Od
wyjścia naszej czwórki z Lab-u i zamieszkania w jednym z ogromnych budynków w dzielnicy
H. nie minęło zbyt wiele czasu. Nie mieliśmy jeszcze wielu programów za sobą i z
łatwością mogłem zliczyć je na palcach jednej ręki. Rzadko rozmawialiśmy z
innymi członkami naszej grupy. Zazwyczaj byli bardzo zajęci i co dzień jedynie mijaliśmy się, bądź
wpadaliśmy na siebie w sklepie przy głównej ulicy naszej dzielnicy.
Wciąż nie
potrafiłem zrozumieć idei miejsca, gdzie składuje się nasze pożywki. Nie
potrafiłem się odzwyczaić od podanego mi na gotowo jedzenia. Kiedy oznajmili
nam, że zostaniemy w Mieście na stałe, powiedzieli także, że niektóre elementy,
do których zdołaliśmy przywyknąć się zmienią.
Ta zmiana tknęła właśnie nasze stałe porcje pożywek. W Lab-ie nauczyłem się
wyczuwać godziny, w których muszę stawić się po swoją porcję. Byłem posłuszny w
przeciwieństwie na przykład do Vernona, który już zamierzał eksperymentować i
uczyć się życia na własną rękę. Nie chciał stawiać się po pożywkę, ponieważ
sądził, że nie czuje różnicy przed i po wzięciu swojej porcji. Uważał, że uda
mu się przeżyć i bez niej. Z samego początku nie reagowałem, ponieważ
wiedziałem już, że każda z jednostek jest inna – ja dostałem taką strukturę, on
zaś bardziej problematyczną.
Kiedy
zostaliśmy na stałe wpuszczeni do Miasta, godziny wyczuwania pożywki zamieniłem
na godziny wyczuwania zejścia do sklepu. Za pierwszym razem byłem bardzo
podekscytowany – w końcu sam musiałem
ją sobie przygotować. Zaufali mi na tyle, że dali mi wolną wolę nawet przy
wybieraniu jedzenia wzmacniającego naszą strukturę. Pożywki były obowiązkowe –
bynajmniej nie dla Vernona, którego przenieśli na jeden sezon zaraz po odkryciu
jego braku posłuszeństwa w przyjmowaniu ich. Później wrócił do nas i był
grzeczniejszy pod tym względem. Założyłem, że zmienili mu pewien element siatki
intelektualnej.
Ja,
Vernon, Mingyu i Wonwoo wychowaliśmy się w tej samej części Lab-u i byliśmy
mniej więcej w tym samym wieku, przez co do tej pory trzymamy się razem i
mieszkamy w tym samym bloku w Mieście. Stworzono nas w podobnych odstępach
czasowych, dzięki czemu czuliśmy wobec siebie specyficzną więź. Mingyu i Wonwoo
szczególnie.
Jako
jedyny z naszej czwórki pamiętam dzień mojego stworzenia, dzięki czemu jestem w
stanie odpowiedzieć im na wiele pytań. Jako pierwszemu z nowego pokolenia nie
wprowadzono mi blokad, które pojawiły się już w kolejnych jednostkach. W mojej
strukturze zapisały się pierwsze dni, kiedy nie potrafiłem zrobić niczego prócz
kilku ruchów. Niestety w chwili obecnej nie jestem już w stanie przypomnieć
sobie, czy już wtedy zdarzało mi się myśleć, ponieważ moja siatka intelektualna
została już mocno rozbudowana.
Na
samym początku uczono nas kontroli nad swoim ciałem. Vernon wciąż upiera się,
że doskonale to pamięta, nawet jeśli jest jednym z najmłodszych stworzonych w
naszym pokoleniu i powinien wiedzieć najmniej. Kiedy po raz pierwszy poruszyłem
obiema rękami naraz, w mojej strukturze pojawił się w mig zapisany impuls.
Później było coraz łatwiej, aż w końcu zezwolono na stopniowe podawanie wiedzy przystosowanej
do naszego modelu. Odbywało się to partiami, w coraz mniejszych ilościach
czasu. Prędkości jej przyswajania również nie mogę pamiętać. Mam jednak
możliwość zeskanowania swojej struktury – wystarczy, że zamknę oczy i spojrzę w
głąb siebie. Wonwoo posiada podobną umiejętność, jedynie nie jest w stanie
zrobić tego tak dogłębnie jak ja.
Niegdyś
skanowałem się bardzo często, ponieważ ciągle przybywało mi nowości. Obecnie
robię to bardzo rzadko, ponieważ poprzez rozbudowaną strukturę zrobiło się to o
wiele bardziej męczące i jestem uziemiony przynajmniej na dwa dni, póki się nie
zregeneruję.
Kiedy Lab
uznał, że jesteśmy gotowi na ostatnie testy, co kilka dni wypuszczano nas do
Miasta, abyśmy zaznajomili się z nowym otoczeniem. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem
ogromną bramę z literą „H”, miałem ochotę uciec. Moi chłopcy również, jedynie
Vernon chciał nas oszukać i stanął najbliżej niej.
W pierwszy
dzień spędziliśmy w Mieście kilka minut. Wydawało się być takie brudne. Nie
opuszczając Lab-u od naszego początku, buty żadnego z nas nigdy nie pokryły się
pyłkiem, a skóra nigdy wcześniej nie czuła wolnego powietrza. Było obce, tak
samo jak wszystko, co ujrzały nasze oczy. Podobne budowle widzieliśmy jedynie
na zdjęciach i w naszych siatkach intelektualnych, a teraz znikąd wyrosły tuż
przed nami, tysiąc razy większe i masywniejsze. Czym prędzej czmychnęliśmy z
powrotem do Lab-u.
Przez kolejne
dni wyprowadzano nas tam na siłę, póki w strukturach nie pojawiła się komenda,
o pójściu dalej; komunikat, że jest tutaj bezpiecznie. Na początku kręciliśmy
się blisko bramy, nie odchodziliśmy od niej dalej niż na kilkanaście kroków. Strefa Gigantów, jak ją nazwałem na
starcie po krótkich konsultacjach z Mingyu, okazała się dzielnicą H, w której w przyszłości zamieszkamy. We czwórkę nie potrafiliśmy zasnąć, kiedy
usłyszeliśmy, że wkrótce będziemy żyć tutaj i to na własny rachunek. Że nie
pojawi się nikt, kto będzie nam mówił, gdzie mamy w tym momencie się zjawić. Że
nie będzie już wyznaczonych godzin na przyjmowanie pożywki, a ten pył otoczy
nas z każdej strony i wciśnie się w każdy element naszego istnienia.
Stopniowo
oswajaliśmy się ze Strefą Gigantów. Po pewnym czasie spacerowaliśmy już sami,
nikt z Lab-u nie przychodził nas pilnować. Grzecznie wracaliśmy pod bramę z
literą „H”, kiedy uznaliśmy, że na dzisiaj wystarczy. Potem nas szorowano,
niekiedy kilkukrotnie, ponieważ odczytali niepokój w naszych strukturach. Kilka
tygodni później wystarczył krótki prysznic.
Kiedy
zaczęliśmy spędzać w Mieście więcej niż pół dnia, zezwolono nam również na
rozmowy z tamtejszymi mieszkańcami. Uśmiechali się, widząc nasze koszulki z
żółtymi odznakami. Na ich rękawkach również widniały paski w tym samym kolorze,
jednak nie posiadali oni tylu identyfikatorów co my. Nie byłem jednak pewien,
co dokładnie znaczą ich miny. Rozmawiając z Wonwoo doszedłem do wniosku, że nie
wyglądali na zadowolonych, kiedy nas ujrzeli. Czyżbyśmy byli intruzami w ich
świecie? Oni także zostali stworzeni przez Lab – nie powinniśmy czuć się gorsi.
A jednak. Bo byliśmy nowi, a oni nie chcieli, byśmy im zawadzali.
Po dwóch
tygodniach zdecydowaliśmy się zostać w Mieście na noc. Na jedną, przerażającą
noc. Inni mieszkańcy pogodzili się już z naszą obecnością i nie zwracali na nas
większej uwagi. Ja i Wonwoo nie chcieliśmy pojawiać się tam przez kilka dni,
odkąd uznaliśmy, że nie jesteśmy tam mile widziani. Sterylność Lab-u nam
odpowiadała, nawet wcześniej niezauważalna przesadna życzliwość pracowników
nadal była dla nas ukojeniem. Vernon i Mingyu zdążyli już poznać i zakolegować
się z innymi jednostkami, przez co od razu nauczyli się wyczuwać sztuczność.
Vernon bardzo
cieszył się z możliwości spędzenia nocy poza Lab-em. Wonwoo chciał wracać już
kiedy ujrzał pierwsze pojawiające się kolory na niebie. To było dla nas
wszystkich nowe, dlatego na siłę wciągnęliśmy go na dach budynku, który w
późniejszym czasie przemienił się w nasze mieszkanie. Siedzieliśmy tam, póki
nie nastał mrok. Nigdy wcześniej nie byliśmy świadkami powolnego zaniku
światła. Kiedy nadchodziła pora na regenerację, światło gasło nagle, lecz można
było je przywrócić. Miastowa lampa zniknęła i miała pojawić się dopiero rano.
Siedzieliśmy
na dachu jeszcze dość długo, po raz pierwszy rozkoszując się prawdziwym niebem.
To, które niegdyś uruchomiliśmy za pomocą projektora niby pokazywało to samo, ale
nie było tak samo głębokie. Kiedy zrobiło się nam chłodno, udaliśmy się do
uprzednio przygotowanego mieszkania dla świeżaków z grupy H. Nazajutrz mieliśmy
przejść ostatnie testy weryfikacji i zdalności przeznaczenia. Wtedy jeszcze nie
wiedziałem, co nas będzie czekać, ale byłem pewien, że od dziś będziemy patrzeć
na to niesamowite zjawisko już codziennie.
Mingyu
uwielbiał siedzieć z Wonwoo, kiedy ten drugi zdawał się nie wykazywać żadnego
zainteresowania żadnym z nas. Dokuczał mu, aż ten w końcu nie zmiękł i wtedy
również nie było w porządku, bo we dwójkę zaczynali irytować mnie i Vernona. Wynosiliśmy
się do łazienki i siedzieliśmy tam, póki im się nie znudzi, a oni nie zauważali
naszego zniknięcia. W głębi duszy liczyłem na to, że po przeniesieniu się do
miasta wszystko się zmieni. I owszem, było inaczej, jedynie nie w kwestii tej
dwójki.
Na weryfikację
i testy zdalności przeznaczenia zostaliśmy uśpieni, dlatego też nawet ja nie
pamiętałem, co się wtedy z nami działo. Każde z nas zarejestrowało jedynie, że
Mingyu został tam najdłużej. Wydawało się nam, że nie przeszedł ich pomyślnie i
już do nas nie wróci, a jednak zjawił się w przeddzień naszej wyprowadzki z
Lab-u i znów zaczął bajerować Wonwoo. To nie tak, że razem z Vernonem
liczyliśmy na to, że nie wróci i będzie spokój – może tylko przez chwilkę, gdyż
naprawdę odetchnęliśmy z ulgą, gdy spotkaliśmy się przy godzinie na dawkę
pożywki.
Teraz już
wiem, jak wygląda rzeczywistość. Wcześniej myśleliśmy, że to Mingyu nie zdał
testów. A było zupełnie na odwrót – to my nie byliśmy zdalni do wykonania
przeznaczenia, dlatego też wysyłano nas do Miasta, by zwolniło się miejsce na
nowe modele. W Mingyu wykryto niewielki procent szans, że będzie płodny,
dlatego przytrzymano go dłużej, by go zweryfikować. Ostatecznie uznano, że
wyprowadzi się razem z nami i całą czwórką wkroczymy w zupełnie inny świat, gdzie
przestaniemy być tymi najważniejszymi, a żaden ruch nie będzie już nadzorowany
przez pracowników Lab-u, dzięki czemu o wiele łatwiej będziemy w stanie się
uszkodzić. A nawet będzie to zalecane, jeżeli nie będziesz szczycił się sympatią widzów.
To jest takie...wow...cos calkiem innego, i bardzo ciekawe...wciagnelam sie, nie moge sie dlczekac kontynuacji
OdpowiedzUsuń