11.12.15

Midnight Romeo [1/2] {Jeongcheol, Jihan}


– Hannie, ubierz się chociaż ładniej. Tylko o tyle cię proszę.
Kiedy ktokolwiek w tym domu zdrabniał jego imię, wiadome było, że żarty się skończyły. Prośby, choć brzmiały niewinnie i potencjalny gość mógłby wziąć je za milutkie zachęty, były rozkazami i należało wykonać je niezwłocznie.
Jego mama od rana krzątała się po kuchni, wraz z gosposią – panią Chung Jerim, którą Jeonghan często widywał zadumaną, odkąd oznajmili jej, że wyprowadzają się z Seulu na stałe. Nie pracowała dla rodziny Yoon na tyle długo, by móc się do niej zbyt mocno przywiązać, ale z pewnością przyzwyczaiła się już do tego domu. Jego rodzice obiecali jej, że jeśli znajdą się nowi nabywcy tego domu, którym będzie potrzebna gosposia, załatwią pani Chung pierwszeństwo w kandydowaniu na tę posadę.
Jeonghan starał się od rana jak najrzadziej pojawiać się w kuchni, ponieważ nie chciał, by mama zagoniła go do roboty. Nie zamierzał pokroić ani jednego ogórka ani nawet postawić makaronu. Przez swoje zachowanie chciał im uświadomić, że po trzech miesiącach wciąż nie przeszły mu złości.
Bał się otworzyć drzwi od swojego pokoju, ponieważ zapachy od razu by się tutaj przedostały. Od rana nie jadł niemalże nic, a w brzuchu zaburczało mu od razu, kiedy tylko przebiegł do łazienki, próbując nie oddychać. Plan się nie powiódł, a Jeonghan poczuł, że już dłużej nie wytrzyma na głodzie. Właśnie wtedy, kiedy przemknął przez salon, jego mama poprosiła go, aby się jakoś stosownie ubrał.

Kiedy rodzice wysyłali go na lekcje chińskiego nie zastanawiał się, dlaczego musi uczyć się akurat tego języka. Wymyślił więc sobie, że skoro Chiny są bardzo duże, tamten język jest bardzo ważny. Od niedawna ta teoria przestała mu pasować, a mimo to pokornie chodził na lekcje, choć język nie szedł mu znakomicie. Trzy miesiące temu rodzice oznajmili mu, że wraz z nimi przeprowadza się do Chin i musi nauczyć się języka chociażby na poziomie komunikatywnym. Jako że Jeonghan z natury był małomówny, odkąd usłyszał tę informację, w ogóle przestał się odzywać. Powstrzymywanie się od wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, zaniechanie naturalnych odruchów, było bardzo trudne i uporczywe, ale silna mobilizacja bardzo mu w tym pomogła. Przez te trzy miesiące zostawiał im coraz dłuższe i agresywniejsze liściki, w których informował ich, że nie ma zamiaru wyjeżdżać do Chin. Sam nie znał konkretnego powodu, dlaczego jest aż tak przeciwny przeprowadzce – być może nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przywiązał się do Seulu. Jego rok młodsza siostra[1], Minjeong[2], z łatwością dostała się tutaj do bardzo dobrego liceum, dlatego rodzice opłacili jej mieszkanie na najbliższe miesiące i pozwolili zostać w Korei, ignorując nieme prośby starszego syna. Jeonghan nie przykładał tak ogromnej wagi do nauki, dlatego też nie otrzymał takiego przywileju. Prócz tego uważali, że dobrym pomysłem jest posiadanie tutaj przedstawiciela rodziny Yoon – ich córka często miała podobne zdanie oraz z radością zgadzała się na ich pomysły, co pomogłoby im zwiększyć szanse na lepsze kontakty zagraniczne, kiedy już pozostaną w Chinach na stałe.
Rodzice Jeonghana od zawsze faworyzowali jego młodszą siostrę – on nie miał nic do gadania. Wziął to do siebie w sensie bardzo dosłownym i temu też sugerowano mu lekarza.  Jeonghan nie zamierzał się do niego zgłosić, nawet po ogromnej kłótni z rodzicami, podczas której zdołał wypowiedzieć tylko jedno słowo.
Pewnego dnia, podczas nieobecności ojca, zdążył zapisać im pół ściany w sypialni informując ich w tym rozległym, powtarzającym się raz po raz liście, że zostaje w Seulu wraz z siostrą. Albo  wszyscy wybijają sobie z głowy Chiny, a on odzyskuje głos. Skończyło się na tym, że dzisiaj miała się odbyć kolacja, na którą zaproszono jego nowego nauczyciela języka chińskiego. Rodzina Yoon miała zamiar im zaimponować, dlatego też nakazali pani Chung posprzątać wszystko dwa raz dokładniej niż zwykle i poustawiać na widoku ich najcenniejsze rzeczy. Jeonghan już niestety wiedział, że tutaj nie chodzi już o samą naukę języka – po tym, co wyprawiał, rodzice zdolni byliby wysłać go tam samego i nakazać mu się ustatkować. Nie był zielony w temacie języka chińskiego i samych Chin – coś w końcu musiał zapamiętać z tamtych dodatkowych zajęć, ale uwalnianie wiedzy szło mu opornie.

– Jeonghan, masz zamiar się przygotować?
Chłopak prędko odrzucił trzymana książkę, zaskoczony nagłym wtargnięciem ojca do jego pokoju. Za oknem robiło się już ciemno, a to oznaczało tylko jedno.
– Jeong!
Długowłosy gwałtownie wstał z łóżka i otworzył szafę, prędko wyciągając z niej losową koszulę i jako tako wyprasowane spodnie. Nieważne, jak ładnie by cokolwiek złożył, to i tak postanowi się pomiąć w pozycji zastanej.
– Bardzo dobrze – pochwalił go ojciec, wychodząc z pokoju.
Jeonghan prędko się przebrał nie zważając na to, czy obie części garderoby pasują do siebie. Wygrzebał rzadko noszone buty, które ukrywał na dnie szafy, ponieważ nie były zbyt wygodne. Miał jedną, ulubioną parę, w której chodził na okrągło.
– Nie wytrzymam – usłyszał pełen nerwów jęk ojca, kiedy tylko przyszedł do salonu. Nie rozumiał, o co mu znów chodziło. Kiedy jego siostry nie było w domu, rodzice uwielbiali mu urządzać awantury o wszystko, nie ważne jak błahy był powód. – Widziałeś się w lustrze?
Jeonghan spuścił wzrok, uważnie lustrując wzrokiem swój ubiór. Co było nie tak?
Uświadomił sobie, że koszula była lekko wymięta. Troszeńkę, na rogu – ale była. W tym domu przejawiało się tako jako jeden z największych dowodów niechlujstwa. Było źle.
– Masz pięć minut aby się przebrać, albo to wyprasować. Nie wiadomo ile żeś w tym chodził i nie rzucił do prania. Jak ty sobie chcesz poradzić w Chinach?
Nie chcę sobie radzić w Chinach, ponieważ mnie tam nie będzie, pomyślał i czym prędzej z powrotem czmychnął do pokoju. Momentami zastanawiał się, czy jego bunt przypadkiem nie przełożył się na zwiększenie jego uległości. Odkąd przestał się odzywać, jego próby przeciwstawiania się oraz jakiejkolwiek asertywności drastycznie zmalały. Sądził, że zdoła doprowadzić rodzinę do szaleństwa, a tymczasem odwróciło się to przeciwko niemu. A on nie potrafił nic na to poradzić. Mógł jedynie wykorzystać czas na tworzenie bardziej skomplikowanego planu, który pozwoliłby mu na pozostanie na miejscu i naukę samodzielnego życia. Wszystko szłoby o wiele lepiej, gdyby nie miał pustki w głowie.
Zdjął koszulę i rzucił ją na deskę do prasowania, prędko podłączając żelazko. Próbował oddychać jak najciszej, byleby tylko słyszeć, co znów o nim mówią. Wcześniej nieprzypadkowo dowiedział się, że dzisiejsza kolacja nie ma na celu jedynie zapoznania go z nowym nauczycielem języka chińskiego, który o dziwo miał wpływy akurat tam, gdzie jego ojcu bardzo zależało.
Ostrożnie zapiął koszulę, z powrotem, wygładził spodnie, przeczesał włosy i szybko przetarł ręką buty. Zawsze tak robił, kiedy nie chciało mu się szukać żadnej ścierki. Wrócił do salonu i przysiadł na moment na kanapie udając, że zainteresowała go gazeta. Musiał się czymś zająć na ten czas oczekiwania.
Ich dom wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle – boczne kinkiety, których zwykle nie używali, rzucały przyjemne, ciepłe światło. Każdy kąt zajął się przyjemnym zapachem dań, przygotowanych przez panią Chung z pomocą jego mamy. Musiała mieć w to jakiś wkład, by móc się pochwalić czy zabłysnąć znajomością wszystkich składników użytych w każdym daniu. Nawet jeśli jego rodzice byli przeciwnikami alkoholu, kupili dzisiaj wino w bardzo ładnych butelkach – wysoce postawieni goście zazwyczaj lubili wino. Jeonghan sądził, że ten stereotyp rzeczywiście się sprawdzał.
Pukanie do drzwi przyprawiło go o szybsze bicie serca. Zazdrościł swojej siostrze, która wyjechała na kilka dni na praktyki do Daegu i nie miała możliwości zjawienia się w domu. Zajmowała się nauką nawet w wolne dni, nie korzystając z możliwości odpoczynku. Była idealnym modelem córki, który mogli zaprojektować jedynie tacy rodzice jak przykładowo państwo Yoon.
– Dzień dobry, dzień dobry! – usłyszał radosny ton swojej matki. W tym momencie pragnął się ewakuować. Musiał jednak robić na przekór swojemu drugiemu, tchórzliwemu ja.
Sterczał przy oknie w kuchni, póki jego rodzice nie przywitali się ze wszystkimi. Właśnie. Nie wiedział, ilu ich tam było, ale na pewno nie była tam tylko jedna osoba, zwłaszcza, że oprócz stylizowanego głosu jego mamy usłyszał jeszcze jeden kobiecy głos. Przez moment martwił się, że zamierzają go z kimś zeswatać.
– Jeong! Chodź się przywitać.
Zdrobnienie oznaczało, że musi stawić się w salonie w tym momencie. Wymusił uśmiech i stanął twarzą w twarz z podobnym modelem rodziny, który prezentowali w tej chwili państwo Yoon – małżeństwo i najprawdopodobniej ich syn. Kobiecy głos nie należał do młodszej dziewczyny, dlatego też westchnął z ulgą, że nie będzie musiał się w nic bawić.
– Yoon Jeonghan – przedstawił się i przywitał z każdym członkiem rodziny Choi. Zrozumiał, że jego rodzice chcą zabłysnąć przed wszystkimi, nie tylko panem Choi. To były jedyne słowa, która zmierzał wypowiedzieć dzisiejszego wieczoru. Wypowiedzenie ich przyszło mu z trudem i zabrzmiały one tak, jak gdyby miał poważne problemy z gardłem.
– Nasza córka niestety nie mogła być dzisiaj razem z nami, ponieważ jest na ważnym wyjeździe w Daegu – wyjaśnił pan Yoon. – Uznaliśmy, że skoro przyda się jej to w dalszej nauce jak i pomoże zabłysnąć w przyszłości, nie będziemy jej tutaj ściągać.
– W porządku. Jeśli ma to pozytywnie wpłynąć na jej dalszy rozwój, nie należy jej przerywać. Widzę, że są państwo bardzo dumni z córki – zachwycił się pan Choi.
Jeonghan nie potrafił podnieść wzroku na ich twarze, przez co widział jedynie ich buty i sylwetki. Zdołał jednak to przezwyciężyć i napotkał wzrok syna państwa Choi, który wcześniej przedstawił się mu jako Seungcheol. Nie wyglądał na znudzonego, lecz tym bardziej nieszczęśliwego.

