19.10.15

WIGH: Dziecię dżungli | 20 dni przed programem

                Ja i chłopcy z mojego przedziału byliśmy świeżakami. Nasz pierwszy program z obecnej perspektywy wydawał się bardzo prosty. My jednak biorąc w nim udział trzęśliśmy się bardziej niż kiedykolwiek. Polegał na zwyczajnych wygłupach, aby widzowie zdążyli poznać nowe jednostki i ewentualnie polubić któregoś z nas.
                Program był zabawą, gdzie w sztucznie wytworzonym studio poszukiwaliśmy kolejnych karteczek z zadaniami. Musieliśmy posłużyć się niebywałą grą aktorską, ponieważ wiele emocjonalnych momentów było konieczne. Rywalizowaliśmy ze starszymi kolegami z grupy H, którzy mieli w grach o wiele większe doświadczenie i wywoływanie różnych sytuacji przychodziło im bardzo łatwo. Wplątali w to nieświadomego Vernona i powiedzieli mu o tym dopiero po zakończeniu kręcenia odcinków. Bardzo dobrze, że zrobili to dopiero wtedy, ponieważ najmłodszy mógł od razu zepsuć nam dobre wejście. Teraz przynajmniej został zapamiętany ze względu na dużą ilość scen z nim w roli głównej.
                Kiedy do naszego mieszkania dotarło obwieszczenie, w którym informowano nas o kolejnym programie, byliśmy podekscytowani. Oto miał nadejść czas, kiedy spotkamy kogoś spoza grupy H – nie będziemy rywalizować ze swoimi, a z chłopakami z grupy P, którzy zostali stworzeni w tym samym czasie co my, jednak w innej części Lab-u. Nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać, dlatego też z niecierpliwością wyczekiwaliśmy dnia kręcenia pierwszego odcinka.
                Kiedy otrzymywaliśmy obwieszczenie, żadne z nas nie wiedziało, na czym dany program polega. Zazwyczaj Vernon albo Mingyu pytali starszych kolegów, którzy mieli o wiele większe doświadczenie, gdyż istniało ogromne prawdopodobieństwo, że brali udział w poprzednich edycjach. Zaraz po przeczytaniu informacji pognali na miasto, by dowiedzieć się o co chodzi w programie o mało tajemniczej nazwie „Zdobądź X”. Zgodziłem się z Wonwoo, że będzie to coś w stylu poszukiwania skarbu. Prędko dowiedzieliśmy się, że czeka na nas tor przeszkód i aby wygrać, cała drużyna musi jak najszybciej go pokonać i dotrzeć do miejsca oznaczonego krzyżykiem. Co dwa odcinki kolejna osoba z przegranej drużyny jest eliminowana i spada jej poziom, który jest niezbędny do dalszego funkcjonowania w tym świecie.

                Do finałowego odcinka doszedłem dzięki niesamowitemu fartowi. Cudem było, że nie odpadłem już w drugim, kiedy ślimaczyłem się po linie zawieszonej pomiędzy dwoma ogromnymi klifami. Woda pode mną oczywiście nie była prawdziwa – widzowie jednak o tym nie wiedzieli, dlatego też musiałem udawać i mówić do kamery, że widok tego głębokiego oceanu przyprawiał mnie o dreszcze.
                Wszystkie studia potrzebne do nakręcenia poszczególnych programów tworzone były w Mieście. Nie musieliśmy ruszać się zbyt daleko, aby na przykład nakręcić taki cudowny odcinek nad morzem. Przez otaczające cię ekrany miało się wrażenie, że naprawdę pojechało się kilkadziesiąt kilometrów dalej.
