27.10.15

WIGH: Pierwsze miłosne rozterki | 16 dni przed programem

                Byłem zaniepokojony kondycją reżyserów. Zazwyczaj oświadczenie dotyczące kolejnego programu przychodziło zaraz po nakręceniu odcinka finałowego. Od emisji ostatniego epizodu „Zdobądź X” minęły już cztery dni. Już. Cztery dni to niby bardzo krótki okres czasu, ale dla nas ogromny. Co chwilkę sprawdzałem okienko przy wejściu do naszego budynku, w którym od razu powinna pojawić się informacja o możliwości wydruku nowego oświadczenia. Dzisiaj znów nic.
                Jako że „Zdobądź X” trwało mniej niż przez dziesięć odcinków, powinni prędko zwerbować nas do kolejnego programu bądź teleturnieju. Wybrałem się do sklepu z zapisanym w głowie zamówieniem na pożywki dla czterech osób. Zazwyczaj każde z nas załatwiało je sobie samo, ewentualnie Mingyu przynosił coś dla Wonwoo, ale dzisiaj wprowadziłem małą odmianę, ponieważ chciałem odpocząć od moich ukochanych. Życie w ciągłym czworokąciku nie jest usłane różami i każdemu z nas potrzeba chwili wytchnienia. Ja odnalazłem ją w drodze do sklepu.
                Nie rozumiałem idei tworzenia takiego miejsca, skoro każda jednostka żywiła się tym samym. Paczuszki jedynie różniły się kolorem i wielkością. Podobno miały inne smaki, jednak według mnie dzień w dzień jadłem to samo, nie ważne, czy wziąłem żółte czy różowe. Prócz tego śmiali się ze mnie, kiedy brałem sobie różowe. Widok tej ładnej paczuszki mnie uspakajał, nawet jeśli zawartość nie satysfakcjonowała.
                To Vernon upierał się, że każda paczka smakuje inaczej. Zapewne wklepali mu tę wiadomość kiedy jeszcze żyliśmy w Lab-ie, a on buntował się i nie chciał brać pożywek. Zastanawiałem się, czy nie warto by podjąć się takiego wyzwania, skoro teraz to ja nie widzę w kolejnych porcjach żadnej różnicy i przestaliśmy już być tak kontrolowani. Gdybyśmy wygrali program i otrzymali parę dni wolnego, zapewne spróbowałbym. Ze strukturą pełną obaw, ale dałbym radę.
                Postanowiłem powoli zmniejszać dzienne porcje pożywek, dla własnego eksperymentu. Jeżeli jutro przyjdzie oświadczenie, od razu wyrzucę ten pomysł z głowy.

                W sklepie minąłem się z kilkoma jednostkami, którzy byli przeciwnikami w naszym pierwszym programie. Uśmiechnąłem się do nich lekko, oni to odwzajemnili, ale o wiele bardziej kwaśno. Zauważyłem, że kogoś u nich brakuje. Humanoidy z poszczególnych pokoleń zazwyczaj trzymały się razem, dlatego też bardzo łatwo dało się wykryć lukę. Zapewne został uszkodzony, unicestwiony, bądź z powrotem zabrany do Lab-u. Bardziej prawdopodobna mogła okazać się opcja druga, ponieważ zaczęła panować moda na usuwanie coraz większej ilości jednostek.
                Wychodząc z budynku natknąłem się na kamerę.
                Co takiego robiła w Mieście? Jako że nie zostałem zwerbowany do żadnego turnieju, nie powinienem pojawić się w żadnej klatce, nawet jeśli akcja któregoś programu rozgrywałaby się na ulicy. Prędko rozejrzałem się wokół, szukając kolegów, którzy mogliby uczestniczyć w jakimś turnieju.
                Pusto.
                Jako że spotkanie z innymi jednostkami grupy H nieco pogorszyło mój nastrój, widok tego ustrojstwa spotęgował moją irytację. Nie powinienem czuć niczego podobnego, a raczej od razu zacząć szczerzyć się do kamery i szczebiotać głupoty, aby podnieść swój poziom i uwielbienie u widzów.
                Świat zewnętrzny składał się z ogromnego odsetku kobiet, dlatego też było to takie ważne. W Mieście mieszkają sami mężczyźni, bowiem to właśnie jest celem Lab-u – stworzyć sztuczną i idealną strukturę płodnej jednostki o chromosomach Xy. Ci, którzy trafili tutaj i zabawiają publiczność, nie posiadają tych organizacji materiałów genetycznych, a jedynie na siłę wpisane elementy w ich strukturę, które ledwo się przyjęły. Widziałem je, tuż na samym początku, kiedy jeszcze moja siatka nie była tak bardzo rozbudowana.
                Nie słuchałem głosu dobiegającego z głośniczka zamontowanego przy kamerze. Prezenter musiał naprawdę bardzo się nudzić, a reżyserzy najwyraźniej zechcieli zmarnować trochę czasu na zamontowanie sprzętu fruwającego tu i ówdzie.
                – Czy to nie nasze dziecię dżungli? – usłyszałem i odwróciłem się w stronę szklanej szybki udając, że dopiero teraz zauważyłem kamerę.
                – Tak, właśnie wracam z małego spaceru. Nasza czwórka nie może doczekać się kolejnego programu, pierwszy raz tak długo trzymacie nas w niepewności! Wciąż nie podnieśliśmy się po porażce, lecz zamierzamy to prędko zreflektować.
                Co za brednie.
                – Krążą plotki, że reżyserzy przygotowują coś nowego – prezenter był bardzo dobrze wyszkolony, ponieważ ton jego głosu bardzo ładnie wyrażał zaciekawienie i zainteresowanie poruszanym tematem.
                – Tak? – również musiałem popisać się umiejętnościami aktorskimi. – Może turniej aegyo? – zażartowałem i spróbowałem zrobić jakąś uroczą minkę.
                Poczułem, jak moja struktura porusza się z niezadowolenia. Zaraz jednak podejrzany impuls ją zeskanował i nakazał siedzieć cicho.
                – Kto wie, kto wie…

