18.10.15

WIGH: ? dni przed programem

        Od wyjścia naszej czwórki z Lab-u i zamieszkania w jednym z ogromnych budynków w dzielnicy H. nie minęło zbyt wiele czasu. Nie mieliśmy jeszcze wielu programów za sobą i z łatwością mogłem zliczyć je na palcach jednej ręki. Rzadko rozmawialiśmy z innymi członkami naszej grupy. Zazwyczaj byli bardzo zajęci  i co dzień jedynie mijaliśmy się, bądź wpadaliśmy na siebie w sklepie przy głównej ulicy naszej dzielnicy.
        Wciąż nie potrafiłem zrozumieć idei miejsca, gdzie składuje się nasze pożywki. Nie potrafiłem się odzwyczaić od podanego mi na gotowo jedzenia. Kiedy oznajmili nam, że zostaniemy w Mieście na stałe, powiedzieli także, że niektóre elementy, do których zdołaliśmy przywyknąć się zmienią. Ta zmiana tknęła właśnie nasze stałe porcje pożywek. W Lab-ie nauczyłem się wyczuwać godziny, w których muszę stawić się po swoją porcję. Byłem posłuszny w przeciwieństwie na przykład do Vernona, który już zamierzał eksperymentować i uczyć się życia na własną rękę. Nie chciał stawiać się po pożywkę, ponieważ sądził, że nie czuje różnicy przed i po wzięciu swojej porcji. Uważał, że uda mu się przeżyć i bez niej. Z samego początku nie reagowałem, ponieważ wiedziałem już, że każda z jednostek jest inna – ja dostałem taką strukturę, on zaś bardziej problematyczną.
        Kiedy zostaliśmy na stałe wpuszczeni do Miasta, godziny wyczuwania pożywki zamieniłem na godziny wyczuwania zejścia do sklepu. Za pierwszym razem byłem bardzo podekscytowany – w końcu sam musiałem ją sobie przygotować. Zaufali mi na tyle, że dali mi wolną wolę nawet przy wybieraniu jedzenia wzmacniającego naszą strukturę. Pożywki były obowiązkowe – bynajmniej nie dla Vernona, którego przenieśli na jeden sezon zaraz po odkryciu jego braku posłuszeństwa w przyjmowaniu ich. Później wrócił do nas i był grzeczniejszy pod tym względem. Założyłem, że zmienili mu pewien element siatki intelektualnej.

        Ja, Vernon, Mingyu i Wonwoo wychowaliśmy się w tej samej części Lab-u i byliśmy mniej więcej w tym samym wieku, przez co do tej pory trzymamy się razem i mieszkamy w tym samym bloku w Mieście. Stworzono nas w podobnych odstępach czasowych, dzięki czemu czuliśmy wobec siebie specyficzną więź. Mingyu i Wonwoo szczególnie.
        Jako jedyny z naszej czwórki pamiętam dzień mojego stworzenia, dzięki czemu jestem w stanie odpowiedzieć im na wiele pytań. Jako pierwszemu z nowego pokolenia nie wprowadzono mi blokad, które pojawiły się już w kolejnych jednostkach. W mojej strukturze zapisały się pierwsze dni, kiedy nie potrafiłem zrobić niczego prócz kilku ruchów. Niestety w chwili obecnej nie jestem już w stanie przypomnieć sobie, czy już wtedy zdarzało mi się myśleć, ponieważ moja siatka intelektualna została już mocno rozbudowana.
        Na samym początku uczono nas kontroli nad swoim ciałem. Vernon wciąż upiera się, że doskonale to pamięta, nawet jeśli jest jednym z najmłodszych stworzonych w naszym pokoleniu i powinien wiedzieć najmniej. Kiedy po raz pierwszy poruszyłem obiema rękami naraz, w mojej strukturze pojawił się w mig zapisany impuls. Później było coraz łatwiej, aż w końcu zezwolono na stopniowe podawanie wiedzy przystosowanej do naszego modelu. Odbywało się to partiami, w coraz mniejszych ilościach czasu. Prędkości jej przyswajania również nie mogę pamiętać. Mam jednak możliwość zeskanowania swojej struktury – wystarczy, że zamknę oczy i spojrzę w głąb siebie. Wonwoo posiada podobną umiejętność, jedynie nie jest w stanie zrobić tego tak dogłębnie jak ja.
        Niegdyś skanowałem się bardzo często, ponieważ ciągle przybywało mi nowości. Obecnie robię to bardzo rzadko, ponieważ poprzez rozbudowaną strukturę zrobiło się to o wiele bardziej męczące i jestem uziemiony przynajmniej na dwa dni, póki się nie zregeneruję.