                Żadna jednostka nie miała prawa opuszczać Miasta. Nie było nawet takiej możliwości – mur otoczony był budynkiem sterylnego Lab-u, w którym się wychowaliśmy. Jako że nie byliśmy zdatni do wykonania naszego przeznaczenia, ktoś wymyślił, że od dzisiaj w telewizji będą pokazywane teleturnieje  i programy rozrywkowe z naszym udziałem. W końcu bezużyteczne humanoidy, na które zmarnowano mnóstwo czasu, muszą się do czegoś przydać. Jak się później okazało, do takiej funkcji nadawaliśmy się znakomicie – zdobywaliśmy serca widzów, a dzięki ich głosów wzrastały nasze szanse na dłuższą egzystencję. Śmierć jednostek nie jest bolesna – wystarczy pokręcić tu i ówdzie. Urazy także łatwo wyleczyć – można pozmieniać to i owo. Zbudowano nas w dużej ilości z krzemu, dlatego bardzo łatwo stworzyć części wymienne.

                Do finałowego odcinka dotarłem razem z Mingyu. Kibicowali nam Wonwoo i Vernon, który odpadł jako pierwszy, a chwalił się, że uda mu się dotrzeć najdalej. Dzisiejszy tor przeszkód zaprojektowano na wzór mokrej, amazońskiej dżungli. Wszystko było śliskie od niedawna padającego deszczu – ja i Mingyu także. W końcu wszystko musiało być jak najbardziej realistyczne.
                Tor dla chłopaków z drużyny P przygotowano równolegle do naszego, aby móc śledzić nasze poczynania jednocześnie. Wydawał się o wiele dłuższy niż te w poprzednich epizodach. Ściskało mnie lekko w żołądku, bowiem byłem w stu procentach pewien, że polegnę przy pierwszym utrudnieniu. Jako że liny i platformy porozwieszano między drzewami, cała akcja odbywała się w powietrzu.
                Soonyounga, Juna, Chana i Minghao poznaliśmy na korytarzu, tuż przed wejściem na ogromną halę, gdzie się wszystko rozgrywało. Żadne z nich nie było stworzone tak wcześnie jak ja, dlatego również nie pamiętało wielu szczegółów. Bolało mnie to, że nigdy nie znajdę nikogo z mojego pokolenia, z którym będę mógł się tym podzielić. Wonwoo nie do końca się do tego nadawał, ponieważ pamiętał mniej – dużo, ale wciąż nie tyle, co ja.
                W finałowym epizodzie ja i Mingyu konkurowaliśmy z Minghao i Chanem. Wszyscy tam byli naprawdę świetni i niesamowicie ciężko było zdecydować, który z nich ma zostać wyeliminowany.  Pokonywali tor przeszkód bez większych trudności, podczas gdy ja męczyłem się z jedną, głupią liną. Vernon śmiał się, że to my dostarczamy widzom większej rozrywki i zapewne puchną ze śmiechu, widząc mnie rozkroczonego pomiędzy dwoma ruchomymi platformami. Oczywistym jednak było, że X zdobędzie grupa P, znacznie podwyższając swój poziom.
                – Powodzenia – pożyczył mi Minghao, kiedy wchodziliśmy na halę. Wraz z Mingyu posłaliśmy całej grupie P uśmieszki pełne żałości.
                – Dacie radę – Soonyoung klepnął mnie w plecy i podążył za swoją trójką.
                Mnie się ani trochę nie wydawało, że mówią to ze szczerością, a jedynie po to, by jeszcze mocniej podkreślić naszą ułomność. Może nie byliśmy świetni w wygibasy kilkanaście metrów nad ziemią, ale potrafiliśmy inne rzeczy, czego dowodziliśmy wygrywając inne programy.
                Obciągnąłem koszulkę z żółtymi paskami na ramionach i ruszyłem w kierunku wejścia do windy, która zabierała nas na start. Tam ponownie zostaliśmy zroszeni wodą i wywiezieni na pierwszą platformę. Spojrzałem na równoległy tor – zielone paski na koszulkach grupy P pasowały idealnie do otaczającego nas wystroju.
                Odetchnąłem głęboko, kiedy winda się zatrzymała i drzwi zaczęły się rozsuwać. Mingyu zrobił to, czego nienawidzę – z całej siły klepnął mnie w plecy. Wygiąłem się do tyłu, próbując uśmierzyć charakterystyczny ból.