                Wróciłem do mieszkania i ze złością rzuciłem paczuszkami pożywek tak mocno, że zsypały się z blatu i rozwaliły po całej kuchni. Miałem je poukładane według kolejności zamówień i rozdzielone w zależności od osoby – teraz będą zmuszeni podzielić się sami. Chwyciłem się za włosy, zdziwiony nagłym atakiem.
                – Seungcheol, wszystko w porządku? – w kuchni pojawił się Vernon. – Dlaczego rozwalasz pożywki po całej kuchni? Ja z ziemi jadł nie będę i polecisz mi po nowe.
                 – Jasne. Sam sobie zaleć – wyminąłem go w drzwiach i udałem się do swojego pokoju.
Przypomniało mi się, że nie sprawdziłem okienka. Oświadczenie mogło przyjść w każdej chwili. Nie ukrywałem przed sobą, że troszkę zaintrygowała mnie informacja o nowym programie. Skoro mówił o tym sam prezenter, wiadome było, że jest już potwierdzona. Obawiałem się, że rola pierwszych uczestników nowej serii przypadnie właśnie nam, a jeszcze nigdy wcześniej nie braliśmy udziału w niczym bez konsultacji z doświadczonymi kolegami.
– Idziesz mi po nowe? – zapytał Vernon, kiedy kierowałem się do drzwi wyjściowych.
– Jeszcze czego – prychnąłem. – Idę sprawdzić okienko.
– Chodzisz tam na okrągło. Daj mu chwilkę wytchnienia – powiedział najmłodszy, obserwując, jak Mingyu zbiera rozrzucone paczuszki.
– Właśnie, Cheol – mam do ciebie sprawę – zaczął najwyższy, chwytając ostatnią pożywkę i zwracając się ku mnie.
– Tak? Powiesz mi za chwilkę, jak wrócę…
– Nie możemy od razu? – spytał prędko. – Potem… zapomnę.
– Przypomnę ci, nawet przyjdę do twojego pokoju.
– Mówcie, teraz, ja też chcę wiedzieć – wtrącił się Vernon.
– To sprawa pomiędzy mną a Seungcheolem – odparł stanowczo Mingyu. Byłem pewien, że chodzi o coś naprawdę ważnego i tym razem nie spyta mnie o kolor bielizny którą założy do pierwszego odcinka. Mingyu ubzdurał sobie, że jestem majtkową wyrocznią i kiedy to ja wybieram mu bokserki, czuje się znacznie pewniej przed kamerą i idzie mu świetnie. – Chodź, chodź, Cheol – pociągnął mnie za rękaw i niemalże brutalnie wrzucił do pokoju. Kiedy próbowałem się wydostać, zablokował nogą drzwi, abym ja nie zwiał, a Vernon nie dostał się do środka.
– Spokojnie, już będę grzeczny – obwieściłem, zajmując miejsce na fotelu. – O co chodzi? Tylko nie majtki, jeszcze nie wiadomo, kiedy kręcimy program i jaki.
– Nie, to coś zupełnie innego…
– Tak poza tym – gdzie się podział Wonwoo? – wiem, że zirytowałem go nagłą zmianą tematu, ale przypomniało mi się, że nie dość długo widziałem naszej zimnej ryby.
– Śpi.
– Okay. Więc…?
– Właśnie chodzi o… Wonwoo.
Uniosłem jedną brew do góry.
– O nie – ja ci nie będę pomagał w wymyślaniu kolejnych sposobów na bajerowanie Wonwoo – ostrzegłem.
Mina Mingyu wyrażała ogromne zakłopotanie, zupełnie jakbym trafił w samo sedno. Nie, ani ja ani Vernon nie zdołaliśmy zauważyć, co dzieje się między tą dwójką.
– Skąd wiesz?
– Co wiem?
– Że… Bajeruję Wonwoo, skoro tak to nazywasz.
Przewróciłem oczami i wstałem z fotela. Nie zamierzałem dłużej ciągnąć tej rozmowy, ponieważ pchałem się w paszczę lwa. Nie zamierzałem sprawić, aby zachowywali się jeszcze bardziej irytująco.
– Nie idź, nie idź… – jęczał, ale ja miałem go gdzieś. Wystarczająco rozeźliła mnie sprawa z kamerą wjeżdżającą w prywatne strefy Miasta.
– Zachowujesz się jak dziecko – syknąłem. – Nie wprowadzili ci odpowiedniej ilości danych na temat zakochania i rozbudowywania relacji? Z chęcią pogrzebałbym ci w strukturze, ale nie chcę być uziemiony przez dwa dni.
– Potrafisz robić coś takiego? Patrzeć w struktury innych? – zaciekawił się.
– Nie wiem. Nigdy nie próbowałem.
Opowiadałem chłopakom o moich umiejętnościach zaraz po szerszym rozbudowaniu naszej siatki intelektualnej, kiedy w końcu przestaliśmy zapominać, co robiliśmy parę minut wcześniej. Wtedy też właśnie Vernon przechwalał się, że również pamięta różne inne rzeczy, między innymi te, które ja znałem doskonale, a o których Wonwoo miał mgliste pojęcie. Wizje naszego najmłodszego kolegi były zgoła odmienne od rzeczywistości, ale nigdy nie przerwałem mu przechwałek. Dowartościowywał się na swój sposób.
– A mógłbyś? – jego oczy zabłyszczały.
– Nie.
– Nie potrafiłbyś rozruszać we mnie paru impulsów…?
– Czego ty tak właściwie chcesz? – rzeczywiście, nie byłem do końca pewien, po co mnie tutaj zaciągnął.
– Chciałbym porozmawiać z Wonwoo… o nas. Dać mu jakiś znak.
– Wydaje mi się, że dałeś mu ich wystarczająco wiele – spojrzałem na niego spode łba. – Pamiętasz, jak chowaliśmy się z Vernonem w łazience?
– Um… Chyba tak.
– Wtedy właśnie dawałeś mu zbyt wiele znaków – uśmiechnąłem się żałośnie.
– Naprawdę? A myślałem, że chcieliście nam zrobić na złość, blokując łazienkę na cały dzień.
Powstrzymałem się przed wygarnięciem mu, że jego siatka intelektualna jest lekko uszkodzona.
– Nie mam pojęcia, jakie błędne dane ci wprowadzono, ale ja nie mam zamiaru pomagać ci w jeszcze większym bajerowaniu Wonwoo. Wystarczy, że będziesz robił to, co do tej pory i powiesz mu nieco więcej.
Dlaczego mówię coś, co będzie działać na moją niekorzyść.
Mingyu był pierwszą jednostką, którą znam i która wykazywała podobne zboczenia. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto wykazywałby podobne zainteresowanie kolegą z przedziału. Tego nas nie uczono, przynajmniej ja nie odkryłem w sobie żadnego takiego łączenia. Najwyraźniej coś pominąłem – ostatnie skanowanie wykonałem dawno temu, jeszcze kiedy nie mieliśmy pojęcia o istnieniu „Zdobądź X”.
– Dzięki, Seungcheol – Mingyu klepnął mnie w ramię i rozwalił się na łóżku.
Uśmiechnąłem się kwaśno. Zostawiłem go samego z jego zboczonymi myślami i pognałem po schodach, nie chcąc myśleć o chorych impulsach, szalejących w jego strukturze.
Okienko było puste. Przysiadłem na moment na schodach i odfrunąłem, póki nie usłyszałem gwałtownych kroków i nawoływań. O mało co nie zeskanowałem swojej struktury na klatce schodowej. Przed oczami pojawił mi się mglisty obraz jej budowy. Nie martwiłem się, ponieważ nie zdarzyło się to po raz pierwszy, ale dziwiło mnie, że zaczynałem coraz mniej to kontrolować. Gdybym padł tutaj na ziemię, nie byłoby zbyt kolorowo.
Vernon leciał na dół krzycząc, czy się zgubiłem na schodach. Prędko się podniosłem i wyszedłem z budynku, nie mając ochoty widzieć któregokolwiek z nich. Zauważyłem, że nie wziąłem pożywki o odpowiedniej porze – nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, ale w chwili obecnej nie czułem takiej potrzeby.
Spacer mnie nie uspokoił, a wręcz szybciej zniszczył kiełkującą równowagę. Rozglądałem się wokół, by przypadkiem ponownie nie zaskoczyła mnie kamera. Poprzednia rozmowa była bardzo infantylna, jednak momentami prezenterzy wymyślają takie pytania, które w mig zbijają cię z tropu.

