Byłem
zaniepokojony kondycją reżyserów. Zazwyczaj oświadczenie dotyczące kolejnego
programu przychodziło zaraz po nakręceniu odcinka finałowego. Od emisji
ostatniego epizodu „Zdobądź X” minęły
już cztery dni. Już. Cztery dni to
niby bardzo krótki okres czasu, ale dla nas ogromny. Co chwilkę sprawdzałem
okienko przy wejściu do naszego budynku, w którym od razu powinna pojawić się
informacja o możliwości wydruku nowego oświadczenia. Dzisiaj znów nic.
Jako
że „Zdobądź X” trwało mniej niż przez
dziesięć odcinków, powinni prędko zwerbować nas do kolejnego programu bądź
teleturnieju. Wybrałem się do sklepu z zapisanym w głowie zamówieniem na
pożywki dla czterech osób. Zazwyczaj każde z nas załatwiało je sobie samo,
ewentualnie Mingyu przynosił coś dla Wonwoo, ale dzisiaj wprowadziłem małą
odmianę, ponieważ chciałem odpocząć od moich ukochanych. Życie w ciągłym
czworokąciku nie jest usłane różami i każdemu z nas potrzeba chwili
wytchnienia. Ja odnalazłem ją w drodze do sklepu.
Nie
rozumiałem idei tworzenia takiego miejsca, skoro każda jednostka żywiła się tym
samym. Paczuszki jedynie różniły się kolorem i wielkością. Podobno miały inne
smaki, jednak według mnie dzień w dzień jadłem to samo, nie ważne, czy wziąłem
żółte czy różowe. Prócz tego śmiali się ze mnie, kiedy brałem sobie różowe.
Widok tej ładnej paczuszki mnie uspakajał, nawet jeśli zawartość nie
satysfakcjonowała.
To
Vernon upierał się, że każda paczka smakuje inaczej. Zapewne wklepali mu tę
wiadomość kiedy jeszcze żyliśmy w Lab-ie, a on buntował się i nie chciał brać
pożywek. Zastanawiałem się, czy nie warto by podjąć się takiego wyzwania, skoro
teraz to ja nie widzę w kolejnych porcjach żadnej różnicy i przestaliśmy już być
tak kontrolowani. Gdybyśmy wygrali program i otrzymali parę dni wolnego,
zapewne spróbowałbym. Ze strukturą pełną obaw, ale dałbym radę.
Postanowiłem
powoli zmniejszać dzienne porcje pożywek, dla własnego eksperymentu. Jeżeli
jutro przyjdzie oświadczenie, od razu wyrzucę ten pomysł z głowy.
W
sklepie minąłem się z kilkoma jednostkami, którzy byli przeciwnikami w naszym
pierwszym programie. Uśmiechnąłem się do nich lekko, oni to odwzajemnili, ale o
wiele bardziej kwaśno. Zauważyłem, że kogoś u nich brakuje. Humanoidy z
poszczególnych pokoleń zazwyczaj trzymały się razem, dlatego też bardzo łatwo
dało się wykryć lukę. Zapewne został uszkodzony, unicestwiony, bądź z powrotem
zabrany do Lab-u. Bardziej prawdopodobna mogła okazać się opcja druga, ponieważ
zaczęła panować moda na usuwanie coraz większej ilości jednostek.
Wychodząc
z budynku natknąłem się na kamerę.
Co
takiego robiła w Mieście? Jako że nie zostałem zwerbowany do żadnego turnieju,
nie powinienem pojawić się w żadnej klatce, nawet jeśli akcja któregoś programu
rozgrywałaby się na ulicy. Prędko rozejrzałem się wokół, szukając kolegów,
którzy mogliby uczestniczyć w jakimś turnieju.
Pusto.
Jako
że spotkanie z innymi jednostkami grupy H nieco pogorszyło mój nastrój, widok
tego ustrojstwa spotęgował moją irytację. Nie powinienem czuć niczego
podobnego, a raczej od razu zacząć szczerzyć się do kamery i szczebiotać
głupoty, aby podnieść swój poziom i uwielbienie u widzów.
Świat
zewnętrzny składał się z ogromnego odsetku kobiet, dlatego też było to takie
ważne. W Mieście mieszkają sami mężczyźni, bowiem to właśnie jest celem Lab-u –
stworzyć sztuczną i idealną strukturę płodnej jednostki o chromosomach Xy. Ci,
którzy trafili tutaj i zabawiają publiczność, nie posiadają tych organizacji
materiałów genetycznych, a jedynie na siłę wpisane elementy w ich strukturę,
które ledwo się przyjęły. Widziałem je, tuż na samym początku, kiedy jeszcze
moja siatka nie była tak bardzo rozbudowana.