        Kiedy Lab uznał, że jesteśmy gotowi na ostatnie testy, co kilka dni wypuszczano nas do Miasta, abyśmy zaznajomili się z nowym otoczeniem. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem ogromną bramę z literą „H”, miałem ochotę uciec. Moi chłopcy również, jedynie Vernon chciał nas oszukać i stanął najbliżej niej.
        W pierwszy dzień spędziliśmy w Mieście kilka minut. Wydawało się być takie brudne. Nie opuszczając Lab-u od naszego początku, buty żadnego z nas nigdy nie pokryły się pyłkiem, a skóra nigdy wcześniej nie czuła wolnego powietrza. Było obce, tak samo jak wszystko, co ujrzały nasze oczy. Podobne budowle widzieliśmy jedynie na zdjęciach i w naszych siatkach intelektualnych, a teraz znikąd wyrosły tuż przed nami, tysiąc razy większe i masywniejsze. Czym prędzej czmychnęliśmy z powrotem do Lab-u.
        Przez kolejne dni wyprowadzano nas tam na siłę, póki w strukturach nie pojawiła się komenda, o pójściu dalej; komunikat, że jest tutaj bezpiecznie. Na początku kręciliśmy się blisko bramy, nie odchodziliśmy od niej dalej niż na kilkanaście kroków. Strefa Gigantów, jak ją nazwałem na starcie po krótkich konsultacjach z Mingyu, okazała się dzielnicą H, w której w przyszłości zamieszkamy.  We czwórkę nie potrafiliśmy zasnąć, kiedy usłyszeliśmy, że wkrótce będziemy żyć tutaj i to na własny rachunek. Że nie pojawi się nikt, kto będzie nam mówił, gdzie mamy w tym momencie się zjawić. Że nie będzie już wyznaczonych godzin na przyjmowanie pożywki, a ten pył otoczy nas z każdej strony i wciśnie się w każdy element naszego istnienia.
        Stopniowo oswajaliśmy się ze Strefą Gigantów. Po pewnym czasie spacerowaliśmy już sami, nikt z Lab-u nie przychodził nas pilnować. Grzecznie wracaliśmy pod bramę z literą „H”, kiedy uznaliśmy, że na dzisiaj wystarczy. Potem nas szorowano, niekiedy kilkukrotnie, ponieważ odczytali niepokój w naszych strukturach. Kilka tygodni później wystarczył krótki prysznic.
        Kiedy zaczęliśmy spędzać w Mieście więcej niż pół dnia, zezwolono nam również na rozmowy z tamtejszymi mieszkańcami. Uśmiechali się, widząc nasze koszulki z żółtymi odznakami. Na ich rękawkach również widniały paski w tym samym kolorze, jednak nie posiadali oni tylu identyfikatorów co my. Nie byłem jednak pewien, co dokładnie znaczą ich miny. Rozmawiając z Wonwoo doszedłem do wniosku, że nie wyglądali na zadowolonych, kiedy nas ujrzeli. Czyżbyśmy byli intruzami w ich świecie? Oni także zostali stworzeni przez Lab – nie powinniśmy czuć się gorsi. A jednak. Bo byliśmy nowi, a oni nie chcieli, byśmy im zawadzali.

        Po dwóch tygodniach zdecydowaliśmy się zostać w Mieście na noc. Na jedną, przerażającą noc. Inni mieszkańcy pogodzili się już z naszą obecnością i nie zwracali na nas większej uwagi. Ja i Wonwoo nie chcieliśmy pojawiać się tam przez kilka dni, odkąd uznaliśmy, że nie jesteśmy tam mile widziani. Sterylność Lab-u nam odpowiadała, nawet wcześniej niezauważalna przesadna życzliwość pracowników nadal była dla nas ukojeniem. Vernon i Mingyu zdążyli już poznać i zakolegować się z innymi jednostkami, przez co od razu nauczyli się wyczuwać sztuczność.
        Vernon bardzo cieszył się z możliwości spędzenia nocy poza Lab-em. Wonwoo chciał wracać już kiedy ujrzał pierwsze pojawiające się kolory na niebie. To było dla nas wszystkich nowe, dlatego na siłę wciągnęliśmy go na dach budynku, który w późniejszym czasie przemienił się w nasze mieszkanie. Siedzieliśmy tam, póki nie nastał mrok. Nigdy wcześniej nie byliśmy świadkami powolnego zaniku światła. Kiedy nadchodziła pora na regenerację, światło gasło nagle, lecz można było je przywrócić. Miastowa lampa zniknęła i miała pojawić się dopiero rano.
        Siedzieliśmy na dachu jeszcze dość długo, po raz pierwszy rozkoszując się prawdziwym niebem. To, które niegdyś uruchomiliśmy za pomocą projektora niby pokazywało to samo, ale nie było tak samo głębokie. Kiedy zrobiło się nam chłodno, udaliśmy się do uprzednio przygotowanego mieszkania dla świeżaków z grupy H. Nazajutrz mieliśmy przejść ostatnie testy weryfikacji i zdalności przeznaczenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co nas będzie czekać, ale byłem pewien, że od dziś będziemy patrzeć na to niesamowite zjawisko już codziennie.

        Mingyu uwielbiał siedzieć z Wonwoo, kiedy ten drugi zdawał się nie wykazywać żadnego zainteresowania żadnym z nas. Dokuczał mu, aż ten w końcu nie zmiękł i wtedy również nie było w porządku, bo we dwójkę zaczynali irytować mnie i Vernona. Wynosiliśmy się do łazienki i siedzieliśmy tam, póki im się nie znudzi, a oni nie zauważali naszego zniknięcia. W głębi duszy liczyłem na to, że po przeniesieniu się do miasta wszystko się zmieni. I owszem, było inaczej, jedynie nie w kwestii tej dwójki.
Na weryfikację i testy zdalności przeznaczenia zostaliśmy uśpieni, dlatego też nawet ja nie pamiętałem, co się wtedy z nami działo. Każde z nas zarejestrowało jedynie, że Mingyu został tam najdłużej. Wydawało się nam, że nie przeszedł ich pomyślnie i już do nas nie wróci, a jednak zjawił się w przeddzień naszej wyprowadzki z Lab-u i znów zaczął bajerować Wonwoo. To nie tak, że razem z Vernonem liczyliśmy na to, że nie wróci i będzie spokój – może tylko przez chwilkę, gdyż naprawdę odetchnęliśmy z ulgą, gdy spotkaliśmy się przy godzinie na dawkę pożywki.

Teraz już wiem, jak wygląda rzeczywistość. Wcześniej myśleliśmy, że to Mingyu nie zdał testów. A było zupełnie na odwrót – to my nie byliśmy zdalni do wykonania przeznaczenia, dlatego też wysyłano nas do Miasta, by zwolniło się miejsce na nowe modele. W Mingyu wykryto niewielki procent szans, że będzie płodny, dlatego przytrzymano go dłużej, by go zweryfikować. Ostatecznie uznano, że wyprowadzi się razem z nami i całą czwórką wkroczymy w zupełnie inny świat, gdzie przestaniemy być tymi najważniejszymi, a żaden ruch nie będzie już nadzorowany przez pracowników Lab-u, dzięki czemu o wiele łatwiej będziemy w stanie się uszkodzić. A nawet będzie to zalecane, jeżeli nie będziesz szczycił się sympatią widzów.




1 komentarz:

  1. To jest takie...wow...cos calkiem innego, i bardzo ciekawe...wciagnelam sie, nie moge sie dlczekac kontynuacji

    OdpowiedzUsuń