, na rogu – ale była. W tym domu
przejawiało się tako jako jeden z największych dowodów niechlujstwa. Było źle.
– Masz pięć
minut aby się przebrać, albo to wyprasować. Nie wiadomo ile żeś w tym chodził i
nie rzucił do prania. Jak ty sobie chcesz poradzić w Chinach?
Nie chcę sobie radzić w Chinach, ponieważ
mnie tam nie będzie, pomyślał i czym prędzej z powrotem czmychnął do
pokoju. Momentami zastanawiał się, czy jego bunt przypadkiem nie przełożył się
na zwiększenie jego uległości. Odkąd przestał się odzywać, jego próby
przeciwstawiania się oraz jakiejkolwiek asertywności drastycznie zmalały. Sądził,
że zdoła doprowadzić rodzinę do szaleństwa, a tymczasem odwróciło się to
przeciwko niemu. A on nie potrafił nic na to poradzić. Mógł jedynie wykorzystać
czas na tworzenie bardziej skomplikowanego planu, który pozwoliłby mu na
pozostanie na miejscu i naukę samodzielnego życia. Wszystko szłoby o wiele
lepiej, gdyby nie miał pustki w głowie.
Zdjął koszulę
i rzucił ją na deskę do prasowania, prędko podłączając żelazko. Próbował
oddychać jak najciszej, byleby tylko słyszeć, co znów o nim mówią. Wcześniej
nieprzypadkowo dowiedział się, że dzisiejsza kolacja nie ma na celu jedynie
zapoznania go z nowym nauczycielem języka chińskiego, który o dziwo miał wpływy
akurat tam, gdzie jego ojcu bardzo zależało.
Ostrożnie
zapiął koszulę, z powrotem, wygładził spodnie, przeczesał włosy i szybko
przetarł ręką buty. Zawsze tak robił, kiedy nie chciało mu się szukać żadnej
ścierki. Wrócił do salonu i przysiadł na moment na kanapie udając, że
zainteresowała go gazeta. Musiał się czymś zająć na ten czas oczekiwania.
Ich dom
wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle – boczne kinkiety, których zwykle nie
używali, rzucały przyjemne, ciepłe światło. Każdy kąt zajął się przyjemnym
zapachem dań, przygotowanych przez panią Chung z pomocą jego mamy. Musiała mieć
w to jakiś wkład, by móc się pochwalić czy zabłysnąć znajomością wszystkich
składników użytych w każdym daniu. Nawet jeśli jego rodzice byli przeciwnikami
alkoholu, kupili dzisiaj wino w bardzo ładnych butelkach – wysoce postawieni
goście zazwyczaj lubili wino. Jeonghan sądził, że ten stereotyp rzeczywiście się
sprawdzał.
Pukanie do
drzwi przyprawiło go o szybsze bicie serca. Zazdrościł swojej siostrze, która
wyjechała na kilka dni na praktyki do Daegu i nie miała możliwości zjawienia
się w domu. Zajmowała się nauką nawet w
wolne dni, nie korzystając z możliwości odpoczynku. Była idealnym modelem
córki, który mogli zaprojektować jedynie tacy rodzice jak przykładowo państwo
Yoon.
– Dzień dobry,
dzień dobry! – usłyszał radosny ton swojej matki. W tym momencie pragnął się
ewakuować. Musiał jednak robić na przekór swojemu drugiemu, tchórzliwemu ja.
Sterczał przy
oknie w kuchni, póki jego rodzice nie przywitali się ze wszystkimi. Właśnie. Nie wiedział, ilu ich tam było,
ale na pewno nie była tam tylko jedna osoba, zwłaszcza, że oprócz stylizowanego
głosu jego mamy usłyszał jeszcze jeden kobiecy głos. Przez moment martwił się,
że zamierzają go z kimś zeswatać.
– Jeong! Chodź
się przywitać.
Zdrobnienie
oznaczało, że musi stawić się w salonie w tym momencie. Wymusił uśmiech i
stanął twarzą w twarz z podobnym modelem rodziny, który prezentowali w tej
chwili państwo Yoon – małżeństwo i najprawdopodobniej ich syn. Kobiecy głos nie
należał do młodszej dziewczyny, dlatego też westchnął z ulgą, że nie będzie
musiał się w nic bawić.
– Yoon
Jeonghan – przedstawił się i przywitał z każdym członkiem rodziny Choi.
Zrozumiał, że jego rodzice chcą zabłysnąć przed wszystkimi, nie tylko panem Choi.
To były jedyne słowa, która zmierzał wypowiedzieć dzisiejszego wieczoru.
Wypowiedzenie ich przyszło mu z trudem i zabrzmiały one tak, jak gdyby miał
poważne problemy z gardłem.
– Nasza córka
niestety nie mogła być dzisiaj razem z nami, ponieważ jest na ważnym wyjeździe
w Daegu – wyjaśnił pan Yoon. – Uznaliśmy, że skoro przyda się jej to w dalszej
nauce jak i pomoże zabłysnąć w przyszłości, nie będziemy jej tutaj ściągać.
– W porządku.
Jeśli ma to pozytywnie wpłynąć na jej dalszy rozwój, nie należy jej przerywać.
Widzę, że są państwo bardzo dumni z córki – zachwycił się pan Choi.
Jeonghan nie
potrafił podnieść wzroku na ich twarze, przez co widział jedynie ich buty i
sylwetki. Zdołał jednak to przezwyciężyć i napotkał wzrok syna państwa Choi,
który wcześniej przedstawił się mu jako Seungcheol. Nie wyglądał na znudzonego,
lecz tym bardziej nieszczęśliwego.
Na samym
początku pani Yoon zaserwowała japchae[3]
i galbi jjim[4], które
przygotowywano w ich domu dosyć rzadko, zazwyczaj na ważniejsze okazje. A to właśnie
była jedna z nich. Początkowo rozmowa państwa Yoon i Choi wydawała się sztywna
i bardzo ogólna. Rozmawiali na typowe tematy, którymi wymienia się ze słabo
zaprzyjaźnionymi osobami – o pracy, jak tam w domu, najbliższe plany. Jeonghan
przypadkowo dowiedział się, że Seungcheol jest w jego wieku. On również
wyglądał na takiego, który nie jest zadowolony z tej kolacji i zapewne został
zmuszony do wyjścia razem z rodzicami. Razem z Jeonghanem dłubał w swoim
talerzu, tyle, że on wybrał żeberka, a długowłosy wolał makaron. Seungcheol
odezwał się kilkanaście razy, najwidoczniej lubił być w centrum uwagi,
zwłaszcza, jeśli mówiono o nim pozytywne rzeczy.
– Może
porozmawiamy o tej nauce języka chińskiego? – zaproponował pan Choi. – W końcu
to było pierwszym powodem, dla którego nas zaprosiliście.
Jeonghan nie
zauważył, kiedy państwo Choi przeszli na język nieformalny. Zdążył się
przyzwyczaić, że w jego domu mówiono o wiele więcej formą honoryfikatywną,
dlatego brzmiało to nieco obco.
– Ni hao, Jeonghan – przywitał się pan
Choi. – Ni hao ma?
Długowłosy
spojrzał tylko na niego przelotnie i wrócił do dłubania makaronu. Ojciec
Seungcheola spytał go, jak się ma – pamiętał, że uczył się tych rozmówek na
samym początku i ciągle się one przewijały. Miał jedynie trudności z zapisaniem
ich.
– Ni shuo zhongwen ma?
Czy mówisz po chińsku? Jeonghan
odpowiedziałby bu – nie. Nie i nie
mam zamiaru. Nie mógł się też odezwać. Miesiące siedzenia w ciszy dały się we
znaki.
– Jeong jest
trochę nieśmiały – wytłumaczył go ojciec, choć było to kłamstwem, a zdrobnienie
jedynie to potwierdziło.
– Ale że aż
tak? – zdziwił się pan Choi.
– Kiedy spędzi
z panem więcej czasu, z pewnością się rozgada. On rozumie, co pan do niego
mówi. Chodził wcześniej na dodatkowe lekcje.
– Wydaje mi
się, że Jeonghan potrafi mówić i sam potrafi się usprawiedliwić.
– Jest pewien
problem… – zaczął tata długowłosego, ściągając brwi i patrząc na syna, który
wciąż był zaintrygowany pozostałościami makaronu.
Problemem
było, że Jeonghan umiał mówić, ale nie chciał. A jego rodzice niestety nie
rozumieli jego sposobu protestu.
Pan Yoon nie
dokończył, ponieważ pani Yoon w tym samym momencie zaproponowała kolejne danie
i wszyscy się rozochocili, dlatego też zajął się rozlewaniem wina. Jeonghan
odstawił swój kieliszek na bok, który stał przy nim, ponieważ wypadało go tam postawić. Spojrzał
ukradkiem na Seugcheola, który nie zamierzał odmówić alkoholu i prychnął pod
nosem, sam do siebie. O dziwo, jego rówieśnik to dostrzegł i uniósł jedną brew
do góry. Bez słów również można było się porozumiewać, a Jeonghan poczuł lekkie
ukłucie gdzieś wewnątrz.
Podczas
kolacji zdążył wynudzić się na śmierć, ponieważ bał się odejść od stołu –
jedynie raz wyszedł do łazienki, by w głównej mierze poopierać się o ścianę i
zastanowić nad sensem powrotu do gości. Prócz tego dowiedział się mało
interesujących faktów o rodzinie Choi jak i swojej własnej – między innymi o
ostatnich, egzotycznych wakacjach, wypadach do felernych Chin – podczas których
na nowo postanowiono go męczyć, ale nie długo, ponieważ jego ojciec
najwyraźniej nie zamierzał zawstydzać się swoim synem-niemową. W ciągu tego
czasu zdążył wyczuć, że jego rodzice jak i rodzice Seungcheola polubili się, co
nie wróżyło najlepiej. Chińskie akcje były na wyciągnięcie ręki.