Na samym początku pani Yoon zaserwowała japchae[3] i galbi jjim[4], które przygotowywano w ich domu dosyć rzadko, zazwyczaj na ważniejsze okazje. A to właśnie była jedna z nich. Początkowo rozmowa państwa Yoon i Choi wydawała się sztywna i bardzo ogólna. Rozmawiali na typowe tematy, którymi wymienia się ze słabo zaprzyjaźnionymi osobami – o pracy, jak tam w domu, najbliższe plany. Jeonghan przypadkowo dowiedział się, że Seungcheol jest w jego wieku. On również wyglądał na takiego, który nie jest zadowolony z tej kolacji i zapewne został zmuszony do wyjścia razem z rodzicami. Razem z Jeonghanem dłubał w swoim talerzu, tyle, że on wybrał żeberka, a długowłosy wolał makaron. Seungcheol odezwał się kilkanaście razy, najwidoczniej lubił być w centrum uwagi, zwłaszcza, jeśli mówiono o nim pozytywne rzeczy.
– Może porozmawiamy o tej nauce języka chińskiego? – zaproponował pan Choi. – W końcu to było pierwszym powodem, dla którego nas zaprosiliście.
Jeonghan nie zauważył, kiedy państwo Choi przeszli na język nieformalny. Zdążył się przyzwyczaić, że w jego domu mówiono o wiele więcej formą honoryfikatywną, dlatego brzmiało to nieco obco.
Ni hao, Jeonghan – przywitał się pan Choi. – Ni hao ma?
Długowłosy spojrzał tylko na niego przelotnie i wrócił do dłubania makaronu. Ojciec Seungcheola spytał go, jak się ma – pamiętał, że uczył się tych rozmówek na samym początku i ciągle się one przewijały. Miał jedynie trudności z zapisaniem ich.
Ni shuo zhongwen ma?
Czy mówisz po chińsku? Jeonghan odpowiedziałby bu – nie. Nie i nie mam zamiaru. Nie mógł się też odezwać. Miesiące siedzenia w ciszy dały się we znaki.
– Jeong jest trochę nieśmiały – wytłumaczył go ojciec, choć było to kłamstwem, a zdrobnienie jedynie to potwierdziło.
– Ale że aż tak? – zdziwił się pan Choi.
– Kiedy spędzi z panem więcej czasu, z pewnością się rozgada. On rozumie, co pan do niego mówi. Chodził wcześniej na dodatkowe lekcje.
– Wydaje mi się, że Jeonghan potrafi mówić i sam potrafi się usprawiedliwić.
– Jest pewien problem… – zaczął tata długowłosego, ściągając brwi i patrząc na syna, który wciąż był zaintrygowany pozostałościami makaronu.
Problemem było, że Jeonghan umiał mówić, ale nie chciał. A jego rodzice niestety nie rozumieli jego sposobu protestu.
Pan Yoon nie dokończył, ponieważ pani Yoon w tym samym momencie zaproponowała kolejne danie i wszyscy się rozochocili, dlatego też zajął się rozlewaniem wina. Jeonghan odstawił swój kieliszek na bok, który stał przy nim, ponieważ wypadało go tam postawić. Spojrzał ukradkiem na Seugcheola, który nie zamierzał odmówić alkoholu i prychnął pod nosem, sam do siebie. O dziwo, jego rówieśnik to dostrzegł i uniósł jedną brew do góry. Bez słów również można było się porozumiewać, a Jeonghan poczuł lekkie ukłucie gdzieś wewnątrz.
Podczas kolacji zdążył wynudzić się na śmierć, ponieważ bał się odejść od stołu – jedynie raz wyszedł do łazienki, by w głównej mierze poopierać się o ścianę i zastanowić nad sensem powrotu do gości. Prócz tego dowiedział się mało interesujących faktów o rodzinie Choi jak i swojej własnej – między innymi o ostatnich, egzotycznych wakacjach, wypadach do felernych Chin – podczas których na nowo postanowiono go męczyć, ale nie długo, ponieważ jego ojciec najwyraźniej nie zamierzał zawstydzać się swoim synem-niemową. W ciągu tego czasu zdążył wyczuć, że jego rodzice jak i rodzice Seungcheola polubili się, co nie wróżyło najlepiej. Chińskie akcje były na wyciągnięcie ręki.
Czarnowłosy chłopak przypadkowo kopnął go pod stołem, szukając wygodniejszej pozycji na krześle. Oboje dali sobie do zrozumienia samymi spojrzeniami, że czują się jak malutkie dzieci przy nudnych spotkaniach, które nie potrafią długo wytrzymać w jednym miejscu. Jeszcze zanim państwo Yoon oznajmili, że zamierzają przeprowadzić się do Chin, Jeonghan lubił różne spotkania rodzinne jak i odwiedziny gości. Z czasem przestawały go one cieszyć i zjawiał się przy stole tylko na chwilkę, zazwyczaj by coś zjeść i z powrotem zamknąć się u siebie. Miał wielu znajomych, jednak przyjacielem mógł nazwać tylko jedną osobę – Jisoo, z którym niestety niedawno się ostro pokłócił. Od tego momentu wmawiał sobie, że da sobie radę sam. Wyprowadzi się od rodziców, znajdzie pracę i wcieli się w nowe otoczenie – koreańskie otoczenie.
– Jeonghan, jeśli chcesz, możesz oprowadzić Seungcheola po domu – zaproponowała mama długowłosego. Był jej w tym momencie bardzo wdzięczny, pierwszy raz od dłuższego czasu.
– My również chcemy pooglądać wasz dom – zainteresowała się pani Choi. – Jest piękny.
Rodzice Jeonghana, ucieszeni z komplementów, postanowili wszystko im pokazać. Seungcheol dał drugiemu chłopakowi do zrozumienia, że naprawdę chce iść pozwiedzać. Długowłosy bez sprzeciwu podniósł się z krzesła gorączkowo myśląc nad tym, co teraz.
Początkowo jego plan obejmował jedynie nieodzywanie się do rodziców. Okazało się to o wiele trudniejsze niż przypuszczał, dlatego musiał ograniczyć mówienie do minimum również w innych sytuacjach. Samozaparcie przyczyniło się do tego, że cisza bardzo mu się spodobała i przez ostatni miesiąc przed przerwą zimową przesiedział bez ani jednego podnoszenia ręki czy wypowiadania się w szkole. Nauczyciele nie rozumieli, co mogło się z nim stać, ale nie zdążyli zainterweniować przed wolnymi miesiącami.

Dom państwa Yoon nie był ogromny, ale wystarczająco duży, aby odizolować się od głosów dobiegających z salonu. Jeonghan nie miał pojęcia, gdzie ma zabrać Seungcheola – nigdy wcześniej nie bawił się w przewodnika, a tym bardziej po własnym domu. Zawstydzało go to.
– Wiesz, która jest godzina? – zapytał Seungcheol. – Prawie północ. Umieraliśmy przez cztery godziny.
Długowłosy nie zrozumiał, że jest to pytanie retoryczne i zaczął szukać po ścianach zegaru. W przedpokoju żaden nie wisiał, jedynie na samotnej szafce leżał porzucony kalendarz z zeszłego roku, 1991[5], pokreślony jak każdy inny w ich domu. Ojciec Jeonghana zazwyczaj wszystko w nich zaznaczał i nigdy nie wyrzucał. Najwyraźniej chciał sobie coś przypomnieć i go tutaj zostawił.
– Umiem liczyć – burknął Jeonghan. Z tej odległości jego rodzice na pewno nie byli zdolni go usłyszeć.
– I umiesz mówić – zainteresował się Seungcheol. – Chyba, że zaczynasz dopiero od północy.
– Skąd wiesz, że jest północ? – długowłosy musiał porządnie odchrząknąć, po kilku dniach siedzenia w ciszy. Mówienie więcej niż kilku słów przychodziło mu z trudem. Jego serce zabiło lekko z przerażenia, kiedy o tym pomyślał.
– Wcześniej popatrzyłem na zegarek taty.
Przemilczeli kilka chwil, patrząc jedynie na siebie. Jeonghan nie zamierzał zapraszać go do swojego pokoju, a znajdowali się niebezpiecznie jego drzwi. Posprzątał tam, nawet pani Chung pomogła mu to zrobić solidniej niż zwykle – wcześniej pochował wszystkie swoje tajemnice w szafce i sprzątał resztę nie odchodząc od niej na więcej niż kilka kroków, aby pani Jerim się nią nie zajęła.
– Mógłbyś napisać baśń, w której długowłosa księżniczka odzywa się jedynie o północy i jest to jej tajemnica. Odkrywa ją dopiero pewien książę – zaproponował Seungcheol.
Jeonghanowi nie spodobał się pomysł starszego, tym bardziej, że został tam porównany do księżniczki, a on do księcia. Przynajmniej tak sobie wyobraził tok myślenia drugiego chłopaka.
– Śmiejesz się ze mnie?
– Jesteś chory?
– Powtórzyłbym pytanie.
– Ja również.
– Nie, nie śmieję się z ciebie. Podsunąłem tylko ciekawy pomysł.
– Skąd wiesz, czy coś podobnego już nie istnieje?
– Owszem. I właśnie dzieje się w tym momencie.
Gdyby Jeonghan miał siłę na żarty czy próby kokietowania, na pewno nie spojrzałby na Seungcheola z nienawiścią w oczach. Szybko jednak przygasł.
– Coś się stało? – zmartwił się Seungcheol. Przez jego czarne, sterczące na czubku głowy włosy, przenikało światło księżyca. Jeonghan nie był dobrym przewodnikiem, ponieważ nie zdecydował się, bądź nawet zapomniał o zapaleniu światła.
– Nie. Po prostu sam się sobie dziwię, że jestem w stanie tak dużo mówić.
– Masz jakąś chorobę? – starszy ponowił pytanie.
– Nie mam zamiaru nic ci o tym mówić – oznajmił twardo długowłosy i od razu zamilkł, słysząc zbliżające się ku nim głosy państwa Choi oraz Yoon.
– Ja już chyba wiem, o co chodzi – usta Seungcheola wygięły się w lekkim uśmiechu.
Jeonghan pokręcił głową. Dzisiejszej nocy nie odezwał się już więcej. W końcu północ już minęła.