Nie
słuchałem głosu dobiegającego z głośniczka zamontowanego przy kamerze.
Prezenter musiał naprawdę bardzo się nudzić, a reżyserzy najwyraźniej zechcieli
zmarnować trochę czasu na zamontowanie sprzętu fruwającego tu i ówdzie.
–
Czy to nie nasze dziecię dżungli? –
usłyszałem i odwróciłem się w stronę szklanej szybki udając, że dopiero teraz
zauważyłem kamerę.
–
Tak, właśnie wracam z małego spaceru. Nasza czwórka nie może doczekać się kolejnego
programu, pierwszy raz tak długo trzymacie nas w niepewności! Wciąż nie
podnieśliśmy się po porażce, lecz zamierzamy to prędko zreflektować.
Co za brednie.
–
Krążą plotki, że reżyserzy przygotowują coś nowego – prezenter był bardzo
dobrze wyszkolony, ponieważ ton jego głosu bardzo ładnie wyrażał zaciekawienie
i zainteresowanie poruszanym tematem.
–
Tak? – również musiałem popisać się umiejętnościami aktorskimi. – Może turniej aegyo? – zażartowałem i
spróbowałem zrobić jakąś uroczą minkę.
Poczułem,
jak moja struktura porusza się z niezadowolenia. Zaraz jednak podejrzany impuls
ją zeskanował i nakazał siedzieć cicho.
–
Kto wie, kto wie…
Wróciłem
do mieszkania i ze złością rzuciłem paczuszkami pożywek tak mocno, że zsypały
się z blatu i rozwaliły po całej kuchni. Miałem je poukładane według kolejności
zamówień i rozdzielone w zależności od osoby – teraz będą zmuszeni podzielić
się sami. Chwyciłem się za włosy, zdziwiony nagłym atakiem.
–
Seungcheol, wszystko w porządku? – w kuchni pojawił się Vernon. – Dlaczego
rozwalasz pożywki po całej kuchni? Ja z ziemi jadł nie będę i polecisz mi po
nowe.
– Jasne. Sam sobie zaleć – wyminąłem go w
drzwiach i udałem się do swojego pokoju.
Przypomniało
mi się, że nie sprawdziłem okienka. Oświadczenie mogło przyjść w każdej chwili.
Nie ukrywałem przed sobą, że troszkę zaintrygowała mnie informacja o nowym
programie. Skoro mówił o tym sam prezenter, wiadome było, że jest już
potwierdzona. Obawiałem się, że rola pierwszych uczestników nowej serii
przypadnie właśnie nam, a jeszcze nigdy wcześniej nie braliśmy udziału w niczym
bez konsultacji z doświadczonymi kolegami.
– Idziesz mi
po nowe? – zapytał Vernon, kiedy kierowałem się do drzwi wyjściowych.
– Jeszcze
czego – prychnąłem. – Idę sprawdzić okienko.
– Chodzisz tam
na okrągło. Daj mu chwilkę wytchnienia – powiedział najmłodszy, obserwując, jak
Mingyu zbiera rozrzucone paczuszki.
– Właśnie,
Cheol – mam do ciebie sprawę – zaczął najwyższy, chwytając ostatnią pożywkę i
zwracając się ku mnie.
– Tak? Powiesz
mi za chwilkę, jak wrócę…
– Nie możemy
od razu? – spytał prędko. – Potem… zapomnę.
– Przypomnę
ci, nawet przyjdę do twojego pokoju.
– Mówcie,
teraz, ja też chcę wiedzieć – wtrącił się Vernon.
– To sprawa
pomiędzy mną a Seungcheolem – odparł stanowczo Mingyu. Byłem pewien, że chodzi
o coś naprawdę ważnego i tym razem nie spyta mnie o kolor bielizny którą założy
do pierwszego odcinka. Mingyu ubzdurał sobie, że jestem majtkową wyrocznią i
kiedy to ja wybieram mu bokserki, czuje się znacznie pewniej przed kamerą i
idzie mu świetnie. – Chodź, chodź, Cheol – pociągnął mnie za rękaw i niemalże
brutalnie wrzucił do pokoju. Kiedy próbowałem się wydostać, zablokował nogą
drzwi, abym ja nie zwiał, a Vernon nie dostał się do środka.
– Spokojnie,
już będę grzeczny – obwieściłem, zajmując miejsce na fotelu. – O co chodzi?
Tylko nie majtki, jeszcze nie wiadomo, kiedy kręcimy program i jaki.