Czarnowłosy
chłopak przypadkowo kopnął go pod stołem, szukając wygodniejszej pozycji na
krześle. Oboje dali sobie do zrozumienia samymi spojrzeniami, że czują się jak
malutkie dzieci przy nudnych spotkaniach, które nie potrafią długo wytrzymać w
jednym miejscu. Jeszcze zanim państwo Yoon oznajmili, że zamierzają
przeprowadzić się do Chin, Jeonghan lubił różne spotkania rodzinne jak i
odwiedziny gości. Z czasem przestawały go one cieszyć i zjawiał się przy stole
tylko na chwilkę, zazwyczaj by coś zjeść i z powrotem zamknąć się u siebie. Miał
wielu znajomych, jednak przyjacielem mógł nazwać tylko jedną osobę – Jisoo, z
którym niestety niedawno się ostro pokłócił. Od tego momentu wmawiał sobie, że
da sobie radę sam. Wyprowadzi się od rodziców, znajdzie pracę i wcieli się w
nowe otoczenie – koreańskie
otoczenie.
– Jeonghan,
jeśli chcesz, możesz oprowadzić Seungcheola po domu – zaproponowała mama
długowłosego. Był jej w tym momencie bardzo wdzięczny, pierwszy raz od dłuższego
czasu.
– My również
chcemy pooglądać wasz dom – zainteresowała się pani Choi. – Jest piękny.
Rodzice
Jeonghana, ucieszeni z komplementów, postanowili wszystko im pokazać. Seungcheol
dał drugiemu chłopakowi do zrozumienia, że naprawdę chce iść pozwiedzać.
Długowłosy bez sprzeciwu podniósł się z krzesła gorączkowo myśląc nad tym, co
teraz.
Początkowo jego
plan obejmował jedynie nieodzywanie się do rodziców. Okazało się to o wiele
trudniejsze niż przypuszczał, dlatego musiał ograniczyć mówienie do minimum
również w innych sytuacjach. Samozaparcie przyczyniło się do tego, że cisza
bardzo mu się spodobała i przez ostatni miesiąc przed przerwą zimową
przesiedział bez ani jednego podnoszenia ręki czy wypowiadania się w szkole.
Nauczyciele nie rozumieli, co mogło się z nim stać, ale nie zdążyli
zainterweniować przed wolnymi miesiącami.
Dom państwa
Yoon nie był ogromny, ale wystarczająco duży, aby odizolować się od głosów
dobiegających z salonu. Jeonghan nie miał pojęcia, gdzie ma zabrać Seungcheola
– nigdy wcześniej nie bawił się w przewodnika, a tym bardziej po własnym domu.
Zawstydzało go to.
– Wiesz, która
jest godzina? – zapytał Seungcheol. – Prawie północ. Umieraliśmy przez cztery
godziny.
Długowłosy nie
zrozumiał, że jest to pytanie retoryczne i zaczął szukać po ścianach zegaru. W
przedpokoju żaden nie wisiał, jedynie na samotnej szafce leżał porzucony
kalendarz z zeszłego roku, 1991[5],
pokreślony jak każdy inny w ich domu. Ojciec Jeonghana zazwyczaj wszystko w
nich zaznaczał i nigdy nie wyrzucał. Najwyraźniej chciał sobie coś przypomnieć
i go tutaj zostawił.
– Umiem liczyć
– burknął Jeonghan. Z tej odległości jego rodzice na pewno nie byli zdolni go
usłyszeć.
– I umiesz
mówić – zainteresował się Seungcheol. – Chyba, że zaczynasz dopiero od północy.
– Skąd wiesz,
że jest północ? – długowłosy musiał porządnie odchrząknąć, po kilku dniach
siedzenia w ciszy. Mówienie więcej niż kilku słów przychodziło mu z trudem.
Jego serce zabiło lekko z przerażenia, kiedy o tym pomyślał.
– Wcześniej
popatrzyłem na zegarek taty.
Przemilczeli
kilka chwil, patrząc jedynie na siebie. Jeonghan nie zamierzał zapraszać go do
swojego pokoju, a znajdowali się niebezpiecznie jego drzwi. Posprzątał tam,
nawet pani Chung pomogła mu to zrobić solidniej niż zwykle – wcześniej pochował
wszystkie swoje tajemnice w szafce i sprzątał resztę nie odchodząc od niej na
więcej niż kilka kroków, aby pani Jerim się nią nie zajęła.
– Mógłbyś
napisać baśń, w której długowłosa księżniczka odzywa się
jedynie o północy i jest to jej tajemnica. Odkrywa ją dopiero pewien książę
– zaproponował Seungcheol.
Jeonghanowi
nie spodobał się pomysł starszego, tym bardziej, że został tam porównany do
księżniczki, a on do księcia. Przynajmniej tak sobie wyobraził tok myślenia
drugiego chłopaka.
– Śmiejesz się
ze mnie?
– Jesteś
chory?
– Powtórzyłbym
pytanie.
– Ja również.
– Nie, nie
śmieję się z ciebie. Podsunąłem tylko ciekawy pomysł.
– Skąd wiesz,
czy coś podobnego już nie istnieje?
– Owszem. I
właśnie dzieje się w tym momencie.
Gdyby Jeonghan
miał siłę na żarty czy próby kokietowania, na pewno nie spojrzałby na
Seungcheola z nienawiścią w oczach. Szybko jednak przygasł.
– Coś się
stało? – zmartwił się Seungcheol. Przez jego czarne, sterczące na czubku głowy
włosy, przenikało światło księżyca. Jeonghan nie był dobrym przewodnikiem,
ponieważ nie zdecydował się, bądź nawet zapomniał o zapaleniu światła.
– Nie. Po
prostu sam się sobie dziwię, że jestem w stanie tak dużo mówić.
– Masz jakąś
chorobę? – starszy ponowił pytanie.
– Nie mam
zamiaru nic ci o tym mówić – oznajmił twardo długowłosy i od razu zamilkł,
słysząc zbliżające się ku nim głosy państwa Choi oraz Yoon.
– Ja już chyba
wiem, o co chodzi – usta Seungcheola wygięły się w lekkim uśmiechu.
Jeonghan
pokręcił głową. Dzisiejszej nocy nie odezwał się już więcej. W końcu północ już
minęła.
Państwo Choi
zebrali się po pierwszej w nocy, a Jeonghan uprzytomnił sobie, że nie dojadł
swojego japchae, które nie mogło się zmarnować. Usiadł przy stole udając, że
nie podsłuchuje swoich rodziców, rozmawiających w kuchni. Uwielbiał tę
atmosferę, która tworzy się, kiedy już wszyscy goście odejdą. Salon wciąż
zalany był tym samym światłem, jednak było już o wiele ciszej, stół nie
wyglądał tak pięknie, jak na samym początku, ale długowłosy czuł się
bezpieczniej.
Jego rodzice w
pewnym momencie zaczęli rozmawiać o tym, że ośmieszył się przed panem Choi, nie
odzywając się ani słowem. Nie wiedzieli, ile jego przyszły nauczyciel z nim
wytrzyma, skoro już zgodził się na lekcje. Jego ojciec po raz kolejny wspomniał
o wizycie u lekarza. Uważali jego zachowanie za nienormalne.
– Obciąłbym ci te włosy. Nie dość, że lecą ci do talerza,
to jeszcze niedobrze wyglądają. Albo sam zgłosisz się do fryzjera, albo
poprosimy panią Chung, żeby wzięła nożyczki – oznajmił pan Yoon, wchodząc do
salonu i widząc, jak Jeonghan odgarnia włosy za uszy, sięgając po ostatnią
łyżkę japchae.
Długowłosy
zwyczajnie go zignorował – wiedział, że jego tata nie byłby do tego zdolny. Uwielbiał
mówić mu okropne rzeczy i obiecywać coś, ale zazwyczaj nie dotrzymywał słowa.
Gdyby zachowywał się tak samo w kwestii wyjazdu do Chin, Jeonghan byłby w
siódmym niebie.
– Dlaczego
nawet w obecności gości nie zachowujesz się jak każdy, normalny człowiek? –
zagaiła jego mama, siadając na kanapie w salonie. – Posprzątasz to wszystko.
Pani Chung zjawi się dopiero jutro wieczorem, a ja nie chcę mieć tu syfu. Ale
to zaraz – zatrzymała go, kiedy od razu zajął się zbieraniem talerzy. – Usiądź
z nami.
Jeonghan nie
posłuchał jej i nadal robił swoje. Wrzucił pałeczki do pustego kubka, by
później je wyrzucić – były jednorazowe, ale mimo to
bardzo ładnie ozdobione – trzymali je specjalnie dla gości.
– Chodź tutaj, Hannie.
Zdrobnienie
oznaczało, że to koniec żartów. Powoli odstawił naczynia z powrotem na stół i
usiadł w fotelu tak, by nie patrzeć na ich twarze.
– Nie wiem,
kiedy zrozumiesz, że twój bunt niczego ci nie da. Jedynie niszczysz sam siebie
– zaczął jego tata. – Pomyśl o tym, co może stać się z tobą później – nie
będziesz potrafił normalnie rozmawiać
z ludźmi. Nie ma takiej możliwości, aby żyć w odosobnieniu, jak jakiś
pustelnik. Pochorujesz się.
– Według mnie
to już jest zaczątek choroby – wtrąciła się jego mama. – Nie wydaje mi się, aby
zmuszanie się do nie mówienia było czymś normalnym.
– Musisz
wyjechać razem z nami. Nie jesteś jeszcze dorosły, dlatego nie zostawimy cię
samemu sobie, ponieważ martwimy się o ciebie. Minjeong jest pod opieką
wychowawców. Uczy się w znakomitej szkole, dlatego musi tutaj zostać, aby nie
zaprzepaścić szansy. Gdybyś ty był w podobnej sytuacji, również staralibyśmy
się o to, abyś ukończył tutejsza szkołę. Sam jednak widzisz, że nie jesteś
wyśmienitym uczniem. A teraz doszedł do tego twój własny, wewnętrzny problem.
– Na nas takie
zagrywki nie działają. Pomyślałbyś też o nas – dla nas ten wyjazd jest zarówno
ważny, jak i stresujący. Będziemy bardzo martwić się o Minjeong.