Państwo Choi zebrali się po pierwszej w nocy, a Jeonghan uprzytomnił sobie, że nie dojadł swojego japchae, które nie mogło się zmarnować. Usiadł przy stole udając, że nie podsłuchuje swoich rodziców, rozmawiających w kuchni. Uwielbiał tę atmosferę, która tworzy się, kiedy już wszyscy goście odejdą. Salon wciąż zalany był tym samym światłem, jednak było już o wiele ciszej, stół nie wyglądał tak pięknie, jak na samym początku, ale długowłosy czuł się bezpieczniej.
Jego rodzice w pewnym momencie zaczęli rozmawiać o tym, że ośmieszył się przed panem Choi, nie odzywając się ani słowem. Nie wiedzieli, ile jego przyszły nauczyciel z nim wytrzyma, skoro już zgodził się na lekcje. Jego ojciec po raz kolejny wspomniał o wizycie u lekarza. Uważali jego zachowanie za nienormalne.
Obciąłbym ci te włosy. Nie dość, że lecą ci do talerza, to jeszcze niedobrze wyglądają. Albo sam zgłosisz się do fryzjera, albo poprosimy panią Chung, żeby wzięła nożyczki – oznajmił pan Yoon, wchodząc do salonu i widząc, jak Jeonghan odgarnia włosy za uszy, sięgając po ostatnią łyżkę japchae.
Długowłosy zwyczajnie go zignorował – wiedział, że jego tata nie byłby do tego zdolny. Uwielbiał mówić mu okropne rzeczy i obiecywać coś, ale zazwyczaj nie dotrzymywał słowa. Gdyby zachowywał się tak samo w kwestii wyjazdu do Chin, Jeonghan byłby w siódmym niebie.
– Dlaczego nawet w obecności gości nie zachowujesz się jak każdy, normalny człowiek? – zagaiła jego mama, siadając na kanapie w salonie. – Posprzątasz to wszystko. Pani Chung zjawi się dopiero jutro wieczorem, a ja nie chcę mieć tu syfu. Ale to zaraz – zatrzymała go, kiedy od razu zajął się zbieraniem talerzy. – Usiądź z nami.
Jeonghan nie posłuchał jej i nadal robił swoje. Wrzucił pałeczki do pustego kubka, by później je wyrzucić były jednorazowe, ale mimo to bardzo ładnie ozdobione – trzymali je specjalnie dla gości.
Chodź tutaj, Hannie.
Zdrobnienie oznaczało, że to koniec żartów. Powoli odstawił naczynia z powrotem na stół i usiadł w fotelu tak, by nie patrzeć na ich twarze.
– Nie wiem, kiedy zrozumiesz, że twój bunt niczego ci nie da. Jedynie niszczysz sam siebie – zaczął jego tata. – Pomyśl o tym, co może stać się z tobą później – nie będziesz potrafił normalnie rozmawiać z ludźmi. Nie ma takiej możliwości, aby żyć w odosobnieniu, jak jakiś pustelnik. Pochorujesz się.
– Według mnie to już jest zaczątek choroby – wtrąciła się jego mama. – Nie wydaje mi się, aby zmuszanie się do nie mówienia było czymś normalnym.
– Musisz wyjechać razem z nami. Nie jesteś jeszcze dorosły, dlatego nie zostawimy cię samemu sobie, ponieważ martwimy się o ciebie. Minjeong jest pod opieką wychowawców. Uczy się w znakomitej szkole, dlatego musi tutaj zostać, aby nie zaprzepaścić szansy. Gdybyś ty był w podobnej sytuacji, również staralibyśmy się o to, abyś ukończył tutejsza szkołę. Sam jednak widzisz, że nie jesteś wyśmienitym uczniem. A teraz doszedł do tego twój własny, wewnętrzny problem.
– Na nas takie zagrywki nie działają. Pomyślałbyś też o nas – dla nas ten wyjazd jest zarówno ważny, jak i stresujący. Będziemy bardzo martwić się o Minjeong.
– Nie rozumiem, co chcesz osiągnąć przez udawanie niemowy – jego ojciec podniósł się i oparł łokcie na kolanach, jak gdyby chciał zbliżyć się do syna. – Masz jakąś blokadę wewnętrzną? Równie dobrze moglibyśmy się spakować w nocy i powiedzieć ci kilka godzin przed wylotem, że przeprowadzamy się do Chin i zaciągnąć cię tam na siłę, podczas gdy my dajemy ci czas na oswojenie się z naszą decyzją. Przygotowujemy cię do sforsowania bariery językowej od dawna. Dlaczego nas tak bardzo nienawidzisz?
Jeonghan nie sądził, że to słowo padnie z ich ust. Za każdym razem, kiedy rodzice decydowali się na poważniejszą rozmowę z nim, zaczynały dręczyć go poważne wyrzuty sumienia. Nie wiedział, jak oni to robili, że zawsze mieli rację – dlaczego to doświadczenie życiowe zawsze okazywało się prawdą? Jednak kiedy dochodziło właśnie do tego momentu, wszystko zaczynało się walić – jego zdanie zaczynało rujnować to, co wcześniej sobie pomyślał. Dlaczego nic nigdy nie idzie po jego myśli, zawsze musi wkraść się tam mały, pęczniejący błąd, który rozrasta się coraz bardziej.
– Odezwij się do nas – poprosiła jego mama. – Jeong… Jedno słowo, a sprawisz, że będziemy myśleć zupełnie inaczej.
Nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa. Dochodziła druga w nocy – to o wiele za dużo minut po północy. Położył się spać z oczami pełnymi łez stworzonych z wyrzutów sumienia i złości na samego siebie.

*

Pan Choi miał zjawić się wieczorem – albo dziś, albo dnia następnego. Wszystko zależało od tego, kiedy znajdzie czas, ponieważ ostatnio był bardzo zabiegany.
Jeonghan obudził się ze spuchniętymi oczami – wiele razy wystrzegał się płaczu przed snem, ponieważ z rana jego oczy zamieniały się w purchawki, jak gdyby ktoś je napompował. Czuł się przez to o wiele słabiej i nie mógł ich szeroko otworzyć – zupełnie, jakby zachorował. Dotykał ich przed lustrem, jak gdyby mocniejszy dotyk miał sprawić, że nagle znikną, czy uleci z nich przyczyna znacznego powiększenia się powiek.
Spał krótko, ale dzięki temu miał możliwość szybszego zniwelowania ich przed wizytą kogokolwiek. Nie chciał się chwalić, tym, że płakał, a była to najoczywistsza przyczyna. Na zewnątrz wciąż jeszcze było szaro, a pogoda dopiero zastanawiała się, czym dzisiaj zachwyci bądź też zezłości mieszkańców Seulu. Przypomniał sobie, że nie posprzątał wczoraj brudnych naczyń i resztek po kolacji, a jako że o dziwo nie miał już ochoty na sen, poszedł zająć się salonem.
Przystanął na moment, kiedy przechodził obok kalendarza z roku 1991. Przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z synem państwa Yoon, Seungcheolem. Teoria z oklepanym motywem baśni okazała się bardzo prawdopodobna Jeonghanowi zrobiło się trochę cieplej na myśl o wczorajszej nocy. Wziął kalendarz i wrzucił go do szuflady szafki, na której leżał. Potrząsnął przecząco głową i powiedział do siebie, że historyjka z mistyczną godziną to niedorzeczność – wszystko zależało od tego, z kim rozmawiał. Z nieznajomym jakoś wszystko wychodzi łatwiej – on nie wygarnie niczego tobie, a ty jemu, ponieważ nic o sobie nie wiecie. Od tego, jak losy potoczą się dalej, zależy sam początek i uzupełnianie go.
Starał się posprzątać najlepiej jak umiał i jednocześnie jak najszybciej, by umknąć przed rodzicami. Tchórz, tchórz, tchórz, śpiewał sobie w myślach piosenkę, stworzoną z jednego wyrazu, ale jakże adekwatną do jego sytuacji. Mógłby umieścić w niej również i synonimy, ale spuchnięte oczy przeszkadzały mu w myśleniu i pozwalały jedynie na koncentrowaniu się na jednej czynności, jaką było mycie naczyń i ewentualne śpiewanie jednowyrazowej piosenki, która była na tyle uniwersalna, że pasowała do każdej, wymyślonej przez niego melodii.
Podczas tworzenia kolejnej, złożonej ze zdań opisujących kolejne wykonywane czynności, zdążył powyjmować wszystko z szafy i ułożyć na nowo, oraz posegregować swoje skarby. Znalazł tam między innymi stare polaroidy, które zrobili razem z Jisoo, gdy ten przywiózł aparat z Ameryki. Jako że zapomniał zabrać ze sobą więcej wkładów, mieli tylko kilkanaście okazji do uwiecznienia. Podzielili się nimi po połowie – oczywiście nie odbyło się bez kłótni, który bierze które sytuacje. Po tygodniu w końcu się pogodzili, ale i tak mieli sobie za złe, że ten drugi wziął to zdjęcie, na któremu bardziej zależało temu pierwszemu.
Chciało mu się znów popłakać, ale jego oczy by tego nie zniosły. Powstrzymywał się do dnia kolejnego, a był w powstrzymywaniu się bardzo dobry. Wieczorem zjawił się pan Choi, który już za parę chwil miał zamienić się w jego pełnoprawnego nauczyciela języka chińskiego.
Ni hao, Jeonghan – przywitał się z nim, na co długowłosy odparł jedynie kiwnięciem głowy.
Pan Yoon polecił im, żeby lekcje odbywały się w pokoju jego syna. Chłopak westchnął cicho, nie mogąc znieść myśli, że ktoś inny wtargnie do jego królestwa. Pani Chung była wyjątkiem ze względu na to, że dobrze się z nią sprzątało o ile nie zaglądała tam, gdzie nie trzeba.
– Twój tata wspominał coś o dodatkowych lekcjach chińskiego – zaczął pan Choi, siadając na jego krześle przy biurku. – Masz jakieś zeszyty, żebym mniej więcej wiedział, na jakim jesteś poziomie?
Jeonghan kiwnął głową i nie ruszał się przez moment myśląc, gdzie je wcisnął. Przez ostatnie, gruntowne porządki wiele rzeczy mu zaginęło bądź zmieniło położenie. Sięgnął tam, gdzie było to najbardziej prawdopodobne, czyli pod łóżko – składowisko wszystkiego, czego nie chciał widzieć, ale nie mógł wyrzucić.
– Nieźle – pochwalił go pan Choi. – Umiesz to wszystko mniej więcej?
Długowłosy wzruszył jedynie ramionami.
– A mówić umiesz?
Tym razem pokręcił głową.
Po koreańsku oczywiście. Wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki.
Chłopak otworzył usta, lecz jego wyćwiczona blokada skutecznie go powstrzymała. Przypomniał sobie słowa Seungcheola: „Długowłosa księżniczka odzywa się jedynie o północy i jest to jej tajemnica”. Bzdura!
– Tak – odparł cicho. Nie było północy, a on mówił!
Super. Mam nadzieję, że znasz liczby do stu. Zrobimy sobie powtórkę podstaw. Mógłbyś mi policzyć? Później od razu przejdziemy do pisowni, ponieważ idzie ci to bardzo słabo.
Yi, Er, San, Si, Wu
Pan Choi nie był złym nauczycielem. Spokojnie mógłby wykładać język chiński w szkole. Powtórzył mu rzeczy, które już wiedział, ale mimo to wysłuchał go, jakby słyszał je po raz pierwszy. Ich relacje wciąż były zbyt sztywne i mocno sformalizowane, by Jeonghan czuł się mniej skrępowany, nawet jeśli był u siebie.
– Liczę na to, że się polubimy, a ty będziesz odzywał się nieco więcej – powiedział na zakończenie pan Choi. – Baibai, wan’an.
Wan’an.
Jako że trwały teraz ferie zimowe, pan Choi miał przychodzić dwa razy w tygodniu, ewentualnie od czasu do czasu trzy. Jeonghan zastanawiał się, skąd tata Seungcheola weźmie tyle czasu – wnioskując z kolacji, która odbyła się dwa dni temu, jest dosyć zapracowany.