– Nie, to coś
zupełnie innego…
– Tak poza tym
– gdzie się podział Wonwoo? – wiem, że zirytowałem go nagłą zmianą tematu, ale
przypomniało mi się, że nie dość długo widziałem naszej zimnej ryby.
– Śpi.
– Okay. Więc…?
– Właśnie
chodzi o… Wonwoo.
Uniosłem jedną
brew do góry.
– O nie – ja
ci nie będę pomagał w wymyślaniu kolejnych sposobów na bajerowanie Wonwoo –
ostrzegłem.
Mina Mingyu
wyrażała ogromne zakłopotanie, zupełnie jakbym trafił w samo sedno. Nie, ani ja
ani Vernon nie zdołaliśmy zauważyć, co dzieje się między tą dwójką.
– Skąd wiesz?
– Co wiem?
– Że… Bajeruję Wonwoo, skoro tak to nazywasz.
Przewróciłem
oczami i wstałem z fotela. Nie zamierzałem dłużej ciągnąć tej rozmowy, ponieważ
pchałem się w paszczę lwa. Nie zamierzałem sprawić, aby zachowywali się jeszcze
bardziej irytująco.
– Nie idź, nie
idź… – jęczał, ale ja miałem go gdzieś. Wystarczająco rozeźliła mnie sprawa z
kamerą wjeżdżającą w prywatne strefy Miasta.
– Zachowujesz
się jak dziecko – syknąłem. – Nie wprowadzili ci odpowiedniej ilości danych na
temat zakochania i rozbudowywania relacji? Z chęcią pogrzebałbym ci w
strukturze, ale nie chcę być uziemiony przez dwa dni.
– Potrafisz
robić coś takiego? Patrzeć w struktury innych? – zaciekawił się.
– Nie wiem.
Nigdy nie próbowałem.
Opowiadałem
chłopakom o moich umiejętnościach zaraz po szerszym rozbudowaniu naszej siatki
intelektualnej, kiedy w końcu przestaliśmy zapominać, co robiliśmy parę minut
wcześniej. Wtedy też właśnie Vernon przechwalał się, że również pamięta różne inne
rzeczy, między innymi te, które ja znałem doskonale, a o których Wonwoo miał
mgliste pojęcie. Wizje naszego najmłodszego kolegi były zgoła odmienne od
rzeczywistości, ale nigdy nie przerwałem mu przechwałek. Dowartościowywał się
na swój sposób.
– A mógłbyś? –
jego oczy zabłyszczały.
– Nie.
– Nie
potrafiłbyś rozruszać we mnie paru impulsów…?
– Czego ty tak
właściwie chcesz? – rzeczywiście, nie byłem do końca pewien, po co mnie tutaj zaciągnął.
– Chciałbym
porozmawiać z Wonwoo… o nas. Dać mu
jakiś znak.
– Wydaje mi
się, że dałeś mu ich wystarczająco wiele – spojrzałem na niego spode łba. –
Pamiętasz, jak chowaliśmy się z Vernonem w łazience?
– Um… Chyba
tak.
– Wtedy
właśnie dawałeś mu zbyt wiele znaków – uśmiechnąłem się żałośnie.
– Naprawdę? A
myślałem, że chcieliście nam zrobić na złość, blokując łazienkę na cały dzień.
Powstrzymałem
się przed wygarnięciem mu, że jego siatka intelektualna jest lekko uszkodzona.
– Nie mam
pojęcia, jakie błędne dane ci wprowadzono, ale ja nie mam zamiaru pomagać ci w
jeszcze większym bajerowaniu Wonwoo. Wystarczy, że będziesz robił to, co do tej
pory i powiesz mu nieco więcej.
Dlaczego mówię coś, co będzie działać na
moją niekorzyść.
Mingyu był
pierwszą jednostką, którą znam i która wykazywała podobne zboczenia. Nie
spotkałem jeszcze nikogo, kto wykazywałby podobne zainteresowanie kolegą z
przedziału. Tego nas nie uczono, przynajmniej ja nie odkryłem w sobie żadnego
takiego łączenia. Najwyraźniej coś pominąłem – ostatnie skanowanie wykonałem
dawno temu, jeszcze kiedy nie mieliśmy pojęcia o istnieniu „Zdobądź X”.
– Dzięki,
Seungcheol – Mingyu klepnął mnie w ramię i rozwalił się na łóżku.
Uśmiechnąłem
się kwaśno. Zostawiłem go samego z jego zboczonymi myślami i pognałem po
schodach, nie chcąc myśleć o chorych impulsach, szalejących w jego strukturze.
Okienko było
puste. Przysiadłem na moment na schodach i odfrunąłem, póki nie usłyszałem
gwałtownych kroków i nawoływań. O mało co nie zeskanowałem swojej struktury na
klatce schodowej. Przed oczami pojawił mi się mglisty obraz jej budowy. Nie
martwiłem się, ponieważ nie zdarzyło się to po raz pierwszy, ale dziwiło mnie,
że zaczynałem coraz mniej to kontrolować. Gdybym padł tutaj na ziemię, nie
byłoby zbyt kolorowo.
Vernon leciał
na dół krzycząc, czy się zgubiłem na schodach. Prędko się podniosłem i
wyszedłem z budynku, nie mając ochoty widzieć któregokolwiek z nich.
Zauważyłem, że nie wziąłem pożywki o odpowiedniej porze – nigdy wcześniej się
to nie zdarzyło, ale w chwili obecnej nie czułem takiej potrzeby.
Spacer mnie
nie uspokoił, a wręcz szybciej zniszczył kiełkującą równowagę. Rozglądałem się
wokół, by przypadkiem ponownie nie zaskoczyła mnie kamera. Poprzednia rozmowa
była bardzo infantylna, jednak momentami prezenterzy wymyślają takie pytania,
które w mig zbijają cię z tropu.
Tarmosiłem
szef na skraju mojej koszulki z żółtymi oznakowaniami, kiedy tuż obok mnie
spadło kilka dachówek. Coś we mnie krzyczało „Odsuń się!” lecz ciało odmawiało posłuszeństwa. Dlaczego dzisiaj
wszystko obraca się przeciwko mnie?
– Ej ty tam! –
spojrzałem w górę, słysząc głos kilku pracowników Lab-u, których nigdy
wcześniej nie spotkałem. Znałem jedynie ich pochodzenie dzięki
charakterystycznym, błyszczącym kamizelkom. – Uważaj, jak leziesz! Nie
widziałeś znaków?
Obejrzałem się
prędko za siebie – rzeczywiście, postawiono słupek z informacją o nakazie
korzystania z drugiej strony ulicy.
Skuliłem się i
prędko pomknąłem w bezpieczną część drogi. Obserwowałem, jak naprawiają dach
niewielkiego domku, który od dłuższego czasu stał pusty. Zapewne został
uszkodzony w wyniku akcji potrzebnych dla konkretnego odcinka. Często się tak
zdarzało, jeśli epizody nie były kręcone na hali.
Od czasu do
czasu pracownicy Lab-u przychodzili skontrolować Miasto i ewentualnie dokonać
konserwacji elementów. Co dwa sezony dokonywano gruntownego czyszczenia Miasta
– zabraniano wtedy opuszczać mieszkań, póki czynność nie dobiegnie końca.
Zazwyczaj odbywało się to w nocy, kiedy żadnemu humanoidowi z grupy H nie
przychodziło do głowy, by wyjść na zewnątrz.
Czyszczenie
było obowiązkowe, by zapobiec powstaniu jakiejkolwiek zarazy. Jako że
istnieliśmy w zamkniętej przestrzeni, nawet ta sztucznie wytworzona atmosfera
mogła zacząć wprowadzać tutaj zmiany, na które ciężko będzie znaleźć antidotum.
Według badań Lab-u sztuczna epidemia będzie o wiele trudniejsza do
wyeliminowania niż taka rzeczywista.
Do mieszkania
wróciłem drogą okrężną – nie miałem zamiaru ponownie spotykać pracowników
Lab-u. Uznaliby mnie za uszkodzony model, którego siatka i struktura ulegają
rozwarstwieniu, przez co snuje się bez celu.
Jako jedna z
pierwszych jednostek naszego pokolenia nie zostałem stworzony najlepiej. Każdy
z pierwszych posiadał jakieś skazy, ponieważ poszczególne wytwory różniły się
od siebie. O wiele lepiej zbudowani byli na przykład Mingyu i Vernon. Ci nie
musieli się niczym przejmować.
Przypomniały
mi się niedawne interwencje Lab-u i ich wtargnięcie w moją strukturę. Wciąż
pamiętałem o kontroli, którą byliśmy objęci w tamtych sterylnych pomieszczeniach.
Kiedy wpuszczali nas na miasto zaznaczali, że od tej pory przestajemy być przez
nich monitorowani. Będą inicjować w nasze siatki i struktury jedynie w
skrajnych przypadkach.
W tym tygodniu
zdołali wtargnąć we mnie dwukrotnie – tuż po moim upadku po ześliźnięciu się po
lianie i dzisiaj, kiedy moja struktura nie była zadowolona z tego, że mówiłem
inaczej a myślałem inaczej.
Wydaje mi się,
że zaczynam się psuć.
Uuu...coraz ciekawiej~
OdpowiedzUsuń