– Nie
rozumiem, co chcesz osiągnąć przez udawanie niemowy – jego ojciec podniósł się
i oparł łokcie na kolanach, jak gdyby chciał zbliżyć się do syna. – Masz jakąś
blokadę wewnętrzną? Równie dobrze moglibyśmy się spakować w nocy i powiedzieć
ci kilka godzin przed wylotem, że przeprowadzamy się do Chin i zaciągnąć cię
tam na siłę, podczas gdy my dajemy ci czas na oswojenie się z naszą decyzją.
Przygotowujemy cię do sforsowania bariery językowej od dawna. Dlaczego nas tak
bardzo nienawidzisz?
Jeonghan nie
sądził, że to słowo padnie z ich ust. Za każdym razem, kiedy rodzice decydowali
się na poważniejszą rozmowę z nim, zaczynały dręczyć go poważne wyrzuty
sumienia. Nie wiedział, jak oni to robili, że zawsze mieli rację – dlaczego to doświadczenie życiowe zawsze okazywało
się prawdą? Jednak kiedy dochodziło właśnie do tego momentu, wszystko zaczynało
się walić – jego zdanie zaczynało rujnować to, co wcześniej sobie pomyślał.
Dlaczego nic nigdy nie idzie po jego myśli, zawsze musi wkraść się tam mały,
pęczniejący błąd, który rozrasta się coraz bardziej.
– Odezwij się
do nas – poprosiła jego mama. – Jeong… Jedno słowo, a sprawisz, że będziemy
myśleć zupełnie inaczej.
Nie potrafił
wydusić z siebie ani jednego słowa. Dochodziła druga w nocy – to o wiele za
dużo minut po północy. Położył się spać z oczami pełnymi łez stworzonych z
wyrzutów sumienia i złości na samego siebie.
*
Pan Choi miał
zjawić się wieczorem – albo dziś, albo dnia następnego. Wszystko zależało od
tego, kiedy znajdzie czas, ponieważ ostatnio był bardzo zabiegany.
Jeonghan
obudził się ze spuchniętymi oczami – wiele razy wystrzegał się płaczu przed
snem, ponieważ z rana jego oczy zamieniały się w purchawki, jak gdyby ktoś je
napompował. Czuł się przez to o wiele słabiej i nie mógł ich szeroko otworzyć –
zupełnie, jakby zachorował. Dotykał ich przed lustrem, jak gdyby mocniejszy
dotyk miał sprawić, że nagle znikną, czy uleci z nich przyczyna znacznego
powiększenia się powiek.
Spał krótko,
ale dzięki temu miał możliwość szybszego zniwelowania ich przed wizytą
kogokolwiek. Nie chciał się chwalić, tym, że płakał, a była to najoczywistsza
przyczyna. Na zewnątrz wciąż jeszcze było szaro, a pogoda dopiero zastanawiała
się, czym dzisiaj zachwyci bądź też zezłości mieszkańców Seulu. Przypomniał
sobie, że nie posprzątał wczoraj brudnych naczyń i resztek po kolacji, a jako
że o dziwo nie miał już ochoty na sen, poszedł zająć się salonem.
Przystanął na
moment, kiedy przechodził obok kalendarza z roku 1991. Przypomniał sobie
wczorajszą rozmowę z synem państwa Yoon, Seungcheolem. Teoria z oklepanym
motywem baśni okazała się bardzo prawdopodobna –
Jeonghanowi zrobiło się trochę cieplej na myśl o wczorajszej nocy. Wziął
kalendarz i wrzucił go do szuflady szafki, na której leżał. Potrząsnął
przecząco głową i powiedział do siebie, że historyjka z mistyczną godziną to
niedorzeczność – wszystko zależało od tego, z kim rozmawiał. Z nieznajomym jakoś
wszystko wychodzi łatwiej – on nie wygarnie niczego tobie, a ty jemu, ponieważ
nic o sobie nie wiecie. Od tego, jak losy potoczą się dalej, zależy sam
początek i uzupełnianie go.
Starał się
posprzątać najlepiej jak umiał i jednocześnie jak najszybciej, by umknąć przed
rodzicami. Tchórz, tchórz, tchórz,
śpiewał sobie w myślach piosenkę, stworzoną z jednego wyrazu, ale jakże
adekwatną do jego sytuacji. Mógłby umieścić w niej również i synonimy, ale
spuchnięte oczy przeszkadzały mu w myśleniu i pozwalały jedynie na
koncentrowaniu się na jednej czynności, jaką było mycie naczyń i ewentualne
śpiewanie jednowyrazowej piosenki, która była na tyle uniwersalna, że pasowała
do każdej, wymyślonej przez niego melodii.
Podczas
tworzenia kolejnej, złożonej ze zdań opisujących kolejne wykonywane czynności,
zdążył powyjmować wszystko z szafy i ułożyć na nowo, oraz posegregować swoje
skarby. Znalazł tam między innymi stare polaroidy, które zrobili razem z Jisoo,
gdy ten przywiózł aparat z Ameryki. Jako że zapomniał zabrać ze sobą więcej
wkładów, mieli tylko kilkanaście okazji do uwiecznienia. Podzielili się nimi po
połowie – oczywiście nie odbyło się bez kłótni, który bierze które sytuacje. Po
tygodniu w końcu się pogodzili, ale i tak mieli sobie za złe, że ten drugi wziął
to zdjęcie, na któremu bardziej zależało temu pierwszemu.
Chciało mu się
znów popłakać, ale jego oczy by tego nie zniosły. Powstrzymywał się do dnia
kolejnego, a był w powstrzymywaniu się bardzo dobry. Wieczorem zjawił się pan
Choi, który już za parę chwil miał zamienić się w jego pełnoprawnego
nauczyciela języka chińskiego.
– Ni hao, Jeonghan – przywitał się z nim,
na co długowłosy odparł jedynie kiwnięciem głowy.
Pan Yoon
polecił im, żeby lekcje odbywały się w pokoju jego syna. Chłopak westchnął cicho,
nie mogąc znieść myśli, że ktoś inny wtargnie do jego królestwa. Pani Chung
była wyjątkiem ze względu na to, że dobrze się z nią sprzątało o ile nie
zaglądała tam, gdzie nie trzeba.
– Twój tata
wspominał coś o dodatkowych lekcjach chińskiego – zaczął pan Choi, siadając na
jego krześle przy biurku. – Masz jakieś zeszyty, żebym mniej więcej wiedział,
na jakim jesteś poziomie?
Jeonghan
kiwnął głową i nie ruszał się przez moment myśląc, gdzie je wcisnął. Przez
ostatnie, gruntowne porządki wiele rzeczy mu zaginęło bądź zmieniło położenie.
Sięgnął tam, gdzie było to najbardziej prawdopodobne, czyli pod łóżko –
składowisko wszystkiego, czego nie chciał widzieć, ale nie mógł wyrzucić.
– Nieźle –
pochwalił go pan Choi. – Umiesz to wszystko mniej więcej?
Długowłosy
wzruszył jedynie ramionami.
– A mówić
umiesz?
Tym razem
pokręcił głową.
– Po koreańsku oczywiście. Wydawać z siebie jakiekolwiek
dźwięki.
Chłopak
otworzył usta, lecz jego wyćwiczona blokada skutecznie go powstrzymała.
Przypomniał sobie słowa Seungcheola: „Długowłosa
księżniczka odzywa się jedynie o północy i jest to jej tajemnica”. Bzdura!
– Tak – odparł
cicho. Nie było północy, a on mówił!
– Super. Mam nadzieję, że znasz liczby do stu. Zrobimy
sobie powtórkę podstaw. Mógłbyś mi policzyć? Później od razu przejdziemy do
pisowni, ponieważ idzie ci to bardzo słabo.
– Yi, Er, San, Si,
Wu…
Pan Choi nie
był złym nauczycielem. Spokojnie mógłby wykładać język chiński w szkole.
Powtórzył mu rzeczy, które już wiedział, ale mimo to wysłuchał go, jakby
słyszał je po raz pierwszy. Ich relacje wciąż były zbyt sztywne i mocno
sformalizowane, by Jeonghan czuł się mniej skrępowany, nawet jeśli był u
siebie.
– Liczę na to,
że się polubimy, a ty będziesz odzywał się nieco więcej – powiedział na
zakończenie pan Choi. – Baibai, wan’an.
– Wan’an.
Jako że trwały
teraz ferie zimowe, pan Choi miał przychodzić dwa razy w tygodniu, ewentualnie
od czasu do czasu trzy. Jeonghan zastanawiał się, skąd tata Seungcheola weźmie
tyle czasu – wnioskując z kolacji, która odbyła się dwa dni temu, jest dosyć
zapracowany.
*
Pan Choi
zjawił się po raz kolejny pięć dni później, kiedy wiało tak strasznie, że
Jeonghan w pewnym momencie bał się wychodzić z domu. Prócz tego żałował, że
wciągu tych dni ani razu nie zajrzał do starych zeszytów, albowiem jego
nauczyciel nie zamierzał cackać się z nim tak, jak podczas pierwszej lekcji. Od
razu zaskoczył go próbą wydobycia ogromnej wiedzy. Długowłosy tak się
zestresował, że w pewnym momencie nie potrafił nawet pomyśleć o mówieniu. A nie
było już odwrotu. Musiał w końcu pogodzić się z tym, że to najprawdopodobniej
jest jego ostatni rok w Korei. Czuł się, jak gdyby znał już datę swojej
śmierci, a mimo to nie wykorzystywał należycie swoich ostatnich chwil tutaj.
Kiedy pan Choi
pożegnał się z nim oraz jego rodzicami, którzy zaproponowali mu ciasto na
wynos, jako że się spieszył, Jeonghan zatrzasnął drzwi i oparł się o ścianę,
gasząc światło głową. Odetchnął głęboko, wciąż zszokowany nadmiarem słów
kierowanych do niego oraz byciem zmuszanym do mówienia w języku, którego tak
bardzo chciał się wystrzec.