*

Pan Choi zjawił się po raz kolejny pięć dni później, kiedy wiało tak strasznie, że Jeonghan w pewnym momencie bał się wychodzić z domu. Prócz tego żałował, że wciągu tych dni ani razu nie zajrzał do starych zeszytów, albowiem jego nauczyciel nie zamierzał cackać się z nim tak, jak podczas pierwszej lekcji. Od razu zaskoczył go próbą wydobycia ogromnej wiedzy. Długowłosy tak się zestresował, że w pewnym momencie nie potrafił nawet pomyśleć o mówieniu. A nie było już odwrotu. Musiał w końcu pogodzić się z tym, że to najprawdopodobniej jest jego ostatni rok w Korei. Czuł się, jak gdyby znał już datę swojej śmierci, a mimo to nie wykorzystywał należycie swoich ostatnich chwil tutaj.
Kiedy pan Choi pożegnał się z nim oraz jego rodzicami, którzy zaproponowali mu ciasto na wynos, jako że się spieszył, Jeonghan zatrzasnął drzwi i oparł się o ścianę, gasząc światło głową. Odetchnął głęboko, wciąż zszokowany nadmiarem słów kierowanych do niego oraz byciem zmuszanym do mówienia w języku, którego tak bardzo chciał się wystrzec.
Zeszłej nocy starał się tworzyć w myślach listę argumentów przemawiających za pozostaniem samemu w Korei. Wszystkie z nich były dla niego bardzo uzasadnione, zaś dla jego rodziców niekoniecznie – oni nie mogli wiedzieć, co tak naprawdę dzieje się we wnętrzu ich syna, a on sam nie był w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć, przez co wychodził na rozzłoszczonego gówniarza. Jego los był już jednak przesądzony i mógł jedynie marzyć o pozostaniu w Seulu.
Kiedy ubzdurał sobie, że przestanie się odzywać do rodziców, wydawało mu się to genialnym pomysłem. Sądził, że doprowadzi ich do furii, a tymczasem oni mieli gdzieś jego próbę buntu. Z samego początku rzeczywiście byli nieco rozeźleni, ale on jeszcze nie posiadał nierozerwalnej kłódki, przez co bardzo szybko się poddawał. Samozaparcie stało się chorobliwym nawykiem, odkąd zajął się sobą na poważnie.

Po lekcjach z panem Choi nie miał ochoty na kolację, dlatego też od razu się umył i sięgnął po książkę, by nie myśleć o jedzeniu i zapomnieć o głodzie. Nalał sobie jedynie trochę soku do szklanki, którym później – tak jak przypuszczał – się oblał, na wpół siedząc, na wpół leżąc. Na szczęście udało mu się nie zalać ani prześcieradła, ani łóżka, dlatego też jedyny problem stanowiła koszulka. Nie chciało mu się już wstawać, ale gryząca i lepiąca się mokra plama była bardzo uciążliwa i nie taka mała. Zapalił małą lampkę i spojrzał na mały zegarek stojący na biurku – dochodziła północ. Jego rodzice już spali, ponieważ z samego rana jechali do pracy.
Serce podeszło mu do gardła, kiedy usłyszał, jak coś uderzyło w szybę. Zamarł na moment myśląc, że to ptak, co wydawało się z lekka niedorzeczne, bo one zazwyczaj również w nocy spały. Może nietoperz? Miał niezasunięte zasłony, lecz one nie lgnęłyby do światła. Kiedy stuknięcie się powtórzyło, z czystą koszulką w ręku podkradł się do okna i zerknął na balkon w poszukiwaniu sprawcy tajemniczych odgłosów. Było zbyt ciemno, by móc coś dojrzeć, dlatego też prędko założył koszulkę, by nie paradować na wpół nago i wyszedł na zewnątrz. Stopą natrafił na kasztan, który nieprzypadkowo znalazł się na jego balkonie. Ktoś rzucił nim w jego okno, ponieważ dostrzegł ruch obok murku, odgradzającego ogród państwa Yoon od ich sąsiadów.
Nie miał pojęcia, kim może być ta osoba ani czego od niego chce. Przeszedł po nim dreszcz – było zimno, ze względu na porę roku i wiatr, który nagle się zerwał, rozwiewając na wszystkie strony jego lekko wilgotne włosy. Był niemalże stuprocentowo pewien, że w tym momencie zagwarantował sobie przeziębienie.
Z prawej strony balkonu barierki uczepiła się czyjaś ręka. Sekundę później kolejna. Ktoś podciągnął się z wyraźnym trudem i zeskoczył z barierki na balkon. Jeonghan pomyślał sobie, ze to jego koniec. Jakiś morderca, gwałciciel wywabił go na zewnątrz, by stał się jego kolejną ofiarą. Długowłosy nie mógł się ruszyć, a co dopiero cokolwiek powiedzieć czy krzyknąć.
– Dobry wieczór, Jeonghan.
Chłopak doskonale znał ten głos.
– Przepraszam za najście. Trochę niecodzienny sposób jak i pora na odwiedziny…
– Co ty tu robisz?!
– Idealnie wyczułem porę – zachwycił się Seungcheol. – Jest północ, a ty odzyskujesz mowę.
Jeonghan patrzył na niego jak na wariata. Skąd on się tutaj wziął o takiej godzinie i dlaczego wspinał się przez balkon? Mieli za sobą dopiero jedno spotkanie, podczas którego niestety nie planowali potajemnych schadzek.
– Jaką tajemnicę mi dzisiaj wyjawisz?
– Tajemnicę…?
– Kto rzucił na ciebie tę klątwę?
– Jaka klątwę…? – wydusił z siebie i z poirytowaniem skrzyżował ręce na piersi. – Wracaj do siebie i idź spać! Bredzisz.
– Mówiłem ci już o napisaniu nowej baśni. Właśnie ją tworzymy.
Seungcheol zdecydował się wyjść z mroku. Jeonghan dostrzegł w jego oczach najczystszy pierwiastek powagi.
– To ty tutaj jesteś chory! – wypomniał mu.
– I ty również będziesz, jeżeli zaraz się nie ubierzesz.
– Wracam do pokoju, zamykam okno, a ty znikasz – oznajmił i odwrócił się na pięcie.
Seungcheol był jednak szybszy i prędko chwycił go za koszulkę. Zdjął kurtkę i rzucił mu na ramiona.
– Zostań, błagam cię.
– O co ci chodzi? – szepnął, marszcząc brwi.
– Chcę poznać twoją tajemnicę.
– Nie mam żadnych tajemnic…
– Owszem, masz.
– Może i mam, ale nie zamierzam się nimi z tobą dzielić – jego charakterystyczna chrypka wróciła. A już cieszył się, że jego gardło o niej zapomniało. Uaktywniała się za każdym razem, kiedy dosyć długo się nie odzywał. – Nie mogę dużo mówić – szepnął przez zatkane gardło.
– Dopóki nie minie północ, możesz ze mną rozmawiać. Potem ja będę mówił, a ty pisał.
Seungcheol był szaleńcem! Jeonghan oburzył się przypominając sobie słowa ojca, który chciał wysłać go do lekarza – to nie on potrzebował psychiatry, a syn jego nowego kolegi.
– Jeśli sądzisz, że ciąży na mnie jakiś czar, powinieneś mocno się uszczypnąć lub uderzyć w głowę i wrócić do rzeczywistości – wydusił z siebie ostatkiem sił.
– Przyszedłem za późno – zmartwił się Seungcheol i podwinął rękawek, by spojrzeć na zegarek przypięty do nadgarstka. Wyglądał dokładnie tak samo, jak ten należący do jego ojca. Były trzy opcje – albo go pożyczył, albo ukradł, albo mieli z synem takie same. Jeonghan po dłuższym namyśle uznał, że dwie pierwsze opcje są bardziej prawdopodobne, ponieważ zegarek wyglądał na bardzo drogi. Zapewne jeśliby go zgubił, miałby niezłą jazdę w domu, dlatego też długowłosy mentalnie powstrzymywał się przed zaciśnięciem mu paska nieco mocniej, by nie miał szansy spaść.
– Dokładnie – szepnął młodszy. – Dlatego wracasz do siebie, a ja idę spać.
Seungcheol stanął przy barierce, wcześniej odwracając się ku niemu i wykonując gest podobny do zasalutowania. Jeonghan zmrużył oczy, po raz kolejny nie będąc pewnym, o co chodzi starszemu chłopakowi. Ten jednak zaraz potem zniknął za barierką i wtopił się w noc czarną jak jego włosy.
Chłopak postał jeszcze przez chwilę na balkonie, próbując dostrzec sylwetkę tego drugiego w mroku. Po chwili uprzytomnił sobie, że nadal ma na sobie jego kurtkę, stopy przymarzają mu do posadzki, a w pokoju jest pewnie tak zimno, jak w najmroźniejszą, zimową noc. Podbiegł do barierki i rozejrzał się po ogrodzie – Seungcheol był najwyraźniej zmiennocieplnym ssakiem, skoro nie poczuł, że czegoś mu brakuje. Chyba, że chciał mieć powód, dla którego musiałby tutaj wrócić.