Tarmosiłem szef na skraju mojej koszulki z żółtymi oznakowaniami, kiedy tuż obok mnie spadło kilka dachówek. Coś we mnie krzyczało „Odsuń się!” lecz ciało odmawiało posłuszeństwa. Dlaczego dzisiaj wszystko obraca się przeciwko mnie?
– Ej ty tam! – spojrzałem w górę, słysząc głos kilku pracowników Lab-u, których nigdy wcześniej nie spotkałem. Znałem jedynie ich pochodzenie dzięki charakterystycznym, błyszczącym kamizelkom. – Uważaj, jak leziesz! Nie widziałeś znaków?
Obejrzałem się prędko za siebie – rzeczywiście, postawiono słupek z informacją o nakazie korzystania z drugiej strony ulicy.
Skuliłem się i prędko pomknąłem w bezpieczną część drogi. Obserwowałem, jak naprawiają dach niewielkiego domku, który od dłuższego czasu stał pusty. Zapewne został uszkodzony w wyniku akcji potrzebnych dla konkretnego odcinka. Często się tak zdarzało, jeśli epizody nie były kręcone na hali.
Od czasu do czasu pracownicy Lab-u przychodzili skontrolować Miasto i ewentualnie dokonać konserwacji elementów. Co dwa sezony dokonywano gruntownego czyszczenia Miasta – zabraniano wtedy opuszczać mieszkań, póki czynność nie dobiegnie końca. Zazwyczaj odbywało się to w nocy, kiedy żadnemu humanoidowi z grupy H nie przychodziło do głowy, by wyjść na zewnątrz.
Czyszczenie było obowiązkowe, by zapobiec powstaniu jakiejkolwiek zarazy. Jako że istnieliśmy w zamkniętej przestrzeni, nawet ta sztucznie wytworzona atmosfera mogła zacząć wprowadzać tutaj zmiany, na które ciężko będzie znaleźć antidotum. Według badań Lab-u sztuczna epidemia będzie o wiele trudniejsza do wyeliminowania niż taka rzeczywista.