Zeszłej nocy
starał się tworzyć w myślach listę argumentów przemawiających za pozostaniem
samemu w Korei. Wszystkie z nich były dla niego bardzo uzasadnione, zaś dla
jego rodziców niekoniecznie – oni nie mogli wiedzieć, co tak naprawdę dzieje
się we wnętrzu ich syna, a on sam nie był w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć,
przez co wychodził na rozzłoszczonego gówniarza. Jego los był już jednak
przesądzony i mógł jedynie marzyć o pozostaniu w Seulu.
Kiedy ubzdurał
sobie, że przestanie się odzywać do rodziców, wydawało mu się to genialnym
pomysłem. Sądził, że doprowadzi ich do furii, a tymczasem oni mieli gdzieś jego
próbę buntu. Z samego początku rzeczywiście byli nieco rozeźleni, ale on
jeszcze nie posiadał nierozerwalnej kłódki, przez co bardzo szybko się
poddawał. Samozaparcie stało się chorobliwym nawykiem, odkąd zajął się sobą na
poważnie.
Po lekcjach z
panem Choi nie miał ochoty na kolację, dlatego też od razu się umył i sięgnął
po książkę, by nie myśleć o jedzeniu i zapomnieć o głodzie. Nalał sobie jedynie
trochę soku do szklanki, którym później – tak jak przypuszczał – się oblał, na
wpół siedząc, na wpół leżąc. Na szczęście udało mu się nie zalać ani
prześcieradła, ani łóżka, dlatego też jedyny problem stanowiła koszulka. Nie
chciało mu się już wstawać, ale gryząca i lepiąca się mokra plama była bardzo
uciążliwa i nie taka mała. Zapalił małą lampkę i spojrzał na mały zegarek
stojący na biurku – dochodziła północ. Jego rodzice już spali, ponieważ z
samego rana jechali do pracy.
Serce podeszło
mu do gardła, kiedy usłyszał, jak coś uderzyło w szybę. Zamarł na moment
myśląc, że to ptak, co wydawało się z lekka niedorzeczne, bo one zazwyczaj
również w nocy spały. Może nietoperz? Miał niezasunięte zasłony, lecz one nie
lgnęłyby do światła. Kiedy stuknięcie się powtórzyło, z czystą koszulką w ręku
podkradł się do okna i zerknął na balkon w poszukiwaniu sprawcy tajemniczych
odgłosów. Było zbyt ciemno, by móc coś dojrzeć, dlatego też prędko założył
koszulkę, by nie paradować na wpół nago i wyszedł na zewnątrz. Stopą natrafił
na kasztan, który nieprzypadkowo znalazł się na jego balkonie. Ktoś rzucił nim
w jego okno, ponieważ dostrzegł ruch obok murku, odgradzającego ogród państwa
Yoon od ich sąsiadów.
Nie miał
pojęcia, kim może być ta osoba ani czego od niego chce. Przeszedł po nim
dreszcz – było zimno, ze względu na porę roku i wiatr, który nagle się zerwał,
rozwiewając na wszystkie strony jego lekko wilgotne włosy. Był niemalże
stuprocentowo pewien, że w tym momencie zagwarantował sobie przeziębienie.
Z prawej
strony balkonu barierki uczepiła się czyjaś ręka. Sekundę później kolejna. Ktoś
podciągnął się z wyraźnym trudem i zeskoczył z barierki na balkon. Jeonghan
pomyślał sobie, ze to jego koniec. Jakiś morderca, gwałciciel wywabił go na
zewnątrz, by stał się jego kolejną ofiarą. Długowłosy nie mógł się ruszyć, a co
dopiero cokolwiek powiedzieć czy krzyknąć.
– Dobry
wieczór, Jeonghan.
Chłopak
doskonale znał ten głos.
– Przepraszam
za najście. Trochę niecodzienny sposób jak i pora na odwiedziny…
– Co ty tu
robisz?!
– Idealnie
wyczułem porę – zachwycił się Seungcheol. – Jest północ, a ty odzyskujesz mowę.
Jeonghan
patrzył na niego jak na wariata. Skąd on się tutaj wziął o takiej godzinie i dlaczego
wspinał się przez balkon? Mieli za sobą dopiero jedno spotkanie, podczas
którego niestety nie planowali potajemnych schadzek.
– Jaką
tajemnicę mi dzisiaj wyjawisz?
– Tajemnicę…?
– Kto rzucił
na ciebie tę klątwę?
– Jaka
klątwę…? – wydusił z siebie i z poirytowaniem skrzyżował ręce na piersi. –
Wracaj do siebie i idź spać! Bredzisz.
– Mówiłem ci
już o napisaniu nowej baśni. Właśnie ją tworzymy.
Seungcheol
zdecydował się wyjść z mroku. Jeonghan dostrzegł w jego oczach najczystszy
pierwiastek powagi.
– To ty tutaj
jesteś chory! – wypomniał mu.
– I ty również
będziesz, jeżeli zaraz się nie ubierzesz.
– Wracam do
pokoju, zamykam okno, a ty znikasz – oznajmił i odwrócił się na pięcie.
Seungcheol był
jednak szybszy i prędko chwycił go za koszulkę. Zdjął kurtkę i rzucił mu na
ramiona.
– Zostań,
błagam cię.
– O co ci
chodzi? – szepnął, marszcząc brwi.
– Chcę poznać
twoją tajemnicę.
– Nie mam
żadnych tajemnic…
– Owszem,
masz.
– Może i mam,
ale nie zamierzam się nimi z tobą dzielić – jego charakterystyczna chrypka
wróciła. A już cieszył się, że jego gardło o niej zapomniało. Uaktywniała się
za każdym razem, kiedy dosyć długo się nie odzywał. – Nie mogę dużo mówić –
szepnął przez zatkane gardło.
– Dopóki nie
minie północ, możesz ze mną rozmawiać. Potem ja będę mówił, a ty pisał.
Seungcheol był
szaleńcem! Jeonghan oburzył się przypominając sobie słowa ojca, który chciał
wysłać go do lekarza – to nie on potrzebował psychiatry, a syn jego nowego
kolegi.
– Jeśli
sądzisz, że ciąży na mnie jakiś czar, powinieneś mocno się uszczypnąć lub
uderzyć w głowę i wrócić do rzeczywistości – wydusił z siebie ostatkiem sił.
– Przyszedłem
za późno – zmartwił się Seungcheol i podwinął rękawek, by spojrzeć na zegarek
przypięty do nadgarstka. Wyglądał dokładnie tak samo, jak ten należący do jego
ojca. Były trzy opcje – albo go pożyczył, albo ukradł, albo mieli z synem takie
same. Jeonghan po dłuższym namyśle uznał, że dwie pierwsze opcje są bardziej
prawdopodobne, ponieważ zegarek wyglądał na bardzo drogi. Zapewne jeśliby go
zgubił, miałby niezłą jazdę w domu, dlatego też długowłosy mentalnie
powstrzymywał się przed zaciśnięciem mu paska nieco mocniej, by nie miał szansy
spaść.
– Dokładnie –
szepnął młodszy. – Dlatego wracasz do siebie, a ja idę spać.
Seungcheol
stanął przy barierce, wcześniej odwracając się ku niemu i wykonując gest
podobny do zasalutowania. Jeonghan zmrużył oczy, po raz kolejny nie będąc
pewnym, o co chodzi starszemu chłopakowi. Ten jednak zaraz potem zniknął za
barierką i wtopił się w noc czarną jak jego włosy.
Chłopak postał
jeszcze przez chwilę na balkonie, próbując dostrzec sylwetkę tego drugiego w
mroku. Po chwili uprzytomnił sobie, że nadal ma na sobie jego kurtkę, stopy
przymarzają mu do posadzki, a w pokoju jest pewnie tak zimno, jak w
najmroźniejszą, zimową noc. Podbiegł do barierki i rozejrzał się po ogrodzie –
Seungcheol był najwyraźniej zmiennocieplnym ssakiem, skoro nie poczuł, że
czegoś mu brakuje. Chyba, że chciał mieć powód, dla którego musiałby tutaj
wrócić.
Kolejnego dnia
długowłosy obudził się z lekkim bólem gardła i uczuciem waty w głowie. Zakradł
się do kuchni, by zrobić sobie mocnej herbaty, która zawsze pomagała mu przy
takich objawach chorobowych. Nie chciał być chory, bowiem czuł się wtedy
bezsilny, a każdy kolejny, przeleżany dzień marnował się gorzej niż wtedy,
kiedy był zdrowy i zwyczajnie nic nie robił.
Wrócił do
siebie przebywając drogę do swojego pokoju dwa razy dłużej, ponieważ nalał
gorącej wody prawie do samego brzegu. Odstawił kubek na szafkę obok łóżka i
spojrzał na kurtkę Seungcheola, którą w nocy powiesił na oparciu krzesła.
Musiał prędko coś z nią zrobić, aby nikt nie zadawał zbędnych pytań, skąd wziął
się u niego obcy element garderoby.
Jako że nie
zamierzał rozmawiać ze swoimi rodzicami, nie mógł też spytać, gdzie mieszka
państwo Choi. Nie miał nikogo innego, kogo mógłby o nich zapytać. Tamta rodzina
mogła równie dobrze mieszkać poza miastem, gdzieś, gdzie jeszcze nigdzie nie
był. Postanowił poczekać do kolejnej wizyty pana Choi, ponieważ gdy działał pod
presją, miał o wiele lepsze pomysły, które przychodziły mu do głowy znacznie
szybciej niż zwykle. Na czas oczekiwania wcisnął kurtkę na górną półkę w
szafie, której zazwyczaj nie używał, ponieważ słabo widział, co jest tam
położone. Wolał mieć wszystko popowieszane i poukładane mniej więcej na linii
oczu.
W przeddzień
wizyty pana Choi, ich gosposia, pani Jerim, naskoczyła na Jeonghana, że ma dla
niego interesujące zajęcie. Znikąd wytrzasnęła wolną plakietkę wolontariusza i
oznajmiła długowłosemu, że potrzebują jeszcze jednej osoby na liście i musi
stawić się za godzinę pod domem opieki. Akcję organizowało stowarzyszenie
działające w jego szkole, dlatego była pewna, że z pewnością ucieszy się z
możliwości spotkania ze znajomymi. Jego rodzice byli bardzo zadowoleni z tej
propozycji, a on nie miał pojęcia, jak może zaprotestować. Kilka tygodni przed
przerwą zimową do akcji wolontariuszy przyłączył się Jisoo, którego starał się
unikać jak ognia. Jeonghan uznał, że da sobie radę sam – nie każde przyjaźnie
trwają na wieczność i oto nadszedł kres ich relacji, dlatego też nie zamierzał
wchodzić mu w drogę.
Długowłosy
spokojnie mógłby zamknąć się w pokoju i zrealizować nową formę buntu, jednakże
ta sytuacja w żaden sposób nie wiązała się z ich przeprowadzka do Chin. Wcale
nie musiał iść zbierać pieniędzy, ale
zostało mu to zaproponowane – i to
przez panią Chung. Zaczynało mu się powoli nudzić w domu, ponieważ jego pokój
został posprzątany na błysk przed kolacją z rodziną Choi i nie zdążył jeszcze
porządnie nakramować. Do słuchania jedynie własnych myśli przyzwyczaił się już
dość dawno temu.
Temu też
zgodził się, by pani Jerim przypięła mu plakietkę, na której widniała jedynie
informacja, że jest wolontariuszem z tego i tamtego liceum, oraz wolne miejsce,
zapewne na jego imię i nazwisko oraz pieczątkę, która zostanie przybita w
miejscu zgrupowania. Ojciec zaoferował mu nawet podwózkę pod samo dom opieki,
żeby przypadkiem sobie nie pomyślał o
skręceniu w inną ulicę.
– Yoon
Jeonghan? – zdziwiła się pani Lee, opiekunka stowarzyszenia wolontariuszy,
spoglądając na niego raz po raz i szukając jego nazwiska na liście. – Nie
przypominam sobie, żebyś się wcześniej zapisywał.
Długowłosy
jedynie wzruszył ramionami. Jego gardło od razu zacisnęło się, kiedy tylko
doszedł grupkę znajomych mu twarzy. Nie znał imion wszystkich ochotników, ale
doskonale kojarzył ich ze szkolnego korytarza.
– Pani Lee,
wie może pani, czy przyjdzie Park Kangjoon? – spytała dziewczyna o okrągłej
buźce, kiedy udało się jej przecisnąć do biurka stojącego na recepcji domu
opieki. Jeonghanowi zdawało się, że jest od niego rok młodsza.
– Jeśli dobrze
pamiętam, wypisał się dzień przed rozpoczęciem ferii zimowych – wychowawczyni
pokazała jej skreślone nazwisko Kangjoona na swojej mocno pomiętej liście.
Kartka musiała
już wiele przejść. Tuż nad Parkiem Jeonghan dostrzegł imię i nazwisko Jisoo.
Rozejrzał się, czy przypadkiem jego były najlepszy przyjaciel nie stoi tuż obok
niego. Na szczęście był bezpieczny.
– Właśnie! –
pani Lee zwróciła się z powrotem ku Jeonghanowi. – To pewnie ciebie miałam
wpisać w zamian za Kangjoona, ale byłam tak zabiegana, że zupełnie o tobie
zapomniałam. Wpisz się na listę, uzupełnij sobie plakietkę, a ja zaraz przybiję
ci pieczątkę i dam wolną puszkę, o ile jeszcze jakąś znajdę…
Długowłosy
prędko wpisał się na listę, próbując odwzorować styl pani Lee, aby się nie
wyróżniać. Samotna pieczątka leżała na biurku, ukryta pod kolejnym stosem
papierów – zapewne sama się tam wturlała – dlatego wykorzystał okazję, prędko
namoczył ją w czerwonym tuszu i sam podbił sobie plakietkę, by jak najprędzej
wydostać się z napierającego nań tłumu.
Z samego tyłu
natknął się na Jisoo, który miał już podbitą plakietkę. Zapewne stawił się
tutaj jako pierwszy, ponieważ nie tolerował spóźnialstwa. W jednej ręce trzymał
puszkę, w drugiej zaś futerał od gitary – zapewne zaraz po akcji wybierał się
na lekcję. Jeonghan zawsze się dziwił, że odbywały się one akurat w ten dzień,
kiedy mieli dodatkowe zajęcia – czy to zwyczajny traf, czy też jego nauczyciel uwielbiał,
kiedy ten długo nie wracał do domu.
Ich spojrzenia
skrzyżowały się tylko na moment, Jeonghan od razu odwrócił wzrok udając, że
nikogo wcześniej nie widział.
– Cześć,
Jeonghan – przywitał się Jisoo, który niby przypadkowo znalazł się tuż obok
niego, gdy opuszczali budynek.
Długowłosy
jedynie uśmiechnął się kwaśno, próbując przejść na przód grupy.
– Nie ciś się!
– usłyszał czyjś karcący głos i od razu przystopował.
Przy podziale
na kilka grup postanowił, że będzie trzymał się własnego grafiku i poradzi
sobie sam. Nikogo z wolontariuszy nie znał na tyle, aby czuć się przy nim
swobodnie. Kiedy tylko poszczególne grupki rozeszły się w wolne strony on
skręcił w tę przecznicę, do której nikt się nie kierował.
– Jeonghan? –
usłyszał za sobą głos Jisoo.
– Hm? –
odwrócił się w kierunku byłego przyjaciela i zatrzymał się na moment, by ten
miał szansę do niego podbiec.
– Czemu nie
idziesz razem z innymi? Nie masz grupy?
Długowłosy
patrzył na niego bez słowa.
– Nadal jesteś
na mnie zły? Kiedy chciałem sobie wszystko z tobą wyjaśnić, przestałeś się
odzywać. I to nie tylko do mnie. Jesteś na coś chory?
Dlaczego wszyscy myślą, że jestem chory?!,
chciał wykrzyczeć, jednak głos ugrzązł mu w gardle – blokada. Jisoo musiało wystarczyć, że pokiwał przecząco głową.
– W takim
razie dlaczego nic nie mówisz? To jakieś wyzwanie? – zażartował, uśmiechając
się charakterystycznie.
– Nie mogę –
wydusił.
– Możesz mi
powiedzieć, co się dzieje. Ja już dłużej nie zniosę tego konfliktu. Jesteś moim
najlepszym przyjacielem, trzymamy się ze sobą, odkąd przyjechałem tutaj z
Ameryki i nie potrafiłem się z nikim dogadać.
No tak, Jisoo
nie wiedział o przeprowadzce rodziny Yoon. Jeonghan nie powiedział mu o tym od
razu kiedy się dowiedział, ponieważ sądził, że zdąży wyperswadować pozostanie w
Korei. Kiedy postanowił przestać cokolwiek mówić, zdążył się z nim pokłócić i
zerwać kontakt, który tak nagle miał zostać odnowiony?
– Znalazłem
nasze stare polaroidy – oznajmił Jisoo. O dziwo, Jeonghan również. – Mam nowe
wkłady. Nie wiedziałem, że przyjdziesz na zbiórkę, ani że w ogóle się
zapisałeś. Nigdy nie widziałem cię w salce – zastanowił się.
Jeonghan
posłał mu cieplejszy uśmiech. Nie sądził, że pójdzie to tak gładko. Najwyraźniej
ich przyjaźń musiała przetrwać, a czas, który spędzili osobno pozwolił na
zatarcie ostrych krawędzi.
W ciągu
czterech godzin przeznaczonych na chodzenie po mieście i zbieranie datków na
dom opieki, długowłosy odezwał się zaledwie kilka razy. Tym razem to Jisoo
mówił więcej, nie naciskał na niego, jak gdyby wyczuł, że za zasłoną milczenia
kryje się głębsza historia, a jego przyjaciel nie ma teraz ochoty mu o tym
mówić. Nie udało im się zebrać zbyt wiele pieniędzy, nawet jeśli oboje
postanowili wykorzystać swój urok osobisty. Jeonghan był zadowolony z
dzisiejszego dnia i cieszył się, że zdecydował się wyjść z domu. Rozmowa, a
raczej monolog Jisoo pozwolił mu przypomnieć sobie o tym, jak cudownie czuł się
jeszcze kilka miesięcy temu.
*
– Ni hao, Jeonghan – przywitał się pan
Choi, kiedy tylko przeszedł przez próg kolejnego wieczoru.
Jeonghan od
razu poczuł się chory. Była to dopiero ich trzecia, wspólna lekcja, a on
jeszcze nie odpoczął po ostatniej. Jako że nie po raz pierwszy miał styczność z
językiem chińskim, pan Choi postanowił wycisnąć z niego wszystko, co się da.
Chciał również rozmawiać z nim tylko po chińsku. Długowłosy dziwił się, że nieznajomy jest w stanie zmusić go do
mówienia prędzej, niż jego przyjaciel, z którym miał tyle do obgadania. Może
potrzebował właśnie kogoś takiego – zdecydowanego i bezwzględnego?
Ze stresu
zupełnie zapomniał o pozostawionej kurtce Seungcheola. Chciał ją wręczyć panu
Choi, aby oddał ją synowi z wymyśloną historyjką, jak kto spotkali się na
mieście i starszy mu ją pożyczył, kiedy zaczął szczękać zębami. Nie sądził, że
typowe zagranie chłopaka wobec dziewczyny na jednej z pierwszych randek
przejdzie u pana Choi, ale nic lepszego nie potrafił wymyśleć. Prócz tego
Seungcheol mógł ostatnio wcale nie wychodzić na miasto, przez co Jeonghan byłby
spalony. Czarnowłosy musiał się kiedyś po nią zjawić. Jego mama na pewno
zorientowała się, że na wieszaku brakuje jego kurtki – znikające okrycia nie są
naturalną koleją rzeczy, zwłaszcza, jeśli wyglądają na drogie.
– Pan Choi
mówił nam, że powoli odzyskujesz mowę – zagaił jego ojciec, kiedy Jeonghan
zjawił się w kuchni, by zrobić sobie herbaty.
Długowłosy
ignorował go, wyciągając z szafki biały kubek, pokreślony markerem przez Jisoo.
Rysunki i znaki zdołały się już zetrzeć – pozostałości przedstawiały
kilkadziesiąt grubych kresek, zrozumiałych jedynie dla Jeonghana i samego
autora ozdób na kubku.
– Zapomniałeś,
że on nie odzywa się tylko do nas? – wspomniała jego mama.
Oboje używali
afektowanego tonu.
– Ach,
rzeczywiście.
Tak im się
tylko wydawało. Udawanie niemowy wspięło się już u niego na nieco wyższe
stadium. Od jego rozmowy z rodzicami po pierwszej kolacji z państwem Choi
zaczął nocami zajmować się swoim problemem. To już nie podchodziło pod zwykłą
zachciankę „nie będę się odzywał w ich
obecności”. Okazało się, że bardzo dobrze panował nad swoją psychiką, co
pozwoliło mu na szybkie zbudowanie solidnej bariery. Budowla rozrosła się
jednak zbyt szybko i stracił nad nią kontrolę. Czuł wstręt do własnego głosu,
zdawało mu się, że nie potrafi dobrać słów adekwatnych do sytuacji, nie jest
tak mądry, jak reszta jego znajomych i lepiej, kiedy siedzi cicho i nie wyraża
własnego zdania, z którego później nie potrafi się wytłumaczyć. Czy to właśnie
było tą tajemnicą, o której wspomniał Seungcheol? W końcu nikt nie wiedział o
jego wewnętrznych rozterkach. Czy syn państwa Choi myślał o jego sekrecie w
takiej właśnie kategorii? Jeżeli tak, był zarówno szaleńcem jak i geniuszem z
rentgenem prześwietlającym duszę i umysł.
Wrócił z
herbatą do siebie i usiadł na łóżku, by doczytać dwa ostatnie rozdziały
książki. W mig wyprostował się jak struna, słysząc znajome stuknięcie w szybę.
Obejrzał się za siebie – znów nie zasunął zasłon.
Wyskoczył z
łóżka, założył pierwsze lepsze buty, które znalazł w szafie i stary sweter,
pogoniony kolejnym stuknięciem w szybę. Dziwiło go, że jego rodzice niczego nie
słyszeli – może temu, że ich sypialnia znajdowała się po drugiej stronie domu.
Wyszedł
ostrożnie na balkon i od razu natknął się na sylwetkę Seungcheola.
– Dobry
wieczór, Jeonghan – przywitał się. – Dzisiaj jestem odrobinę wcześniej.
Porozmawiamy nieco dłużej.
Długowłosy od
razu wycofał się do pokoju jednak został zatrzymany przez starszego, który
chwycił go za sweter.
– Zaraz wrócę…
– uspokoił go.
Podbiegł do
szafy i wyjął z niej kurtkę czarnowłosego. Wrócił na balkon i wręczył mu ją –
na szczęście Seungcheol miał dziś na sobie jakąś inną. Jeonghan cieszył się, że
postanowił nie marznąć, jak za pierwszym razem.
– Dzięki –
chłopak poskładał ją po swojemu i zanim podniósł wzrok, Jeonghan już zamykał za
sobą drzwi balkonowe. Przylgnął do nich i zaczął pukać w szybę. W zamian za to
długowłosy zaserwował mu zasunięcie zasłon i zgaszenie światła. Uprzednio
zerknął na swój mały zegarek na biurku – pięć minut przed północą. Usiadł na
łóżku i patrzył na cień sylwetki Seungcheola, stworzony przez ogromny księżyc w
pełni.
Jeonghan
zastanawiał, się o co mu tak naprawdę chodzi. Wymienili ze sobą zaledwie kilka
zdań; długowłosy wcale nie cieszył się pierwszy spotkaniem i dziwną, podejrzaną
rozmową. Sądził, że Seungcheol trzyma poziom, będzie się z nim dobrze mówiło i
będzie miał podobny charakter. Wskazywały na to ich niewerbalne sygnały przy stole, które oboje
rozumieli. Tymczasem Jeonghan myślał sobie, czy ktokolwiek w jego domu wie, że
wymyka się w nocy straszyć ludzi, których znał zaledwie parę godzin. Robił już
to wcześniej, czy uwziął się jedynie na niego?
Długowłosy
powoli podniósł się z łóżka i zakradł się do okna od strony ściany. Zerknął za
zasłonę – Seungcheol stał oparty o okno i patrzył na swój kradziony zegarek.
Być może był to jego własny, skoro znów miał go ze sobą. Jeonghan nie zamierzał
się litować, temu też patrzył na niego i czekał, aż odejdzie. Czarnowłosy
zeskoczył z balkonu kilka minut po północy, kiedy uznał, że klątwa drugiego
chłopaka wróciła i nie miał już na co liczyć.
*
Dwa dni
później, w porze popołudniowej, Jeonghan usłyszał wołającą go panią Chung.
Właśnie powtarzał sobie pisownię kilku chińskich znaków, o których wspominał
ostatnim razem z panem Choi. Był zły, że ktoś przerwał mu w takim momencie,
zwłaszcza, że jutro miała się odbyć kolejna stresującą i męcząca lekcja.
– Jeonghan!
Jisoo do ciebie!
Zaskoczony
chłopak wstał z łóżka i podszedł do drzwi frontowych, w których rzeczywiście
stał jego przyjaciel.
– Ubieraj się
– rozkazał mu, potrząsając futerałem na swój polaroid.
Długowłosy nie
był w nastroju na spacer, a zwłaszcza na jakiekolwiek zdjęcia. Mimo to
posłusznie wykonał jego polecenie i już wkrótce oboje kierowali się do centrum.
– Nie mamy
zwyczajnych zdjęć na tle naszego Seulu – wyjaśnił Jisoo w odpowiedzi na
pytający wzrok Jeonghana. – Wszystkie zrobiliśmy w zamkniętym pomieszczeniu.
Idź naprzód.
Starszy
chłopak objął prowadzenie, nie będąc pewnym, co wymyślił ten drugi.
– Idź prosto,
a później odwróć się, jak gdybyś chciał mnie zawołać – polecił mu Jisoo,
wyjmując polaroid z futerału.
Chwilkę
później stali na środku chodnika i wymijani przez rozzłoszczonych przechodniów
czekali, aż zdjęcie się wywoła. Obraz powoli zaczynał się pokazywać.
– To trochę
potrwa – rzekł młodszy. – Ale zdjęcie jest naprawdę świetne.
Nim biały
ekranik pokrył się kolorami miasta, zdążyli kupić bułki u ulicznej handlarki i
poszli karmić gołębie. Jisoo udało się uwiecznić moment, kiedy wszystkie
gołębie wokół Jeonghana wzbiły się w powietrze.
– To będzie
genialne – zachwycił się, chwytając kolejne zdjęcie.
Poprzednie
zdążyło się już wywołać, więc długowłosy wziął je do ręki, by się mu dokładniej
przyjrzeć. Zdawało mu się , że wyszedł na nim korzystnie, tuż obok niego
powstała biała smuga, kiedy delikatne słońce przebiło się przez chmury i
zbytnio prześwietliło tamtą część zdjęcia. Dzięki temu zdjęcie wyglądało
bardziej interesująco. Przyjrzał się postaci w tle, która wydała mu się bardzo
znajoma – czarne włosy, podobna w kolorze kurtka… Czyżby przed nim znajdował
się Seungcheol?
– Co tam
widzisz? – zainteresował się Jisoo.
Jeonghan
pokiwał przecząco głową, nie chcąc oddać mu zdjęcia. To nie mógł być syn pana Choi
– każdy Azjata ma czarne włosy, może mieć podobny kolor kurtki… Sama postura
też nie bardzo się zgadzała. Popadał w paranoję.
– Mogę sobie
wziąć to zdjęcie? – spytał jego przyjaciel. – Dam ci to z gołębiami, patrz – wcisnął
mu do ręki kolejny polaroid.
Jeonghan nie
popatrzył wpierw na siebie, ale zlustrował wzrokiem niewyraźne tłumy w tle,
szukając postać podobną do tej, która zwróciła jego uwagę na poprzednim
zdjęciu. Wcisnął je do kieszeni, biorąc głęboki oddech i wyrywając Jisoo aparat
z ręki. Zarzucił sobie taśmę na szyję i zrobił przyjacielowi pierwsze w tym
dniu zdjęcie, z bardzo bliskiej odległości.
– Hej, nie
byłem gotowy – oburzył się młodszy, obserwując powoli wysuwający się polaroid.
– Będzie
ładne.
Były to
pierwsze słowa, które Jeonghan wypowiedział tego dnia. Dźwięk jego własnego
głosu wprowadził go w zakłopotanie. Jisoo spojrzał na niego ze zmartwieniem
wymalowanym w oczach.
– Powiesz mi,
dlaczego nic nie mówisz? – spytał ostrożnie.
– Musiałbym ci
to napisać – powiedział powoli. – Nie mogę dużo mówić…
– W porządku…
– Wyjeżdżamy
do Chin.
– Co?
Jeonghan
podniósł rękę do góry, dając mu do zrozumienia, żeby więcej nie pytał. Obiecał,
że mu wszystko napisze i musiał być cierpliwy, zanim znajdzie jakikolwiek
przybory do pisania.
– Kupmy jakiś
najtańszy zeszyt i długopis, bo nie wytrzymam – dało się to wyczuć w samym jego
głosie.
Długowłosy
zamierzał zrobić mu na złość i przystanął na moment, by ocenić zdjęcie, które
zrobił Jisoo. Młodszy skrzywił się, widząc swoją zastygłą twarz z bardzo
bliska.
– Wezmę –
oświadczył Jeonghan.
– Nie.
Brzydkie.
Wszystko
jednak zawsze szło tak, jak chciał długowłosy, dlatego też pierwsze zdjęcie
Jisoo w tym dniu wylądowało w jego kieszeni. Euforia wręcz go rozpierała,
jednak nie chciał okazywać jej w przesadny sposób. Niesamowicie cieszył się z
odzyskania przyjaciela.
Wstąpili do
sklepu i kupili cokolwiek, co nadawało się do pisania i czym można było pisać.
Jeonghan znalazł trochę drobnych z kieszeni. Nie zdążył zabrać ze sobą niczego
więcej, ponieważ Jisoo porwał go tak nagle. Przysiedli na wolnej ławce i
młodszy nakazał mu wszystko opisać. Jeonghan nie mógł się skupić, ponieważ ten
wisiał na nim i patrzył się na jego ręce. Ciągle odpychanie nie pomagało.
W skrócie
opisał mu, że jego problemy z mówieniem wyniknęły z prób zdenerwowania
rodziców, które wymknęły się spod kontroli. Próbował przez to uświadomić im, że
jest zdolny do wszystkiego, byleby tylko pozostać w Korei. Opowiedział mu
również o dodatkowych lekcjach chińskiego z panem Choi, które świadczyły o tym,
że niestety przegrał tę wojnę.
– Jesteś
nienormalny – tymi dwoma słowami Jisoo skomentował jego męczącą, pisemną
wypowiedź.
– Nie
sądziłem, że jest to możliwe – powiedział już sam, bez używania pisma.
– Naprawdę
musi ci zależeć na pozostaniu w Seulu – Jisoo przygryzł dolną wargę. – Nie chcę
żebyś wyjeżdżał, ale… Rodzice na pewno pozwolą ci od czasu do czasu tutaj
przylatywać.
– Naprawdę nie
rozumiem, dlaczego nie pozwalają mi tutaj zostać – oburzył się.
– Cieszę się,
że się pogodziliśmy i że zdecydowałeś się pojawić na tej zbiórce. Wziąłeś się
doprawdy znikąd.
– Pani Chung
mnie wysłała.
– Naprawdę?
Najwyraźniej przyjaźni się z mamą Kangjoona.
– Może.
– W każdym
razie – gdyby nie ona, nigdy bym się nie dowiedział, że wkrótce znikniesz.
Szukałbym cię po szkole, aż w końcu dowiedziałbym się, że ciebie nie ma już w
kraju.
– Zróbmy sobie
razem zdjęcie – wydusił. – Więcej już chyba nie będę mówił…
Poczuł, że
włącza się mu blokada. Podał polaroid Jisoo, który wcześniej dyndał mu
zawieszony na szyi.
– Będziemy
ćwiczyć – postanowił młodszy. – Wyciągniemy cię z tego. Damy radę? – spytał,
wyciągając przed siebie aparat.
Jeonghan nie
wyłapał, czy chodziło mu o wyciągnięcie go z psychicznego problemu czy o
możliwość zrobienia sobie takiego zdjęcia.
*
Po kolejnej
lekcji chińskiego Jeonghan był wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Źle spał zeszłej nocy, a wieczorem sięgnął po kolejną książkę, którą poleciła
mu pani Chung. Nigdy nie zamierzał czytać romansów, ale jako że został do tego
zmuszony, postanowił spróbować.
Kiedy wygodnie
ułożył się w łóżku i był już na samym skraju przepaści snu, dźwięk kasztana
uderzającego w szybę doprowadził go do skrajnej furii. Bał się zapytać pana
Choi czy wie, co jego syn wyprawia w nocy o północy i dlaczego go nawiedza.
Niczym nie zasłużył sobie na takie traktowanie zwłaszcza, że dzisiaj był
naprawdę zmęczony i nie miał nawet siły by odrzucić kołdrę.
Seungcheol
niczym więcej nie rzucił, ale zajął się cichutkim pukaniem w szybę, które było
bardziej uciążliwe niż kasztany. Wyprowadzony z równowagi Jeonghan podniósł się
gwałtownie z łóżka, oświecił lampkę i spojrzał na zegarek – dochodziła północ.
Nie dość, że czarnowłosy był punktualny jak Jisoo, to odwiedzał go jedynie w te
dni, kiedy długowłosy miał lekcje z jego ojcem. Nie wiedział, czy jakkolwiek
się to łączyło, nie miał sił ani chęci na jakiekolwiek głębsze filozofie.
Podszedł do
okna i ze złością rozsunął zasłony. Wcześniej porwał sweter, który leżał w
kącie pokoju od ostatniej wizyty jego prześladowcy.
– O co ci
chodzi!? – spróbował krzyknąć, kiedy tylko uchylił lekko drzwi balkonowe.
Seungcheol od
razu przystawił mu palec do ust.
– Najpierw
chcesz, żebym ci mówił, a teraz każesz mi być cicho…
– Chcę
jedynie, żebyś mówił ciszej, bo obudzisz całą dzielnicę – wyjaśnił czarnowłosy,
próbując wtargnąć do jego pokoju. Jeonghan starał się zagrodzić mu drogę,
jednak starszy był nieco silniejszy i zwinniejszy.
– Dlaczego
mnie tak nachodzisz? – spytał, będąc na skraju załamania.
– Wspominałem
ci o nowej baśni… – zaczął, rozpinając kurtkę. W pokoju Jeonghana było bardzo
ciepło.
– Tak –
przerwał mu młodszy. – Długowłosa księżniczka, klątwa, mówienie o północy,
tajemnica i książę.
– Czyli
wszystko doskonale pamiętasz – na twarzy Seungcheola wykwitł uśmiech
zadowolenia.
– Jakże
mógłbym zapomnieć…
– Chciałbym ją
napisać.
– Jak…? A, i
nic nie wspominałem o tym, abyś się rozgościł – syknął, widząc jak Seungcheol
zdejmuje kurtkę i siada na jego krześle, zerkając na mnóstwo notatek z lekcji
chińskiego.
– Uczysz się
pilnie? – zszedł z tematu. – Mój tata uwielbia, kiedy spotyka systematyczne i
pracowite osoby. Wtedy zyskujesz u niego respekt.
– O co chodzi
z tym pisaniem baśni? – zirytował się Jeonghan. Czuł, jak wszystko wewnątrz
niego buzuje.
Chwycił wolną
kartkę oraz ołówek i wcisnął je w ręce Seungcheola.
– Masz już
wszystko, co jest ci potrzebne do napisania tej bajki! – popchnął oparcie,
przysuwając go do biurka. – Możesz zacząć pisać, skończysz u siebie i nigdy
więcej się mi na oczy nie pokażesz. Zdajesz sobie sprawę, że twoje zachowanie
nie zalicza się do normalnych? Nikt nie włamuje się nikomu do ogródka, nie
przychodzi nieproszony o niestosownej
godzinie ani nie nęka drugiego człowieka stukaniem w szybę, kiedy ten chce iść
spać…
– Spokojnie –
Seungcheol wstał z krzesła i ujął twarz Jeonghana w obie dłonie. Ten gest tak
przeraził młodszego, że od razu uruchomiła się w nim blokada. W końcu północ
już minęła. – Lubię coś kończyć, kiedy już zacząłem – rozpoczął powoli. –
Próbowałem zgadnąć, czy naprawdę jesteś taki nieśmiały. Już wiem, że nie. Historię
o księżniczce i księciu wymyśliłem spontanicznie – czy się sprawdzi? Jeszcze
nie wiem. Dzisiaj już nie damy rady, ale informuję z góry, że wkrótce znów
tutaj przyjdę.
*
– Możesz
nazywać mnie księciem północy.
– Co…?
Tak jak
Jeonghan przypuszczał, Seungcheol zjawił się w dniu jego lekcji języka
chińskiego. Tym razem nie rzucał kasztanami, ale delikatnie pukał w szybę –
wystarczająco uciążliwie, by zmusić długowłosego do otworzenia okna. Młodszy
niby przypadkowo nie szedł jeszcze do łóżka, dlatego bez większego ociągania
podszedł i otworzył drzwi balkonowe. Wyznanie, czy też prośba Seungcheola
bardzo go zaskoczyła.
– Piszemy
baśń, zapomniałeś? Muszę mieć jakieś dodatkowe określenie, nie mogę występować
jedynie jako sam „książę”.
Jeonghan
zdołał jedynie lekko otworzyć usta, nie bardzo wiedząc, co może mu
odpowiedzieć. Skoro czarnowłosy był uparty i tak bardzo zaangażowany w
wymyśloną przezeń akcję, młodszy nie zamierzał mu więcej przeszkadzać –
jednocześnie był ciekawy, co może z tego wyniknąć.
– Wchodź, bo
mi wieje po nogach – upomniał go.
Otworzył
szerzej drzwi, wpuszczając starszego do środka.
– Nie mamy
wiele czasu – syknął Seungcheol, patrząc na swój zegarek.
Jeonghan
spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Twój
zegarek? – spytał, wskazując głową na urządzenie.
– Tak. Tata
kupił sobie nowy – wyjaśnił pokrótce.
– Wydawało mi
się, że są takie same…
– Jego jest
nowszy. Ale teraz nie czas na gadanie o zegarkach…
Jeonghan
prędko zatkał mu usta dłonią, słysząc kroki na korytarzu, które nieuchronnie
zbliżały się ku jego drzwiom. Oboje nie ruszali się przez moment, niemalże
wstrzymując oddechy.
– Za łóżko! –
szepnął długowłosy, popychając go w tamtą stronę.
Seungcheol
posłusznie padł na podłogę, a młodszy zrzucił na niego kilka poduszek.
Ktoś zapukał
do drzwi i chwilkę później wyłoniła się z nich pani Chung w swoim długim
szlafroku i kapciach. Zastała Jeonghana przeczesującego po raz stukrotny swoje
włosy. Szczotka była pierwszą rzeczą, która trafiła mu się w dłonie, kiedy
chwytał co popadnie, by udawać zajętego.
– Jest ktoś u
ciebie ? – spytała, rozglądając się po pokoju.
– Nie… –
odparł zdziwiony Jeonghan. – Śpiewam sobie… Układam tekst – wymyślił w
naprędce.
– Tak…?
Zdawało mi się, że słyszę kogoś innego. Zimno tu masz – zauważyła. – Otwierałeś
okno?
– Wietrzyłem
chwilę, bo było mi gorąco.
– Jak dobrze
znowu słyszeć twój głos – uradowała się.
Jeonghan
rozejrzał się nerwowo po bokach i dotykając językiem tylnych zębów. Czuł, że
się stresuje i jednocześnie słyszy oddech Seungcheola oraz wyczuwa jego
delikatne ruchy. Martwił się, że pani Jerim również je poczuje.
Odpowiedział
jej jedynie uśmiechem. Zapewne będzie mówiła o tym jego rodzicom przy
śniadaniu. Cieszył się jedynie, że oni nadal trzymali się tej pierwotnej wersji
– że nie odzywa się tylko i wyłącznie do nich.
– Czemu tak
nieładnie rozrzuciłeś poduszki? – zapytała, wchodząc głębiej do pokoju z
zamiarem poukładania ich z powrotem na łóżku.
Długowłosy
podskoczył jak oparzony, próbując zagrodzić jej drogę.
– Zaraz je
poukładam, bo… Muszę zrobić to jakoś inaczej, żeby mnie nie gniotły – sprzedał
sobie mentalnego kopniaka za idiotyczną wymówkę. Niczego logiczniejszego nie
był w stanie w tej chwili wymyśleć.
– Idź zaraz
spać, a nie sprzątaj w nocy… – pani Chung machnęła na niego ręką i wyszła z
pokoju. – Dobranoc.
– Dobranoc.
Kiedy tylko
klamka charakterystycznie kliknęła, Jeonghan zaczął długo wypuszczać powietrze,
by się uspokoić. Niby nic poważnego, ale naprawdę się zestresował. Nie
wiedział, jak domownicy zareagowaliby na obecność Seungcheola w domu, zwłaszcza,
że nic wcześniej nie mówił – rodzicom owszem, raczej by nie powiedział, ale
zawsze wolał informować panią Jerim, ponieważ ta przygotowywała wtedy im coś
malutkiego do przegryzienia i jemu bardzo to odpowiadało. Zdenerwował się
jedynie, że została dzisiaj na noc. Dość często wracała do swojej siostry i jej
męża.
Usiadł na
łóżku, odgarniając włosy z twarzy. Poczuł, jak materac ugina się zaraz za nim,
a Seungcheol obejmuje go ramieniem za szyję i kładzie jego głowę na swoją
pierś. Jeonghan spojrzał na jego zegarek – pięć po północy.
– Koniec na
dziś? – spytał starszy, a młodszy kiwnął słabo głową.
Puścił go,
pozbierał z ziemi poduszki i skierował się w stronę okna.
– W takim
tempie nic nie zdążymy napisać – skwitował.
*
– Jak mogę
pozbyć się tego problemu? – spytał szeptem Jisoo, kiedy ten znowu przyszedł go
porwać.
– Musisz dużo
z kimś rozmawiać – polecił.
– Kiedy coś
ciągle mnie blokuje…
– Po pierwsze,
musisz przestać się stresować – Jisoo chwycił Jeonghana za ręce, które
zaczynały mu się trząść. – I tak robisz postępy. Z początku udało ci się
powiedzieć tylko kilka słów.
– W głowie mam
tak dużo…
– Ale nie
musisz już pisać. Możesz opowiadać, a to ogromny plus. Ciężko zerwać z
przyzwyczajeniem zwłaszcza, że tkwisz w tym już ponad trzy miesiące.
– Zaraz koniec
przerwy zimowej i szkoła. Boję się, że to wróci – zmartwił się Jeonghan.
Razem z Jisoo
przysiedli na ławce w niewielkim parku, zajadając się małą średnią porcją
kawałeczków kurczaka kupionych na wynos, po raz kolejny na ulicznym straganie.
Mięso nie wyglądało najlepiej, ale smakowało dobrze.
– Rozwiązania
problemu musisz szukać u źródła – młodszy odgarnął mu włosy pałeczkami.
– Będę miał
tłuste – poskarżył się Jeonghan, odpychając jego rękę.
– Czyste są –
przysunął mu pałeczki pod nos, prawie wydzióbując mu oko.
– No jak to –
jadłeś przed chwilą.
– Twoimi.
Dostał
lekkiego kuksańca w bok.
– Dlaczego u
źródła…? – Jeonghan wrócił do poprzedniego tematu.
– Od czego
wszystko się zaczęło?
– Przecież
wiesz.
– Ale możesz
mi opowiadać, póki masz głos.
Jeonghan
westchnął cicho, dłubiąc biedny kawałek kurczaka. W międzyczasie zdążył
policzyć, że na każdego z nich przypadały jeszcze po cztery kawałki.
– Wszystko
zaczęło się od tego, kiedy rodzice nie chcieli zrozumieć, że nie mam zamiaru
wyjeżdżać do Chin. Wcześniej nie uważałem dodatkowych lekcji chińskiego za
podejrzane i niczego się nie domyślałem. Sądziłem, że chiński to jakiś ważny
język i warto go umieć… Same takie głupoty. Potem, że wypadałoby znać jeszcze
jakiś trzeci język, nawet jeśli angielski nie idzie mi zbyt dobrze…
– Pamiętaj,
wciąż masz limit – upomniał go Jisoo.
– Najpierw
chcesz mi pomóc, bym wrócił do normalnego stanu, a teraz przypominasz mi, że za
chwilkę znowu się zatnę – oburzył się Jeonghan, zjadając dwie pozostałe cząstki
kurczaka i wciskając mu swoje pałeczki na kolana. – Przepraszam, ale jestem zły
– wytłumaczył się szorstko i wciskając ręce do kieszeni pomaszerował w stronę
domu.
Ostatnio
często miewał napady złości, zapewne ze stresu, który wypomniał mu jego
przyjaciel. Nienawidził być na niego zły, ale przechodził teraz bardzo ciężki
okres zwłaszcza, że zaczęła go przytłaczać sytuacja z Seungcheolem. Jutro miał
mieć lekcję z panem Choi, prawie niczego nie powtarzał, a o północy miał zjawić
się czarnowłosy chłopak. Nie mówił jeszcze Jisoo o ich potajemnych spotkaniach
o północy – miał zamiar poinformować go o tym dzisiaj, ale zwyczajnie nie
zdążył.
Gdyby
tchórzliwie stamtąd nie uciekł, Jisoo zdołałby go pewnie uspokoić i jeszcze
przeprosić. Później dojedliby kurczaka, skończyli poprzedni temat, a Jeonghan
odważyłby się mu opowiedzieć o wizytach nieproszonego gościa, samozwańczego księcia północy.
– Jeonghan,
siadaj, prawie wróciłeś na obiad – u progu przywitał go głos pani Chung,
nakazujący mu zająć miejsce przy stole.
– Nie jestem na
razie głodny – oznajmił. – Jadłem z Jisoo.
– Jasne,
jasne. Już ci naszykowałam talerz.
Skąd mogła wiedzieć, że wrócę właśnie w tym
momencie?, zdziwił się. Zerknął za ścianę – przy stole siedzieli również
jego rodzice. Nie lubił siedzieć ani jeść razem z nimi. Może zająć się swoją
porcją, kiedy oni już skończą.
Wszystko
jednak wskazywało na to, ze dopiero zaczynali, a kiedy mieli wolne dni,
siedzieli nad obiadem bardzo długo – tyle, że zupa zdążyłaby wystygnąć ze trzy
razy.
– Siadaj, nic
ci nie będzie, jak teraz zjesz.
Nie miał
wyboru; ze wzrokiem wbitym w ziemię usiadł przy stole i skupił się na swoich
naczyniach. Aby zająć czymś ręce, powoli zaczął nalewać sobie soku. Rodzice nic
do niego nie mówili – jednocześnie cieszył się, jak i martwił – mogliby mu
chociażby podokuczać, czułby się o wiele pewniej. Przynajmniej od rana miał
spięte włosy – jedynym plusem było, że nie będą się dziś czepiać, że lecą mu do
miski.
Obiad minął im
jednak w ciszy. Jeonghan przez chwilkę martwił się, że zaczęli brać niego przykład. W swoim ostatnim, nocnym
koszmarze widział, jak jego znajomi po kolei zarażają się od siebie jego
problemem i każdy zaczyna się dusić przy dłuższej wymianie zdań. Nie dał rady
już więcej zjeść – podniósł się prędko, kiwnął głową w stronę pani Chung w
podzięce za obiad i po cichu skierował się do łazienki, by pokrótce zwrócić
wszystko, co zdołał do siebie wcisnąć.
Przypomniał
sobie słowa Jisoo: „Po pierwsze, musisz
przestać się stresować”. Popatrzył na swoje ręce, które jak na zawołanie
zaczęły się trząść. Zamrugał oczami – tylko mu się zdawało. To jego mózg płata
mu figle.
Pozytywne
myśli go uspokoiły.
[1] Jeonghan
w relacji z sesji dla Ceci wspomniał, że ma młodszą siostrę. O ile – nie
wiadomo.
[2] Imię
zmyślone na potrzeby opowiadania.
[3] Makaron
ze słodkich ziemniaków z wołowiną, grzybami, szpinakiem, warzywami i sezamem.
[4] Wołowe
żeberka, warzywa i grzyby w słodkim sosie.
[5] Akcja
dzieje się w roku 1992. Seungcheol i Jeonghan mają po 18 lat. To nie tak, że
teraz mieliby 43 :’)
--------------------
Miał być maksymalnie 30-to stronicowy one-shot, który w ciągu ostatnich sześciu dni zdążył urosnąć i zmienić się w two-shot. Zamierzam przetłumaczyć go przez święta na angielski i zrobić mały debiut na Asian Fanfics :')
Idąc do szkoły, zainspirowałam się piosenką "Midnight Romeo" grupy Push Play, nawet jeżeli jej tekst jest dość jednoznaczny. Prócz tego przypomniałam sobie naszą letnią obsesję na polaroidy - moja koleżanka zakupiła Fuji Film, a kolega ma taki cudowny, stary polaroid, przez co musiałam umieścić tutaj ten motyw.
Z początku myślałam sobie, żeby MR zawierało bardziej fantastyczną koncepcję, ale jako że jestem większą fanką codziennych realiów, stworzyłam to w takiej postaci, jaka jest publikowana.
Midnight Romeo [2/2] >>
Ahh...takie cudenko przeczytane na dobry poczatek dnia <3 genialne :3 haha jak znajde to na AsianFanfics to chetnie przeczytam xD
OdpowiedzUsuń