Kolejnego dnia długowłosy obudził się z lekkim bólem gardła i uczuciem waty w głowie. Zakradł się do kuchni, by zrobić sobie mocnej herbaty, która zawsze pomagała mu przy takich objawach chorobowych. Nie chciał być chory, bowiem czuł się wtedy bezsilny, a każdy kolejny, przeleżany dzień marnował się gorzej niż wtedy, kiedy był zdrowy i zwyczajnie nic nie robił.
Wrócił do siebie przebywając drogę do swojego pokoju dwa razy dłużej, ponieważ nalał gorącej wody prawie do samego brzegu. Odstawił kubek na szafkę obok łóżka i spojrzał na kurtkę Seungcheola, którą w nocy powiesił na oparciu krzesła. Musiał prędko coś z nią zrobić, aby nikt nie zadawał zbędnych pytań, skąd wziął się u niego obcy element garderoby.
Jako że nie zamierzał rozmawiać ze swoimi rodzicami, nie mógł też spytać, gdzie mieszka państwo Choi. Nie miał nikogo innego, kogo mógłby o nich zapytać. Tamta rodzina mogła równie dobrze mieszkać poza miastem, gdzieś, gdzie jeszcze nigdzie nie był. Postanowił poczekać do kolejnej wizyty pana Choi, ponieważ gdy działał pod presją, miał o wiele lepsze pomysły, które przychodziły mu do głowy znacznie szybciej niż zwykle. Na czas oczekiwania wcisnął kurtkę na górną półkę w szafie, której zazwyczaj nie używał, ponieważ słabo widział, co jest tam położone. Wolał mieć wszystko popowieszane i poukładane mniej więcej na linii oczu.

W przeddzień wizyty pana Choi, ich gosposia, pani Jerim, naskoczyła na Jeonghana, że ma dla niego interesujące zajęcie. Znikąd wytrzasnęła wolną plakietkę wolontariusza i oznajmiła długowłosemu, że potrzebują jeszcze jednej osoby na liście i musi stawić się za godzinę pod domem opieki. Akcję organizowało stowarzyszenie działające w jego szkole, dlatego była pewna, że z pewnością ucieszy się z możliwości spotkania ze znajomymi. Jego rodzice byli bardzo zadowoleni z tej propozycji, a on nie miał pojęcia, jak może zaprotestować. Kilka tygodni przed przerwą zimową do akcji wolontariuszy przyłączył się Jisoo, którego starał się unikać jak ognia. Jeonghan uznał, że da sobie radę sam – nie każde przyjaźnie trwają na wieczność i oto nadszedł kres ich relacji, dlatego też nie zamierzał wchodzić mu w drogę.
Długowłosy spokojnie mógłby zamknąć się w pokoju i zrealizować nową formę buntu, jednakże ta sytuacja w żaden sposób nie wiązała się z ich przeprowadzka do Chin. Wcale nie musiał iść zbierać pieniędzy, ale zostało mu to zaproponowane – i to przez panią Chung. Zaczynało mu się powoli nudzić w domu, ponieważ jego pokój został posprzątany na błysk przed kolacją z rodziną Choi i nie zdążył jeszcze porządnie nakramować. Do słuchania jedynie własnych myśli przyzwyczaił się już dość dawno temu.
Temu też zgodził się, by pani Jerim przypięła mu plakietkę, na której widniała jedynie informacja, że jest wolontariuszem z tego i tamtego liceum, oraz wolne miejsce, zapewne na jego imię i nazwisko oraz pieczątkę, która zostanie przybita w miejscu zgrupowania. Ojciec zaoferował mu nawet podwózkę pod samo dom opieki, żeby przypadkiem sobie nie pomyślał o skręceniu w inną ulicę.

– Yoon Jeonghan? – zdziwiła się pani Lee, opiekunka stowarzyszenia wolontariuszy, spoglądając na niego raz po raz i szukając jego nazwiska na liście. – Nie przypominam sobie, żebyś się wcześniej zapisywał.
Długowłosy jedynie wzruszył ramionami. Jego gardło od razu zacisnęło się, kiedy tylko doszedł grupkę znajomych mu twarzy. Nie znał imion wszystkich ochotników, ale doskonale kojarzył ich ze szkolnego korytarza.
– Pani Lee, wie może pani, czy przyjdzie Park Kangjoon? – spytała dziewczyna o okrągłej buźce, kiedy udało się jej przecisnąć do biurka stojącego na recepcji domu opieki. Jeonghanowi zdawało się, że jest od niego rok młodsza.
– Jeśli dobrze pamiętam, wypisał się dzień przed rozpoczęciem ferii zimowych – wychowawczyni pokazała jej skreślone nazwisko Kangjoona na swojej mocno pomiętej liście.
Kartka musiała już wiele przejść. Tuż nad Parkiem Jeonghan dostrzegł imię i nazwisko Jisoo. Rozejrzał się, czy przypadkiem jego były najlepszy przyjaciel nie stoi tuż obok niego. Na szczęście był bezpieczny.
– Właśnie! – pani Lee zwróciła się z powrotem ku Jeonghanowi. – To pewnie ciebie miałam wpisać w zamian za Kangjoona, ale byłam tak zabiegana, że zupełnie o tobie zapomniałam. Wpisz się na listę, uzupełnij sobie plakietkę, a ja zaraz przybiję ci pieczątkę i dam wolną puszkę, o ile jeszcze jakąś znajdę…
Długowłosy prędko wpisał się na listę, próbując odwzorować styl pani Lee, aby się nie wyróżniać. Samotna pieczątka leżała na biurku, ukryta pod kolejnym stosem papierów – zapewne sama się tam wturlała – dlatego wykorzystał okazję, prędko namoczył ją w czerwonym tuszu i sam podbił sobie plakietkę, by jak najprędzej wydostać się z napierającego nań tłumu.
Z samego tyłu natknął się na Jisoo, który miał już podbitą plakietkę. Zapewne stawił się tutaj jako pierwszy, ponieważ nie tolerował spóźnialstwa. W jednej ręce trzymał puszkę, w drugiej zaś futerał od gitary – zapewne zaraz po akcji wybierał się na lekcję. Jeonghan zawsze się dziwił, że odbywały się one akurat w ten dzień, kiedy mieli dodatkowe zajęcia – czy to zwyczajny traf, czy też jego nauczyciel uwielbiał, kiedy ten długo nie wracał do domu.
Ich spojrzenia skrzyżowały się tylko na moment, Jeonghan od razu odwrócił wzrok udając, że nikogo wcześniej nie widział.
– Cześć, Jeonghan – przywitał się Jisoo, który niby przypadkowo znalazł się tuż obok niego, gdy opuszczali budynek.
Długowłosy jedynie uśmiechnął się kwaśno, próbując przejść na przód grupy.
– Nie ciś się! – usłyszał czyjś karcący głos i od razu przystopował.
Przy podziale na kilka grup postanowił, że będzie trzymał się własnego grafiku i poradzi sobie sam. Nikogo z wolontariuszy nie znał na tyle, aby czuć się przy nim swobodnie. Kiedy tylko poszczególne grupki rozeszły się w wolne strony on skręcił w tę przecznicę, do której nikt się nie kierował.
– Jeonghan? – usłyszał za sobą głos Jisoo.
– Hm? – odwrócił się w kierunku byłego przyjaciela i zatrzymał się na moment, by ten miał szansę do niego podbiec.
– Czemu nie idziesz razem z innymi? Nie masz grupy?
Długowłosy patrzył na niego bez słowa.
– Nadal jesteś na mnie zły? Kiedy chciałem sobie wszystko z tobą wyjaśnić, przestałeś się odzywać. I to nie tylko do mnie. Jesteś na coś chory?
Dlaczego wszyscy myślą, że jestem chory?!, chciał wykrzyczeć, jednak głos ugrzązł mu w gardle – blokada. Jisoo musiało wystarczyć, że pokiwał przecząco głową.
– W takim razie dlaczego nic nie mówisz? To jakieś wyzwanie? – zażartował, uśmiechając się charakterystycznie.
– Nie mogę – wydusił.
– Możesz mi powiedzieć, co się dzieje. Ja już dłużej nie zniosę tego konfliktu. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, trzymamy się ze sobą, odkąd przyjechałem tutaj z Ameryki i nie potrafiłem się z nikim dogadać.
No tak, Jisoo nie wiedział o przeprowadzce rodziny Yoon. Jeonghan nie powiedział mu o tym od razu kiedy się dowiedział, ponieważ sądził, że zdąży wyperswadować pozostanie w Korei. Kiedy postanowił przestać cokolwiek mówić, zdążył się z nim pokłócić i zerwać kontakt, który tak nagle miał zostać odnowiony?
– Znalazłem nasze stare polaroidy – oznajmił Jisoo. O dziwo, Jeonghan również. – Mam nowe wkłady. Nie wiedziałem, że przyjdziesz na zbiórkę, ani że w ogóle się zapisałeś. Nigdy nie widziałem cię w salce – zastanowił się.
Jeonghan posłał mu cieplejszy uśmiech. Nie sądził, że pójdzie to tak gładko. Najwyraźniej ich przyjaźń musiała przetrwać, a czas, który spędzili osobno pozwolił na zatarcie ostrych krawędzi.
W ciągu czterech godzin przeznaczonych na chodzenie po mieście i zbieranie datków na dom opieki, długowłosy odezwał się zaledwie kilka razy. Tym razem to Jisoo mówił więcej, nie naciskał na niego, jak gdyby wyczuł, że za zasłoną milczenia kryje się głębsza historia, a jego przyjaciel nie ma teraz ochoty mu o tym mówić. Nie udało im się zebrać zbyt wiele pieniędzy, nawet jeśli oboje postanowili wykorzystać swój urok osobisty. Jeonghan był zadowolony z dzisiejszego dnia i cieszył się, że zdecydował się wyjść z domu. Rozmowa, a raczej monolog Jisoo pozwolił mu przypomnieć sobie o tym, jak cudownie czuł się jeszcze kilka miesięcy temu.

*

Ni hao, Jeonghan – przywitał się pan Choi, kiedy tylko przeszedł przez próg kolejnego wieczoru.
Jeonghan od razu poczuł się chory. Była to dopiero ich trzecia, wspólna lekcja, a on jeszcze nie odpoczął po ostatniej. Jako że nie po raz pierwszy miał styczność z językiem chińskim, pan Choi postanowił wycisnąć z niego wszystko, co się da. Chciał również rozmawiać z nim tylko po chińsku. Długowłosy dziwił się, że nieznajomy jest w stanie zmusić go do mówienia prędzej, niż jego przyjaciel, z którym miał tyle do obgadania. Może potrzebował właśnie kogoś takiego – zdecydowanego i bezwzględnego?
Ze stresu zupełnie zapomniał o pozostawionej kurtce Seungcheola. Chciał ją wręczyć panu Choi, aby oddał ją synowi z wymyśloną historyjką, jak kto spotkali się na mieście i starszy mu ją pożyczył, kiedy zaczął szczękać zębami. Nie sądził, że typowe zagranie chłopaka wobec dziewczyny na jednej z pierwszych randek przejdzie u pana Choi, ale nic lepszego nie potrafił wymyśleć. Prócz tego Seungcheol mógł ostatnio wcale nie wychodzić na miasto, przez co Jeonghan byłby spalony. Czarnowłosy musiał się kiedyś po nią zjawić. Jego mama na pewno zorientowała się, że na wieszaku brakuje jego kurtki – znikające okrycia nie są naturalną koleją rzeczy, zwłaszcza, jeśli wyglądają na drogie.
– Pan Choi mówił nam, że powoli odzyskujesz mowę – zagaił jego ojciec, kiedy Jeonghan zjawił się w kuchni, by zrobić sobie herbaty.
Długowłosy ignorował go, wyciągając z szafki biały kubek, pokreślony markerem przez Jisoo. Rysunki i znaki zdołały się już zetrzeć – pozostałości przedstawiały kilkadziesiąt grubych kresek, zrozumiałych jedynie dla Jeonghana i samego autora ozdób na kubku.
– Zapomniałeś, że on nie odzywa się tylko do nas? – wspomniała jego mama.
Oboje używali afektowanego tonu.
– Ach, rzeczywiście.
Tak im się tylko wydawało. Udawanie niemowy wspięło się już u niego na nieco wyższe stadium. Od jego rozmowy z rodzicami po pierwszej kolacji z państwem Choi zaczął nocami zajmować się swoim problemem. To już nie podchodziło pod zwykłą zachciankę „nie będę się odzywał w ich obecności”. Okazało się, że bardzo dobrze panował nad swoją psychiką, co pozwoliło mu na szybkie zbudowanie solidnej bariery. Budowla rozrosła się jednak zbyt szybko i stracił nad nią kontrolę. Czuł wstręt do własnego głosu, zdawało mu się, że nie potrafi dobrać słów adekwatnych do sytuacji, nie jest tak mądry, jak reszta jego znajomych i lepiej, kiedy siedzi cicho i nie wyraża własnego zdania, z którego później nie potrafi się wytłumaczyć. Czy to właśnie było tą tajemnicą, o której wspomniał Seungcheol? W końcu nikt nie wiedział o jego wewnętrznych rozterkach. Czy syn państwa Choi myślał o jego sekrecie w takiej właśnie kategorii? Jeżeli tak, był zarówno szaleńcem jak i geniuszem z rentgenem prześwietlającym duszę i umysł.
Wrócił z herbatą do siebie i usiadł na łóżku, by doczytać dwa ostatnie rozdziały książki. W mig wyprostował się jak struna, słysząc znajome stuknięcie w szybę. Obejrzał się za siebie – znów nie zasunął zasłon.
Wyskoczył z łóżka, założył pierwsze lepsze buty, które znalazł w szafie i stary sweter, pogoniony kolejnym stuknięciem w szybę. Dziwiło go, że jego rodzice niczego nie słyszeli – może temu, że ich sypialnia znajdowała się po drugiej stronie domu.
Wyszedł ostrożnie na balkon i od razu natknął się na sylwetkę Seungcheola.
– Dobry wieczór, Jeonghan – przywitał się. – Dzisiaj jestem odrobinę wcześniej. Porozmawiamy nieco dłużej.
Długowłosy od razu wycofał się do pokoju jednak został zatrzymany przez starszego, który chwycił go za sweter.
– Zaraz wrócę… – uspokoił go.
Podbiegł do szafy i wyjął z niej kurtkę czarnowłosego. Wrócił na balkon i wręczył mu ją – na szczęście Seungcheol miał dziś na sobie jakąś inną. Jeonghan cieszył się, że postanowił nie marznąć, jak za pierwszym razem.
– Dzięki – chłopak poskładał ją po swojemu i zanim podniósł wzrok, Jeonghan już zamykał za sobą drzwi balkonowe. Przylgnął do nich i zaczął pukać w szybę. W zamian za to długowłosy zaserwował mu zasunięcie zasłon i zgaszenie światła. Uprzednio zerknął na swój mały zegarek na biurku – pięć minut przed północą. Usiadł na łóżku i patrzył na cień sylwetki Seungcheola, stworzony przez ogromny księżyc w pełni.
Jeonghan zastanawiał, się o co mu tak naprawdę chodzi. Wymienili ze sobą zaledwie kilka zdań; długowłosy wcale nie cieszył się pierwszy spotkaniem i dziwną, podejrzaną rozmową. Sądził, że Seungcheol trzyma poziom, będzie się z nim dobrze mówiło i będzie miał podobny charakter. Wskazywały na to ich  niewerbalne sygnały przy stole, które oboje rozumieli. Tymczasem Jeonghan myślał sobie, czy ktokolwiek w jego domu wie, że wymyka się w nocy straszyć ludzi, których znał zaledwie parę godzin. Robił już to wcześniej, czy uwziął się jedynie na niego?
Długowłosy powoli podniósł się z łóżka i zakradł się do okna od strony ściany. Zerknął za zasłonę – Seungcheol stał oparty o okno i patrzył na swój kradziony zegarek. Być może był to jego własny, skoro znów miał go ze sobą. Jeonghan nie zamierzał się litować, temu też patrzył na niego i czekał, aż odejdzie. Czarnowłosy zeskoczył z balkonu kilka minut po północy, kiedy uznał, że klątwa drugiego chłopaka wróciła i nie miał już na co liczyć.

*

Dwa dni później, w porze popołudniowej, Jeonghan usłyszał wołającą go panią Chung. Właśnie powtarzał sobie pisownię kilku chińskich znaków, o których wspominał ostatnim razem z panem Choi. Był zły, że ktoś przerwał mu w takim momencie, zwłaszcza, że jutro miała się odbyć kolejna stresującą i męcząca lekcja.
– Jeonghan! Jisoo do ciebie!
Zaskoczony chłopak wstał z łóżka i podszedł do drzwi frontowych, w których rzeczywiście stał jego przyjaciel.
– Ubieraj się – rozkazał mu, potrząsając futerałem na swój polaroid.
Długowłosy nie był w nastroju na spacer, a zwłaszcza na jakiekolwiek zdjęcia. Mimo to posłusznie wykonał jego polecenie i już wkrótce oboje kierowali się do centrum.
– Nie mamy zwyczajnych zdjęć na tle naszego Seulu – wyjaśnił Jisoo w odpowiedzi na pytający wzrok Jeonghana. – Wszystkie zrobiliśmy w zamkniętym pomieszczeniu. Idź naprzód.
Starszy chłopak objął prowadzenie, nie będąc pewnym, co wymyślił ten drugi.
– Idź prosto, a później odwróć się, jak gdybyś chciał mnie zawołać – polecił mu Jisoo, wyjmując polaroid z futerału.
Chwilkę później stali na środku chodnika i wymijani przez rozzłoszczonych przechodniów czekali, aż zdjęcie się wywoła. Obraz powoli zaczynał się pokazywać.
– To trochę potrwa – rzekł młodszy. – Ale zdjęcie jest naprawdę świetne.
Nim biały ekranik pokrył się kolorami miasta, zdążyli kupić bułki u ulicznej handlarki i poszli karmić gołębie. Jisoo udało się uwiecznić moment, kiedy wszystkie gołębie wokół Jeonghana wzbiły się w powietrze.
– To będzie genialne – zachwycił się, chwytając kolejne zdjęcie.
Poprzednie zdążyło się już wywołać, więc długowłosy wziął je do ręki, by się mu dokładniej przyjrzeć. Zdawało mu się , że wyszedł na nim korzystnie, tuż obok niego powstała biała smuga, kiedy delikatne słońce przebiło się przez chmury i zbytnio prześwietliło tamtą część zdjęcia. Dzięki temu zdjęcie wyglądało bardziej interesująco. Przyjrzał się postaci w tle, która wydała mu się bardzo znajoma – czarne włosy, podobna w kolorze kurtka… Czyżby przed nim znajdował się Seungcheol?
– Co tam widzisz? – zainteresował się Jisoo.
Jeonghan pokiwał przecząco głową, nie chcąc oddać mu zdjęcia. To nie mógł być syn pana Choi – każdy Azjata ma czarne włosy, może mieć podobny kolor kurtki… Sama postura też nie bardzo się zgadzała. Popadał w paranoję.
– Mogę sobie wziąć to zdjęcie? – spytał jego przyjaciel. – Dam ci to z gołębiami, patrz – wcisnął mu do ręki kolejny polaroid.
Jeonghan nie popatrzył wpierw na siebie, ale zlustrował wzrokiem niewyraźne tłumy w tle, szukając postać podobną do tej, która zwróciła jego uwagę na poprzednim zdjęciu. Wcisnął je do kieszeni, biorąc głęboki oddech i wyrywając Jisoo aparat z ręki. Zarzucił sobie taśmę na szyję i zrobił przyjacielowi pierwsze w tym dniu zdjęcie, z bardzo bliskiej odległości.
– Hej, nie byłem gotowy – oburzył się młodszy, obserwując powoli wysuwający się polaroid.
– Będzie ładne.
Były to pierwsze słowa, które Jeonghan wypowiedział tego dnia. Dźwięk jego własnego głosu wprowadził go w zakłopotanie. Jisoo spojrzał na niego ze zmartwieniem wymalowanym w oczach.
– Powiesz mi, dlaczego nic nie mówisz? – spytał ostrożnie.
– Musiałbym ci to napisać – powiedział powoli. – Nie mogę dużo mówić…
– W porządku…
– Wyjeżdżamy do Chin.
– Co?
Jeonghan podniósł rękę do góry, dając mu do zrozumienia, żeby więcej nie pytał. Obiecał, że mu wszystko napisze i musiał być cierpliwy, zanim znajdzie jakikolwiek przybory do pisania.
– Kupmy jakiś najtańszy zeszyt i długopis, bo nie wytrzymam – dało się to wyczuć w samym jego głosie.
Długowłosy zamierzał zrobić mu na złość i przystanął na moment, by ocenić zdjęcie, które zrobił Jisoo. Młodszy skrzywił się, widząc swoją zastygłą twarz z bardzo bliska.
– Wezmę – oświadczył Jeonghan.
– Nie. Brzydkie.
Wszystko jednak zawsze szło tak, jak chciał długowłosy, dlatego też pierwsze zdjęcie Jisoo w tym dniu wylądowało w jego kieszeni. Euforia wręcz go rozpierała, jednak nie chciał okazywać jej w przesadny sposób. Niesamowicie cieszył się z odzyskania przyjaciela.
Wstąpili do sklepu i kupili cokolwiek, co nadawało się do pisania i czym można było pisać. Jeonghan znalazł trochę drobnych z kieszeni. Nie zdążył zabrać ze sobą niczego więcej, ponieważ Jisoo porwał go tak nagle. Przysiedli na wolnej ławce i młodszy nakazał mu wszystko opisać. Jeonghan nie mógł się skupić, ponieważ ten wisiał na nim i patrzył się na jego ręce. Ciągle odpychanie nie pomagało.
W skrócie opisał mu, że jego problemy z mówieniem wyniknęły z prób zdenerwowania rodziców, które wymknęły się spod kontroli. Próbował przez to uświadomić im, że jest zdolny do wszystkiego, byleby tylko pozostać w Korei. Opowiedział mu również o dodatkowych lekcjach chińskiego z panem Choi, które świadczyły o tym, że niestety przegrał tę wojnę.
– Jesteś nienormalny – tymi dwoma słowami Jisoo skomentował jego męczącą, pisemną wypowiedź.
– Nie sądziłem, że jest to możliwe – powiedział już sam, bez używania pisma.
– Naprawdę musi ci zależeć na pozostaniu w Seulu – Jisoo przygryzł dolną wargę. – Nie chcę żebyś wyjeżdżał, ale… Rodzice na pewno pozwolą ci od czasu do czasu tutaj przylatywać.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie pozwalają mi tutaj zostać – oburzył się.
– Cieszę się, że się pogodziliśmy i że zdecydowałeś się pojawić na tej zbiórce. Wziąłeś się doprawdy znikąd.
– Pani Chung mnie wysłała.
– Naprawdę? Najwyraźniej przyjaźni się z mamą Kangjoona.
– Może.
– W każdym razie – gdyby nie ona, nigdy bym się nie dowiedział, że wkrótce znikniesz. Szukałbym cię po szkole, aż w końcu dowiedziałbym się, że ciebie nie ma już w kraju.
– Zróbmy sobie razem zdjęcie – wydusił. – Więcej już chyba nie będę mówił…
Poczuł, że włącza się mu blokada. Podał polaroid Jisoo, który wcześniej dyndał mu zawieszony na szyi.
– Będziemy ćwiczyć – postanowił młodszy. – Wyciągniemy cię z tego. Damy radę? – spytał, wyciągając przed siebie aparat.
Jeonghan nie wyłapał, czy chodziło mu o wyciągnięcie go z psychicznego problemu czy o możliwość zrobienia sobie takiego zdjęcia.

*

Po kolejnej lekcji chińskiego Jeonghan był wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Źle spał zeszłej nocy, a wieczorem sięgnął po kolejną książkę, którą poleciła mu pani Chung. Nigdy nie zamierzał czytać romansów, ale jako że został do tego zmuszony, postanowił spróbować.
Kiedy wygodnie ułożył się w łóżku i był już na samym skraju przepaści snu, dźwięk kasztana uderzającego w szybę doprowadził go do skrajnej furii. Bał się zapytać pana Choi czy wie, co jego syn wyprawia w nocy o północy i dlaczego go nawiedza. Niczym nie zasłużył sobie na takie traktowanie zwłaszcza, że dzisiaj był naprawdę zmęczony i nie miał nawet siły by odrzucić kołdrę.
Seungcheol niczym więcej nie rzucił, ale zajął się cichutkim pukaniem w szybę, które było bardziej uciążliwe niż kasztany. Wyprowadzony z równowagi Jeonghan podniósł się gwałtownie z łóżka, oświecił lampkę i spojrzał na zegarek – dochodziła północ. Nie dość, że czarnowłosy był punktualny jak Jisoo, to odwiedzał go jedynie w te dni, kiedy długowłosy miał lekcje z jego ojcem. Nie wiedział, czy jakkolwiek się to łączyło, nie miał sił ani chęci na jakiekolwiek głębsze filozofie.
Podszedł do okna i ze złością rozsunął zasłony. Wcześniej porwał sweter, który leżał w kącie pokoju od ostatniej wizyty jego prześladowcy.
– O co ci chodzi!? – spróbował krzyknąć, kiedy tylko uchylił lekko drzwi balkonowe.
Seungcheol od razu przystawił mu palec do ust.
– Najpierw chcesz, żebym ci mówił, a teraz każesz mi być cicho…
– Chcę jedynie, żebyś mówił ciszej, bo obudzisz całą dzielnicę – wyjaśnił czarnowłosy, próbując wtargnąć do jego pokoju. Jeonghan starał się zagrodzić mu drogę, jednak starszy był nieco silniejszy i zwinniejszy.
– Dlaczego mnie tak nachodzisz? – spytał, będąc na skraju załamania.
– Wspominałem ci o nowej baśni… – zaczął, rozpinając kurtkę. W pokoju Jeonghana było bardzo ciepło.
– Tak – przerwał mu młodszy. – Długowłosa księżniczka, klątwa, mówienie o północy, tajemnica i książę.
– Czyli wszystko doskonale pamiętasz – na twarzy Seungcheola wykwitł uśmiech zadowolenia.
– Jakże mógłbym zapomnieć…
– Chciałbym ją napisać.
– Jak…? A, i nic nie wspominałem o tym, abyś się rozgościł – syknął, widząc jak Seungcheol zdejmuje kurtkę i siada na jego krześle, zerkając na mnóstwo notatek z lekcji chińskiego.
– Uczysz się pilnie? – zszedł z tematu. – Mój tata uwielbia, kiedy spotyka systematyczne i pracowite osoby. Wtedy zyskujesz u niego respekt.
– O co chodzi z tym pisaniem baśni? – zirytował się Jeonghan. Czuł, jak wszystko wewnątrz niego buzuje.
Chwycił wolną kartkę oraz ołówek i wcisnął je w ręce Seungcheola.
– Masz już wszystko, co jest ci potrzebne do napisania tej bajki! – popchnął oparcie, przysuwając go do biurka. – Możesz zacząć pisać, skończysz u siebie i nigdy więcej się mi na oczy nie pokażesz. Zdajesz sobie sprawę, że twoje zachowanie nie zalicza się do normalnych? Nikt nie włamuje się nikomu do ogródka, nie przychodzi nieproszony o niestosownej godzinie ani nie nęka drugiego człowieka stukaniem w szybę, kiedy ten chce iść spać…
– Spokojnie – Seungcheol wstał z krzesła i ujął twarz Jeonghana w obie dłonie. Ten gest tak przeraził młodszego, że od razu uruchomiła się w nim blokada. W końcu północ już minęła. – Lubię coś kończyć, kiedy już zacząłem – rozpoczął powoli. – Próbowałem zgadnąć, czy naprawdę jesteś taki nieśmiały. Już wiem, że nie. Historię o księżniczce i księciu wymyśliłem spontanicznie – czy się sprawdzi? Jeszcze nie wiem. Dzisiaj już nie damy rady, ale informuję z góry, że wkrótce znów tutaj przyjdę.

*

– Możesz nazywać mnie księciem północy.
– Co…?
Tak jak Jeonghan przypuszczał, Seungcheol zjawił się w dniu jego lekcji języka chińskiego. Tym razem nie rzucał kasztanami, ale delikatnie pukał w szybę – wystarczająco uciążliwie, by zmusić długowłosego do otworzenia okna. Młodszy niby przypadkowo nie szedł jeszcze do łóżka, dlatego bez większego ociągania podszedł i otworzył drzwi balkonowe. Wyznanie, czy też prośba Seungcheola bardzo go zaskoczyła.
– Piszemy baśń, zapomniałeś? Muszę mieć jakieś dodatkowe określenie, nie mogę występować jedynie jako sam „książę”.
Jeonghan zdołał jedynie lekko otworzyć usta, nie bardzo wiedząc, co może mu odpowiedzieć. Skoro czarnowłosy był uparty i tak bardzo zaangażowany w wymyśloną przezeń akcję, młodszy nie zamierzał mu więcej przeszkadzać – jednocześnie był ciekawy, co może z tego wyniknąć.
– Wchodź, bo mi wieje po nogach – upomniał go.
Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając starszego do środka.
– Nie mamy wiele czasu – syknął Seungcheol, patrząc na swój zegarek.
Jeonghan spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Twój zegarek? – spytał, wskazując głową na urządzenie.
– Tak. Tata kupił sobie nowy – wyjaśnił pokrótce.
– Wydawało mi się, że są takie same…
– Jego jest nowszy. Ale teraz nie czas na gadanie o zegarkach…
Jeonghan prędko zatkał mu usta dłonią, słysząc kroki na korytarzu, które nieuchronnie zbliżały się ku jego drzwiom. Oboje nie ruszali się przez moment, niemalże wstrzymując oddechy.
– Za łóżko! – szepnął długowłosy, popychając go w tamtą stronę.
Seungcheol posłusznie padł na podłogę, a młodszy zrzucił na niego kilka poduszek.
Ktoś zapukał do drzwi i chwilkę później wyłoniła się z nich pani Chung w swoim długim szlafroku i kapciach. Zastała Jeonghana przeczesującego po raz stukrotny swoje włosy. Szczotka była pierwszą rzeczą, która trafiła mu się w dłonie, kiedy chwytał co popadnie, by udawać zajętego.
– Jest ktoś u ciebie ? – spytała, rozglądając się po pokoju.
– Nie… – odparł zdziwiony Jeonghan. – Śpiewam sobie… Układam tekst – wymyślił w naprędce.
– Tak…? Zdawało mi się, że słyszę kogoś innego. Zimno tu masz – zauważyła. – Otwierałeś okno?
– Wietrzyłem chwilę, bo było mi gorąco.
– Jak dobrze znowu słyszeć twój głos – uradowała się.
Jeonghan rozejrzał się nerwowo po bokach i dotykając językiem tylnych zębów. Czuł, że się stresuje i jednocześnie słyszy oddech Seungcheola oraz wyczuwa jego delikatne ruchy. Martwił się, że pani Jerim również je poczuje.
Odpowiedział jej jedynie uśmiechem. Zapewne będzie mówiła o tym jego rodzicom przy śniadaniu. Cieszył się jedynie, że oni nadal trzymali się tej pierwotnej wersji – że nie odzywa się tylko i wyłącznie do nich.
– Czemu tak nieładnie rozrzuciłeś poduszki? – zapytała, wchodząc głębiej do pokoju z zamiarem poukładania ich z powrotem na łóżku.
Długowłosy podskoczył jak oparzony, próbując zagrodzić jej drogę.
– Zaraz je poukładam, bo… Muszę zrobić to jakoś inaczej, żeby mnie nie gniotły – sprzedał sobie mentalnego kopniaka za idiotyczną wymówkę. Niczego logiczniejszego nie był w stanie w tej chwili wymyśleć.
– Idź zaraz spać, a nie sprzątaj w nocy… – pani Chung machnęła na niego ręką i wyszła z pokoju. – Dobranoc.
– Dobranoc.
Kiedy tylko klamka charakterystycznie kliknęła, Jeonghan zaczął długo wypuszczać powietrze, by się uspokoić. Niby nic poważnego, ale naprawdę się zestresował. Nie wiedział, jak domownicy zareagowaliby na obecność Seungcheola w domu, zwłaszcza, że nic wcześniej nie mówił – rodzicom owszem, raczej by nie powiedział, ale zawsze wolał informować panią Jerim, ponieważ ta przygotowywała wtedy im coś malutkiego do przegryzienia i jemu bardzo to odpowiadało. Zdenerwował się jedynie, że została dzisiaj na noc. Dość często wracała do swojej siostry i jej męża.
Usiadł na łóżku, odgarniając włosy z twarzy. Poczuł, jak materac ugina się zaraz za nim, a Seungcheol obejmuje go ramieniem za szyję i kładzie jego głowę na swoją pierś. Jeonghan spojrzał na jego zegarek – pięć po północy.
– Koniec na dziś? – spytał starszy, a młodszy kiwnął słabo głową.
Puścił go, pozbierał z ziemi poduszki i skierował się w stronę okna.
– W takim tempie nic nie zdążymy napisać – skwitował.

*

– Jak mogę pozbyć się tego problemu? – spytał szeptem Jisoo, kiedy ten znowu przyszedł go porwać.
– Musisz dużo z kimś rozmawiać – polecił.
– Kiedy coś ciągle mnie blokuje…
– Po pierwsze, musisz przestać się stresować – Jisoo chwycił Jeonghana za ręce, które zaczynały mu się trząść. – I tak robisz postępy. Z początku udało ci się powiedzieć tylko kilka słów.
– W głowie mam tak dużo…
– Ale nie musisz już pisać. Możesz opowiadać, a to ogromny plus. Ciężko zerwać z przyzwyczajeniem zwłaszcza, że tkwisz w tym już ponad trzy miesiące.
– Zaraz koniec przerwy zimowej i szkoła. Boję się, że to wróci – zmartwił się Jeonghan.
Razem z Jisoo przysiedli na ławce w niewielkim parku, zajadając się małą średnią porcją kawałeczków kurczaka kupionych na wynos, po raz kolejny na ulicznym straganie. Mięso nie wyglądało najlepiej, ale smakowało dobrze.
– Rozwiązania problemu musisz szukać u źródła – młodszy odgarnął mu włosy pałeczkami.
– Będę miał tłuste – poskarżył się Jeonghan, odpychając jego rękę.
– Czyste są – przysunął mu pałeczki pod nos, prawie wydzióbując mu oko.
– No jak to – jadłeś przed chwilą.
– Twoimi.
Dostał lekkiego kuksańca w bok.
– Dlaczego u źródła…? – Jeonghan wrócił do poprzedniego tematu.
– Od czego wszystko się zaczęło?
– Przecież wiesz.
– Ale możesz mi opowiadać, póki masz głos.
Jeonghan westchnął cicho, dłubiąc biedny kawałek kurczaka. W międzyczasie zdążył policzyć, że na każdego z nich przypadały jeszcze po cztery kawałki.
– Wszystko zaczęło się od tego, kiedy rodzice nie chcieli zrozumieć, że nie mam zamiaru wyjeżdżać do Chin. Wcześniej nie uważałem dodatkowych lekcji chińskiego za podejrzane i niczego się nie domyślałem. Sądziłem, że chiński to jakiś ważny język i warto go umieć… Same takie głupoty. Potem, że wypadałoby znać jeszcze jakiś trzeci język, nawet jeśli angielski nie idzie mi zbyt dobrze…
– Pamiętaj, wciąż masz limit – upomniał go Jisoo.
– Najpierw chcesz mi pomóc, bym wrócił do normalnego stanu, a teraz przypominasz mi, że za chwilkę znowu się zatnę – oburzył się Jeonghan, zjadając dwie pozostałe cząstki kurczaka i wciskając mu swoje pałeczki na kolana. – Przepraszam, ale jestem zły – wytłumaczył się szorstko i wciskając ręce do kieszeni pomaszerował w stronę domu.
Ostatnio często miewał napady złości, zapewne ze stresu, który wypomniał mu jego przyjaciel. Nienawidził być na niego zły, ale przechodził teraz bardzo ciężki okres zwłaszcza, że zaczęła go przytłaczać sytuacja z Seungcheolem. Jutro miał mieć lekcję z panem Choi, prawie niczego nie powtarzał, a o północy miał zjawić się czarnowłosy chłopak. Nie mówił jeszcze Jisoo o ich potajemnych spotkaniach o północy – miał zamiar poinformować go o tym dzisiaj, ale zwyczajnie nie zdążył.
Gdyby tchórzliwie stamtąd nie uciekł, Jisoo zdołałby go pewnie uspokoić i jeszcze przeprosić. Później dojedliby kurczaka, skończyli poprzedni temat, a Jeonghan odważyłby się mu opowiedzieć o wizytach nieproszonego gościa, samozwańczego księcia północy.

– Jeonghan, siadaj, prawie wróciłeś na obiad – u progu przywitał go głos pani Chung, nakazujący mu zająć miejsce przy stole.
– Nie jestem na razie głodny – oznajmił. – Jadłem z Jisoo.
– Jasne, jasne. Już ci naszykowałam talerz.
Skąd mogła wiedzieć, że wrócę właśnie w tym momencie?, zdziwił się. Zerknął za ścianę – przy stole siedzieli również jego rodzice. Nie lubił siedzieć ani jeść razem z nimi. Może zająć się swoją porcją, kiedy oni już skończą.
Wszystko jednak wskazywało na to, ze dopiero zaczynali, a kiedy mieli wolne dni, siedzieli nad obiadem bardzo długo – tyle, że zupa zdążyłaby wystygnąć ze trzy razy.
– Siadaj, nic ci nie będzie, jak teraz zjesz.
Nie miał wyboru; ze wzrokiem wbitym w ziemię usiadł przy stole i skupił się na swoich naczyniach. Aby zająć czymś ręce, powoli zaczął nalewać sobie soku. Rodzice nic do niego nie mówili – jednocześnie cieszył się, jak i martwił – mogliby mu chociażby podokuczać, czułby się o wiele pewniej. Przynajmniej od rana miał spięte włosy – jedynym plusem było, że nie będą się dziś czepiać, że lecą mu do miski.
Obiad minął im jednak w ciszy. Jeonghan przez chwilkę martwił się, że zaczęli brać  niego przykład. W swoim ostatnim, nocnym koszmarze widział, jak jego znajomi po kolei zarażają się od siebie jego problemem i każdy zaczyna się dusić przy dłuższej wymianie zdań. Nie dał rady już więcej zjeść – podniósł się prędko, kiwnął głową w stronę pani Chung w podzięce za obiad i po cichu skierował się do łazienki, by pokrótce zwrócić wszystko, co zdołał do siebie wcisnąć.
Przypomniał sobie słowa Jisoo: „Po pierwsze, musisz przestać się stresować”. Popatrzył na swoje ręce, które jak na zawołanie zaczęły się trząść. Zamrugał oczami – tylko mu się zdawało. To jego mózg płata mu figle.
Pozytywne myśli go uspokoiły.




[1] Jeonghan w relacji z sesji dla Ceci wspomniał, że ma młodszą siostrę. O ile – nie wiadomo.
[2] Imię zmyślone na potrzeby opowiadania.
[3] Makaron ze słodkich ziemniaków z wołowiną, grzybami, szpinakiem, warzywami i sezamem.
[4] Wołowe żeberka, warzywa i grzyby w słodkim sosie.
[5] Akcja dzieje się w roku 1992. Seungcheol i Jeonghan mają po 18 lat. To nie tak, że teraz mieliby 43 :’)

--------------------

Miał być maksymalnie 30-to stronicowy one-shot, który w ciągu ostatnich sześciu dni zdążył urosnąć i zmienić się w two-shot. Zamierzam przetłumaczyć go przez święta na angielski i zrobić mały debiut na Asian Fanfics :')
Idąc do szkoły, zainspirowałam się piosenką "Midnight Romeo" grupy Push Play, nawet jeżeli jej tekst jest dość jednoznaczny. Prócz tego przypomniałam sobie naszą letnią obsesję na polaroidy - moja koleżanka zakupiła Fuji Film, a kolega ma taki cudowny, stary polaroid, przez co musiałam umieścić tutaj ten motyw.
Z początku myślałam sobie, żeby MR zawierało bardziej fantastyczną koncepcję, ale jako że jestem większą fanką codziennych realiów, stworzyłam to w takiej postaci, jaka jest publikowana.

Midnight Romeo [2/2] >>

1 komentarz:

  1. Ahh...takie cudenko przeczytane na dobry poczatek dnia <3 genialne :3 haha jak znajde to na AsianFanfics to chetnie przeczytam xD

    OdpowiedzUsuń