                – Idziesz pierwszy – syknąłem. – Nie mam zamiaru bawić się w Tarzana.
                – Myślałem, że lubisz tę książkę – młodszy spojrzał na mnie z wyrzutem. – Kiedyś chciałeś być jak Tarzan.
                – To było dawno temu i chciałem być Tarzanem jedynie w mojej głowie. Niech tak pozostanie.
                – W ostatnim odcinku zdobyłeś więcej punktów.
                – Dlatego też w nagrodę za moje starania mogę zaczynać po tobie – wiedziałem, że Mingyu potrafiłby znaleźć jeszcze tysiąc bezsensownych argumentów odpowiadających za tym, abym to ja wystartował jako pierwszy, lecz nagle rozbrzmiał dzwonek obwieszczający rozpoczęcie kręcenia odcinka. Kamery zaatakowały nas już wcześniej, na dole, gdzie udawaliśmy, że jesteśmy w samolocie i lecimy do Amazonii. Egzotyczne klimaty bardzo dobrze wpływały na widownię.
                Wonwoo i Vernon przyszli na plan razem z nami, lecz musieli umykać przed kamerami, ponieważ oficjalnie odpadli w poprzednich odcinkach i zostali w Mieście. Widziałem ich siedzących za siatką, gdzie kończyły się ogromne grafenowe ekrany. Pierwsza kamera znikąd pojawiła się tuż przy nas, kiedy zamierzaliśmy pomachać chłopakom. Mingyu bardzo na tym zależało, lecz kiedy podniósł dłoń, prędko zaczął udawać, że zaswędział go nos.
                – Podoba się wam dżungla? – usłyszeliśmy infantylne pytanie dobiegające z głośniczka tuż obok kamery.
                Rozejrzałem się wokół siebie i kiwnąłem raz głową.
                – Czuję się jak Tarzan – oznajmiłem, przywołując postać, której wcześniej się wystrzegałem. Czekałem tylko na moment, w którym kamera odjedzie w stronę grupy P a Mingyu zacznie się ze mnie nabijać.
                – W takim razie myślę, że pozytywnie oceniasz swoje szanse na wygraną.
                – Oczywiście! Hwaiting! – w obecnym położeniu należało zgrywać wiecznie zadowolonego z życia oraz pewnego siebie. Byłem pewien, że Mingyu robi za moimi plecami dziwne miny, ponieważ kamera nieznacznie skierowała się w jego stronę, po czym pofrunęła dalej. – Nie waż się wracać do tematu Tarzana – odwróciłem się w jego stronę, po czym zajrzałem na platformę grupy P. Chan starał się zabajerować publiczność, widziałem to doskonale, nawet jeżeli znajdował dosyć daleko. Minghao stał na krawędzi platformy i próbował ocenić, jakie niespodzianki czekają nas na torze. Postąpiłem podobnie, a jako że do akcji wkroczyła kolejna kamera, Mingyu udawał, że chce mnie zrzucić.
                – Kto w drużynie H zechce popisać się odwagą i wyruszy jako pierwszy? – usłyszeliśmy.
                Nim zdołałem otworzyć usta, młodszy chwycił mnie za ramiona i postawił tuż przed kamerą. O mało co nie zaryłem nosem w szklaną szybkę.
                – Seungcheol!
                – Nasz najstarszy uczestnik obudził w sobie duszę dziecka dżungli!
                Uśmiechnąłem się kwaśno. Komentator był naprawdę żałosny, szkoda że nie byłem w stanie go teraz zobaczyć.
                Usłyszeliśmy kolejny alarm obwieszczający nakaz przygotowania się do pokonania toru przeszkód. Mingyu musiał mnie bardzo lubić, skoro zafundował mi taki los.
                – TarzanCheol wkracza do akcji – usiłowałem być śmieszny, a w głębi duszy już wiedziałem, że poległem. Jako dziecię dżungli z krwi i kości wpierw musiałem zawisnąć na gigantycznej lianie, by dotrzeć na kolejną platformę. Posłałem Mingyu znaczące spojrzenie, aby pomodlił się za mnie, kiedy będę już spadał.
                Kolejny alarm sprawił, że serce podeszło mi do gardła i zacząłem się mentalnie dusić. Ręce mi się trzęsły a ciało zapulsowało chłodnym dreszczem. Nawet jeśli dżungla wokół mnie w rzeczywistości nie istniała, byłem pewien, że grozi mi piękny upadek z dość dużej wysokości.
                – Mingyu, chroń tyły, w razie gdyby napatoczyła się tutaj moja małpia rodzinka – rzuciłem do kamery i chwyciłem się ogromnej, szorstkiej liany.
Tak wyglądał mój koniec.
Frunąłem z zaciśniętymi oczami, nawet jeśli bardzo chciałem zobaczyć, co dzieje się po drugiej stronie, na bliźniaczym torze. Mingyu miał wystartować zaraz kiedy dotrę do środka finałowej misji – uproszczenie dla niego wynikało z tego, że mógł obserwować, na co wpadam w poszczególnych elementach i starać się nie popełniać tych samych błędów.
Wartość energii potencjalnej mojej liany wzrosła do maksymalnego poziomu. Na moment zawisłem w bezruchu – miałem go wykorzystać, aby wskoczyć na platformę, a nie potrafiłem się puścić. Mięśnie się zacisnęły i przestały mnie słuchać, tak jak całe ciało.
Zdecydowałem się otworzyć oczy. Ruch trudny i ryzykowny. Liana zaczęła się cofać i ponownie lecieć w stronę platformy, tak jak i kamera wisząca przede mną.
– TarzanCheol stracił umiejętności – udało mi się powiedzieć przez zaciśnięte gardło i wymusić uśmiech, świadczący o żartowaniu z własnych słabości.
Liana odchyliła się po raz kolejny i tym razem musiałem skoczyć, ponieważ kolejny taki odchył skutkował brakiem możliwości na jakiekolwiek bliskie spotkanie z platformą. Którykolwiek osobnik ze grupy P podjął się wyzwania jako pierwszy, był już pewnie setkę kroków dalej.
Skoczyłem, zachwiałem się na krawędzi i przemieniłem chwilę zawahania w ładny obrót i ukłon w stronę kamery. Pobiegłem dalej, po drewnianej ścieżce zawieszonej wśród pni drzew, wyświetlanych na ekranach.
Nikt oprócz nas nie ma pojęcia, że ta dżungla jest tylko wytworem grafików.
Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że żadne z nas ani trochę nie cieszy się z tych misji.
Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że wszyscy w Mieście wiedzą, że są sztucznie stworzonymi humanoidami.
Nikt nie wie, że to wszystko jest fikcją.
Zatrzymałem się na zakręcie. Widok na równoległy tor przysłaniały mi drzewa.
 – Seungcheol! Czemu się tak rozglądasz? – usłyszałem głos z kamery.
– Jakoś mi tak samotnie – wzruszyłem ramionami. Podczas kręcenia programu trzeba było mówić cokolwiek. Resztę sobie dopowie prowadzący podczas obrabiania odcinka.
– Mingyu jeszcze nie wystartował, ale z pewnością ci kibicuje i wierzy w twoje umiejętności TarzanCheola.
– One gdzieś tu są – pomacałem się po całym ciele, ruszając dalej. – Chciałbym jedynie zobaczyć, jak radzą sobie…
Poczułem gwałtowne ukłucie w okolicach twarzy, przez co jęknąłem z zaskoczenia. Kamera z pewnością uchwyciła moją krzywą minę.
Pojawiły się kolejne ukłucia, tym razem na innych częściach ciała, a wokół siebie zobaczyłem rój podejrzanych, tłustych robali, które mnie skubały. One również były sztuczne i posyłały w głąb mojego ciała impulsy elektryczne. Zapewne w oczach kamery wyglądało to tak, jakby mnie gryzły i wpuszczały jad w moją skórę. Od razu się wycofałem, a te z powrotem skleiły się w kupkę, oczekując na kolejną ofiarę.
Dałbym sobie rękę uciąć, że komentator mówi teraz o szukaniu sposobu na ominięcie pułapki. Spróbowałem ponownie, lecz te zaatakowały mnie po raz kolejny, tym razem gwałtowniej. Vernon zapewne się ze mnie śmiał, kiedy ja walczyłem o podwyższenie swojego poziomu i zdobycie wielkiej ilości głosów.
Oglądanie, jak ktoś bez problemu pokonuje tor przeszkód, musi być bardzo nudne. Chłopcy z grupy P z pewnością są już przy końcu i nie przykuli uwagi widzów, w przeciwieństwie do mnie. Wszyscy uwielbiają oglądać i śmiać się z łamagi wypominając mu, co robi źle. Szkoda, że nie byłem w stanie tego usłyszeć.
Spróbowałem się przeczołgać po drewnianej platformie. Nic to nie dało, a jedynie pogorszyło sprawę – robale naparły na mnie z góry i ledwo udało mi się wstać, będąc sparaliżowanym bólem ich ugryzień. Szalone wymachiwanie rękami również nie pomogło – było ich zbyt wiele, a miałem tylko dwie górne kończyny.
– Co powiesz na to, aby zaprezentować robakom jakąś sztuczkę? – odezwał się głośniczek przy kamerze.
– Sztuczkę? A na co im sztuczka, skoro… – nie dokończyłem, ponieważ moje słowa mogły mieć negatywny wydźwięk. Podczas kręcenia programu trzeba było spróbować wszystkiego. Robale także nie były zwyczajnym wytworem natury, dlatego mogły reagować inaczej. – Znam pewną sztuczkę. Jest najbardziej oczywista, jeśli chodzi o magię, ale spójrzcie… – zwróciłem się w stronę latających diabłów i wykonałem bardzo tajemniczy gest, którego sam nie rozumiałem. Wystarczyło, że wyglądał niepokojąco.
– Potrafię zniknąć i przemieścić się w inne miejsce.
Robale zapewne nie rozumiały, co do nich mówię, ale przegrupowały się tworząc sześcian. Dobre i tyle.
– Trzy, dwa, je… – O nie! Gdzie się podział Seungcheol?! – pomknąłem przed siebie, nie dając im szansy na zastanowienie się, o ile te diabły jakkolwiek myślały. Nie zatrzymywałem się dopóki nie byłem pewien, że na tym odcinku już skończyła się ich rola. Miałem ochotę tupać nogą i wrzeszczeć, jakie to było głupie. Zamiast tego szczerząc się do kamery pobiegłem dalej, która rozpoczęła rejestrowanie cudownie prawdziwej urody amazońskiej dżungli.

Następnie po raz kolejny złapał mnie deszcz. A raczej ulewa, charakterystyczna dla strefy równikowej. Nie wyglądałem zbyt dobrze, a przydługie włosy kleiły się po czole. Udało mi się przeżyć wspinaczkę po drzewie – byłem szczęśliwcem, skoro zbudowano tutaj dla mnie tak wiele gałęzi, na których mogłem z łatwością postawić stopy. Zapewne się ulitowano, bym prędko nie zjechał w dół.

Zjechałem kilkadziesiąt sekund później. Wspinaczka w górę, a później ponowne szukanie niższej platformy było ponad moje siły. Ubranie nieprzyjemnie lepiło się do mojego ciała, potęgując uczucie dyskomfortu, a ręce miałem śliskie, co nie było zbyt dobrym połączeniem z lianą.
Poczułem ogień na wewnętrznej części dłoni, kiedy podjąłem próbę zjazdu w dół. Liana niebezpiecznie przekrzywiła się pod moim ciężarem, przez co uderzyłem w platformę łydką, później biodrem, ramieniem i ostatecznie głową, spadając w dół.
Miałem nadzieję, że Mingyu podjął się modlitwy o bezpieczeństwo spadającego Seungcheola.
Po raz kolejny sztuczne ciało pokonał sztuczny świat.

                – Cheol.
                – Cheol…
                – SEUNGCHEOL!
                Dlaczego na mnie krzyczą.
                – Gratulacje, przegraliśmy.
                Co takiego.

                Nie chciałem wleźć w głąb mojej siatki intelektualnej, ale najwyraźniej moja wolna wola przestała mnie słuchać. Widziałem jej strukturę, przez którą prześwitywał niewyraźny obraz sprzed unoszących się powiek. Pracownicy Lab-u budzili mnie, a ja o tym wiedziałem, ponieważ sam bym nie wstał.
                – Seungcheol, w końcu! – ucieszył się Mingyu.
                Leżałem na ławce tuż obok pomieszczenia, w którym sterowano całą halą. Las tropikalny zniknął tak szybko, jak moje umiejętności dziecka dżungli. Zapewne ukończono kręcenie ostatniego odcinka, a mnie ominęło wyłanianie zwycięzcy, który przecież od samego początku był oczywisty.
                – Ile leżałem? – spytałem niepewnie.
                – Godzinkę? – zastanowił się Vernon, zerkając na Mingyu i Wonwoo.
                – Przegraliśmy?
                – Tak – odparła chórem cała trójka.
                – Skąd ja wiedziałem, że to się tak skończy – wykorzystując nabyte umiejętności teatralne sprawiłem, że wyglądałem jakbym naprawdę był zamyślony. – P już poszli?
                – Tak, zwinęli się od razu po zakończeniu filmowania – odparł Wonwoo.
                Widziałem, jak Mingyu przysuwa się do niego i prostuje mu koszulkę, która nie była zmięta na tyle, by zmienić coś w jego życiu.
                Podniosłem się z ławki, oceniając stan obrażeń. Niczego nie poczułem.
                – Poskładali cię zaraz po upadku – wyjaśnił Vernon.
                – Super.
                Nie wiedząc gdzie zahaczyć wzrokiem, rozglądałem się po pustej, białej sali i białych, grafenowych ekranach. Przez moment wydawało mi się, że wróciłem do któregoś z nieznanych mi pomieszczeń Lab-u, po czym o obecnej sytuacji przypomniało mi wilgotne ubranie i brudne buty.
                – Do zobaczenia w kolejnym, pierwszym odcinku – powiedziałem w pustą przestrzeń hali.
                Główną nagrodą w „Zdobądź X” była chwilowa przerwa od kręcenia programów. Gratulacje dla grupy P, którzy od tej chwili mają mnóstwo wolnego czasu. Najmłodszy przedział H musi zacząć psychicznie przygotowywać się do rozpoczęcia kolejnej misji.

                Samotna łza popłynęła mi po skroni, kiedy wróciłem do pozycji leżącej. Nie było mowy o kropelce wody, ponieważ włosy zdołały mi już dosyć ładnie wyschnąć.



~~~

Wrr, nienawidzę Bloggera, który tak krzywo wkleja akapity.
Rozdział pierwszy pojawił się dość szybko ze względu na długość prologu i obecność weekendu pełnego dobrego humoru i weny. Jestem bardzo pozytywnie nakręcona na ten fanfic, pisze mi się go prędko, a rozdziały nie są tak mocno rozbudowane jak w innym moim opowiadaniu, dzięki czemu męczę się mniej.
Zainspirowałam się tomikami Tarzana i Księgą Dżungli z zeszłego wieku, które stoją mi na półce. Niech się cieszą. Ale wciąż śmieszy mnie tytuł "Przygody Tarzana Człowieka Leśnego".

2 komentarze: