12.5.16

Sunrise [1/2] {Jeongcheol, Jihan, Jeonghao} (sequel Midnight Romeo)

                – Od końca sierpnia będę już w Chinach – oznajmił Jeonghan, kiedy razem z Jisoo wybrali się na rowery zaraz na początku przerwy tuż przed kolejnym dniami szkolnymi.
                – Poradzisz sobie? – spytał Jisoo głosem pełnym troski. – Nagle zewsząd otoczy cię Chińszczyzna, a ty możesz być tam sam.
                – Dlaczego tak źle mi życzysz? A jak było, kiedy przyjechałeś z Ameryki? Korea wydawała się całkowicie innym światem, prawda?
                – Pierwsze dni były koszmarne. Ale z czasem zaczynałem się oswajać z kulturą i językiem. Możliwość mówienia w innym języku niż ten, który miałem na co dzień była naprawdę fascynująca. Boisz się Chin?
                – Właśnie nie. Przygotowałem się już. Dlatego nie chcę, żebyś mi tak źle życzył, bo chcę spać w noc przed odlotem. Jak to było, kiedy tutaj się przeprowadziłeś?
                – Z początku latałem wszędzie jak szalony. Pamiętam, że chciałem odwiedzić wszystko w jak najkrótszym czasie. Czułem się, jak gdyby była to zwykła, kilkudniowa wycieczka. Nie potrafiłem odnaleźć w sobie tej świadomości, że zostaję tutaj na dłużej. Na zawsze. To mój nowy dom. Parę dni później byłem przytłoczony – bywały chwile bezsilności, kiedy nie potrafiłem się dogadać z którymś z tutejszych mieszkańców. U mnie w domu mówiło się niekiedy po koreańsku, ale ja przesiąkłem amerykańską rzeczywistością i wtedy dokładnie to odczułem. Później zaczął się rok szkolny i napatoczył się taki jeden Yoon Jeonghan, który wprowadził mnie w tajniki szkolnego slangu, a ja w końcu zacząłem słuchać rodziców, którzy również mi pomogli z językiem. Opanowałem go szybciej, niż przypuszczałem... Pamiętasz jeszcze, jak ładnie kaleczyłem zdania?
                – O tak. Kochałem twój akcent, który już niestety zanikł.
                – A jeśli się postaram do niego wrócić? – powiedział Jisoo afektowanym tonem, uderzając kołem rower Jeonghana.
                – Może lepiej nie – prychnął długowłosy.
                Problem starszego chłopaka już dawno zniknął. Znów odzyskał wolną wolę, która wcześniej wymknęła się spod kontroli i nie pozwoliła mu na wypowiedzenie więcej niż kilkunastu słów. Udało mu się zamknąć pewien rozdział książki, który nie obiecywał radosnego zakończenia, ale został ubogacony ciekawą znajomością z nachalnym ale równie tajemniczym Choi Seungcheolem, synem jego nauczyciela języka chińskiego. Od czasu, kiedy zbył go na swoim balkonie, spotkał go dwa razy w mieście, lecz ani razu nie porozmawiali dłużej. Jeonghan bał się z nim spotykać, zwłaszcza, że czarnowłosy mógł mieć mu za złe jego zachowanie. Długowłosy miał dość tej gry, ale im dłużej o nim myślał, tym bardziej pragnął do tego wrócić. Tyle, że nie było już szans, że to powróci.
               
                Jisoo zaprosił Jeonghana do siebie, ponieważ jego mama nadal nie zakończyła wojny z babcią i co chwilę znajdował w kuchni jakieś pyszności. Ostatnim tematem była kuchnia wietnamska, dlatego dom państwa Hong tonął w sajgonkach oraz zupie Pho. Długowłosy naobiecywał przyjacielowi, że całej jego rodzinie postara się przywieźć coś z Chin, kiedy tylko rodzice pozwolą mu wrócić do Seulu. Jeszcze nawet tam nie pojechał, a już planował swój powrót – najprawdopodobniej podczas świąt.
                – Co z twoją siostrą? – spytał Jisoo, kiedy już nakarmił Jeonghana wszystkim, co znalazł w kuchni.
                – Zostaje w Korei – odparł wprost długowłosy.
                – Dlaczego? To bardzo nie fair w stosunku do ciebie, zwłaszcza, że ty wręcz błagałeś rodziców o to, by pozwolili ci zostać, aż się pochorowałeś...
                – Pogodziłem się już z ich decyzją. Trochę bałbym się zostać sam. Teraz naprawdę ciągnie mnie do Chin, odkrywania czegoś nowego. Ale będę tęsknił za tobą – wyznał. – Kto mnie będzie wyciągał na rower?
                – Na pewno kogoś tam poznasz. Ludzie niemalże lgnęli do ciebie.
                – Lgnęli, póki nie zacząłem wydziwiać z udawaniem niemowy. Wstydzę się za to – westchnął, kładąc się na łóżku. Było ono dość szerokie, temu też Jisoo udało się wygodnie zmieścić obok niego.
                 – Miałeś swoje powody – uspokoił go młodszy. – Ja nie wiem, jak bym się zachował, gdyby moi rodzice tak nagle oświadczyli, że wyjeżdżamy.
                – Ty masz już jedną długą przeprowadzkę za sobą.
                – Ale byłem do niej przygotowywany od bardzo dawna. Nikt z dnia na dzień nie wyskoczył, że za kilka miesięcy wyprowadzamy się Korei, zacznij się pakować.
                – Pakowanie to tragedia. Sprzedaliśmy bardzo dużo rzeczy i wszędzie jest teraz tak obco i pusto. Od progu czuć, że coś jest nie tak. Żyję szczątkowo, ponieważ wiele rzeczy mam już spakowanych do pudeł i nie mogę ich ruszać, żeby nie musieć pakować wszystkiego na nowo. Wiesz jak trudno jest, kiedy postanawiasz zrobić gruntowne porządki i dzielisz wszystko na dwie kupki? Ta z rzeczami, które zostawiasz, powinna być malutka, a ta z którymi chcesz się pozbyć powinna być o wiele mniejsza. U mnie było zupełnie na odwrót i musiałem segregować trzy razy, zanim wyzbyłem się sentymentów.
                – Miałem tak z zabawkami, kiedy pakowaliśmy się do Korei. Nagle wszystkie z nich stały się bardzo ważne, nawet jeśli niektórymi w ogóle się nie bawiłem.
                – Jak to możliwe, że jest nam żale czegoś, co do tej pory zdawało się być bezużyteczne?
                – Po prostu jesteśmy materialistami. Są osoby, które nie potrzebują niczego, by żyć szczęśliwie. Mogą wyjechać do innego kraju zaraz w dniu, w którym podjęli taką decyzję i nie będą żałować, a jeszcze bardziej się cieszyć.
                – Jisoo, od kiedy poruszamy takie poważne tematy?
                – Wszystko zawsze się dzieje na ostatnią chwilę.
                – Zanim wyjadę, chciałbym zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie próbowałem – zastanowił się Jeonghan, odwracając się w stronę przyjaciela. Miał ochotę go przytulić, ale zdawało mu się to nie na miejscu, temu też jedynie bawił się skrajem jego koszulki, wciągając małą poduszkę pod głowę, która napatoczyła mu się pod nogi. Bał się jego reakcji, choć Jisoo wcale nie był zły, kiedy go polizał. Często patrzył na to zdjęcie i później chował je bardzo głęboko, aby przypadkiem ktoś z rodziny go nie dopadł. Jego siostra, Minjeong, bardzo lubiła oglądać ich polaroidy, rozpływając się nad pięknem ich przyjaźni. Momentami wyobrażała sobie niewiadomo co, a Jeonghan czuł się co najmniej dziwnie, ponieważ w jego myślach wszystko się sprawdzało. Po cichutku marzył, że Jisoo kryje się zupełnie tak jak on. Podobno z zakochania przechodzi się na etap przyjaźni, a on niekiedy czuł się, jak gdyby jego przyjaciel był nowo poznaną osobą, którą jest niezmiernie zafascynowany i chce ją jak najprędzej poznać.
                – Co takiego? – Jisoo obrócił głowę w jego stronę, wcześniej wpatrując się w niski sufit.
                – Chciałbym się upić. Jeszcze nigdy nie upiłem się do nieprzytomności.
                Młodszy chłopak zesztywniał, słysząc wyznanie przyjaciela.
                – A nie wolałbyś wody cytrynowej z owocami? Mama zrobiła cały dzbanek...
                – Przestań być taki święty, Jisoo – Jeonghan klepnął go w bok, zdmuchując włosy z twarzy.
                – W porządku – pij sobie ile chcesz, ale ja się na to nie piszę.
                – Nie umiesz się bawić.
                – Upijanie się to zabawa? Cudowny tok myślenia, Jeonghan – pochwalił go z widocznym sarkazmem w głosie.
                Długowłosy zbliżył się do niego, obejmując przyjaciela w pasie jedną ręką i kładąc się na brzuchu. Nic więcej nie odpowiedział – skoro Jisoo nie aprobował jego pomysłu, nie zamierzał naciskać. Chciał jedynie spróbować, ale nie będzie grzebać w barku państwa Hong!
                – Gdzie masz nasze zdjęcia? – spytał. Swoje obejrzał już tyle razy, że znał każdy szczegół na pamięć oraz konfiguracje, w jakich je ułożył. Nadszedł czas na kolekcję jego przyjaciela.
                – Zagrzebaj pod łóżkiem, powinieneś znaleźć tam takie małe pudełko.
                Jeonghan niechętnie podciągnął się do góry i zaczął wodzić ręką po ziemi, szukając wspomnianego pudełeczka. Udało mu się na nie trafić, temu też usiadł i wysypał całą jego zawartość pomiędzy nich.
                – Wow, masz o wiele większą kolekcję niż ja – powiedział zaskoczony. – Chyba muszę ci co nieco ukraść – oznajmił, biorąc do rąk najstarsze zdjęcia.
                – Nie ruszaj się – polecił Jisoo, chwytając mały futerał i wyciągając z niego polaroid. - Wyglądasz tak, jak gdyby zasypał cię deszcz zdjęć, dodatkowo światło się ładnie układa... – młodszy obudził w sobie duszę artysty. – Rozepnij trochę te guziki.
                – Ponętnie – mruknął Jeonghan.
                – Przestań w końcu żartować!
                – Ech, Jisoo, jesteś dzisiaj strasznie sztywny – stwierdził długowłosy, wykonując jego polecenie. Nie był jeszcze gotowy, a już błysnęła lampa. Spojrzał na niego ze złością.
                Jisoo usiadł z powrotem na łóżku, lekko potrząsając polaroidem.
                – Wracamy do początków? – spytał długowłosy, spoglądając na młodszego. Kiedy zaczynali, robili zdjęcia tylko i wyłącznie w pomieszczeniach, a od niedawna bardzo polubili plener.
                – Od czasu do czasu możemy.
                – Zagraj mi coś – rozkazał, biorąc mu z ręki wywołujący się polaroid i sięgając po gitarę stojącą na stojaku.
                Rodziny Yoon i Hong miały ze sobą wiele wspólnego, między innymi pedantyczność. Obaj chłopcy musieli mieć nieustanny porządek w pokoju, inaczej ktoś zaraz się za to zabierał. Gdyby nie to, Jeonghan zrobiłby sobie szafę z całego pokoju, a Jisoo wręcz spał z gitarą czy samym jej pokrowcem, w obawie, że może ją w nocy zgnieść lub zrzucić z łóżka. Takie zachowania były jednak niedopuszczalne.
                – Co? – spytał Jisoo, przejmując gitarę i sprawdzając, czy się nie rozstroiła. Jeonghan wiedział, że gdyby była nienastrojona, zwiastowałoby to koniec świata.
                – Co chcesz.
                Młodszy przysunął się do niego i oparł o ścianę. Zaczął wydobywać z instrumentu pojedyncze dźwięki przy pomocy szarpnięć strun, które powoli składały się w całość. Jeonghan pochwycił polaroid i zawiesił go sobie na szyi, czekając, aż zdjęcie, które zrobił mu Jisoo, się wywoła.
                Składało się ono z kolorów i perspektywy, w których długowłosy chciałby, aby młodszy go widział. Mógł się w nie długo wpatrywać, zupełnie tak jak w niektóre swoje zdjęcia, czekając, aż barwy przybiorą ten właściwy odcień. Oboje nabierali wprawy w odpowiednim dopieraniu chwil, a Jisoo powoli sięgał mistrzostwa. Jeonghana coś ukłuło w podbrzuszu, gdy spojrzał na swoją twarz – nie był to przejaw narcyzmu a pojawienie się myśli i nadziei, że jego przyjaciel nie wybrał przypadkowego momentu. Na pierwszy rzut oka polaroid przedstawiał scenę, w której fotograf przerwał mu oglądanie zdjęć – wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że nie miał na sobie spodni, ponieważ po drodze zdążył przewrócić się do kałuży przy kolejnym mocnym pchnięciu Jisoo. Zdjął je na czas pobytu u Jisoo i powiesił, by wyschły, nie chcąc innych, ponieważ za bardzo zgrzał się podczas ich rowerowych wyścigów.
                Bardzo mocno podkolorowywał interpretację zdjęcia, co potęgowała jeszcze muzyka w tle. Kiedy odpływałeś, słyszałeś potęgę pozornie prostego utworu, odkrywałeś jego smaki, które idealnie komponowały się z tym, o czym teraz marzył Jeonghan. Oparł się o ramię Jisoo, wciskając się między ścianę a pudło rezonansowe gitary. Młodszy chłopak nucił coś pod nosem, odwracając głowę w stronę przyjaciela.
                Jeonghan równie dobrze mógłby go teraz pocałować, wystarczyło, że nieco bardziej odchyli głowę i wyciągnie szyję. Jisoo zmrużył lekko oczy, patrząc na niego. Wystarczyła chwilka do tego, co przed chwilą sobie wymarzył długowłosy. Młodszy jednak prędko odwrócił głowę i zajął się swoją gitarą, próbując zagrać szybszą palcówkę i co chwilkę gubiąc nuty.
                Jeonghan się przestraszył i poderwał się z łóżka, łapiąc polaroid do rąk. Teraz on musiał złapać ten idealny moment, kiedy tylko Jisoo przestanie się gubić i znów wpadnie w swój trans. To właśnie była ta jego chwila.
                – Przypomniał mi się Seungcheol – westchnął, próbując wypełnić czymś niezręczną ciszę. Wyraźnie kłamał, ale tylko on sam o tym wiedział – tak na prawdę często myślał o czarnowłosym.
                Jisoo nie odkładał gitary, próbując się skupić – Jeonghan często pozostawiał jego grę bez komentarza. Przyzwyczaił się, że kiedy ten nie prosi go, aby przestał, to znaczy, że sie mu podoba.
                – Właśnie, co z nim? – spytał przesadnie afektowanym tonem. Długowłosy wiedział, że Jisoo coś nie pasuje, ponieważ zdradzał się swoim tonem głosu, zresztą jak zwykle. Zdawał sobie sprawę, że młodszy wyczuł, o co mu chodziło, ale tego nie chciał. Serce przyspieszyło, a on zaczął odczuwać wyraźny dyskomfort.
                – Nie wiem, ale... Chyba go odwiedzę przed wyjazdem – postanowił, a wymyślił to w tej samej chwili, kiedy to powiedział.
                Seungcheol chciałby go pocałować, w końcu pozwoliłby mu na co tylko chce. Bo Jeonghan czuł, że teraz tego potrzebuje. Czarnowłosy pozwolił mu tego zasmakować, a on na siłę starał się go odepchnąć. To nie jest takie łatwe, jak chociażby nauczenie się picia herbaty bez cukru. W tej chwili, w której uświadomił sobie, że z Jisoo to raczej nie wyjdzie, zatęsknił za księciem północy.

                Temu też dwa dni po spotkaniu z Jisoo, kiedy ledwo udawało mu się zasnąć, ponieważ dręczyły go wyrzuty sumienia, spytał taty o adres państwa Choi. Pan Yoon był zaskoczony, ponieważ sądził, że skoro przyjaźnią się z Seungcheolem, na pewno już go nie raz odwiedził. Jeonghan nigdy nie spytał czarnowłosego o właściwy adres, odkąd ten zostawił mu zagadkę ze źle zaszyfrowanym miejscem zamieszkania. Udało mu się wmówić, że go nie potrzebuje, póki nie nasiliły się pewne potrzeby, którym był przeciwny.
                Wierzył, że uda mu się trafić pod odpowiedni dom. Po drodze kupił duży kawałek ciasta, mając nadzieję, że uda mu się nim przekupić Seungcheola. W głowie ułożył sobie już milion scenariuszy, jak wytłumaczy swoją obecność przed drzwiami domu państwa Choi.
                Odnalezienie odpowiedniego budynku było bajecznie proste, wystarczyło spytać panią z ogródka, gdzie znajdzie taki numer działki, kiedy tylko trafił na odpowiednią ulicę. Zbierał się niemalże pół dnia, temu kiedy od mieszkania Choi dzieliło go parędziesiąt metrów, zaczynało się ściemniać.
                Przystanął na moment pod starym dębem, którego jeszcze nie wycięto zapewne z sentymentu. Zgiął się i pozbierał stare żołędzie, zamierzając przejąć taktykę samego Seungcheola – księżniczka na moment zamieni się w księcia.
                Plany poszły w odstawkę, kiedy okazało się, że czarnowłosy nie ma balkonu. Musiał się więc nieźle bawić, wspinając się po barierce państwa Yoon. Jeonghan wziął głęboki wdech i zawahał się z ręką na bramce. W jednej chwili chciał zrezygnować – pewnie nie był tutaj mile widziany. Zaczął na nowo przeżywać fakt, jak zbył Seugcheola, ale w końcu musiał nadejść czas na przeprosiny – lepiej późno niż wcale.
                Wyrzucił żołędzie z kieszeni, otrzepał spodnie i koszulę i zadzwonił do drzwi. Otworzył mu sam Seungcheol, którego oczy w sekundę zwiększyły się dwukrotnie.
                – Jeonghan? – nie wierzył własnym oczom.
                – Witaj, książę.
                Czarnowłosego coś tknęło, kiedy usłyszał to określenie. Miał na sobie jakieś znoszone ubranie, pokapane białą farbą i wyglądał, jak gdyby był w trakcie przemalowywania wnętrza.
                Jeonghan nieporadnie wcisnął mu do rąk reklamówkę z ciastem, a Seungcheol zaprosił go do środka i podał mu kapcie. Był w zbyt wielkim szoku, by go wygonić, a długowłosy cieszył się, że wszystko idzie zgodnie z planem, nawet jeżeli wszelkie scenariusze okazały się zbędne.
                – Co tutaj robisz? – spytał zaskoczony chłopak, prowadząc młodszego do kuchni.
                – Chciałem cię przeprosić za to, że wygoniłem cię wtedy z balkonu i do tej pory się nie odezwałem. Mijaliśmy się na mieście, ale to nie było najlepsze miejsce na przeprosiny i w końcu musiałem zrobić ten krok do przodu.
                – Tęskniłeś? – wyraźnie poruszył brwiami, jednocześnie wyjmując pudełko z ciastem. Jeonghan zauważył jak zaświeciły mu się oczy.
                – Nie.
                – Mogę pokroić? – spytał czarnowłosy, wskazując na ciasto.
                – Pewnie, jest przecież dla ciebie.
                – Chcesz?
                – Troszeczkę.
                Usiedli przy stole, odkrywając smaki poszczególnych warstw ciasta. Jeonghan ciągle dłubał w biszkopcie, nabierając na widelec bardzo mało, ponieważ czuł się niekomfortowo, zwłaszcza, że Seungcheol wcale nie wyglądał aby się złościł.
Obserwował uważnie czarnowłosego, kiedy ten wstał, by zażyć tabletki, które wyciągnął z szafki. Przez moment się wahał, czując na sobie wzrok drugiego chłopaka.
– Jesteś chory? – spytał z ciekawości młodszy.
– Troszkę.
                – A nie jesteś na mnie zły? – odważył się zadać to pytanie.
                – Już nie. Przeprosiłeś mnie nawet. Przepraszam za to ubranie, ale jestem akurat w trakcie przemalowywania pokoju...
                – Pomogę ci – zaoferował długowłosy.
                – Wybrudzisz się.
                – Trudno. Sam malujesz?
                – Tak. Zapewniłem rodziców, że mi się uda i że mają nikogo nie wynajmować. Najwyraźniej mi zaufali, skoro zdecydowali się jechać dzisiaj na tę kolację. Randez-vous.
                – Jaki kolor?
                – Biały. Nie widać? – wskazał na koszulkę i włosy. Rzeczywiście, dopiero teraz Jeonghan dostrzegł malutkie kropelki zaschniętej farby na jego głowie.
                – Co jeśli nie uda ci się tego domyć? Dlaczego nie zrobiłeś sobie tej czapeczki z gazety?
                – Nie umiem. Ale za to ty umiesz składać origami – wskazał na długowłosego widelczykiem.
                – Umiem składać żabki, ale czy czapki dla malarzy...
                – Spróbujesz.
                Seungcheol pognał po stare gazety i zaprowadził Jeonghana do swojego pokoju. Już w przedpokoju śmierdziało świeżą farbą i młodszy chłopak o mało co nie wpadł na brudny wałek.
                – Uważaj! – ostrzegł go czarnowłosy. – Sam ci coś do przebrania, skoro sie zaoferowałeś, tylko musisz potrzymać mi folię.
                Większość mebli została wyniesiona, jednak te, z którymi był o wiele większy problem, na przykład duża szafa, zostały przesunięte na środek pokoju i okryte folią, by się nie wybrudziły. Cała podłoga również została zakamuflowana biało-przezroczystym materiałem.
                – Nie musisz, skoro masz wszystko pozaklejane...
                – Daj spokój. Nie chcę, żebyś zepsuł sobie ciuchy. Przytrzymaj folię, a ja zaraz ci coś wygrzebię.
                Jeonghan bez większego oporu wykonał polecenie. Seungcheol wydawał mu się jakiś przesadnie radosny. Sądził, że od razu wyrzuci go sprzed swoich drzwi i teraz siedziałby już w domu, przeglądając zdjęcia i patrząc na Jisoo grającego na gitarze, ze specyficznym wyrazem twarzy, wyrażającym jednocześnie skupienie i błogość. Byłby zdolny nawet do paru nieprzyzwoitości. Po nieudanej próbie pocałunku rozważał, czy lepiej nie wziąć ze sobą swojego zdjęcia na łóżku wśród polaroidów. Zdecydował jednak, że lepiej je zostawić przyjacielowi – a co tam!
                Uśmiechnął się na widok uśmiechu czarnowłosego. Nie wychodząc do łazienki przebrał się w stare ubrania Seungcheola, a swoje wyrzucił za próg. Starał się ukryć przed sobą, że zrobił to specjalnie.
                – Chciałem wykorzystać twoje techniki – zaczął, przejeżdżając wałkiem po ścianie. – Zebrałem żołędzie, żeby porzucać ci w szybę i wspiąć się po balkonie, póki nie zobaczyłem, że nie masz balkonu.
                Seungcheol zaśmiał się, widząc jego zawiedziona minę. Zachowywał się tak, jak gdyby byli starymi przyjaciółmi, a póki co, Jeonghan nie miał pojęcia jak nazwać ich relację. Byli dobrymi znajomymi, którzy mają za sobą kilka pocałunków, własną baśń i sekrety. Potrzebował nowej nazwy dla tego typu znajomości.
                Odwdzięczył się czarnowłosemu, przejeżdżając mu wałkiem pełnym farby po plecach. Ciało Seungcheola na raz wygięło się w łuk, zaskoczone zagraniem młodszego. Starszy chłopak zaraz mu się odwdzięczył, a Jeonghan przykucnął pod ścianą, starając się obronić przed atakiem farbą.
                – Miałeś mi zrobić czapeczkę! – upomniał się Seungcheol, a długowłosemu udało się uchronić przed byciem pomalowanym.
                – Dobrze, zrobię ci czapeczkę – obiecał tonem mamy mówiącej do swojego obrażonego synka i poszedł po gazety, które zostawili przed progiem. Złożenie czapeczki okazało się dziecinnie proste. Podszedł do Seungcheola i założył mu ją na głowę – w tym też momencie przypomniał mu się moment, kiedy zrobił dla niego żabkę, a czarnowłosy podniósł go i rzucił nim o łóżko. Tym razem jednak odwrócił się ku niemu i zaskoczył go prędkim zdjęciem gumki, trzymającej jego kucyk. Dobrze, że wcześniej powstrzymał się przed pomalowaniem go farbą, ponieważ w tym momencie końcówki na pewno byłyby już brudne.
                W tym momencie Jeonghan już ledwo potrafił sie powstrzymać. Długo na coś takiego czekał. Nie protestował więc, kiedy Seungcheol oparł swoje czoło o jego własne. Cieszył się, że rodziców czarnowłosego nie było w domu. Od stóp do głów przeszedł go przyjemny dreszcz.
                Mina zrzedła mu dopiero wtedy, kiedy uświadomił sobie, że przyszedł do Seungcheola tylko po to, aby pocieszyć się po Jisoo. Zamarł, jednak nie mógł już cofnąć tej chwili. Zaczął w głowie liczyć, który to już raz i ile razy powinno się ich już ukarać. Seungcheol zdawał się być równie spragniony jak Jeonghan. Brakowało mu smaku zielonej herbaty, której z resztą od dawna nie miał w domu – mama przerzuciła się na czarne i białe, jak gdyby dowiedziała się, z czym jej synowi kojarzy się ta jego ulubiona. Ale smak niedawno jedzonego ciasta też mu odpowiadał.
                Bał się szerzej otwierać swoich niemalże dziewiczych ust, lecz został niemalże zmuszony przez wargi Seungcheola. Jego ręce znikąd znalazły się w jego włosach, a czapka z gazety spadła na ziemię zupełnie jak ta żabka origami w pokoju Jeonghana. Długowłosy miewał ostatnimi czasy wiele fantazji, mimo tego, że zero doświadczeń za sobą – może temu, że ostatnio potrzebował czegoś więcej?
                Stare radio, stojące w rogu pokoju, załapało wyraźny sygnał, kiedy oboje znaleźli się na podłodze. Długo starali się je nastroić, aż w końcu ono samo zdecydowało się ustawić, kiedy Jeonghan nieśmiało bawił się gumką spodni Seungcheola. Sam czarnowłosy zaczął składać delikatne pocałunki za jego uchem, idąc w dół po szyi i uśmiechając się do siebie, widząc wyraźną aprobatę młodszego chłopaka. Jedną ręką przytrzymywał jego policzek, a drugą lekko ciągnął go za kosmyki włosów, oplatając je wokół palców. Pozwolił mu delikatnie wcisnąć rękę w spodnie – wręcz się ucieszył, że Jeonghan wraz ze śmieszną chorobą pozbył się swojej nieśmiałości i ani trochę go nie odtrącał, tak jak kiedyś.
                Gdyby nie fakt, że długowłosy wkrótce opuszczał Seul, liczyłby na coś więcej. Ich sekretne schadzki okryłyby się jeszcze większą tajemnicą, co sprzyjałoby rozwojowi kolejnej baśni. Musieliby się pilnować o wiele bardziej. Prócz tego zastanawiał się, co zmotywowało Jeonghana do zaskakujących odwiedzin oraz samo jego dzisiejsze zachowanie. Przestał się zachowywać jak cnotka i coraz bardziej łapczywie domagał się kolejnych pocałunków, aż oboje zaczynali się męczyć. Póki co, musiał rozkoszować się chwilą, że ma go dla siebie chociaż na moment i przytulił go bardzo mocno, wciskając nos w jego długie, pachnące włosy. Jeonghan zaś wodził dłonią po jego plecach, przyjemnie go przy tym drapiąc. Nie zamierzał pytać, co się stało, że tak ochoczo przystał na te pieszczoty, bojąc się zepsuć taką chwilę.

*

                – Jeonghan, dlaczego masz farbę na włosach? – spytał pan Yoon, kiedy chłopak wszedł do kuchni po powrocie od państwa Choi.
                – Malowaliśmy pokój Seungcheola – wzruszył ramionami, niemalże wciskając głowę do lodówki, gdy poczuł, jak zalała go fala ciepła.

*

                Jeonghan nie powiedział Seungcheolowi, kiedy wyjeżdza. Państwa Yoon żegnała tylko najbliższa rodzina, w tym Jisoo oraz ich córka Minjeong, która obiecała, że wkrótce odwiedzi ich w nowym domu. Tyle, że jej obiecanki zazwyczaj przeciągały się do kilku dni czy nawet tygodni. Równie dobrze mogła im powiedzieć, że się cieszy, że w końcu będzie miała spokój i nie zamierza trudzić się drogą do Chin.
                Mieli jeszcze dużo czasu zanim ich samolot wystartuje, temu też Jisoo i Jeonghan wybrali się na ostatni wspólny spacer po lotnisku. Nie wiadomo, kiedy będą mogli się zobaczyć ponownie.
                – Spotkałem się z Seungcheolem – wypalił, kiedy nagle skończyły im się tematy. Długowłosy był całkowicie zakręcony przez tę ogromną przeprowadzkę i niezmiernie stresował się lotem, temu też nie miał ochoty rozkręcać tematu. Długotrwała cisza również mu nie odpowiadała, więc zaczął mówić o czymś, co dręczyło jego umysł odkąd wrócił do domu. Miał też wyrzuty sumienia, że nie powiadomił starszego chłopaka o dacie wyjazdu.
                – I?
                – Zachowywał się tak, jak gdybym był jego dobrym znajomym i zwyczajnie przyszedł w odwiedziny.
                – To znaczy?
                – W ogóle nie był zły. Ani nie wspominał o tym, jak się zachowałem.
                – Może tęsknił.
                Jeonghan popatrzył na Jisoo z politowaniem. W rzeczywistości wcale nie chciał tak na niego patrzeć. Kłamał, mówiąc, że to niedorzeczność. Bo w pewnym sensie cieszył się, że ma pewną władzę. Że już oboje mu z łatwością ulegają, mówią to, co chce usłyszeć i robią wszystko tak, aby się nie zezłościł. Gdyby jeszcze ta manipulacja tak działała na jego rodziców...
                Zeszłej nocy stworzył nową listę związaną z oczekiwaniami co do przeprowadzki do Chin. Kiedy tylko uda mu się pokonać barierę językową i szok kulturowy będzie mógł stworzyć nowego Jeonghana. Już dawno wymazał ze swojej listy słowa „Nie chcę opuszczać Korei, nie chcę mówić, nie chcę uczyć się obcego języka ani nie jestem baśniową księżniczką skrywającą pewien sekret”. Owszem, ciężko było sie ich pozbyć i pozostały tam w jakiejś części w postaci pewnych obaw, ale ich miejsce zastąpiły już nowe podpunkty.
                W Chinach nikt go nie będzie znał, rozpocznie z czystą kartą. Wykreuje swój wizerunek od podstaw, kontrolując to o czym mówi i jak się przedstawia. Nie wiedział jeszcze jednak, jak zostanie przyjęty w swojej nowej klasie – czy zostanie odrzucony jako intruz czy też zyska zainteresowanie poprzez swoje obce pochodzenie. Nie obrażał się też za księżniczkę – może i było to żałosne określenie, ale świadczyło o pewnej kontroli. Był czyjś, a przynajmniej temu komuś zdawało się, że jest jego, skoro wrócił, nawet jeśli swoim zachowaniem zadeklarował, że nic z tego.

*

                Pierwszy dzień w Chongqing był szaleństwem.
                Jeonghan wybrał z walizki swoje najlepsze ciuchy, chcąc iść jak najprędzej zwiedzić nowe miasto. Chongqing nie przeraziło go swoją wielkością, albowiem będąc wychowanym w Seulu żadne dużo miasto raczej cię nie zaskoczy. Szokiem był jednak gwar w innym języku, billboardy, które wydawały się być zapaćkane większą ilością tekstu, na który składały się bardziej skomplikowane znaki oraz sama świadomość, że to nie jest Korea. Tutaj nie bardzo dogadasz się w języku, w którym myślisz.
                Jeonghan znał te dźwięki i rozpoznawał poniektóre znaki. Po prostu zwyczajnie go to przerosło i zdawało mu się, że zapomniał wyjąć z walizki również swojej głowy, w której zapisał wszystkie lekcje z panem Choi oraz notatki, które zrobił w trakcie jego mini wykładów. Rodzice mówili mu, aby nie szedł się włóczyć ledwo po przekroczeniu progu – nawet własnego nowego domu jeszcze do końca nie obejrzał. Musiał się jednak rzucić na głęboką wodę – chodzenie po ulicy, przy której stał budynek z ich nowym mieszkanie, nie było lada wyczynem. On musiał poleźć tam, gdzie miasto zazwyczaj odbywało swoje godziny szczytu. Kij z tym, że najprawdopodobniej straci parę godzin na odnalezienie domu – choć budynki wydawały się znajome, były jednocześnie obce.
                Zastanawiał się, czy przechodnie widzą w nim obcokrajowca – nie wyróżniał się znów zbytnio, ale wewnątrz siebie czuł, jak gdyby bił od niego blask mówiący „Nie jestem Chińczykiem, ratunku”. Niepewnie wymijał ludzi, miętosząc w kieszeni słownik z rozmówkami. Chciał wyjść do sklepu, sprawdzić się, ocenić swoje aktualne umiejętności – wiadomo, że z czasem przyzwyczai się do innego gwaru. Tutaj zdawało mu się, ze nawet samochody spalają benzynę po chińsku i światła przemieniają się w jakichś mandaryńskich konfiguracjach.
                Nie zaszedł daleko – prędko wrócił do domu, nie chcąc próbować na siłę łamać bariery. Tutaj trzeba było stopniowania. Już wiedział, jak mógł czuć się Jisoo, który przyjechał do Korei z Ameryki – on jednak widział również zupełnie inne twarze i całkowicie odmienną kulturę. Podziwiał go, ponieważ on został pokonany w pierwszy dzień wyjścia z domu po pokonaniu lekkiego jet-laga. Prócz tego rodzina Yoon nie bardzo zmieniła strefę czasową – Jeonghan miał taki kaprys, aby kiedyś cofnąć się o całe dwanaście godzin i dać sobie jeden dzień dłużej – dwie godziny w tył prawie niczego nie zmieniły.
                Musiał dać Chongqing trochę czasu, nim się oswoi – nie wyobrażał sobie jednak jak to będzie, kiedy się przyzwyczai. Był w gorącej wodzie kąpany, a zawsze wydawało mu się, że potrafi się opanować. Już sobie planował co kupi Jisoo, a nawet Seungcheolowi. Nie potrafił zasnąć, ponieważ zdawało mu się, że powietrze też jest całkowicie inne, a ten gwar po chińsku kłuł go w uszy. Był silny i wiedział, że da radę. Wszystko jest kwestią czasu.
                Ojciec już wcześniej zapisał go do szkoły. Po dość burzliwej konwersacji z rodzicami udało mu się nakłonić ich do tego, aby nie wysyłali go do żadnej drogiej, prywatnej szkoły. Nie poradziłby sobie a poza tym czułby się nieszczęśliwy, będąc pod jeszcze większą presją niż chińskie dzieciaki uczęszczające tam. On musiał mieć luz, zwłaszcza, że musiał się całkowicie przestawić, myśląc jednocześnie w dwóch językach. Ucieszył się, kiedy rodzice w końcu przystanęli na jego decyzję – w końcu udało mu się ich do czegoś namówić i to bez pomocy Minjeong.
                Momentami zazdrościł siostrze, która została sobie w Korei i nie musiała zamartwiać się dwujęzycznym myśleniem. Humor poprawiała mu jednak inna myśl – to on był krok do przodu; poznawał coś zupełnie innego, żyjąc dwukrotnie intensywniej niż ona sama. Był lepszy – w swoim mniemaniu i w swojej głowie – ale był. Liczyło się to, że mógł się w końcu dowartościować.
               
                Rozpoczęcie roku szkolnego nadeszło szybciej, niż się tego spodziewał. Wydawało mu się, że ma jeszcze dużo czasu, podczas gdy samo meblowanie domu i rozkładanie wszystkich rzeczy zajmowało bardzo dużo czasu, nie więcej jednak niż samo pakowanie, które było katorgą.
                Nie mieszkali już we własnym domu, ale na jednym z niższych pięter wieżowca, przez co Jeonghan źle się czuł wiedząc, że ktoś jest za jego ścianami, nad sufitem i pod podłogą. Zupełnie jak gdyby był osaczony. Miał jednak ogromny balkon z widokiem na niewielki park, co było namiastką ich ogrodu w domu w Seulu. Gdyby tutaj poznał takiego Seungcheola, zapewne nie on byłby księżniczką, ale ten ktoś balkon niżej – nie było już mowy o wspinaniu się czy zeskakiwaniu. Długowłosy sam nie wiedział, czemu miał rodzicom za złe, że wybrali ten wieżowiec – był piękny i nowoczesny, ale zgoła odmienny od tego, w czym się wychował. Mógł jedynie udawać, że to Seul – tutaj również była rzeka – Jangcy – nad którą mógł wybierać się na wycieczki rowerowe. Nie miał jednak jeszcze kompana, ale przynajmniej z wyjazdem poza miasto nie było ciężko. Wszystko się jeszcze zmieni.
                Czuł się jak gdyby rozpoczynał jedynie nowy semestr po letniej przerwie, albowiem w Chinach rok szkolny rozpoczynał się we wrześniu a nie w marcu, tak jak w Korei. Podobno mundurki nie były tak bardzo obowiązkowe jak tam, skąd pochodził i nikt się zasady noszenia ich tak restrykcyjnie nie trzymał, ale skoro wszyscy uczniowie je nosili, nie zamierzał odstawać. Przez pierwsze godziny nie bardzo miał ochotę je zakładać, zwłaszcza, że przywykł do tego, że są bardziej eleganckie – brakowało mu marynarki, dopasowanych spodni; chińscy uczniowie nosili się tak, jak gdyby WF mieli na każdej godzinie lekcyjnej – pewnie nie musieli się nawet przebierać, ponieważ mundurek nadawał się i tu i tu. Ostatecznie przełamał się widząc, jaki ten strój jest wygodny.

                Chongqing było miejscem, które jako pierwsze w tak krótkim czasie dostarczyło mu tyle wrażeń.
                W pierwszy dzień szkoły ojciec podwiózł go pod sam budynek, życząc mu powodzenia. Jeonghan wzruszył się, pierwszy raz od dłuższego czasu słysząc takie miłe i pokrzepiające słowa od swojego ojca, który zwykle denerwował się, kiedy zobaczył jedno małe zagniecenie na jego koszuli. Poprzedniej nocy tak się denerwował, że nawet planował aby zaspać i tam nie iść, ale i tak zbudził się dwie godziny wcześniej, ruszony jakimś dziwnym impulsem, który podpowiedział mu, że apel już się rozpoczął. Podskoczył i gwałtownie otworzył oczy, próbując wyostrzyć wzrok i dostrzec cyfry na swoim budziku i zdenerwowany ponownie okrył się kołdrą widząc, że sam stres płata mu figle.
                Stając przed budynkiem szkoły, kierował się za tłumem innych uczniów, którzy wyglądali na nieco starszych i również rozpoczynali ostatnią klasę, tak jak on. Przyjechał o idealnie porze – nie był ani za wcześnie ani zbyt późno, temu też mógł pozwolić sobie na wmieszanie się w grupę, który poprowadziła go na główny plac szkoły. Wyłapywał dobrze znane mu słowa i prościej skonstruowane zdania – uczniowie opowiadali o wakacjach i innych przyziemnych sprawach, dokładnie jak przy rozpoczęciu roku w Seulu. Ciekawili się, z kim tym razem trafią do klasy i witali ze starymi przyjaciółmi. Jeonghan ominął grupkę, od której usłyszał, że na pewno większość z nich znajdzie się w czołówce, w najlepszej klasie. On ze swoimi ocenami i chęcią do nauki nie miał szans, by dostać się na szczyt.
                Przystanął z boku i obserwował innych uczniów, co chwilkę poprawiając nerwowo ramiączka od plecaka. Wcześniej zdążył się oswoić z językiem tylko przy kasie w supermarkecie. Gwar go trochę przytłoczył ale był pewien, że wkrótce również się oswoi i będzie trajkotał tak, jak reszta. Kiedy udało mu się odnaleźć pocztę podczas wyjścia na obiad z rodzicami, postanowił dać Jisoo jakiś znak życia i wysłać mu pocztówkę. Wybrał największą jaką znalazł i napisał tekst na brudno kilkanaście razy, zanim w końcu zdecydował, że już jest w porządku.
                Wziął plecak, ponieważ nie miał nic innego, do czego mógłby włożyć swoje rzeczy. Poza tym był o wiele wygodniejszy niż jakakolwiek torba. Zamierzał również podejść do kantoru i zamienić swoje oszczędności, ponieważ było to o wiele bardziej opłacalne na miejscu niż w Korei. Prócz tego ojciec obiecał mu naukę jazdy, kiedy tylko oswoi się z nowym miejscem zamieszkania i pozna miasto. Był bardzo podekscytowany, ponieważ umiejętność prowadzenia samochodu znacznie ułatwiłaby życie i mógłby się chwalić, że już ma prawo jazdy.
               
                Dużo uczniów kierowało się w stronę ogromnej tablicy, na której wywieszono listy z tegorocznym składem klas. Udało mu się przecisnąć przez grupkę dziewczyn, by chociaż trochę zobaczyć rozpiskę trzecich klas. Szukał dobrze znanych mu znaków, którymi nauczył się zapisywać swoje imię i nazwisko. O dziwo nie dostał się do tej najsłabszej klasy.
                Na apelu starał się skupić na tym, co mówi dyrektor, kątem oka obserwując uczniów stojących obok niego. Słyszał ciche komentarze o swoich długich włosach, których akurat dzisiaj nie spiął i tym się właśnie wyróżniał. Po apelu miało się odbyć krótkie spotkanie z wychowawcą w ich nowej sali, temu też nawet zahaczył jakąś dziewczynę by zapytać się jej, czy jest z klasy 3-3.
                Liczył na to, że trafił do odpowiedniego pomieszczenia, wahając się przy siadaniu do wolnej ławki przy ścianie. Zarejestrował kilka ciekawskich spojrzeń i nawet parę osób podeszło do niego, by się przywitać.
                – Lepiej zepnij włosy – zaznaczyła dziewczyna, która przedstawiła mu się jako Qian.
                – Możesz powtórzyć? – spytał drżącym głosem, lekko się uśmiechając.
                – Zepnij włosy – powtórzyła, wykonując ruch, jak gdyby ponownie zbierała swoje włosy do kucyka. – Nie jesteś Chińczykiem?
                – Nie. Przeprowadziłem się z Seulu.
                – Właśnie, twoje imię wydawało mi się obce. I akcent nie ten – posłała mu uśmiech. – Nie martw się, nauczymy cię chińskiego.
                – Dzięki. Jestem przerażony – wyznał.
                – Dasz radę.
                Qian poklepała go po ramieniu i wróciła na swoje miejsce, od razu informując resztę o jego sytuacji. Zrozumiał, że w chińskich szkołach panuje zasada, by spinać włosy, ale jak na razie nie miał czym. Zapomniał zabrać ze sobą gumki. Obserwując klasę zauważył, że wszystkie dziewczyny mają kucyka albo splecione warkocze i raczej żaden z chłopaków nie wpadł na pomysł, by wyhodować sobie długie włosy, jak on. Wzruszył mentalnie ramionami – zepnie jutro.
                Cała klasa pokazywała się przy sprawdzaniu obecności, a pani Mao, ich wychowawczyni, indywidualnie przedstawiła Jeonghana, prosząc o ciepłe przyjęcie go, wyrozumiałość i wprowadzenie w chińską kulturę. Stojąc na środku opowiedział o tym, że uczył się języka już wcześniej i dość dużo rozumie, ale nie wszystko. Wiele osób zadeklarowało, że może być jego tłumaczami, zwłaszcza Mei Qi, która wspomniała, że interesuje się koreańskim i zostanie jego osobistą tłumaczką w trudnych chwilach. Jeonghan cieszył się, że został przyjęty z takim entuzjazmem – on nie znał tych ludzi, oni nie znali jego – przepis na czyściutką kartę się sprawdzał. Od teraz zaczynał kreować swój nowy wizerunek.

                – Nie uciekaj! – Qian chwyciła go za ramię, kiedy spotkanie się zakończyło i uczniowie otrzymali plany lekcji.
                Dziewczyna trzymała pod rękę Mei Qi i obie zapraszały go na imprezę, która miała odbyć się w ten piątek z racji tego, że wciąż jest jeszcze ciepło i nie ma problemu ze znalezieniem miejsca.
                – Mam już nawet zarezerwowaną altankę nad rzeką – oznajmiła. – Mimo tego, że większość z nas się już doskonale zna, nie czuj się odrzucony – w końcu oficjalnie należysz do naszej klasy. Poza tym ja zawsze organizuję imprezy na rozpoczęcie roku i nie mogę zerwać z tradycją... Jeżeli nie chcesz – nie zmuszam cię, ale naprawdę byłoby fajnie, gdybyś wpadł. Będzie cały komplet.
                – Przyjdę – odpowiedział długowłosy. Czemu nie? Musiał się integrować z ludźmi, by nie popełnić błędu z Seulu, kiedy przestał się odzywać i wszyscy się od niego odwrócili, ponieważ byli do tego zmuszeni. Tutaj nikt nie miał pojęcia o jego problemie i mógł wyjść nawet na towarzyską osobę.
                – Świetnie! Jutro powiem jeszcze co i jak – ucieszyła się Qian. Mei Qi pożegnała się z nim po koreańsku, jej koleżanka starała się to powtórzyć i wyszło jej bardzo ładnie.
                Pierwsze dni nie były ciężkie, chyba, że dla Jeonghana, który na każdym przedmiocie musiał odpowiadać na te same pytania, którzy zadawali mu nauczyciele w związku z tym, że jest tutaj nowy i nie jest Chińczykiem. Wiele osób w klasie pytało go o różne słowa w języku koreańskim, co zaczynało być męczące, kiedy zaczynali tworzyć swoje własne i sobie żartować. Wiedział, że ta fala za chwilkę minie a on w końcu przestanie opisowo mówić o danej czynności czy rzeczy, gdy zapomni ich nazwy i nie będzie miał problemu z niewyraźnie wypowiedzianymi zdaniami.
                Nauczyciele również upominali go o włosy mówiąc, że tutaj panują takie zasady. Posłusznie spiął je na następny dzień, na kolejny znów zapomniał, ponieważ zaczął dowartościowywać się zachwytami dziewczyn i ogólnie uchodził za króla rebelii, póki nie wpadł na samego dyrektora. Nie widział go ani razu w dzień, kiedy nosił kucyka, ale kiedy naokoło niego nie było żadnej koleżanki z klasy, która podratowałaby go w ostatniej sekundzie spokojnego życia, ten musiał stanąć tuż przed nim.
                – Czy to ty jesteś tym uczniem, który przeprowadził się tutaj z Seulu? – spytał z przesadnym spokojem. Jeonghan zmarszczył lekko brwi, ponieważ zabrzmiało to tak, jak gdyby rozumiał język tylko przesadnie zaakcentowanymi sylabami. Nie zamierzał jednak zbytnio grabić sobie u samego dyrektora już w pierwszym tygodniu, temu też przełknął sarkastyczną odpowiedź, zastępując ją nieco lżejszą.
                – Proszę pana, ja rozumiem, nie musi pan tak sylabizować.
                – Wiem, że rozumiesz – twarz dyrektora wyrażała pewien gniew, którego długowłosy nie był jednak w stanie w pełni zidentyfikować. – Spytałem cię o coś spokojnie. To chyba lepiej, niż gdybym wyleciał na ciebie. W tej szkole panują nieco inne zasady niż w Korei, zapewnie się jeszcze z nimi nie zapoznałeś.
                – Powoli się wszystkiego uczę i dość dużo już wiem.
                – Wspaniale. O ile noszenie mundurków nie jest tak bardzo restrykcyjne, ale i tak wszyscy zdecydowali się przestrzegać tę zasadę, spinanie długich włosów jest obowiązkowe dla dziewcząt. Nie spotkałem się jeszcze tutaj z długowłosym chłopakiem, ty pewnie też, dlatego więc pewnie myślisz sobie, że ciebie ta zasada pomija.
                – Nie, dzisiaj akurat tylko zapomniałem. W Seulu nie jest to obowiązkowe...
                – Właśnie. Dlatego musisz się głębiej zapoznać z zasadami. Jutro cię widzę chociaż w spiętych włosach. Masz tę wyjątkową ulgę tylko dzisiaj ze względu na to, że to twój pierwszy tydzień w chińskiej szkole. Później nie będzie zmiłuj się. Nie licz na to, że zagraniczne pochodzenie daje ci wiele nowych przywilejów.
                Jeonghan wcale nie prosił się o taki wykład. Doskonale wiedział, ze nie będzie traktowany z taryfą ulgową. Może dyrektor pomyślał sobie, że jego włosy to pewien obraz prowokacji?

*

                – Widzisz Jeonghan – przyjechaliśmy do Chongqing i wszystko ci przeszło, a tyle czasu próbowałeś się wyprzeć wyjazdu – zagaił ojciec podczas ich pierwszego obiadu przygotowanego w domu. Z początku mama nie miała czasu, by siedzieć w kuchni, załatwiając z ojcem wszystkie sprawy dotyczące przeprowadzki i nie tylko, temu też chodzili do różnych restauracji, serwujących typowo miejscowe jedzenie, by powoli zacząć przesiąkać Chinami.
                Jeonghan w głębi duszy nie chciał jednak stawać się Chińczykiem. Wolałby, gdyby w ich domu wszystko działo się tak, jak w Seulu – na przykład jedliby kimchi, częstując sąsiadów domowymi przepisami. Dobrze było, że będąc ze sobą mówili po koreańsku, chociaż czasami ojciec namawiał ich, by przestawili się na chiński, aby o wiele łatwiej posługiwać się nim również poza domem. Długowłosy uznawał to za niedorzeczne.
                Udało mu się raz porozmawiać z siostrą, która trochę zazdrościła mu poznawania nowej kultury i języka. Ciągle jednak chwaliła się swoimi osiągnięciami, ponieważ niedawno stała się najlepszą uczennicą w szkole i każdy musiał obowiązkowo poznać drogę jaką pokonała, by wspiąć się na sam szczyt. Rozłączył się, kiedy zaczęła prawic mu morały, gdy powiedział jej o tym, że na szczęście nie dostał się do klasy o najniższym poziomie. Według niego powinna się ucieszyć, że z jego nauką nie było aż tak źle. Przez to nie rozmawiali długo, dlatego jego ojciec powinien być zadowolony, że rachunek za połączenie za granicę nie będzie ogromny.
                Przy okazji odezwał się również do Jisoo, jako że rozmowa z siostrą nie przeciągnęła się tak, jak przypuszczał. Dostał od ojca określoną ilość czasu i zamierzał ją w pełni wykorzystać. Oboje z Jisoo porównywali swoje przeżycia, kiedy przeprowadzili się do nowego państwa. Jeonghan nagle nabrał ochoty, by wybrać się z nim na rower, albo chociaż pójść porobić zdjęcia, nawet w jego pokoju. Niestety nie było takiej możliwości. W przyszłym miesiącu wypadały jego urodziny i po raz pierwszy wiedział, czego sobie zażyczy, kiedy rodzice spytają go o prezent – poprosi o polaroid i mnóstwo filmów. Zamierzał kontynuować tradycję Jisoo w Chongqing i kiedy tylko wróci do Seulu, pokaże mu całe miasto i okolice poprzez swoje własne zdjęcia. Nie chciał zwyczajnego aparatu – wolał coś, do czego o wiele bardziej by się przywiązał.

                Był piątek, dzień w którym miała się odbyć impreza Qian. Jeonghan poinformował rodziców, że raczej długo go nie będzie – ci zaś byli chyba bardziej zadowoleni z jego nieobecności aniżeli z tego, że ich syn prędko znalazł nowych przyjaciół – i został wyciągnięty przez Mei Qi do wspólnych zakupów. Każdy uczestnik imprezy zobowiązany był do przyniesienia ze sobą czegoś do jedzenia i picia. Mei Qi doskonale znała dzielnicę, w której mieszkał długowłosy, albowiem często odwiedzała swoją rok młodszą przyjaciółkę w bloku obok. Oznajmiła, że obowiązkowo stawi się pod jego mieszkaniem, aby zapewnić mu bezpieczny transport. Jeonghan szczerze nie miał pojęcia, gdzie znajduje się altanka nad rzeką Jangcy, w której Qian często organizowała przeróżne spotkania.
               
                Z początku impreza była bardzo sztywna i Jeonghan nie wiele się odzywał, nie móc znaleźć wspólnych tematów. Przysłuchiwał się jedynie swobodnej rozmowie osób, które były ze sobą bliżej niż reszta. Powoli wszyscy włączali się do rozmowy, a długowłosy uczył się nowych zwrotów, domyślając się z kontekstu, co mogą znaczyć. Był pod wrażeniem swoich umiejętności językowych po tych kilku dniach spędzonych w Chonqing – nauczyciele często wyrywali go do odpowiedzi, niemalże całą lekcję wychowawczą był zmuszony do opowiadania o Seulu oraz wymieniania różnic, jakie do tej pory udało mu się dostrzec w mieszkaniu w Chinach i Korei. Tłumaczyli to równoczesnym oswajaniem się z językiem.
                Jeonghan polubił swoją klasę – oczywiście nie znał jeszcze charakteru każdego z osobna, ale żadne nie wydawało się być typowym gburem, suką czy charakterystycznym bad boyem – choć to dopiero początek i pogląd na każde z nich na pewno się zmieni. To on był jak na razie jedną z większych gwiazd, głównie dzięki swoim długim włosom, które specjalnie rozpuścił zaraz po wyjściu ze szkoły.
                – Czemu się nie odzywasz? – spytała Qian, siadając obok niego z ciastkiem w ręku.
                – Słucham co mówią i się uczę – odparł z nieco wymuszonym uśmiechem. Miał idealną wymówkę na to, by czasem posiedzieć cicho. – Kiedy nie do końca rozumiem o co wam chodzi, wolę siedzieć cicho.
                Qian kiwnęła głową i poczęstowała go ciastkiem. Pokręcił głową – nie bardzo przepadał za słodyczami, czekał, aż ktoś dobierze się do słonych krakersów i on również będzie mógł sobie jednego zabrać – jeszcze się bał robić wszystko na własną rękę we wciąż obcym towarzystwie.
                Wrócił do wsłuchiwania się w rozmowę, gdzie kilka osób zaczęło żartować sobie z Mei Qi i o jakimś szkolnym stowarzyszeniu, którego nazwę zrozumiał jako Klub Dziewic. I rzeczywiście był to klub dziewic w sensie dosłownym.
                – Już w nim nie jestem! – zapewniała gorączkowo dziewczyna.
                – Jasne, ostatnio odbyło się pierwsze spotkanie dla nowych i starych członków i ktoś widział cię obok salki klubu – zauważyła Xiao Xiao.
                – A ty od kiedy tak bardzo interesujesz się tym klubem? Zarówno ty jak i połowa osób na tej imprezie spokojnie mogłaby do niego należeć – powiedziała urażona Mei Qi.
                – Co jest takiego złego w tym klubie? – Jeonghan włączył się do rozmowy, będąc ciekawym, dlaczego wszyscy się tak z niego śmieją.
                – Na Klub Dziewic składają się największe świętoszki, które potrafią chodzić za tobą i truć ci o czystości – wyjaśnił prześmiewczo Chong Kun. – Dodatkowo to jedyny klub w szkole, który cieszy się tak dużym poparciem nauczycieli. Reszta z nich działa na własną rękę i za to są bardziej podziwiani przez uczniów.
                – Pierwszy raz o czymś takim słyszę – broniła Mei Qi. – Ale niestety zostałam wyrzucona, więc proszę mnie już nie obrażać. Klub i tak pewnie za chwilkę zostanie rozwiązany, bo każdy się boi chociażby wejść do salki.
                Rozmowa na temat Klubu Dziewic nieco ucichła, kiedy Qian zaproponowała, żeby wszyscy poszli nad rzekę, ponieważ przypomniało się jej, że po coś przyniosła przecież lampiony szczęścia.



                – Dlaczego wszyscy tak źle traktują ten klub? – spytał długowłosy, kiedy zeszli razem z Mei Qi na ubocze, spacerując wzdłuż Jangcy.
                – Chcesz dołączyć?
                – Czemu nie... Chcę się przekonać na własnej skórze, czy jest tam tak tragicznie.
                – Jesteś czysty?
                – Co masz na myśli?
                – Czy jesteś prawiczkiem... Rany, Jeonghan, nie udawaj głupiego.
                – To ty wyrażaj się bardziej precyzyjnie, jestem jeszcze kaleką językową.
                – Wcale mnie nie wyrzucili – wyznała. – Tylko ukrywam się z członkowstwem. Ten klub miał być naprawdę fajną inicjatywą, ale wyszło jak wyszło. Nawet miał mieć inną nazwę, ale ktoś z zewnątrz nas tak ochrzcił i taka przyziemna nazwa się przyjęła.
                – Rozumiem, że zostajesz wyrzucony z klubu kiedy stracisz dziewictwo?
                – Teoretycznie... Osoby z zewnątrz tak myślą i temu wymyślają swoje własne reguły, które niby przestrzegamy w klubie. W rzeczywistości niemalże połowa osób już dawno ma pierwszy raz za sobą, tylko się z tym kryją. Gdyby nie to, że tak źle się o nas mówi, klub byłby idealną przykrywką dla naszej przeszłości, o której nie chcemy wspominać.
                – A jak jest z tobą?
                – Ja jestem czysta. Ukrywam zaś swoje członkostwo, bo nie potrafię opuścić tych ludzi. Zbytnio się do nich przywiązałam. Mam chłopaka, z którym jestem już dość długo, temu łatwiej jest mi wmawiać im, że zostałam wyrzucona.
                – Już nie wiem, komu mam wierzyć – wyznał długowłosy.
                – Wierz mi. W końcu jestem twoim osobistym tłumaczem i będziesz mi płacił zaufaniem – zaśmiała się dziewczyna. – A tak naprawdę to się dopiero przekonasz. Kolejne spotkanie jest w poniedziałek na długiej przerwie. Każde z nas miało zwerbować nową osobę – ja już zadeklarowałam, że nikogo nie przyprowadzę, albowiem ukrywam się z członkostwem, a tutaj niespodzianka!
                – Co wy tam w ogóle w tym klubie robicie?
                – W głównej mierze opowiadamy sobie historie z naszego życia i robimy konkurs na Dziewicę Tygodnia.
                Jeonghan prychnął śmiechem razem z Mei Qi, która również nie mogła się powstrzymać, widząc jego reakcję, bo rzeczywiście, dla osoby niewtajemniczonej brzmiało to śmiesznie.
                – Dziewicą Tygodnia najczęściej zostaje osoba, która była najbliżej utracenia dziewictwa w ostatnim czasie. Ja nie rozumiem, czemu wszyscy z zewnątrz ubierają nas w nieskazitelnie białe szaty.
                – Ja się na to piszę – oznajmił. – Wierzę, że zostanę Dziewicą Tygodnia.
                – Cudowne nastawienie – Mei Qi wzięła go pod rękę i oboje wrócili do swojej klasy, która zajęła się rozdzielaniem lampionów szczęścia. Zbliżała się północ i każde z nich zgodziło się, że to idealna pora by je wypuścić i rozpocząć ostatni rok w szkole.

*

                – Nie wspominałeś, że nie będzie cię tak długo – Jeonghana powitał głos ojca, który siedział na kanapie, kiedy wrócił do domu.
                – Mówiłem, że nie będzie mnie dość długo.
                – Skąd ja mam wiedzieć, ile w twoim mniemaniu jest dość długo?
                – Tato, nie jestem przedszkolakiem.
                – Jeong, posłuchaj mnie – jesteśmy w Chongqing zaledwie dwa tygodnie.
                – Więcej...
                – Nie ważne. Wiadomo o co mi chodzi. To wciąż obce miasto, obcy kraj. Nie znasz jeszcze dobrze chińskich zwyczajów. Kiedy wpadniesz w jakieś kłopoty, nie będę wiedział, gdzie cię szukać a tym sam pewnie jeszcze nie znasz dobrze drogi do domu.
                – Ludzie z klasy zawsze mnie odprowadzają chociaż na naszą ulicę. Od kiedy tak bardzo się o mnie martwisz? Mam znów przestać sie odzywać i ciągle siedzieć tylko u siebie? Wydawało mi się, że chcecie, aby wrócił dawny Jeonghan. I oto jest – staram się wszystko odzyskać, mam już nowych znajomych i dobrze sobie radzę, jeżeli chodzi o język.
                – Nie chcę, abyś na razie tyle się włóczył.
                – Czyli nawet do miasta wyjść nie mogę? Poradzę sobie, umiem spytać od drogę i dużo już rozumiem...
                – Jednym z podpunktów na liście, którą stworzyliśmy z mamą zaraz przed wyjazdem do Chongqing było, że będziemy spędzać więcej czasu razem. Przez te miesiące, kiedy się do nas nie odzywałeś, ciągle również nas unikałeś, dlatego jutro pójdziesz na spacer razem z nami. Spirit Festival również spędzimy wspólnie.
                – Już się umówiłem na ten dzień. Koleżanki opowiedzą mi o chińskiej kulturze. Nie wydaje mi się, abyś ty się na niej tak dobrze znał.
                – Będzie z nami ktoś jeszcze, kto z pewnością opowie ci o wszystkim, o czym sobie tylko zamarzysz. Postanowione już, że idziemy całą rodziną.
                – A co z Minjeong? Czy ona już się nie zalicza do naszej rodziny?
                – Dlaczego starasz się mnie sprowokować?
                – Strasznie mnie denerwujesz tym, że sądzisz, iż bez problemu zgodzę się na to, co ty sobie planujesz. Już jedno poszło po twojej myśli – wyjechałem z wami do Chin zostawiając wszystko, co udało mi się odbudować.
                – Nie chcemy cię stracić, Hannie – pan Yoon nagle zmienił ton. Z ostrego prędko przerodził się w pełen rozpaczy. Długowłosy wiedział jednak, że to wszystko jest kłamstwem – ile razy użyje zdrobnienia jego imienia, tak bardzo rośnie wskaźnik nieprawidłowości. – Minjeong już w pewnej części straciliśmy. Twoja siostra zachowuje się tak, jak gdyby wcale nie miała rodziców a fundację, która zapewnia jej dobre warunki rozwoju i co jakiś czas przesyła pieniądze na życie. Ona jednak koncentruje się na nauce, ty zaś nie, więc możesz przestać od nas uciekać.
                – Dzięki za zniszczenie mi dnia – burknął Jeonghan, kierując się w stronę swojego pokoju.
Ich obecne mieszkanie było mniejsze niż ich dom w Seulu, przez co o wiele łatwiej było wpaść na któregoś z rodziców. Długowłosemu ogromnie to przeszkadzało, zwłaszcza, że nie miał ochoty widywać ich po podobnych sprzeczkach.
Nim położył się do łóżka, zerknął na swój budzik, który wskazywał kilkanaście minut po czwartej nad ranem. Podziwiał swojego ojca, że chciało mu się tyle na niego czekać. Był jednak pewien, że przynajmniej do drugiej w nocy zajmował się papierkową robotą związaną z jego firmą. Przenosiny do innego kraju sprawiły mu wiele kłopotów, ale ciągle zapewniał ich, że cały ten trud tylko na dobre mu wyjdzie.
Jeonghan nie mógł zasnąć, ciągle będąc lekko nabuzowanym. Wypili trochę na imprezie, choć Mei Qi tylko udawała, biorąc parę łyków przy kolegach z klasy i wylewając resztę zawartości butelki do trawy, albo stopniowo dolewając komuś innemu. Długowłosy martwił się, że dziewczyna jest strasznie zakłamana i musi łgać w każdej, nawet najdrobniejszej kwestii. Znał takie uzależnienie.
Dopiero kiedy mu przeszło, zaczął rozważać słowa ojca, kiedy wspomniał o jego siostrze. Rzeczywiście, Minjeong już w pewnej części stracili świadczyły o tym jej obiecanki, kiedy miała przyjechać do Seulu na święta. Ciągle przekładała wizytę, a kiedy już wróciła do domu, posiedziała tam tyle, jak gdyby wpadła tylko na herbatkę. Wybił sobie z głowy współczucie, kiedy uświadomił sobie, że jego rodzice chyba nie wiedzą co to znaczy usamodzielnić się. On i Minjeong nie potrzebują już takiej opieki jak kilka lat wcześniej. Oboje byli im wdzięczni za pieniądze i dom, ponieważ obiadem zajmowała się ich gospodyni, ale żadne z nich nie musiało się już tak lepić do mamy czy do taty. Bez problemu mogli odejść na więcej niż kilka kroków od nich.
                Jeonghan próbował spać jak najdłużej tylko mógł, aby uniknąć spaceru z rodzicami. Był pewien, że jeżeli wyleży sie do trzeciej, nie będą go już wyciągać. Bardzo chciał wrócić już do Korei, nawet jeżeli podobało mu się w Chinach. Powoli zaczynał tęsknić za jedzeniem ze swojego ojczystego kraju, ale miał nadzieję, że znajdzie tutaj restaurację, w której będzie mógł zamówić sobie coś chociaż je przypominające. Najbardziej poirytowany był jednak zachowaniem rodziców, którzy ponownie o wszystko się czepiali – liczył na to, że po przeprowadzce do Chongqing wszystko się zmieni - najwyraźniej się przeliczył.
*
                Po lekcjach w poniedziałek miało się odbyć kolejne spotkanie Klubu Dziewic. Jeonghan poprzedniego dnia poważnie zastanawiał się, czy aby na pewno nie byłoby lepiej, gdyby poinformował Mei Qi, że nici z jej nowego towarzysza. Uznał ten klub za niepoważny, nawet jeżeli nic jeszcze o nim nie wiedział i niczego nie doświadczył. Dziewczyna wydawała sie być jednak zadowolona, temu też postanowił, że dzisiejszy dzień o wszystkim przesądzi.
                – Musimy się powłóczyć po parterze albo posiedzieć na stołówce, dopóki wszyscy sobie nie pójdą – oznajmiła Mei Qi, machając swoim koleżankom z klasy 3-2.
                – To może ja też pójdę do domu? – zaproponował nieśmiało Jeonghan.
                – Obiecałeś mi coś!
                – Ale to bez sensu – zaśmiał się z dozą bezsilności.
                – Co jest bez sensu?
                Ten klub. I tak mnie śmieszy, więc nie ma sensu, abym się tam nawet zjawiał. Nie rozumiem jego konceptu...
                – Potraktuj to jako klub dyskusyjny i już będziesz miał koncept.
                – Naprawdę nie mogę iść do domu?
                – Nie.
                – Nie jestem prawiczkiem, nie wpasowuję się w regulamin, nie mogę tam iść.
                – Zapomniałaś, co ci wczoraj mówiłam? Dużo osób również jest po.
                – Ile to jest dużo osób?
                Mei Qi zamyśliła się i zaczęła niepewnie liczyć na palcach.
                – Cztery...?
                – W chuj dużo.
                – Zawsze coś! Jeonghan, nie daj się prosić – zobaczysz, że ci się spodoba. Na pewno masz w zanadrzu jakieś historie z Korei.
                – Może i mam, ale nie chcę się nimi dzielić.
                – Dlaczego? Nic prawdziwego nie wychodzi poza klub.
                – Właśnie. Pewnie za chwilkę dowiem się niestworzonych rzeczy na swój temat.
                – Nie, nie. Nie o to mi chodziło. Ludzie z zewnątrz myślą, że my tylko i wyłącznie planujemy, jak przekonać ludzi, że seks przedmałżeński jest zły, temu nikt nie wie, o co tak naprawdę chodzi w Klubie Dziewic.
                Tak jak sobie Jeonghan postanowił, jego pierwsze spotkanie miało o wszystkim przesądzić. Przemknęli korytarzem do pustej klasy, w której siedziały już trzy osoby, które długowłosy nie do końca kojarzył, ale za to one dobrze kojarzyły jego samego, głównie ze względu na włosy. Dzisiaj pamiętał o tym, aby je spiąć, bojąc się konfrontacji z dyrektorem.
                – Nazywam się Yoon Jeonghan – przedstawił się, kiedy Mei Qi przestała się już chwalić, że jej udało się kogoś przyprowadzić. – Chodzę do 3-3 i nie mam pojęcia, dlaczego zgodziłem się tutaj przyjść.
                – Najwyraźniej ukrywasz w sobie coś, czym chętnie byś się z kimś podzielił, ale okłamujesz się, że wcale tak nie jest – powiedziała pewnie Xuan Yi, która przywitała się z nim już na wstępie, zanim w salce pojawili się wszyscy obecni członkowie Klubu Dziewic.
                Jeonghan wzruszył jedynie ramionami. Być może Xuan Yi miała rację. W końcu nie każdy jednocześnie bije się o względy dwóch osób, dodatkowo tej samej płci.
                – Tylko mi nie mówcie, że to jakieś kółko psychologiczne – westchnął innych chłopak, który również był tutaj pierwszy raz. Przedstawił się jako Wu Zhou.
                – Nasz klub ma największe poparcie ze strony nauczycieli i samego dyrektora tylko ze względu na plotki krążące po szkole. Owszem, nie jest to klub jakichś pornomaniaków, zazwyczaj wykonujemy zadania, które pierwotnie wprowadzono do naszego klubu, jak różne lekcje dla dzieci z podstawówki, odwiedziny w szkołach specjalnych i tym podobne. Ale jesteśmy przyjaciółmi i jednocześnie zwyczajnymi uczniami, którzy uwielbiają ciekawe historie, dlatego stworzyliśmy coś takiego jak Dziewica Tygodnia – główna przedstawicielka klubu wstała z ławki, na której wcześniej siedziała, aby wszyscy nowi dobrze ją widzieli. – Zapomniałam się przedstawić – syknęła i chwyciła się za głowę. – Nazywam się Amber Liu i również nie jestem rodowitą Chinką, więc Jeonghan – zwróciła się ku długowłosemu. – Nie jesteś sam.
                Koreańczyk pomyślał sobie, że idealnie się dopełniają – Amber miała bardzo krótkie włosy i w ogóle się nie malowała – nawet nie próbowała robić tego po kryjomu jak inne dziewczyny. Sama jej mało dziewczęca uroda i budowa ciała sprawiały, że można było ją z daleka pomylić z chłopakiem. Jeonghan zaś łamał zasady i nosił długie włosy, co było nieco sprzeczne ze zwyczajami tutejszych szkół.
                Wzmianka o charytatywnej działalności przypomniała Jeonghanowi dzień, kiedy pogodził się z Jisoo. Była to przerwa zimowa, a pani poleciła mu, aby w końcu wyszedł spotkać się ze znajomymi i zintegrował z ludźmi podczas zbiórki dla domu opieki. Gdyby nie ona, zapewne nadal by milczał i nigdy by nie wpadł na to, aby odruchowo zgodzić się na zostanie nowym członkiem Klubu Dziewic.
                – Dołączyłam do Klubu Dziewic pod koniec pierwszej klasy i nadal nie rozumiem, czym kierował się jego założyciel – zamyśliła się. – W każdym razie my całkowicie zmieniliśmy jej koncept. Niemalże podczas każdego spotkania ktoś z nas opowiada relację ze swojego życia miłosnego. To jest czasem naprawdę ekscytujące. Pomimo tego, że nazwaliśmy tę grę Dziewicą Tygodnia, zazwyczaj trwa to dłużej, bo żadne z nas nie znajduje sobie co tydzień nowego obiektu westchnień, chyba, że się mylę i są tutaj takie rewelacje.
                – A co dostaje taka Dziewica Tygodnia?
                – Bon na worek ryżu?
                – Naprawdę?
                – Nie. Nic nie dostaje. Ma świadomość, że jest górą.
                – W takim razie ja wychodzę – Wu Zhou wystawił rękę na pożegnanie, ale został zatrzymany przez Xuan Yi.
                – Niszczysz mi reputację! – to właśnie ona go tutaj przyprowadziła i nie zamierzała mu pozwolić na to, aby zaniżył jej rangę w Klubie Dziewic.
                Pierwsze spotkanie było bardzo sztywne, albowiem nie zrobili nic więcej poza przerywaniem przemowy Amber. Jako że nowi członkowie mieli jeszcze luz, a ci starsi żadnych historii do opowiedzenia, przewodnicząca nie zamierzała ich dłużej zatrzymywać. Obecnie klub liczył dziewięciu członków i Amber była nawet zadowolona, ponieważ był to dopiero środek pierwszego miesiąca nowego roku szkolnego. Jeonghan przypatrywał się, jak Mei Qi tworzy nową listę członków – wpierw jednak pokłóciły się z Amber, kto zajmuje pierwsze miejsce i ostatecznie wygrała przewodnicząca, ponieważ to ona była tutaj najważniejsza. Prócz tego na liście znaleźli się Wu Zhou, Xuan Yi i Yan z trzeciej klasy oraz Minghao, Zhu oraz Shuan z drugiej klasy.
   
*

                – I jak, Jeonghan? Przyjdziesz na kolejne spotkanie? – Mei Qi przysiadła się do ławki długowłosego na przerwie po drugiej, wtorkowej lekcji.
                – Nie?
                – Dlaczego? – spytała urażona.
                – Nadal nie rozumiem konceptu Klubu Dziewic – powiedział nieco ściszonym tonem, ponieważ rozmowa o klubie wśród ludzi, którzy lubili sobie z niego żartować, nie była najlepszym pomysłem. – Poza tym – to jest po prostu śmieszne.
                – Ale jesteś – mruknęła.
                – Ale jesteś – przedrzeźnił ją. Już nie bał się dokuczać kolegom z klasy, tak jak chociażby w pierwszym tygodniu szkoły. Mimo wszystko i tak wolał nie przyznawać się do swojej obecności na pierwszym spotkaniu Klubu Dziewic, odkąd zawsze słyszał nieprzychylne uwagi o nim. Chciał, żeby w nowej szkole dobrze go postrzegano – w końcu w głównej mierze dlatego tak skrzętnie wymazywał swoją listę z Korei. Wyrobił już sobie dobrą opinię na WFie, gdzie doskonale poradził sobie ze sprawdzianem z celności podczas gry w kosza. Dziewczyny nie chciały grać razem z nimi, dlatego zostały dołączone do klasy 3-2 – na uciechę Mei Qi, która miała tam cały zastęp koleżanek – a oni wybierali drużyny wraz z chłopakami z 3-4, z którymi Jeonghanowi udało się już złapać dość dobry kontakt.
                – Co ci szkodzi?
                – Równie dobrze mogę porozmawiać z przyjaciółmi na temat moich ostatnich wyczynów i będzie to samo.
                – Ale nie będzie tej pewnej świadomości, że to nie tylko zwykłe opowiadanie. W Klubie Dziewic to swego rodzaju rywalizacja.
                – Kiedy powiem znajomym, że robimy konkurs na Dziewicę Tygodnia i każdy opowie jakąś gorącą historyjkę, będzie to samo.
                – Czy za każdym razem będziemy się tak przegadywać?
                – Tak. I za każdym razem irytujesz mnie coraz bardziej. Kiedy przygotowywałem się do wyjazdu, postanowiłem sobie, że nie będę już taki uległy.
                – Jeonghan, zastanawiałeś się, czy na pewno jesteś facetem? Może idź do łazienki i zajrzyj w majteczki, czy przypadkiem nie ma na nich niczego czerwonego.
                – Ale śmieszka z ciebie. Co to ma do rzeczy?
                – Marudny jesteś.
                – Idź już do swojej ławki, okay? Poza tym w poniedziałki mam dodatkowe zajęcia z pisania. Może w końcu nie będę musiał pożyczać od was zeszytów.
                – Z kim?
                – Z panią Feng.
                – Nie wydaje mi się, żeby pani Feng miała zajęcia w poniedziałki...
                – Idziesz czy nie?
                Mei Qi obrzuciła go niezbyt zadowolonym spojrzeniem, po czym przewróciła oczami i wróciła do siebie.

                O ile Jeonghan dobrze rozumiał mowę i składnię zdań, wciąż miał problemy z pisaniem, dlatego niemalże codziennie musiał pożyczać zeszyty od znajomych z klasy, by nadrobić notatki. Lubił brać je od Qian, ponieważ bardzo podobało mu się jej pismo i było łatwe do rozczytania, ale nie mógł wiecznie na niej pasożytować. Nauczycielka języka chińskiego dostrzegła jego problem i zaproponowała mu, że pomoże mu z pisaniem na jej zajęciach dodatkowych.

1 komentarz:

  1. Damn, damn, damn...to jest genialne...CHCE NASTEPNA CZESC!! Eh tez chce umiec tak pisac ;_______; jak mozesz byc tak dobra? To wgl legalne??

    OdpowiedzUsuń