Do mieszkania wróciłem drogą okrężną – nie miałem zamiaru ponownie spotykać pracowników Lab-u. Uznaliby mnie za uszkodzony model, którego siatka i struktura ulegają rozwarstwieniu, przez co snuje się bez celu.
Jako jedna z pierwszych jednostek naszego pokolenia nie zostałem stworzony najlepiej. Każdy z pierwszych posiadał jakieś skazy, ponieważ poszczególne wytwory różniły się od siebie. O wiele lepiej zbudowani byli na przykład Mingyu i Vernon. Ci nie musieli się niczym przejmować.
Przypomniały mi się niedawne interwencje Lab-u i ich wtargnięcie w moją strukturę. Wciąż pamiętałem o kontroli, którą byliśmy objęci w tamtych sterylnych pomieszczeniach. Kiedy wpuszczali nas na miasto zaznaczali, że od tej pory przestajemy być przez nich monitorowani. Będą inicjować w nasze siatki i struktury jedynie w skrajnych przypadkach.
W tym tygodniu zdołali wtargnąć we mnie dwukrotnie – tuż po moim upadku po ześliźnięciu się po lianie i dzisiaj, kiedy moja struktura nie była zadowolona z tego, że mówiłem inaczej a myślałem inaczej.
Wydaje mi się, że zaczynam się psuć.


1 komentarz: